Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   POlityczna kronika kryminalna

POlityczna kronika kryminalna

Data: 2014-02-02 21:02:15
Autor: Mark Woydak
POlityczna kronika kryminalna


W państwie Tuska afera goni aferę, a sprzedajnych urzędników przybywa

Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli poprzednie wcielenie Platformy
Obywatelskiej, rządził Polską niespełna rok (od stycznia do grudnia 1991
r.), ale przez ten czas jego działacze zasłużyli sobie na miano “aferałów”.
Rok rządów Bieleckiego, Lewandowskiego i innych kolegów Tuska był bowiem
okresem wysypu afer i skandali, z którymi państwo polskie sobie nie
radziło.

Podobna atmosfera towarzyszyła kilku późniejszym ekipom rządowym, zwłaszcza
w momencie ich politycznego zmierzchu. Rząd Buzka, a potem rząd Millera
odchodziły w niesławie nie tylko ze względu na błędną politykę, ale przede
wszystkim z powodu powszechnego poczucia złodziejstwa, korupcji i
bezkarności ludzi władzy, co przełożyło się na gwałtowny spadek poparcia
wyborców. Wszystko wskazuje na to, że rząd Donalda Tuska wszedł na tę samą
drogę.


Polityczna kronika kryminalna

Seria wiadomości z ostatnich miesięcy jest porażająca.

Kwiecień: marszałek województwa podkarpackiego Mirosław Karapyta (PSL)
został zatrzymany – prokuratura postawiła mu siedem zarzutów korupcyjnych.

Sierpień: do sądu trafił akt oskarżenia wobec siedmiu osób, w tym byłej
dyrektorki Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych oraz dwojga
innych pracowników Ministerstwa Środowiska, oskarżonych o to, że za łapówki
napisali trzem spółkom wnioski o koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego,
które następnie sami rozpatrywali.

 Wrzesień: prokuratura postawiła ośmiu osobom, w tym czterem żołnierzom,
zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawiania
przetargów na ochronę obiektów 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku.

 Również wrzesień: prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz (były członek
PiS) został prawomocnie skazany na 3,5 roku więzienia za przyjęcie łapówek
w wysokości prawie 100 tys. zł od prezesów miejscowego Zakładu Energetyki
Cieplnej i dostarczyciela opału do spółki komunalnej.

 I jeszcze raz wrzesień: prezydent Tarnowa Ryszard Ścigała (popierany przez
PO) został aresztowany pod zarzutem przyjęcia 50 tys. zł łapówki od jednej
z firm budowlanych.

 Wszystkie te informacje dają smutne świadectwo poziomu moralnego ludzi
aparatu państwowego III RP. Ale też wskazują, iż pod rządami koalicji
PO-PSL istnieje specyficzna atmosfera cichego przyzwolenia na korupcję i
złodziejstwo – w przeciwieństwie do rządów PiS, które zasiały strach wśród
potencjalnych łapówkarzy i aferzystów, m.in. przez utworzenie Centralnego
Biura Antykorupcyjnego.

 Od Sawickiej do Drzewieckiego

 Na początku rządów Platformy wydawało się, że Donald Tusk wyciągnął wnioski
z afery posłanki Beaty Sawickiej, która tuż przed wyborami w 2007 r. była
potężnym ciosem w jego partię. Ba, Tusk nawet urządził dla swoich posłów
pokaz nagrań z ukrytej kamery CBA z Sawicką w roli głównej, by przestrzec
ich przed podobnymi zachowaniami. Równocześnie pozostawił Mariusza
Kamińskiego na stanowisku szefa CBA, choć w swojej Kancelarii zainstalował
też posłankę Julię Piterę, która szybko stała się głównym krytykiem
Kamińskiego.

Pierwsze przypadki korupcji czy choćby “konfliktu interesów” w swoim
otoczeniu premier Tusk potrafił jeszcze piętnować. Wiceminister zdrowia
Krzysztof Grzegorek stracił posadę już w czerwcu 2008 r., gdy prokuratura
postawiła mu zarzuty korupcyjne dotyczące okresu, gdy kierował Zespołem
Opieki Zdrowotnej w Skarżysku-Kamiennej (ostatecznie został skazany na rok
i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu), a dolnośląski senator Tomasz Misiak
został usunięty z PO, gdy okazało się, że pracował nad ustawą stoczniową,
dzięki której jego spółka podpisała z Agencją Rozwoju Przemysłu umowę na
szkolenie zwalnianych pracowników stoczni w Gdyni i Szczecinie.

 Nie były to jednak postacie szczególnie istotne dla obozu władzy, więc
można je było bez wahania poświęcić dla celów wizerunkowych. Prawdziwy
sprawdzian intencji premiera nadszedł w październiku 2009 r., gdy media
ujawniły aferę hazardową. Jej głównymi bohaterami okazali się ważni
politycy Platformy: szef klubu parlamentarnego Zbigniew Chlebowski, a
przede wszystkim minister sportu i jednocześnie skarbnik PO Mirosław
Drzewiecki. Tusk w końcu zdecydował się na ich odwołanie i wyrzucenie z
partii, lecz równocześnie usunął ze stanowiska Mariusza Kamińskiego, a poza
tym wykorzystał pretekst, by pozbyć się z rządu wicepremiera Grzegorza
Schetyny. Potem skanalizował prace sejmowej komisji śledczej, stawiając na
jej czele Mirosława Sekułę, dzięki czemu koalicyjna większość przyjęła w
końcu raport stwierdzający, iż żadnej afery nie było. Na dodatek w kwietniu
2011 r. warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie afery
hazardowej, gdyż prokuratorzy nie doszukali się przestępstwa w żadnym z
czterech wątków śledztwa – zarówno korupcyjnych, jak i dotyczących
nieprawidłowości w procesie legislacyjnym czy “załatwiania” posady w
zarządzie Totalizatora Sportowego (miesiąc później decyzję tę zatwierdziła
Prokuratura Apelacyjna).

 Kolesie nie do ruszenia

 Tamtą aferę, za którą nikt nie poniósł prawnej odpowiedzialności, można
uznać za swoisty “Rubikon Tuska”. Lider Platformy przekroczył wówczas
granice obłudy, a jego zachowanie można było uznać za komunikat dla
podwładnych wszystkich szczebli: wiem, że kradniecie i bierzecie łapówki,
ale róbcie to tak, żeby nie dać się złapać. Taką postawę premiera
potwierdziły kolejne przypadki dotyczące osób z jego bliskiego otoczenia.

 Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk przyszedł na to
stanowisko prosto z Polskiej Telefonii Cyfrowej. CBA wykryło, że odchodząc
z PTC Bondaryk otrzymał odprawę w wysokości 1,5 mln zł i zarzuciło mu
ukrywanie tych dochodów. Sam szef ABW odmówił udostępnienia CBA swojej
umowy z byłym pracodawcą. Kolejna sprawa, w której pojawiło się nazwisko
Bondaryka, dotyczyła zakupu przez niego od PTC służbowego audi, gdy był już
szefem ABW. Według biegłych i świadków, wartość samochodu mogła być
zaniżona nawet o 90 tys. zł, a wycenę sfałszowano. W maju 2011 r. zajmujący
się tą sprawą prokurator został odsunięty od prowadzenia wszystkich spraw
przez przełożoną z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Mimo nagłośnienia tej
afery przez media premier nie zdecydował się na odwołanie Bondaryka.
Uczynił to dopiero na początku 2013 r. z zupełnie innych powodów.

 W lipcu 2009 r. “Super Express” ujawnił, iż rzecznik prasowy rządu Paweł
Graś od 13 lat nie płaci za wynajmowanie willi, w której mieszka, a która
należy do obywatela Niemiec. Zaraz potem “Rzeczpospolita” napisała, że
polityk i jego żona od 2003 r. zasiadali w zarządzie spółki Agemark
należącej do tego samego Niemca. W listopadzie 2009 r. warszawska
prokuratura wszczęła śledztwo mające wyjaśnić, czy Graś podał nieprawdę w
oświadczeniach majątkowych (chodziło o to, kiedy polityk zasiadał w
zarządzie spółki: tylko przed objęciem funkcji w rządzie, czy także
później, czego zabrania ustawa antykorupcyjna), jednak umorzyła je w
kwietniu 2010 r. “z braku dowodów”. W trakcie postępowania pojawiło się
jednak podejrzenie fałszowania podpisów Grasia w dokumentach spółki już po
jego wejściu do rządu i sprawa ta została wyłączona do odrębnego śledztwa,
które przekazano Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Postępowanie to
zakończyło się umorzeniem “w wyniku stwierdzenia, że podpisy nie były
sfałszowane”, a zatem prokuratura potwierdziła, iż minister kłamał. Od tego
ustalenia Graś złożył odwołanie, a nawet skargę do prokuratora generalnego,
ale w marcu 2012 r. krakowska Prokuratura Apelacyjna odrzuciła jego
wniosek. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała jednak, że nie ma podstaw
do wznowienia sprawy oświadczeń majątkowych Grasia, który do dziś pozostaje
jednym z najbliższych współpracowników premiera.

 Posłowie z immunitetem

 Bezkarni mogą się czuć nie tylko członkowie rządu, ale i posłowie partii
rządzącej. Na początku 2008 r. tygodnik “Wprost” ujawnił aferę
Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie,
w którego radzie nadzorczej zasiadał poseł PO Miron Sycz. W czerwcu 2007 r.
do funduszu trafił wniosek o dofinansowanie budowy wiaty edukacyjnej.
Złożyło go założone przez Sycza Środkowoeuropejskie Centrum Szkolenia
Młodzieży. Już miesiąc później WFOŚiGW przyznał stowarzyszeniu 40 tys. zł
dotacji. Okazało się jednak, że ziemia, na której miała powstać wiata, to
prywatna działka posła, a Centrum w momencie wnioskowania o dotację nie
miało do niej żadnych praw. Także sama budowa była nielegalna, bo działka
została odrolniona dopiero w grudniu 2007 r. – już po zakończeniu budowy i
podpisaniu umowy z WFOŚiGW. Po ujawnieniu tej sprawy posła zawieszono w
prawach członka klubu PO, a Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wszczęła
śledztwo, które jednak w grudniu 2008 r. zostało umorzone. W obecnej
kadencji Sycz, który jest działaczem Związku Ukraińców w Polsce, kieruje
sejmową Komisją Mniejszości Narodowych i Etnicznych.

 Warto też przypomnieć historię nieco starszą, bo sięgającą jeszcze czasów,
gdy Platforma nie rządziła, ale równie wymowną. Poseł Waldy Dzikowski, były
wiceprzewodniczący PO oraz lider tej partii w Wielkopolsce, przez 11 lat
(1990-2001) był wójtem gminy Tarnowo Podgórne. W październiku 2006 r.
Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu wysłała do Prokuratury Krajowej wniosek o
uchylenie mu immunitetu poselskiego, by postawić mu zarzut korupcyjny na
podstawie zeznań poznańskiego przedsiębiorcy, który twierdził, że od 1992
r. musiał dawać łapówki, by wygrywać przetargi na budowy i dostawać
zlecenia od gminy Tarnowo Podgórne. Jedną z łapówek miało być
wyremontowanie przez przedsiębiorcę domu obecnego posła, co kosztowało ok.
50 tys. zł. Dzikowski do dziś odrzuca te zarzuty, nie chciał jednak zrzec
się immunitetu, a w styczniu 2007 r. Sejm (głosami PO i SLD) nie zgodził
się na jego uchylenie. Prokuratura umorzyła więc postępowanie wobec niego,
natomiast skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko jego współpracownikom
z gminy. Dzikowski pozostaje więc bezkarny tylko dzięki decyzji Tuska, z
którym razem działali jeszcze w KLD.

 Wałbrzych – Polska w pigułce

 Nie mniejszą obłudę Platforma wykazała w przypadku prawdziwego “zagłębia”
afer, jakim okazał się Wałbrzych. W grudniu 2010 r. wybory na prezydenta
miasta ponownie wygrał kandydat tej partii Piotr Kruczkowski, ale jeszcze
przed drugą turą sztab wyborczy jego konkurenta, Mirosława Lubińskiego,
zawiadomił prokuraturę o korupcji wyborczej, jakiej dopuścił się sztabu
Kruczkowskiego, senator PO Roman Ludwiczuk. Ludwiczuk miał proponować
pełnomocnikowi sztabu wyborczego Lubińskiego Longinowi Rosiakowi stanowisko
wicestarosty wałbrzyskiego, a jego żonie pracę w jednej ze spółek miejskich
oraz atrakcyjny wyjazd na wakacje, jeśli Rosiak przejdzie na stronę
kandydata PO. Lokalne media ujawniły pełne wulgaryzmów nagranie tej
rozmowy, dokonane potajemnie przez Rosiaka. W rezultacie Ludwiczuk
zrezygnował z członkostwa w Platformie. Śledztwo w sprawie korupcji
wyborczej wszczęła Prokuratura Okręgowa w Świdnicy, która zarzuciła
organizowanie i uczestnictwo w procederze “kupowania głosów” 11 osobom,
m.in. Stefanosowi Ewangielu, miejskiemu radnemu PO i prezesowi
Wałbrzyskiego Związku Wodociągów i Kanalizacji. W marcu 2011 r. śledztwo w
sprawie Ludwiczuka zostało przeniesione do Prokuratury Okręgowej w
Szczecinie, która w grudniu umorzyła postępowanie, choć wcześniej
potwierdziła autentyczność nagranej rozmowy z Rosiakiem. Co prawda w
rezultacie afery dolnośląski zarząd PO rozwiązał struktury partyjne w
Wałbrzychu, a Kruczkowski stracił fotel prezydenta. Jednak w
przedterminowych wyborach w sierpniu 2011 r. zwyciężył kolejny kandydat PO
Roman Szełemej, dzięki czemu cały układ personalny stworzony za rządów
Kruczkowskiego pozostał na stanowiskach, a były prezydent trafił nawet do
rady nadzorczej spółki prowadzącej wałbrzyską strefę ekonomiczną.

 Kongres Liberalno-Demokratyczny zszedł z polskiej sceny politycznej w
niesławie jako partia “aferałów”. Jego następczyni, Platforma Obywatelska,
powoli zmierza w tym samym kierunku. Moralny i wizerunkowy upadek PO
zapewne nie będzie tak szybki, jak KLD, ale z pewnością będzie znacznie
bardziej spektakularny, bo i skala zepsucia ludzi władzy jest dziś
nieporównanie większa niż 20 lat temu.

Data: 2014-02-03 19:15:20
Autor: MarkWoydak
POlityczna kronika kryminalna
PiS-owski PSYCHOPATA podpisujący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Pity bez umiaru
denaturat i pędzony ze zgniłych buraków samogon z 3-ciego tłoczenia dokonaly
calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla niego
ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich
chwilach! Nie ma on nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze
starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Ten
posraniec po całonocnym fistingu z podobnym sobie indywidium wylazł z nory i
znów zasrywa grupę ze swego rozwalonego odbytu. Módlmy się bracia i siostry!
Nadzieja na pełny powrót do zdrowia psychicznego tego osobnika jest
niewielka, a nawet bliska zera ale spełnijmy chrześciański obowiązek!
Wznośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata! Niech dobry Mzimu
ma w opiece jego bliskich!

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1hyszzhs6jdok.byinvdgxvhio.dlg40tude.net...


W państwie Tuska afera goni aferę, a sprzedajnych urzędników przybywa

Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli poprzednie wcielenie Platformy
Obywatelskiej, rządził Polską niespełna rok (od stycznia do grudnia 1991
r.), ale przez ten czas jego działacze zasłużyli sobie na miano “aferałów”.
Rok rządów Bieleckiego, Lewandowskiego i innych kolegów Tuska był bowiem
okresem wysypu afer i skandali, z którymi państwo polskie sobie nie
radziło.

Podobna atmosfera towarzyszyła kilku późniejszym ekipom rządowym, zwłaszcza
w momencie ich politycznego zmierzchu. Rząd Buzka, a potem rząd Millera
odchodziły w niesławie nie tylko ze względu na błędną politykę, ale przede
wszystkim z powodu powszechnego poczucia złodziejstwa, korupcji i
bezkarności ludzi władzy, co przełożyło się na gwałtowny spadek poparcia
wyborców. Wszystko wskazuje na to, że rząd Donalda Tuska wszedł na tę samą
drogę.


Polityczna kronika kryminalna

Seria wiadomości z ostatnich miesięcy jest porażająca.

Kwiecień: marszałek województwa podkarpackiego Mirosław Karapyta (PSL)
został zatrzymany – prokuratura postawiła mu siedem zarzutów korupcyjnych.

Sierpień: do sądu trafił akt oskarżenia wobec siedmiu osób, w tym byłej
dyrektorki Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych oraz dwojga
innych pracowników Ministerstwa Środowiska, oskarżonych o to, że za łapówki
napisali trzem spółkom wnioski o koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego,
które następnie sami rozpatrywali.


Wrzesień: prokuratura postawiła ośmiu osobom, w tym czterem żołnierzom,
zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i ustawiania
przetargów na ochronę obiektów 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku.



Również wrzesień: prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz (były członek
PiS) został prawomocnie skazany na 3,5 roku więzienia za przyjęcie łapówek
w wysokości prawie 100 tys. zł od prezesów miejscowego Zakładu Energetyki
Cieplnej i dostarczyciela opału do spółki komunalnej.



I jeszcze raz wrzesień: prezydent Tarnowa Ryszard Ścigała (popierany przez
PO) został aresztowany pod zarzutem przyjęcia 50 tys. zł łapówki od jednej
z firm budowlanych.



Wszystkie te informacje dają smutne świadectwo poziomu moralnego ludzi
aparatu państwowego III RP. Ale też wskazują, iż pod rządami koalicji
PO-PSL istnieje specyficzna atmosfera cichego przyzwolenia na korupcję i
złodziejstwo – w przeciwieństwie do rządów PiS, które zasiały strach wśród
potencjalnych łapówkarzy i aferzystów, m.in. przez utworzenie Centralnego
Biura Antykorupcyjnego.



Od Sawickiej do Drzewieckiego



Na początku rządów Platformy wydawało się, że Donald Tusk wyciągnął wnioski
z afery posłanki Beaty Sawickiej, która tuż przed wyborami w 2007 r. była
potężnym ciosem w jego partię. Ba, Tusk nawet urządził dla swoich posłów
pokaz nagrań z ukrytej kamery CBA z Sawicką w roli głównej, by przestrzec
ich przed podobnymi zachowaniami. Równocześnie pozostawił Mariusza
Kamińskiego na stanowisku szefa CBA, choć w swojej Kancelarii zainstalował
też posłankę Julię Piterę, która szybko stała się głównym krytykiem
Kamińskiego.

Pierwsze przypadki korupcji czy choćby “konfliktu interesów” w swoim
otoczeniu premier Tusk potrafił jeszcze piętnować. Wiceminister zdrowia
Krzysztof Grzegorek stracił posadę już w czerwcu 2008 r., gdy prokuratura
postawiła mu zarzuty korupcyjne dotyczące okresu, gdy kierował Zespołem
Opieki Zdrowotnej w Skarżysku-Kamiennej (ostatecznie został skazany na rok
i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu), a dolnośląski senator Tomasz Misiak
został usunięty z PO, gdy okazało się, że pracował nad ustawą stoczniową,
dzięki której jego spółka podpisała z Agencją Rozwoju Przemysłu umowę na
szkolenie zwalnianych pracowników stoczni w Gdyni i Szczecinie.



Nie były to jednak postacie szczególnie istotne dla obozu władzy, więc
można je było bez wahania poświęcić dla celów wizerunkowych. Prawdziwy
sprawdzian intencji premiera nadszedł w październiku 2009 r., gdy media
ujawniły aferę hazardową. Jej głównymi bohaterami okazali się ważni
politycy Platformy: szef klubu parlamentarnego Zbigniew Chlebowski, a
przede wszystkim minister sportu i jednocześnie skarbnik PO Mirosław
Drzewiecki. Tusk w końcu zdecydował się na ich odwołanie i wyrzucenie z
partii, lecz równocześnie usunął ze stanowiska Mariusza Kamińskiego, a poza
tym wykorzystał pretekst, by pozbyć się z rządu wicepremiera Grzegorza
Schetyny. Potem skanalizował prace sejmowej komisji śledczej, stawiając na
jej czele Mirosława Sekułę, dzięki czemu koalicyjna większość przyjęła w
końcu raport stwierdzający, iż żadnej afery nie było. Na dodatek w kwietniu
2011 r. warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie afery
hazardowej, gdyż prokuratorzy nie doszukali się przestępstwa w żadnym z
czterech wątków śledztwa – zarówno korupcyjnych, jak i dotyczących
nieprawidłowości w procesie legislacyjnym czy “załatwiania” posady w
zarządzie Totalizatora Sportowego (miesiąc później decyzję tę zatwierdziła
Prokuratura Apelacyjna).



Kolesie nie do ruszenia



Tamtą aferę, za którą nikt nie poniósł prawnej odpowiedzialności, można
uznać za swoisty “Rubikon Tuska”. Lider Platformy przekroczył wówczas
granice obłudy, a jego zachowanie można było uznać za komunikat dla
podwładnych wszystkich szczebli: wiem, że kradniecie i bierzecie łapówki,
ale róbcie to tak, żeby nie dać się złapać. Taką postawę premiera
potwierdziły kolejne przypadki dotyczące osób z jego bliskiego otoczenia.



Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk przyszedł na to
stanowisko prosto z Polskiej Telefonii Cyfrowej. CBA wykryło, że odchodząc
z PTC Bondaryk otrzymał odprawę w wysokości 1,5 mln zł i zarzuciło mu
ukrywanie tych dochodów. Sam szef ABW odmówił udostępnienia CBA swojej
umowy z byłym pracodawcą. Kolejna sprawa, w której pojawiło się nazwisko
Bondaryka, dotyczyła zakupu przez niego od PTC służbowego audi, gdy był już
szefem ABW. Według biegłych i świadków, wartość samochodu mogła być
zaniżona nawet o 90 tys. zł, a wycenę sfałszowano. W maju 2011 r. zajmujący
się tą sprawą prokurator został odsunięty od prowadzenia wszystkich spraw
przez przełożoną z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Mimo nagłośnienia tej
afery przez media premier nie zdecydował się na odwołanie Bondaryka.
Uczynił to dopiero na początku 2013 r. z zupełnie innych powodów.



W lipcu 2009 r. “Super Express” ujawnił, iż rzecznik prasowy rządu Paweł
Graś od 13 lat nie płaci za wynajmowanie willi, w której mieszka, a która
należy do obywatela Niemiec. Zaraz potem “Rzeczpospolita” napisała, że
polityk i jego żona od 2003 r. zasiadali w zarządzie spółki Agemark
należącej do tego samego Niemca. W listopadzie 2009 r. warszawska
prokuratura wszczęła śledztwo mające wyjaśnić, czy Graś podał nieprawdę w
oświadczeniach majątkowych (chodziło o to, kiedy polityk zasiadał w
zarządzie spółki: tylko przed objęciem funkcji w rządzie, czy także
później, czego zabrania ustawa antykorupcyjna), jednak umorzyła je w
kwietniu 2010 r. “z braku dowodów”. W trakcie postępowania pojawiło się
jednak podejrzenie fałszowania podpisów Grasia w dokumentach spółki już po
jego wejściu do rządu i sprawa ta została wyłączona do odrębnego śledztwa,
które przekazano Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Postępowanie to
zakończyło się umorzeniem “w wyniku stwierdzenia, że podpisy nie były
sfałszowane”, a zatem prokuratura potwierdziła, iż minister kłamał. Od tego
ustalenia Graś złożył odwołanie, a nawet skargę do prokuratora generalnego,
ale w marcu 2012 r. krakowska Prokuratura Apelacyjna odrzuciła jego
wniosek. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała jednak, że nie ma podstaw
do wznowienia sprawy oświadczeń majątkowych Grasia, który do dziś pozostaje
jednym z najbliższych współpracowników premiera.



Posłowie z immunitetem



Bezkarni mogą się czuć nie tylko członkowie rządu, ale i posłowie partii
rządzącej. Na początku 2008 r. tygodnik “Wprost” ujawnił aferę
Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie,
w którego radzie nadzorczej zasiadał poseł PO Miron Sycz. W czerwcu 2007 r.
do funduszu trafił wniosek o dofinansowanie budowy wiaty edukacyjnej.
Złożyło go założone przez Sycza Środkowoeuropejskie Centrum Szkolenia
Młodzieży. Już miesiąc później WFOŚiGW przyznał stowarzyszeniu 40 tys. zł
dotacji. Okazało się jednak, że ziemia, na której miała powstać wiata, to
prywatna działka posła, a Centrum w momencie wnioskowania o dotację nie
miało do niej żadnych praw. Także sama budowa była nielegalna, bo działka
została odrolniona dopiero w grudniu 2007 r. – już po zakończeniu budowy i
podpisaniu umowy z WFOŚiGW. Po ujawnieniu tej sprawy posła zawieszono w
prawach członka klubu PO, a Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wszczęła
śledztwo, które jednak w grudniu 2008 r. zostało umorzone. W obecnej
kadencji Sycz, który jest działaczem Związku Ukraińców w Polsce, kieruje
sejmową Komisją Mniejszości Narodowych i Etnicznych.



Warto też przypomnieć historię nieco starszą, bo sięgającą jeszcze czasów,
gdy Platforma nie rządziła, ale równie wymowną. Poseł Waldy Dzikowski, były
wiceprzewodniczący PO oraz lider tej partii w Wielkopolsce, przez 11 lat
(1990-2001) był wójtem gminy Tarnowo Podgórne. W październiku 2006 r.
Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu wysłała do Prokuratury Krajowej wniosek o
uchylenie mu immunitetu poselskiego, by postawić mu zarzut korupcyjny na
podstawie zeznań poznańskiego przedsiębiorcy, który twierdził, że od 1992
r. musiał dawać łapówki, by wygrywać przetargi na budowy i dostawać
zlecenia od gminy Tarnowo Podgórne. Jedną z łapówek miało być
wyremontowanie przez przedsiębiorcę domu obecnego posła, co kosztowało ok.
50 tys. zł. Dzikowski do dziś odrzuca te zarzuty, nie chciał jednak zrzec
się immunitetu, a w styczniu 2007 r. Sejm (głosami PO i SLD) nie zgodził
się na jego uchylenie. Prokuratura umorzyła więc postępowanie wobec niego,
natomiast skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko jego współpracownikom
z gminy. Dzikowski pozostaje więc bezkarny tylko dzięki decyzji Tuska, z
którym razem działali jeszcze w KLD.



Wałbrzych – Polska w pigułce



Nie mniejszą obłudę Platforma wykazała w przypadku prawdziwego “zagłębia”
afer, jakim okazał się Wałbrzych. W grudniu 2010 r. wybory na prezydenta
miasta ponownie wygrał kandydat tej partii Piotr Kruczkowski, ale jeszcze
przed drugą turą sztab wyborczy jego konkurenta, Mirosława Lubińskiego,
zawiadomił prokuraturę o korupcji wyborczej, jakiej dopuścił się sztabu
Kruczkowskiego, senator PO Roman Ludwiczuk. Ludwiczuk miał proponować
pełnomocnikowi sztabu wyborczego Lubińskiego Longinowi Rosiakowi stanowisko
wicestarosty wałbrzyskiego, a jego żonie pracę w jednej ze spółek miejskich
oraz atrakcyjny wyjazd na wakacje, jeśli Rosiak przejdzie na stronę
kandydata PO. Lokalne media ujawniły pełne wulgaryzmów nagranie tej
rozmowy, dokonane potajemnie przez Rosiaka. W rezultacie Ludwiczuk
zrezygnował z członkostwa w Platformie. Śledztwo w sprawie korupcji
wyborczej wszczęła Prokuratura Okręgowa w Świdnicy, która zarzuciła
organizowanie i uczestnictwo w procederze “kupowania głosów” 11 osobom,
m.in. Stefanosowi Ewangielu, miejskiemu radnemu PO i prezesowi
Wałbrzyskiego Związku Wodociągów i Kanalizacji. W marcu 2011 r. śledztwo w
sprawie Ludwiczuka zostało przeniesione do Prokuratury Okręgowej w
Szczecinie, która w grudniu umorzyła postępowanie, choć wcześniej
potwierdziła autentyczność nagranej rozmowy z Rosiakiem. Co prawda w
rezultacie afery dolnośląski zarząd PO rozwiązał struktury partyjne w
Wałbrzychu, a Kruczkowski stracił fotel prezydenta. Jednak w
przedterminowych wyborach w sierpniu 2011 r. zwyciężył kolejny kandydat PO
Roman Szełemej, dzięki czemu cały układ personalny stworzony za rządów
Kruczkowskiego pozostał na stanowiskach, a były prezydent trafił nawet do
rady nadzorczej spółki prowadzącej wałbrzyską strefę ekonomiczną.



Kongres Liberalno-Demokratyczny zszedł z polskiej sceny politycznej w
niesławie jako partia “aferałów”. Jego następczyni, Platforma Obywatelska,
powoli zmierza w tym samym kierunku. Moralny i wizerunkowy upadek PO
zapewne nie będzie tak szybki, jak KLD, ale z pewnością będzie znacznie
bardziej spektakularny, bo i skala zepsucia ludzi władzy jest dziś
nieporównanie większa niż 20 lat temu.

POlityczna kronika kryminalna

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona