Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Pełowski koń z bajpasami

Pełowski koń z bajpasami

Data: 2011-05-08 19:18:44
Autor: Inc
Pełowski koń z bajpasami

Koń z bajpasami − jaki jest, każdy widzi

Z kłamstwem jest tak, jak z piciem wódki. Najbardziej żałosna sprawa, jak wiadomo, to kiedy ktoś nie umie pić, a pije. I kiedy kłamie, chociaż kłamać nie umie. Przykładem nie do przebicia jest tu Aleksander Kwaśniewski, który bardziej niż samym mijaniem z prawdą nagrabił sobie w karierze tym, że robił to tak nieumiejętnie.

Wyszła sprawa z magisterium − ależ mam, mam, oczywiście! Wyskoczył Ałganow − to on w zaparte: nie znam żadnego Ałganowa, nigdy nie widziałem! I potem masz: papiery na stół i kompromitacja totalna. Ktoś cwańszy powiedziałby: a, tak, formalności z dyplomem, zdaje się, nie miałem czasu dopełnić, ale przecież co to zmienia, studia skończyłem, więc wyższe wykształcenie mam. Albo: Ałganow? Hm, tylu ludzi się znało… Jeśli on był oficjalnym przedstawicielem ZSSR, a ja wtedy ministrem, to pewnie się przy jakiejś okazji spotkaliśmy… Nie mówiąc już o tym, o ile bardziej wyrozumiale przyjęliby Polacy szczere „hm, no, troszeczkę wczoraj przesadziłem…” niż głupie krętactwa o „przeciążeniu goleni” czy „filipińskiej grypie”. No ale, jak wiadomo, „na złodzieju czapka gore”.

Czemu pastwię się nad starymi sprawami byłego prezydenta, który wszak dziś, trzeba to przyznać, zachowuje się z klasą nieporównywalnie większą niż większość autorytetów „salonu”? Bo dokładnie tak samo zachował się właśnie prezydencki minister Sławomir Nowak.

„Gazeta Polska” postanowiła napisać otwarcie o tym, co w środowisku jest tajemnicą poliszynela − a tym, że Bronisław Komorowski, poza tym, że nie nadaje się na prezydenta z szeregu innych względów, jest także w złym stanie zdrowia. Rzecz jest delikatna, bo zatrąca o głęboką prywatność, której naruszanie jest niesmaczne. Ale z drugiej strony − mówimy o prezydencie RP. Formalnie najważniejszej osobie w państwie, której niedomagania i choroby mogą nieść dla tegoż państwa fatalne skutki.

Dzieliłem się już z państwem swoim przekonaniem, że dziwaczne zachowania prezydenta prawdopodobnie są wynikiem jego choroby. Bronisław Komorowski nigdy nie był intelektualnym orłem, ale też nie dał się wcześniej poznać jako aż taki, żeby to ładnie ująć, Forrest Gump − nie potrafiący się zachować przy ludziach, mylący podstawowe sprawy, nie wiedzący nawet, jak się pisze „ból”. Ponieważ natura prezydenckiej choroby jest mniej więcej znana, podpytywałem przy różnych okazjach bodaj już kilkunastu lekarzy, w tym paru uznanych specjalistów, czy swoiste zaćmienia umysłu, jakich najwyraźniej doznaje Komorowski, mogą być skutkiem choroby. Niemal wszyscy potwierdzili − tak, jak najbardziej. Chwile niedotlenienia mózgu, objawiające się między innymi w ten sposób, że chory nie poznaje starych znajomych, nie wie rzeczy, które wiedział zawsze, plecie od rzeczy czy robi błędy językowe, jakie wcześniej mu się nie zdarzały, są w tego rodzaju schorzeniach typowe. I co gorsze − są one znakiem, że choroba zaszła bardzo daleko i szybko się rozwija.

Na artykuł „Gazety Polskiej”, która w końcu przełamała tabu i poruszyła temat, pan minister Nowak zareagował żywiołowym zaprzeczeniem: „Pan prezydent jest zdrowy jak koń”. To właśnie zachowanie w stylu przywoływanego na wstępie „chodzenia w zaparte” Aleksandra Kwaśniewskiego. Mówiąc w skrócie, jak pan Nowak znajdzie gdzieś i pokaże konia z bajpasami, to go publicznie przeproszę. Ale dopóki takiego przypadku nie znajdzie, będę utrzymywał, że ta odpowiedź, w zaparte, zaprzeczająca wszystkiemu, także temu, co wszak wiadomo, sama w sobie daje pewność, iż problem nie jest wyssany z palca.

To zresztą nie jedyna znacząca okoliczność. Jest trochę podobnie jak ze sprawą „Bolka” − są setki mniejszych i większych dowodów, ale tak naprawdę nie trzeba nawet po nie sięgać, bo wystarczy przypomnieć jedno: że teczkę „Bolka” kazał sobie Lech Wałęsa jako prezydent przynieść do gabinetu i ją… no, mówiąc procesowo, i dalszy los przechowywanych w niej dokumentów jest oficjalnie niemożliwy do ustalenia. Przecież każde dziecko wie: gdyby z zawartości tej teczki wynikało, że to nie Lech Wałęsa był „Bolkiem”, tylko kto inny, to na pewno by Wałęsa tych dokumentów nie za… to znaczy, nie zniknęłyby w tym momencie w sposób nieustalony − tylko przeciwnie, natychmiast by je upublicznił, żeby niesprawiedliwe zarzuty raz na zawsze wyjaśnić i oczyścić atmosferę. Proste jak w pysk dał i nie ma co kombinować.

Platforma zagoniła się w podobny kozi róg. Najpierw, żeby poniżyć prezydenta Kaczyńskiego, w kontekście jego dolegliwości żołądkowych, rozpętała wielką kampanię, że zdrowie głowy państwa MUSI być sprawą publiczną. Donald Tusk demonstracyjnie poddał się badaniom lekarskim, z dumą prezentując ich wyniki, a sfora autorytetów całymi dniami roztrząsała, co też Kaczyński ukrywa, tylko alkoholizm, czy może coś gorszego… A potem plan się zmienił, Tusk zrezygnował z kandydowania i postanowił wysłać po żyrandol kogoś, kto mu nie będzie w stanie zagrozić. I wtedy z dnia na dzień się okazało, że grzebanie komuś w zastawkach to chamstwo, naruszanie konstytucji i ustawy o ochronie danych osobowych… Koń, by wrócić krótko do wypowiedzi Sławomira Nowaka, jaki jest, każdy widzi.

Podporządkowując wszystko swojemu panowaniu Tusk zafundował Polsce prezydenta nie tylko skrajnie nieudolnego, ale też prawdopodobnie niezdolnego przetrwać pełną kadencję. Więc tak jak dotąd nic nie było można zrobić, bo wybory, tak teraz nic nie będzie można jeszcze bardziej, bo jak by w narastającym chaosie tu wymienić Komorowskiego na, dajmy na to, Buzka… Zważywszy, w jakim kierunku zmierza kraj, może tu nie pomóc przedłużenie głosowania nawet do siedmiu dni i wszyscy Sikhowie, jacy tylko są w Ameryce.

Nawet kłamać trzeba umieć. Można się tego uczyć od „cyngli” „Gazety Wyborczej”. Jak oni pięknie potrafią rzucić pomówienie czy insynuację w sposób chroniący przed odpowiedzialnością cywilną! Używając niejasnych określeń w stylu „faszyzujący”, „oskarżany o…” i temu podobnych. Jacek „Jaś Fasola” Żakowski, o czym wspominałem niedawno, sztuki tej nie posiadł. Nie posiadł jej też Sławomir Popowski, który nie poprzestając na insynuacjach i obelgach ogłosił światu o rzekomym tajnym porozumieniu wydawcy „Rzeczpospolitej” z Jarosławem Kaczyńskim. Do tej listy dopisać trzeba także Grzegorza Miecugowa, który rzucił potwarz na Joannę Lichocką, twierdząc bez cienia jakiegokolwiek dowodu, jakoby pytania w przedwyborczej debacie uzgadniała ze sztabem wyborczym Jarosława Kaczyńskiego. I odmówił sprostowania, co dawało innym asumpt do bezkarnego cytowania i upowszechniania oszczerstwa.

Z prawnego punktu widzenia, Miecugow nie miał szans się obronić, więc zapewne adwokaci poradzili mu, żeby podpisał ugodę i przeprosił, na co Lichocka litościwie się zgodziła. Niesłusznie, jak się okazało, ale przynajmniej mogliśmy dzięki temu zobaczyć prezentację mentalności salonu w stanie czystym do analizy. Owoż Miecugow − rzecz stała się głośna w środowisku, ale nie wiem, czy zna ją szersza publiczność − wykonał ugodę tak, że najpierw z drugim tefałenowskim pajacem gruntownie zdezawuowali uzgodnione przed sądem przeprosiny, przy okazji szydząc z Lichockiej i dodatkowo podważając jej uczciwość dziennikarską, po czym dopiero łaskawca odczytał niedbale tekst oświadczenia, zmieniony tym sposobem w parodię. Klasa − proszę wybaczyć, nie chce mi się silić na wykwintne sformułowania − że się porzygać można. Ale oczywiście dyżurni moraliści od Michnika, którzy gorliwie basują kolejnym procesom wytaczanym przez pryncypała pod naciąganymi pretekstami, że go gdzieś nie zacytowano słowo w słowo, ekscesu nie odnotowali.

Nie przypadkiem jednak połączyłem przy tej okazji nazwiska trzech wspomnianych autorytetów dziennikarstwa. Poza tym, że wszyscy trzej zniesławiają opozycyjnych dziennikarzy, poza tym, że wszyscy trzej robią to nieudolnie, łączy ich jeszcze jedno: wszyscy trzej uczą dziennikarstwa młodych adeptów tego zawodu. Że nie nauczą ich, jak skutecznie rzucać potwarz w sposób minimalizujący jej przygwożdżenie, to może nawet dobrze.

Ale jak sobie pomyślę, czego ich mogą nauczyć w kwestii zawodowej etyki, to po prostu żal człowieka bierze.

Rafał A. Ziemkiewicz

Data: 2011-05-09 10:18:03
Autor: u2
Pełowski koń z bajpasami
W dniu 2011-05-09 02:18, Inc pisze:
Koń z bajpasami − jaki jest, każdy widzi

Z kłamstwem jest tak, jak z piciem wódki. Najbardziej żałosna sprawa,
jak wiadomo, to kiedy ktoś nie umie pić, a pije. I kiedy kłamie, chociaż
kłamać nie umie. Przykładem nie do przebicia jest tu Aleksander
Kwaśniewski, który bardziej niż samym mijaniem z prawdą nagrabił sobie w
karierze tym, że robił to tak nieumiejętnie.


Nic dziwnego, Ĺźe Kwass poparl Bronka ze spalonych WSI, a nie naturalnego
kandydata lewicy Napieralskiego, bo wraże agenciaki trzymają sie razem.

Data: 2011-05-09 12:22:53
Autor: cytryna
Pełowski koń z bajpasami


Koń z bajpasami ? jaki jest, każdy widzi



Z kłamstwem jest tak, jak z piciem wódki.

Najbardziej żałosna sprawa, jak wiadomo, to kiedy

ktoś nie umie pić, a pije. I kiedy kłamie, chociaż

kłamać nie umie. Przykładem nie do przebicia jest tu

Aleksander Kwaśniewski, który bardziej niż samym

mijaniem z prawdą nagrabił sobie w karierze tym, że

robił to tak nieumiejętnie.



Wyszła sprawa z magisterium ? ależ mam, mam,

oczywiście! Wyskoczył Ałganow ? to on w zaparte: nie

znam żadnego Ałganowa, nigdy nie widziałem! I potem

masz: papiery na stół i kompromitacja totalna. Ktoś

cwańszy powiedziałby: a, tak, formalności z

dyplomem, zdaje się, nie miałem czasu dopełnić, ale

przecież co to zmienia, studia skończyłem, więc

wyższe wykształcenie mam. Albo: Ałganow? Hm, tylu

ludzi się znało? Jeśli on był oficjalnym

przedstawicielem ZSSR, a ja wtedy ministrem, to

pewnie się przy jakiejś okazji spotkaliśmy? Nie

mówiąc już o tym, o ile bardziej wyrozumiale

przyjęliby Polacy szczere ?hm, no, troszeczkę

wczoraj przesadziłem?? niż głupie krętactwa o

?przeciążeniu goleni? czy ?filipińskiej grypie?. No

ale, jak wiadomo, ?na złodzieju czapka gore?.



Czemu pastwię się nad starymi sprawami byłego

prezydenta, który wszak dziś, trzeba to przyznać,

zachowuje się z klasą nieporównywalnie większą niż

większość autorytetów ?salonu?? Bo dokładnie tak

samo zachował się właśnie prezydencki minister

Sławomir Nowak.



?Gazeta Polska? postanowiła napisać otwarcie o tym,

co w środowisku jest tajemnicą poliszynela ? a tym,

że Bronisław Komorowski, poza tym, że nie nadaje się

na prezydenta z szeregu innych względów, jest także

w złym stanie zdrowia. Rzecz jest delikatna, bo

zatrąca o głęboką prywatność, której naruszanie jest

niesmaczne. Ale z drugiej strony ? mówimy o

prezydencie RP. Formalnie najważniejszej osobie w

państwie, której niedomagania i choroby mogą nieść

dla tegoż państwa fatalne skutki.



Dzieliłem się już z państwem swoim przekonaniem, że

dziwaczne zachowania prezydenta prawdopodobnie są

wynikiem jego choroby. Bronisław Komorowski nigdy

nie był intelektualnym orłem, ale też nie dał się

wcześniej poznać jako aż taki, żeby to ładnie ująć,

Forrest Gump ? nie potrafiący się zachować przy

ludziach, mylący podstawowe sprawy, nie wiedzący

nawet, jak się pisze ?ból?. Ponieważ natura

prezydenckiej choroby jest mniej więcej znana,

podpytywałem przy różnych okazjach bodaj już

kilkunastu lekarzy, w tym paru uznanych

specjalistów, czy swoiste zaćmienia umysłu, jakich

najwyraźniej doznaje Komorowski, mogą być skutkiem

choroby. Niemal wszyscy potwierdzili ? tak, jak

najbardziej. Chwile niedotlenienia mózgu,

objawiające się między innymi w ten sposób, że chory

nie poznaje starych znajomych, nie wie rzeczy, które

wiedział zawsze, plecie od rzeczy czy robi błędy

językowe, jakie wcześniej mu się nie zdarzały, są w

tego rodzaju schorzeniach typowe. I co gorsze ? są

one znakiem, że choroba zaszła bardzo daleko i

szybko się rozwija.



Na artykuł ?Gazety Polskiej?, która w końcu

przełamała tabu i poruszyła temat, pan minister

Nowak zareagował żywiołowym zaprzeczeniem: ?Pan

prezydent jest zdrowy jak koń?. To właśnie

zachowanie w stylu przywoływanego na wstępie

?chodzenia w zaparte? Aleksandra Kwaśniewskiego.

Mówiąc w skrócie, jak pan Nowak znajdzie gdzieś i

pokaże konia z bajpasami, to go publicznie

przeproszę. Ale dopóki takiego przypadku nie

znajdzie, będę utrzymywał, że ta odpowiedź, w

zaparte, zaprzeczająca wszystkiemu, także temu, co

wszak wiadomo, sama w sobie daje pewność, iż problem

nie jest wyssany z palca.



To zresztą nie jedyna znacząca okoliczność. Jest

trochę podobnie jak ze sprawą ?Bolka? ? są setki

mniejszych i większych dowodów, ale tak naprawdę nie

trzeba nawet po nie sięgać, bo wystarczy przypomnieć

jedno: że teczkę ?Bolka? kazał sobie Lech Wałęsa

jako prezydent przynieść do gabinetu i ją? no,

mówiąc procesowo, i dalszy los przechowywanych w

niej dokumentów jest oficjalnie niemożliwy do

ustalenia. Przecież każde dziecko wie: gdyby z

zawartości tej teczki wynikało, że to nie Lech

Wałęsa był ?Bolkiem?, tylko kto inny, to na pewno by

Wałęsa tych dokumentów nie za? to znaczy, nie

zniknęłyby w tym momencie w sposób nieustalony ?

tylko przeciwnie, natychmiast by je upublicznił,

żeby niesprawiedliwe zarzuty raz na zawsze wyjaśnić

i oczyścić atmosferę. Proste jak w pysk dał i nie ma

co kombinować.



Platforma zagoniła się w podobny kozi róg. Najpierw,

żeby poniżyć prezydenta Kaczyńskiego, w kontekście

jego dolegliwości żołądkowych, rozpętała wielką

kampanię, że zdrowie głowy państwa MUSI być sprawą

publiczną. Donald Tusk demonstracyjnie poddał się

badaniom lekarskim, z dumą prezentując ich wyniki, a

sfora autorytetów całymi dniami roztrząsała, co też

Kaczyński ukrywa, tylko alkoholizm, czy może coś

gorszego? A potem plan się zmienił, Tusk zrezygnował

z kandydowania i postanowił wysłać po żyrandol

kogoś, kto mu nie będzie w stanie zagrozić. I wtedy

z dnia na dzień się okazało, że grzebanie komuś w

zastawkach to chamstwo, naruszanie konstytucji i

ustawy o ochronie danych osobowych? Koń, by wrócić

krótko do wypowiedzi Sławomira Nowaka, jaki jest,

każdy widzi.



Podporządkowując wszystko swojemu panowaniu Tusk

zafundował Polsce prezydenta nie tylko skrajnie

nieudolnego, ale też prawdopodobnie niezdolnego

przetrwać pełną kadencję. Więc tak jak dotąd nic nie

było można zrobić, bo wybory, tak teraz nic nie

będzie można jeszcze bardziej, bo jak by w

narastającym chaosie tu wymienić Komorowskiego na,

dajmy na to, Buzka? Zważywszy, w jakim kierunku

zmierza kraj, może tu nie pomóc przedłużenie

głosowania nawet do siedmiu dni i wszyscy Sikhowie,

jacy tylko są w Ameryce.



Nawet kłamać trzeba umieć. Można się tego uczyć od

?cyngli? ?Gazety Wyborczej?. Jak oni pięknie

potrafią rzucić pomówienie czy insynuację w sposób

chroniący przed odpowiedzialnością cywilną! Używając

niejasnych określeń w stylu ?faszyzujący?,

?oskarżany o?? i temu podobnych. Jacek ?Jaś Fasola?

Żakowski, o czym wspominałem niedawno, sztuki tej

nie posiadł. Nie posiadł jej też Sławomir Popowski,

który nie poprzestając na insynuacjach i obelgach

ogłosił światu o rzekomym tajnym porozumieniu

wydawcy ?Rzeczpospolitej? z Jarosławem Kaczyńskim.

Do tej listy dopisać trzeba także Grzegorza

Miecugowa, który rzucił potwarz na Joannę Lichocką,

twierdząc bez cienia jakiegokolwiek dowodu, jakoby

pytania w przedwyborczej debacie uzgadniała ze

sztabem wyborczym Jarosława Kaczyńskiego. I odmówił

sprostowania, co dawało innym asumpt do bezkarnego

cytowania i upowszechniania oszczerstwa.



Z prawnego punktu widzenia, Miecugow nie miał szans

się obronić, więc zapewne adwokaci poradzili mu,

żeby podpisał ugodę i przeprosił, na co Lichocka

litościwie się zgodziła. Niesłusznie, jak się

okazało, ale przynajmniej mogliśmy dzięki temu

zobaczyć prezentację mentalności salonu w stanie

czystym do analizy. Owoż Miecugow ? rzecz stała się

głośna w środowisku, ale nie wiem, czy zna ją

szersza publiczność ? wykonał ugodę tak, że najpierw

z drugim tefałenowskim pajacem gruntownie

zdezawuowali uzgodnione przed sądem przeprosiny,

przy okazji szydząc z Lichockiej i dodatkowo

podważając jej uczciwość dziennikarską, po czym

dopiero łaskawca odczytał niedbale tekst

oświadczenia, zmieniony tym sposobem w parodię.

Klasa ? proszę wybaczyć, nie chce mi się silić na

wykwintne sformułowania ? że się porzygać można. Ale

oczywiście dyżurni moraliści od Michnika, którzy

gorliwie basują kolejnym procesom wytaczanym przez

pryncypała pod naciąganymi pretekstami, że go gdzieś

nie zacytowano słowo w słowo, ekscesu nie odnotowali.



Nie przypadkiem jednak połączyłem przy tej okazji

nazwiska trzech wspomnianych autorytetów

dziennikarstwa. Poza tym, że wszyscy trzej

zniesławiają opozycyjnych dziennikarzy, poza tym, że

wszyscy trzej robią to nieudolnie, łączy ich jeszcze

jedno: wszyscy trzej uczą dziennikarstwa młodych

adeptów tego zawodu. Że nie nauczą ich, jak

skutecznie rzucać potwarz w sposób minimalizujący

jej przygwożdżenie, to może nawet dobrze.



Ale jak sobie pomyślę, czego ich mogą nauczyć w

kwestii zawodowej etyki, to po prostu żal człowieka

bierze.



Rafał A. Ziemkiewicz

***********************************

Te hieny grasyją w stadzie lepszych wilków:
PRZESTĘPCZA DZIAŁALNOŚĆ CZŁONKÓW-PROMINENTÓW PO

Mamy już całą galerię postaci, które podjęły tę walkę na modłę Platformy. Drzewieckiego, Chlebowskiego, Misiaka, Karnowskiego, Grzegorka, Rypińskiego, Atamańczuka, Rosoła, Dzikowskiego, spółdzielnię Grabarczyka, casus Ludwiczuka, Grasia w tle rafinerii Trzebinia. A teraz doszlusowała cała plejada szemranych typów z Wałbrzycha na czele z prezydentem miasta wybranym w kupionych wyborach. A mamy przecież jeszcze platformianych magików ze Swarzędza, którzy licytowali mandat(notabene, jedynka na liści PO poszła ponoć za marne 7,5 tysiąca), mamy grupę, która chciała ocenzurować Internet, a także aferę stoczniową, hazardową, gazową, wyborczą, kolejową, upolitycznienie totalne mediów publicznych, ponury skandal ze śledztwem smoleńskim z samym premierem Tuskiem w tle. W kontekście tego niepełnego przecież zbioru osobliwości z partii mieniącej się obywatelską, jeszcze bardziej osobliwy wydaje się komentarz z Gazety Wyborczej, że Platforma  jeszcze może pokazać, że od władzy za wszelką cenę istotniejsze są dla niej demokratyczne standardy. Jeszcze może udowodnić, że umie wziąć na siebie odpowiedzialność. To jest zbrodnicza naiwność, żeby już otwarcie nie powiedzieć: ściemnianie. Moim zdaniem Wałbrzych wyręczył Monikę Olejnik i zdecydowanie postawił kropkę nad i. Czas jest najwyższy, żeby w końcu zacząć nazywać rzeczy po imieniu i przestać uważać bydło za niebydło.
 Seaman




--


Data: 2011-05-09 22:58:34
Autor: raff
Pełowski koń z bajpasami
To jest kulawy kon.

Albo raczej Szkapa.

R.

Data: 2011-05-10 10:48:34
Autor: Leprechaun!
PeĹ?owski koĹ? z bajpasami

Użytkownik "raff" <patagonia2389@onet.pl> napisał w wiadomości news:iq9ki0$hil$1news.onet.pl...
To jest kulawy kon.

Albo raczej Szkapa.

R.

Od wysiłku omal ci żyłka nie pękła. Cały Rafałek, 1-wszy CKM na Purkiniego 2.

BomBel

Data: 2011-05-10 17:56:04
Autor: heÂŽsk
PeĹ?owski koĹ? z bajpasami
On Tue, 10 May 2011 10:48:34 +0200, "Leprechaun!" <brudy@pralnia.tw>
wrote:


Użytkownik "raff" <patagonia2389@onet.pl> napisał w wiadomości news:iq9ki0$hil$1news.onet.pl...
To jest kulawy kon.

Albo raczej Szkapa.

R.

Od wysiłku omal ci żyłka nie pękła. Cały Rafałek, 1-wszy CKM na Purkiniego 2.

BomBel

 Purkyniego ;o)))




--

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Pełowski koń z bajpasami

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona