Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   PO 4 latach zmierz Laskowi brzoz

PO 4 latach zmierz Laskowi brzoz

Data: 2014-03-10 20:51:31
Autor: Mark Woydak
PO 4 latach zmierz Laskowi brzoz


Naukowcy mówią „dość” i biorą sprawy w swoje ręce. Sprawdzą w końcu, gdzie
stoi smoleńska brzoza

Naukowcy zajmujący się sprawą katastrofy smoleńskiej postanowili wykonać na
własne potrzeby jedną z podstawowych dla śledztwa czynności.

    Ekipa złożona z dwóch polskich fizyków i geodety pracuje w Smoleńsku
nad dokładnym pomiarem położenia brzozy, która miała spowodować oderwanie
części lewego skrzydła tupolewa

- informuje „Nasz Dziennik”.

Wyjazd do Smoleńska to wynik debaty, jaką wśród naukowców rozpoczęły
doniesienia prof. Chirsa Cieszewskiego. Naukowiec w czasie II Konferencji
Smoleńskiej przedstawił badania, które dowodzą, że słynna brzoza w
Smoleńsku była złamana już przed 10 kwietnia. Wśród naukowców rozpoczęła
się dyskusja – część przyjmowała tezy Cieszewskiego, część oponowała. W
związku z tym, że do dziś opinia publiczna nie poznała oficjalnych badań
dotyczących dokładnej lokalizacji brzozy naukowcy postanowili sami pojechać
do Smoleńska i zbadać, gdzie drzewo stoi.

Wraz z geodetą pojechał prof. Andrzej Wiśniewski oraz prof. Marek Czachor,
którzy są zaangażowani w organizację konferencji smoleńskich.

    O ile nie mamy dostępu do wraku czy oryginałów czarnych skrzynek, o
tyle brzoza jest łatwo dostępna. Zamiast analizować zdjęcia, można
przyjechać i przy pomocy stosunkowo prostych pomiarów ustalić jej położenie

- tłumaczy prof. Andrzej Wiśniewski z Instytutu Fizyki PAN, jeden ze
współorganizatorów konferencji.

    Wciąż nie znamy prawdy o tym, co się stało w Smoleńsku, ale jeśli
chcemy ją poznać, to musimy przede wszystkim wyeliminować błędne tropy, a
skupić się np. na dziwnym zachowaniu samolotu po komendzie „odchodzimy”

– dodaje prof. Czachor, który – jak informuje „ND” - złożył wniosek o grant
naukowy na badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Gazeta przypomina, że „pomiary geodezyjne prowadzili już na miejscu
katastrofy i w rejonie brzozy w grudniu 2011 r. biegli powołani przez
prokuraturę wojskową prowadzącą śledztwo, ale są one niedostępne”.

„Nasz Dziennik” opisując pomiary wykonane przez geodetę wskazuje:

    Wykonano kilkadziesiąt bezpośrednich pomiarów, często tę samą odległość
sprawdzano kilkoma metodami. Warunki były trudne, bo po zimowych roztopach
wszystko pokryło się błotem. Niekiedy, z miarką, trzeba się było
przedzierać przez gęste krzewy, w których nie dało się zastosować dalmierza
laserowego, bo jego promień załamywał się na gałęziach. W trakcie prac
naukowcy wchodzili nawet na dach altanki Bodina. Sam lekarz smoleńskiego
pogotowia przez jakiś czas przyglądał się pracom.

Prof. Czachor, który w Smoleńsku był po raz pierwszy, wskazuje, że dzięki
pracom geodezyjnym mógł na własne oczy zobaczyć miejsce tragedii.

    Dopiero na miejscu widać to, czego nie ma na żadnym zdjęciu czy zdjęciu
satelitarnym. Na przykład, jak wielkie są różnice wysokości w tym rejonie.
Chciałem się też na własne oczy przekonać, jak wyglądał las, który został
wycięty przez tupolewa tuż przed uderzeniem w ziemię. Według zdjęć
satelitarnych samolot zrobił przecinkę w największym skupisku drzew w
okolicy. Na zdjęciach i filmach z miejsca katastrofy wydaje się, że nie ma
drzew. Zawsze słyszeliśmy o tym, że samolot uderzył w miękki, podmokły
grunt. To nieprawda, uderzył w gęsty las, w którym było bardzo dużo grubych
drzew. Na zdjęciu sprzed katastrofy widać, że tak samo gęsta jest sąsiednia
część lasu, ta koło betonowej drogi, która nie została wycięta, dlatego tak
chciałem ją zobaczyć

– mówi fizyk.

Dodaje, że „samolot zanim uderzył w ziemię, wyciął około setki drzew, z
tego co dziesiąte jest porównywalne z brzozą smoleńską”. W jego ocenie
należy sprawdzić, czy „już wtedy pnie mogły rozpruć kadłub”.

Data: 2014-03-11 12:42:19
Autor: MarkWoydak
PO 4 latach zmierzą Laskowi brzozę
PiS-owski PSYCHOPATA podpisujący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Pity bez umiaru
denaturat i pędzony ze zgniłych buraków samogon z 3-ciego tłoczenia dokonaly
calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla niego
ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich
chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze
starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Ten
posraniec po całonocnym fistingu z podobnym sobie indywidium wylazł z nory i
znów zasrywa grupę z rozwalonego odbytu. Módlmy się bracia i siostry!
Nadzieja na pełny powrót do zdrowia psychicznego tego osobnika jest
niewielka, a nawet bliska zera ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy
modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata! Niech dobry Mzimu ma w
opiece jego bliskich!

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1u2v0ytc7ag1$.17k4w6tlysuyd.dlg40tude.net...


Naukowcy mówią „dość” i biorą sprawy w swoje ręce. Sprawdzą w końcu, gdzie
stoi smoleńska brzoza

Naukowcy zajmujący się sprawą katastrofy smoleńskiej postanowili wykonać na
własne potrzeby jedną z podstawowych dla śledztwa czynności.

   Ekipa złożona z dwóch polskich fizyków i geodety pracuje w Smoleńsku
nad dokładnym pomiarem położenia brzozy, która miała spowodować oderwanie
części lewego skrzydła tupolewa

- informuje „Nasz Dziennik”.

Wyjazd do Smoleńska to wynik debaty, jaką wśród naukowców rozpoczęły
doniesienia prof. Chirsa Cieszewskiego. Naukowiec w czasie II Konferencji
Smoleńskiej przedstawił badania, które dowodzą, że słynna brzoza w
Smoleńsku była złamana już przed 10 kwietnia. Wśród naukowców rozpoczęła
się dyskusja – część przyjmowała tezy Cieszewskiego, część oponowała. W
związku z tym, że do dziś opinia publiczna nie poznała oficjalnych badań
dotyczących dokładnej lokalizacji brzozy naukowcy postanowili sami pojechać
do Smoleńska i zbadać, gdzie drzewo stoi.

Wraz z geodetą pojechał prof. Andrzej Wiśniewski oraz prof. Marek Czachor,
którzy są zaangażowani w organizację konferencji smoleńskich.

   O ile nie mamy dostępu do wraku czy oryginałów czarnych skrzynek, o
tyle brzoza jest łatwo dostępna. Zamiast analizować zdjęcia, można
przyjechać i przy pomocy stosunkowo prostych pomiarów ustalić jej położenie

- tłumaczy prof. Andrzej Wiśniewski z Instytutu Fizyki PAN, jeden ze
współorganizatorów konferencji.

   Wciąż nie znamy prawdy o tym, co się stało w Smoleńsku, ale jeśli
chcemy ją poznać, to musimy przede wszystkim wyeliminować błędne tropy, a
skupić się np. na dziwnym zachowaniu samolotu po komendzie „odchodzimy”

– dodaje prof. Czachor, który – jak informuje „ND” - złożył wniosek o grant
naukowy na badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Gazeta przypomina, że „pomiary geodezyjne prowadzili już na miejscu
katastrofy i w rejonie brzozy w grudniu 2011 r. biegli powołani przez
prokuraturę wojskową prowadzącą śledztwo, ale są one niedostępne”.

„Nasz Dziennik” opisując pomiary wykonane przez geodetę wskazuje:

   Wykonano kilkadziesiąt bezpośrednich pomiarów, często tę samą odległość
sprawdzano kilkoma metodami. Warunki były trudne, bo po zimowych roztopach
wszystko pokryło się błotem. Niekiedy, z miarką, trzeba się było
przedzierać przez gęste krzewy, w których nie dało się zastosować dalmierza
laserowego, bo jego promień załamywał się na gałęziach. W trakcie prac
naukowcy wchodzili nawet na dach altanki Bodina. Sam lekarz smoleńskiego
pogotowia przez jakiś czas przyglądał się pracom.

Prof. Czachor, który w Smoleńsku był po raz pierwszy, wskazuje, że dzięki
pracom geodezyjnym mógł na własne oczy zobaczyć miejsce tragedii.

   Dopiero na miejscu widać to, czego nie ma na żadnym zdjęciu czy zdjęciu
satelitarnym. Na przykład, jak wielkie są różnice wysokości w tym rejonie.
Chciałem się też na własne oczy przekonać, jak wyglądał las, który został
wycięty przez tupolewa tuż przed uderzeniem w ziemię. Według zdjęć
satelitarnych samolot zrobił przecinkę w największym skupisku drzew w
okolicy. Na zdjęciach i filmach z miejsca katastrofy wydaje się, że nie ma
drzew. Zawsze słyszeliśmy o tym, że samolot uderzył w miękki, podmokły
grunt. To nieprawda, uderzył w gęsty las, w którym było bardzo dużo grubych
drzew. Na zdjęciu sprzed katastrofy widać, że tak samo gęsta jest sąsiednia
część lasu, ta koło betonowej drogi, która nie została wycięta, dlatego tak
chciałem ją zobaczyć

– mówi fizyk.

Dodaje, że „samolot zanim uderzył w ziemię, wyciął około setki drzew, z
tego co dziesiąte jest porównywalne z brzozą smoleńską”. W jego ocenie
należy sprawdzić, czy „już wtedy pnie mogły rozpruć kadłub”.



Data: 2014-03-12 04:30:14
Autor: stevep
PO 4 latach zmierzą Laskowi brzozę
W dniu .03.2014 o 02:51 Mark Woydak <mark.woydak@forst.gm.de> pisze:


Do budy kundlu.


--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

PO 4 latach zmierz Laskowi brzoz

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona