Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   PO-lityczne sondaże

PO-lityczne sondaże

Data: 2011-03-07 23:51:37
Autor: Inc
PO-lityczne sondaże
  

Z Marcinem Paladem, politologiem, współzałożycielem Polskiej Grupy Badawczej, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz

- Od jesiennych wyborów parlamentarnych dzieli nas pół roku, jednak w lutym media niemalże zwariowały na punkcie coraz to nowszych sondaży wskazujących na poparcie dla partii politycznych...

-  Czasowe natężenie badań sondażowych jest zjawiskiem, które obserwowaliśmy już w poprzednich latach. Zwykle zbiegało się ono z momentem “trudnym” dla środowisk tworzących główne partie proestablishmentowe, wpisane w pookrągłostołową mozaikę polityczną. Było i - jak się wydaje - wciąż jest instrumentem służącym załagodzeniu wstrząsów i kreowaniu alternatywy pozwalającej utrzymać linię transformacji ustrojowej po 1989 roku.

- Większość ostatnich artykułów prasowych opartych na sondażach mówiła, że “PiS (jest) coraz bliżej Platformy Obywatelskiej”. Czy PiS faktycznie jest takie mocne, a media rzetelnie o tym informują, czy chodzi raczej o postraszenie Polaków “groźbą” przejęcia władzy przez Jarosława Kaczyńskiego, a sondaże mają stać się jedynie spoiwem elektoratu PO?

- Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że polskie sondaże preferencji społeczno-politycznych na tle innych tego typu badań w Europie charakteryzują się wyjątkowym brakiem precyzji.  Do wyników pomiarów publikowanych przez firmy zrzeszone w OFBOR trzeba podchodzić wyjątkowo ostrożnie, a w wielu przypadkach traktować je jako news z rubryki rozrywkowej. Do tego dochodzi sposób prezentowania owych “wytworów sondażopodobnych” w mediach. To kolejny element obserwowanej patologii. Bardzo często można odnieść wrażenie, że wiodące media wstrzykują Polakom wyniki badań preferencji wyborczych, odpowiednio skomentowane przez stałych dyżurnych socjologów i politologów, by kreować sympatie i antypatie polityczne. Jeden z istotnych fragmentów potężnej maszyny inżynierii społecznej działa nad Wisłą bez zarzutów. W świetle powyższego odpowiedź na pytanie, czy PiS dogoniło PO lub czy PO wyraźnie prowadzi z PiS-em, nie ma większego znaczenia, skoro sondaże w Polsce pozbawione są walorów informacyjnych. Rządzących i opozycję Polacy zweryfikują w jesiennych wyborach.

- A jak, Pańskim zdaniem, wygląda obecnie mapa politycznych prferencji?

- Wedle posiadanej przeze mnie wiedzy oraz stosując sprawdzone od lat modele korygujące, początek marca przynosi stan względnej równowagi w poparciu dla PO i PiS. Dwie główne partie mogłyby liczyć na około 30 proc. głosów. SLD ma problemy z przebiciem się przez poziom 16-17 proc., a PSL sytuuje się sporo nad pięcioprocentowym progiem wyborczym. Pozostałe ugrupowania o reprezentacji na Wiejskiej mogą tylko pomarzyć. Pamiętajmy jednak, że do wyborów parlamentarnych  mamy jeszcze sporo czasu. Przed współrządzącą PO kilka trudnych miesięcy z wirtualnym budżetem, wzrastającymi szybko kosztami utrzymania polskich rodzin, spowodowanych podwyżkami podatków i drożyzną wywołaną spekulacyjnym pompowaniem towarów, w  tym żywności na giełdach. To wcześniej czy później musi przełożyć się na zwiększone niezadowolenie Polaków. A wtedy powtórzenie manewru z 2007 roku - przy wykorzystaniu „salonowego” straszenia PiS-em przez PO - wcale nie musi zakończyć się sukcesem. Pustoszejące kieszenie mogą znacznie zmniejszyć liczebność klubu dobrze wykształconych i usytuowanych z dużych miast.

- Kto stoi za znanymi ośrodkami badania opinii publicznej w Polsce?

- Pomimo kilkunastu latach obserwacji “dokonań” rodzimej socjometrii oraz kilku latach aktywnego przebywania na rynku sondażowym, nie potrafię niestety precyzyjnie odpowiedzieć, kto stoi za znanymi ośrodkami.  Bo jak rozumiem, pytanie dotyczy nie tyle struktury własnościowej firm, co nieformalnych powiązań. Natomiast z całą pewnością mogę powiedzieć, że w tym środowisku zdecydowanie dominują osoby o poglądach lewicowo-liberalnych. Wiele z nich karierę rozpoczynało w PRL-owskich latach 80. Czy za całkowity zbieg okoliczności należy uznać fakt, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat czołowe firmy badawcze w Polsce w sondażach przedwyborczych z reguły niedoważały kandydatów prawicy i przeważały kandydatów lewicy, pozostawiam czytelnikom “NP”.

- Według CBOS-u największym zaufaniem cieszy się Bronisław Komorowski, za nim plasuje się Grzegorz Napieralski i dopiero na trzeciej pozycji Donald Tusk. Chodzi tu o podkreślenie fenomenu Napieralskiego czy sondaże te służą raczej wewnętrznej walce w PO?

- W PO da się wyróżnić co najmniej trzy duże obozy. Pierwszy z nich tworzą stronnicy premiera Tuska, drugi marszałka Schetyny, a trzeci prezydenta Komorowskiego. Jak przystało na dużą partię będącą u władzy, wspomniane grupy rywalizują ze sobą bądź zawierają koalicje jednych przeciwko drugim dla realizacji celów doraźnych i długofalowych. Jednym z takich celów jest różne orientowanie się na powyborcze konfiguracje. Na tym polu obserwujemy zbliżenie grupy prezydenta Komorowskiego i marszałka Schetyny z obozem lewicy Napieralskiego w opozycji do obozu Donalda Tuska. O ile ci pierwsi skłaniają się ku możliwej koalicji PO-SLD, o tyle ludzie premiera skłonni są utrzymać na kolejne cztery lata koalicję z PSL. Dodatkowo obsada personalna Kancelarii Prezydenta działaczami dawnej Unii Wolności, takich jak Jan Lityński czy Tadeusz Mazowiecki z jednej, a Tomasz Nałęcz z drugiej strony, świadczyć może o przygotowywanym w zaciszu gabinetów Pałacu Namiestnikowskiego planie koalicji historycznego kompromisu. Paradoksalnie, to zwolennicy takiego rozwiązania powinni trzymać kciuki za słaby wynik wyborczy PO, bo to otwierałoby drogę do znalezienia partnera potrzebnego do arytmetycznej większości w Sejmie. Na horyzoncie, w ramach nurtu “okrągłostołowego”, nie widzę innej siły niż SLD. Umiejętne żonglowanie wynikami sondaży może być w realizacji zamiarów dużego i małego pałacu bardzo pomocne. Trudno dziś rozstrzygnąć, która ze stron umiejętniej wykorzysta słupki poparcia.

- Czy nasze ośrodki badania opinii publicznej spełniają kryteria wiarygodności?

- Niestety, polska socjometria jest pod tym względem w Europie na szarym końcu. I mimo że ta sytuacja ma miejsce od lat, obserwuję utrzymujące się samouwielbienie branży i przekonanie, że winni są wszyscy, w tym kłamiący respondenci, z wyjątkiem samych firm. Głosy krytyczne w tej materii takich osób, jak dr Włodzimierz Petroff, Stanisław Remuszko czy mojej skromnej osoby, były i są ignorowane. Od lat po zakończeniu wyborów w Polsce nawołujemy do debaty, w tym w mediach, na temat sondaży politycznych i za każdym razem efekt jest taki sam – zamiatanie problemu pod dywan. Ostatnio opublikowany audyt firm OFBOR, który poza nielicznymi wyjątkami nie przebił się do opinii publicznej, to moim zdaniem zabieg czysto propagandowy. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę skład komisji, która miała ocenić wyniki pomiarów w kampanii prezydenckiej. Wszystko odbywa się w socjometryczno–medialnej rodzinie i nikt nikomu nie zrobi krzywdy. Mówiąc o medialnej, mam na myśli wiodące media, takie jak TVN, „Gazeta Wyborcza” czy „Rzeczpospolita”. Wszystkie one korzystają z wyników sondaży dużych firm i podjęcie problemu braku precyzji tych pomiarów byłoby przyznaniem się do kupowania towaru o wątpliwej jakości. A co za tym idzie, nie działałoby korzystnie na wizerunek tych mediów. Pozostaje jeszcze kwestia chęci do przeciwdziałania patologiom na styku sondaże–media klasy politycznej. To, że nie są tym zainteresowane środowiska tworzące dziś SLD czy PO, wcale mnie nie dziwi. Ale po sondażowym zwycięstwie Donalda Tuska w wyborach prezydenckich 2005 roku wyczuwało się atmosferę do “przewietrzenia” grupy trzymającej sondaże. Przypomnę, że pojawiła się propozycja powołania przy Państwowej Komisji Wyborczej komórki, która na dużych próbach realizowałaby badania preferencji politycznych. A także pomysł, by wzorem rozwiązań francuskich zakazać publikacji wyników sondaży w kampanii wyborczej. W pierwszym przypadku chodziło o zdemonopolizowanie rynku, w drugim - o powstrzymanie sondażowego szaleństwa. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zarówno w pierwszy, jak i w drugi projekt byłem zaangażowany. Niestety dezercja miała miejsce w partii, która mogła najwięcej – czyli w PiS-ie. Ludzie, którzy storpedowali pomysł, woleli nie wchodzić w konflikt z establishmentem. Stali się jego częścią, otrzymując w zamian spełnienie chorobliwego parcia na szkło.

- Ciekawostką przy całym sondażowym zamieszaniu jest jeszcze Polska Jest Najważniejsza. Co prawda nie ma prawa nawet do używanej nazwy, ale dzięki lansowaniu przez mainstreamowe media ocierają się o próg wyborczy.

- To środowisko miało stać się lepszą twarzą centroprawicy zdominowanej przez demonizowanego Jarosława Kaczyńskiego. Zabieg przy wykorzystaniu nieformalnych układów koleżeńskich szarych eminencji PJN z mediami nie przyniósł jednak spodziewanych efektów. Partia Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest formacją rozjechaną programowo, wewnętrznie niespójną z liderami, a właściwie liderkami pozbawionymi charyzmy. Swoją drogą proszę zwrócić uwagę, że zainteresowanie mediów sprowadza się, poza inicjatywą Janusza Palikota, wyłącznie do partii obecnych na Wiejskiej. PJN ma 2-3 razy wyższe poparcie od Prawicy Rzeczpospolitej, Unii Polityki Realnej czy Wolności i Praworządności, ale czy to oznacza, że inne niż PJN oferty na centroprawicy nie mają pomysłu na Polskę?

- Dziękuję za rozmowę.

Marcin Palade, politolog, autor opracowań i analiz z zakresu preferencji społeczno-politycznych i geografii wyborczej w Polsce. W 1997 roku założył Ośrodek Badań Wyborczych, a od 2003 roku współtworzył Polską Grupę Badawczą. PGB trzykrotnie zwyciężyła w rankingu Centrum Smitha w zakresie zgodności wyników sondaży z wynikami wyborów i jako jedyna przewidziała zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich w roku 2005

PO-lityczne sondaże

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona