Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Patologia 36 pułku.

Patologia 36 pułku.

Data: 2011-08-01 08:17:44
Autor: Przemysław W
Patologia 36 pułku.
Brakowało szkoleń, brakowało ludzi. Ale w wojsku, jeżeli dowódca melduje o problemach, to może to być odebrane tak, że sobie nie radzi. W cywilnym lotnictwie otwarcie mówi się o błędach - rozmowa z wiceprzewodniczącym komisji badającej katastrofę smoleńską płk. Mirosławem Grochowskim

Bogdan Wróblewski: Został pan czarną owcą komisji Millera.

Płk pilot Mirosław Grochowski: Dlaczego?

Bo jako szef Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów MON kontrolował pan 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego w 2008 r. A złe szkolenie pilotów tego pułku miało wpływ na to, że doszło do katastrofy w Smoleńsku.

- Moim głównym zadaniem jako szefa Inspektoratu jest badanie zdarzeń lotniczych i formułowanie profilaktycznych zaleceń. Inspektorat nie odpowiada za bezpieczeństwo lotów. Za bezpieczeństwo lotów odpowiada dowódca sił powietrznych. Inspektorat nie bada też funkcjonowania jednostek wojskowych. Ja badałem eskadrę samolotów An-28 w 36. pułku. I ocena nie była pozytywna. Wnioski i zalecenia skierowałem do dowódcy pułku i wyższego przełożonego. Do nich należy realizacja zaleceń i kontrola nad nią.



Dowódcą pułku był wówczas płk Tomasz Pietrzak, a dowódcą sił powietrznych gen. Andrzej Błasik. Zrealizowali?

- Zameldowali, że wykonali.

Komisja teraz to sprawdziła. Wykonali?

....

Panie pułkowniku?

- Nie do końca wykonali.

Czy ktoś kontroluje tych, którzy otrzymują zalecenia?

- W wojsku jest hierarchia.

Więc kto kontroluje dowódców?

- Dowódca sił powietrznych podlega Szefowi Sztabu Generalnego. Po katastrofie CAS-y Sztab przeprowadził dwie kontrole w innych jednostkach sił powietrznych, które korzystały z tego samolotu. Nie uczestniczyłem w tych kontrolach, więc nie chcę się o nich wypowiadać.

Ja chcę ten system kontroli poprawić. Do końca roku wprowadzimy w Inspektoracie system informatyczny bezpieczeństwa lotów TURAWA. Pracowaliśmy nad nim kilka lat. Dołożyliśmy moduł o realizacji zaleceń po kontrolach i po zdarzeniach lotniczych.

Po zdarzeniu dana jednostka będzie miała 90 dni na zrealizowanie zaleceń. Melduje to przełożonemu, a ten będzie miał 30 dni na sprawdzenie ich wykonania. Cały proces będzie monitorowany. Szef Sztabu Generalnego zaakceptował naszą propozycję.

Przepisy przepisami, a życie życiem. Z raportu komisji wynika, że dokumenty ze szkoleń w 36. pułku potwierdzały nieprawdę.

- Można tak powiedzieć.

Dlatego najważniejszym wnioskiem z raportu komisji jest poprawa szkolenia. Uwaga komisji była skupiona na 36. pułku, a w tym pułku na eskadrze, która lata na samolotach Tu-154 i Jak-40. Badaliśmy różne aspekty działalności pułku, także loty na An-28 i na śmigłowcach, ale nie stwierdziliśmy tak rażących nieprawidłowości jak w przypadku szkolenia na Tu-154. Te nieprawidłowości i błędy występowały głównie w tej grupie uważanej za elitarną.


Dlaczego uważali się za elitę?

- Latali z najważniejszymi osobami w państwie. Chodziło też o miejsca, gdzie latali. Na samolocie An-28, który też wozi VIP-ów, nie można polecieć do USA, na śmigłowcu też nie. Nawet ich koledzy z pułku uważali, że eskadra tupolewów to grupa elitarna.

Która okazała się najgorzej wyszkolona.

- Problem zaczął się dużo wcześniej niż smoleńska katastrofa i narastał na przestrzeni lat w związku ze zmianami, jakie przechodziło lotnictwo wojskowe. Ten proces zaczął się w 2000 r. Zmiany spowodowały coś, co się potocznie nazywa dziurą pokoleniową. Zaczęli odchodzić doświadczeni piloci i nikt ich nie zastępował.

To zbyt proste wytłumaczenie.

- 36. pułk miał ciągłe zapotrzebowania na loty z VIP-ami, czyli o statusie HEAD. W trakcie tych lotów nie można prowadzić szkolenia, ale zaliczano te loty jako szkoleniowe, podczas których instruktor ocenia, jak załoga realizuje elementy pilotażu, czy nie straciła nawyków. Zaczęto stosować własne procedury albo inaczej - jakoś sobie radzić.



Szef pułku nie skarżył się dowódcy sił powietrznych gen. Błasikowi?

- Meldował. Kolejni dowódcy pułku również meldowali o problemach i zgłaszali wnioski. Wiemy to od nich, bo komisja z nimi rozmawiała. Ale w wojsku, jeżeli dowódca melduje o problemach, to może to być odebrane tak, że sobie nie radzi.

Tak więc ciągle były zamówienia na loty HEAD i nie było przestrzeni do szkolenia. Problem narastał, gdy w połowie 2008 r. poprzedni dowódca pułku płk Pietrzak odszedł, a razem z nim także drugi instruktor. Nie było instruktora, który mógłby szkolić pilotów na tupolewach. Nie myśleli o swoich następcach.

Dlaczego nie przygotowali następców? Czy wynikało to z tego, że 36. pułk to była intratna synekura, gdzie dowódca sił powietrznych umieszczał swoich ludzi?

- Nie mogę tego ocenić, za mało wiem. To jest pytanie do dowódcy pułku.

To się nakłada na incydent w Tbilisi, gdy piloci odmówili prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania na nieznanym lotnisku podczas konfliktu w Gruzji. Zostali za to skarceni, wszczęto przeciwko nim sprawę w prokuraturze.

- W tamtym przypadku załoga zadziałała wzorcowo. Powiedzieli, że nie lecą, bo nie mieli informacji o tym lotnisku, uważali, że to będzie naruszenie bezpieczeństwa.

A gdy 10 kwietnia kpt. Arkadiusz Protasiuk usłyszał, że w Smoleńsku jest gęsta mgła - widzialność 400 m, podstawa chmur 50 m - to nie powinien podjąć samodzielnie decyzji, że leci na lotnisko zapasowe?

- Ale on podjął taką decyzję.

Mógł odlecieć wcześniej. A nie podchodzić do tego "próbnego podejścia", czyli na wysokość 100 m, by ocenić, czy widać ziemię.

- A miał informacje, na jakie lotnisko ma lecieć?

Wybór nie należał do niego?

- Należał. Ale musiał uwzględniać potrzeby dysponenta [w tym wypadku prezydenta]. Musiał brać pod uwagę, które z dwóch zapasowych lotnisk bardziej pasuje dysponentowi. Stąd rozmowy podczas lotu z dyrektorem protokołu dyplomatycznego.

Lotniska w Witebsku załoga nie mogła przecież wybrać, bo było tego dnia zamknięte. Zostawał Mińsk.

- Ale załoga nie miała świadomości, że tak jest.


iloci kiedyś latający w 36. pułku mówią, że wybór lotniska zapasowego ustalano jeszcze przed wylotem.

- To jest kwestia procedur. Instrukcja HEAD o tym nie mówi.

Powinno się to ustalać przed wylotem.

- Z tego wypadku płynie taki wniosek. Tak to powinno działać.



Co dziś zrobić z 36. pułkiem?

- 36. pułk nie jest dziś tym samym pułkiem, którym był 10 kwietnia 2010 r. Zmiany powinny być kontynuowane, a dowódca pułku powinien mieć wsparcie.

Politycy nie powinni się samoograniczyć w lataniu?

- Powinni zabiegać o stworzenie takich warunków, żeby pułk mógł bezpiecznie realizować wszystkie zapotrzebowania na loty. Potrzeba więcej pilotów i samolotów.

A nie lepszym pomysłem jest odebranie wożenia VIP-ów wojsku i przekazanie cywilom?

- Prezydent musi czasem polecieć w takie miejsce, gdzie żadnym cywilnym statkiem nie poleci. Gdyby Wiesław Jedynak, pilot z LOT i ekspert komisji, poleciał embraerem do Afganistanu, toby mu odebrano licencję pilota.

W raporcie wpisane jest zalecenie, by wprowadzić w wojsku instytucję donosu. Chodzi o to, by piloci mieli odwagę i prawo przyznać się do błędów, które zakończyły się szczęśliwie.

- Poruszamy sferę najtrudniejszą: zachowań ludzi, atmosfery pracy, w cywilnym lotnictwie nazywamy to "just culture" - otwarte mówienie o problemach, także o bezpieczeństwie lotów.

Mieliśmy w komisji dyskusję o tym, kto za bezpieczeństwo odpowiada. Dowódcy. Dlaczego? Bo to oni wydają rozkazy, szacują ryzyko. Ale musi istnieć przekonanie, że na bezpieczeństwo wpływa każdy dowódca, pilot, technik. Pamiętam żołnierza, który meleksem jeździł po drodze kołowania na lotnisku w Mińsku Mazowieckim, co jest absolutnie zabronione. Zapytany o to powiedział, że jeździ zawsze tą drogą. Zreflektował się, gdy usłyszał, że remont silnika, do którego może wpaść śrubka, którą zgubi, kosztuje miliony. Nie chodzi więc o donosy, bardziej o "reagujemy, bo jesteśmy profesjonalistami". Wszyscy.

Nie jest panu wstyd za lotnictwo wojskowe?

- Z poziomu szefa Inspektoratu widzę całe lotnictwo: F-16, herculesy, CAS-y, samoloty latające do Afganistanu. Patologię dostrzegliśmy w 36. pułku.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,10038762,Jak_psul_sie_36__pulk.html?as=3&startsz=x#ixzz1Tkt3Tdwa


Przemek

--

"W białej księdze z rewelacji, którymi karmiono nas przez rok,
nie zostało nic.  Nie ma magnesu, nie ma helu, nie ma sztucznej mgły.
 W 38 milionowym kraju nie znalazł się ani jeden poważny człowiek,
 który te bzdury by firmował własnym nazwiskiem"

http://www.youtube.com/watch?v=HEl_8eBXmtI&NR=1

Data: 2011-08-01 11:49:09
Autor: Leprechaun
Patologia 36 pułku.

Użytkownik "Przemysław W" <Brońmy RP przed pisem@...pl> napisał w wiadomości news:j15geb$rp8$1inews.gazeta.pl...
Brakowało szkoleń, brakowało ludzi. Ale w wojsku, jeżeli dowódca melduje o problemach, to może to być odebrane tak, że sobie nie radzi. W cywilnym lotnictwie otwarcie mówi się o błędach - rozmowa z wiceprzewodniczącym komisji badającej katastrofę smoleńską płk. Mirosławem Grochowskim


Gdzie był zwierzchnik sił zbrojnych? Dlaczego nie interesował się armią? Jedyne jego zajęcie to spacery pod zyrandolem i umizgi do brata Jarosława.

BomBel

Patologia 36 pułku.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona