Data: 2013-06-11 00:58:10 | |
Autor: Marek Woydak | |
POpękana partia Tuska | |
Terenowe badania nad Platformą. Targana konfliktami, bez pomysłu na nadchodzące kampanie - to obraz PO w wielu regionach. Przegrane w Rybniku, Żaganiu i Elblągu mogą być przygrywką do kolejnych porażek Platformy w wyborach do europarlamentu i samorządowych Pikujące notowania rządu i PO to tylko jedno z licznych zmartwień premiera Donalda Tuska. W wielu regionach Platformy trwają podjazdowe wojenki, które paraliżują partię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, samorządów i Sejmu. W takim stanie Platforma szykuje się do wyborów władz na wszystkich szczeblach. Zaczną się latem głosowaniem na szefa PO, później będą wybory w kołach, powiatach i regionach. Podkarpacie: dżuma albo cholera Wciąż nie ma decyzji, czy PO wystawi kandydata w wyborach uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu. Miejsce zwolnił Władysław Ortyl z PiS-u, który został marszałkiem województwa. W poprzednich wyborach Platforma nie miała tu kandydata. PiS już zapowiada dużą kampanię i zwycięstwo. - Dla nas to wybór między dżumą a cholerą. Jeśli nie wystawimy kandydata, oddamy mecz walkowerem. Jak wystawimy, dostaniemy łomot, bo Podkarpacie to PiS-owski teren - mówi polityk z zarządu PO. Wybory odbędą się w okręgu obejmującym kilka miast powiatowych, z przemysłowym Mielcem na czele. Silną pozycję polityczną ma tu tylko posłanka Krystyna Skowrońska. W ostatnich wyborach do Sejmu zagłosowało na nią ponad 25 tys. osób. To był trzeci wynik w województwie. - Gdybyśmy chcieli powalczyć, to powinniśmy wystawić Skowrońską - mówi jeden z lokalnych polityków. Ale Skowrońska jest wśród lokalnych działaczy partii uważana za indywidualistkę, która nie potrafi pracować zespołowo. Dlatego przed wyborami parlamentarnymi chcieli ją zepchnąć na dalszą pozycję i musiała walczyć o dobre miejsce na liście u władz centralnych. - Myśl o starcie do Senatu mi mignęła, ale decyzji nie ma - mówi nam posłanka. Naturalnym kandydatem byłby szef PO w regionie poseł Zbigniew Rynasiewicz. Ale prestiżowa porażka zaszkodziłaby mu w wyborach do władz PO, wszak chce ubiegać się o ponowne przywództwo. Coraz częściej słychać, że po przegranej walce o sejmik trzeba zmienić kierownictwo w regionie. Tylko silnego lidera nie widać. Wyrazistą postacią jest Elżbieta Łukacijewska, która kierowała partią przed Rynasiewiczem. Ale została europosłanką i przestała zajmować się regionem. Być może do walki o stanowisko przewodniczącego stanie Tomasz Kulesza, poseł z Jarosławia. - Marzy mi się powrót do partii, do której przed laty wstępowałem. Otwartej, z ludźmi, którzy nie patrzą, czy będzie dla nich jakaś rada nadzorcza lub inne stanowisko. Takie osoby są w naszej partii, tylko ich nie promujemy - mówi nam Kulesza. Białystok: Tuskowcy kontra schetynowcy Na lokalne struktury przenoszą się konflikty partyjnej wierchuszki, czyli walka między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Przykładem Podlasie. Od kilku lat walczą tu ze sobą szef regionu Damian Raczkowski, kojarzony z dawną spółdzielnią Grabarczyka (dziś najwierniejsi pretorianie Tuska), z Robertem Tyszkiewiczem, zaufanym Schetyny. Choć to Raczkowski szefuje partii, wszystkie decyzje musi uzgadniać z lokalnym zarządem zdominowanym przez ludzi Tyszkiewicza. Dlatego w PO nazywany jest Damianem bez ziemi. Jeśli tego konfliktu nie przerwą wewnętrzne wybory, sytuacja partii przed przyszłorocznymi wyborami do europarlamentu i samorządowymi będzie w Podlaskiem bardziej niż zła. Obie grupy koncentrować się będą na wzajemnym wycinaniu z list, angażując w to władze centralne - tak jak podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Do tego pogarsza się wizerunek Platformy w tradycyjnie konserwatywnym regionie i Białymstoku. W województwie, którym od pięciu lat rządzi koalicja PO-PSL, brakuje spektakularnych sukcesów. W mieście zaś coraz więcej obywateli narzeka na autorytarne rządy związanego z PO prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i dominującego w radzie klubu tej partii. - Za chwilę może się okazać, że będziemy mieli powtórkę z Elbląga, bo wkurzeni mieszkańcy mogą próbować odwołać Truskolaskiego w referendum - mówi ważny polityk PO. Łódź: Biernat wysyła Kwiatkowskiego do NIK Wojna między szefem łódzkiej PO Andrzejem Biernatem (twarzą dawnej spółdzielni Grabarczyka) a grupą byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego doprowadziła do tego, że Platforma może stracić większość w radzie miejskiej w Łodzi. W klubie radnych są i grabarczykowcy - związani z prezydent miasta Hanną Zdanowską - i ludzie Kwiatkowskiego. Dwa tygodnie temu sąd partyjny wyrzucił z PO dwoje radnych związanych z Kwiatkowskim. Czworo kolejnych zawieszono za głosowanie wbrew klubowej dyscyplinie. - Już dwa lata temu sugerowałem, by ich wyrzucić, gdy zaczęli głosować przeciwko własnemu klubowi i prezydentowi. Uwierzyli chyba posłowi Kwiatkowskiemu, że są jego radnymi, a nie radnymi PO - mówi "Gazecie" Biernat. Od początku był przeciwny przyjmowaniu grupy Kwiatkowskiego na listy wyborcze, ale - jak twierdzi - Donald Tusk uparł się, by "równoważyć siły w regionie". - I wyszło na moje - triumfuje Biernat. O przyszłość prezydent Zdanowskiej się nie martwi: - Będzie tak jak wcześniej: część uchwał przepadnie, część przejdzie i jakoś sobie poradzimy. Biernat, który będzie walczył o ponowne przywództwo, liczy, że jego konflikt z Kwiatkowskim wkrótce sam się rozwiąże. Kwiatkowski - jak słychać w PO - ma zostać szefem Najwyższej Izby Kontroli (decyzja w lipcu), a wtedy będzie musiał oddać partyjną legitymację. Kraków: Raś kontra Gowin - Pewnie, że nie jest dobrze. Kłopot w tym, że nie wiemy, jak jest źle - mówi krakowski radny. Tamtejsza Platforma od lat jest rozdzierana przez zwalczające się grupy. Jest ich co najmniej trzy: grupa posła Ireneusza Rasia (dawna spółdzielnia Grabarczyka), mniej liczni zwolennicy Jarosława Gowina oraz ludzie związani z Grzegorzem Lipcem, szefem lokalnej Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, który odpowiada za finanse partii w regionie. Niesnaski między nimi mogą mieć wpływ na kształt list wyborczych do rady miasta. - Tu wszystko zależy od sytuacji PO w kraju i popularnych kandydatów, a mamy ich niemało. Może się okazać, że mamy poparcie na równi z PiS-em, ale zwycięstwo w radzie miasta jest możliwe. Tylko czy będziemy mieć samodzielną większość? - zastanawia się radny. Dla PO jedynym partnerem do koalicji będą radni z listy obecnego prezydenta Jacka Majchrowskiego - wszystko wskazuje na to, że wystartuje po władzę w Krakowie po raz czwarty. "Koalicja" tego rodzaju funkcjonuje już dziś. - Na razie tylko na niej tracimy - mówi krakowski działacz bliski Gowinowi. - Koledzy nie umieją negocjować z prezydentem. Odwalamy za niego całą robotę przy trudnych reformach, obcinamy wydatki, likwidujemy szkoły. Dajemy twarz rzeczom niepopularnym, za które odpowiedzialny jest Majchrowski. Jeśli chcemy wygrać, trzeba to zmienić - podkreśla. Większość krakowskich polityków nie ma wątpliwości, że sukces w wyborach samorządowych może całkowicie zależeć od kandydata na prezydenta miasta, czyli konkurencji, w której PO od lat przegrywa na własne życzenie. Partia nie potrafiła dotąd zewrzeć szyków i stanąć w kampanii za swoim kandydatem. - Tak może być i tym razem - mówi jeden z polityków PO, wymieniany jako potencjalny kandydat. - Gowin, który mógłby wygrać wybory, nie ma szans na pełne poparcie, bo nie jest lubiany. Podobnie jest z Rasiem, ale dlatego, że niewielu wierzy w jego zwycięstwo - komentuje nasz rozmówca. Lublin: bez powiatowych struktur Problem jest także w Lublinie, gdzie rok temu rozwiązano struktury powiatowe. Oficjalny powód był taki, że mało kto płaci partyjne składki. Miał przyjechać kurator, którym miał być wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk. Ale nie dojechał. Lokalni działacze pokłócili się z prezydentem Lublina Krzysztofem Żukiem. Ze stanowiska szefa lubelskich struktur odszedł skonfliktowany z Żukiem Jacek Sobczak, członek zarządu województwa. Nieoficjalnie mówi się, że Tuskowi nie spieszy się do rozwiązania konfliktu, bo ponownie przewodniczącym partii w Lublinie mógłby zostać Sobczak, a Tusk popiera Żuka. Z szefem regionalnej PO Stanisławem Żmijanem premier się nie liczy, o sprawach miasta woli rozmawiać z Żukiem. Żuk chce kandydować ponownie. Ale lokalne władze będą szukać sposobu, by go nie poprzeć. Niedawno prezydent Lublina stwierdził, że jest spokojny, bo decyzję podejmie Tusk. Szczecin: PO grzeje ławę Działacze zachodniopomorskiej PO pytani o sytuację w partii odpowiadają malowniczym porównaniem: partia w regionie przypomina statek na wzburzonym morzu, gdzie dwóch panów wyrywa sobie ster z ręki. Od trzech lat trwa zacięta walka między europosłem i szefem szczecińskiej PO Sławomirem Nitrasem a wiceministrem środowiska i szefem partii w regionie Stanisławem Gawłowskim. Partyjne boje przyczyniły się do przegranej PO w ostatnich wyborach na prezydenta Szczecina. Teraz miastem rządzi niezależny Piotr Krzystek. Władzą dzieli się z PiS-em i SLD. Platforma grzeje opozycyjną ławę, a jej działacze nie wiedzą, kogo mają słuchać - Gawłowskiego czy Nitrasa. - Otwarty konflikt nie pomaga w zdobywaniu zaufania wyborców - przyznaje Arkadiusz Litwiński, poseł PO, który jest i we władzach miejskich i regionalnych. - Powstały trudne do zatarcia urazy. Jesienne wybory szefa w zachodniopomorskiej PO ponownie może wygrać Gawłowski. Wybory szefa szczecińskiej PO to wciąż duży znak zapytania. Gawłowski, żeby pozbyć się Nitrasa, już teraz wzywa do głosowania na swojego faworyta, marszałka województwa Olgierda Geblewicza. Działacze szczecińskiej PO mówią, że partia jak najszybciej powinna wyłonić kandydata na prezydenta Szczecina, bo inaczej znów przegra wybory. Jednak nikt nie podejmuje inicjatywy. Wszyscy wyczekują na wynik wyborów partyjnych władz. Śląska Platforma wpadła pod pociąg W śląskiej PO od kilku miesięcy tli się poważny konflikt. Wszystko zaczęło się od kompromitacji rządzącej regionem partii, gdy samorządowa spółka Koleje Śląskie przejęła w grudniu wszystkie połączenia kolejowe w regionie. Wiele pociągów zostało odwołanych, inne często się spóźniały. Na głowy polityków śląskiej PO zaczęły się sypać gromy. W końcu marszałek Adam Matusiewicz podał się do dymisji. Nikt nie ma wątpliwości, że stało się tak, ponieważ chciał tego również szef tutejszych struktur PO i wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Od 13 grudnia, gdy Matusiewicz złożył dymisję, partię trawi konflikt. Jako marszałek a wcześniej jeden z liderów śląskiej Platformy i ciągle szef struktur partii w Katowicach Matusiewicz wyrobił sobie wyjątkowo mocną pozycję. Podał się do dymisji, ale nie zamierza wycofywać się z polityki. Partia podzieliła się na jego stronników oraz tych, którzy uważają, że jego dymisja była konieczna. Kto ma większość? O tym przekonamy się już niedługo. Z Tomczykiewiczem o fotel szefa śląskiej PO zamierza konkurować Jacek Matusiewicz, brat byłego marszałka i szef PO w Siemianowicach. To m.in. w jego słynnym już liście do premiera Donalda Tuska opisała tutejsza radna Dorota Połedniok. Zarzucała politykom PO kolesiostwo i prywatę. Podkreślała, że partia nie jest prywatną własnością braci Matusiewiczów. - Bracia Matusiewicz są mistrzami w politycznych grach. Tak naprawdę to dzięki nim Tomczykiewicz parę lat temu został szefem śląskiej PO. O tym trzeba pamiętać. Wiele też zależy jak skończą się wszystkie śledztwa w sprawie rzekomej niegospodarności w Kolejach Śląskich. Jeśli jednak dojdzie do rywalizacji w wyborach to raczej wygra Tomczykiewicz - uważa jeden z działaczy PO. |
|
Data: 2013-06-11 18:50:04 | |
Autor: Parvus | |
POpękana partia Tuska | |
Użytkownik "Marek Woydak" <mark.woydak@gmx.de> napisał w wiadomości news:jbvm9tysbxkn.21bxl0q6xwhs$.dlg40tude.net...
Nadzieja wstąpiła w skołatane serduszka pisowskiego elektoratu. Wybory na jesieni! A potek k...wa rządzić będziem my! |
|