Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Pełoskiryży monsz stanół

Pełoskiryży monsz stanół

Data: 2009-05-20 15:33:53
Autor: multivatinae
Pełoskiryży monsz stanół

W dobie kryzysu gospodarczego, w którym pogrąża się świat, Europa - i wbrew
temu, co usiłują nam wmówić politycy rządzącej koalicji - warto prześledzić
specyficzne zachowanie premiera Donalda Tuska. Coraz więcej sygnałów świadczy o
tym, że najgorsze dopiero przed nami. Na tym tle aż razi indolencja oficjalnie
prezentowana przez członków gabinetu i swoiste zaklinanie rzeczywistości,
mówienie na okrągło do kamer telewizyjnych, że u nas nie jest źle, że na tle
innych trzymamy się mocno itp. Należy sobie uświadomić, iż taka postawa jest
skutkiem dobrze przemyślanej, długofalowej strategii, mającej na celu
doholowanie Donalda Tuska do stanowiska prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Należy domniemywać, że ta swoista dobra mina do złej gry oraz udawanie przez
polityków koalicji, szczególnie Platformy Obywatelskiej, i samego premiera
Donalda Tuska, iż polska gospodarka ma się całkiem dobrze, będzie trwało do
najbliższych wyborów do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się 7 czerwca.
Wszystko wskazuje na to, że dłużej tego stanu rzeczy nie da się pociągnąć,
ponieważ sygnały o pogarszających się czynnikach makroekonomicznych są coraz
mocniejsze (chociażby odnośnie do wielkości deficytu budżetowego) i tego
fragmentu rzeczywistości nie da się już dłużej czarować. Niemniej do tego
momentu jakiekolwiek straszenie Polaków kryzysem nie wchodzi w grę. Wszyscy
członkowie rządu zachowują więc urzędowy optymizm. Jakiekolwiek puszczanie farby
jest natychmiast pacyfikowane. Gra bowiem toczy się o wysoką stawkę. PO chce
uzyskać jak najlepszy wynik w eurowyborach. Chodzi oczywiście o zdobycie
stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla Jerzego Buzka. Aby to
osiągnąć, potrzebne jest wysokie zwycięstwo koalicji PO i PSL. Najlepiej przy
tym, aby obydwie partie uzyskały więcej niż włoska partia Forza Italia (Naprzód
Włochy) aktualnego premiera tego państwa Silvio Berlusconiego. Przy czym Włosi
twardo obstają przy swojej kandydaturze na przewodniczącego w osobie Mario
Mauro. Przedstawiciele owych trzech partii (polskich i włoskiej) zasiadają w
ramach europarlamentu w jednej partii: Europejskiej Partii Ludowej, która wraz z
Europejskimi Demokratami tworzy na forum parlamentarnym silną i liczącą się
frakcję. Dotychczas, w mijającej kadencji, stosunek liczby eurodeputowanych
wynosił: PO - PSL - 15, Forza Italia - 16. W zależności od tego, kto w nowym
składzie będzie miał przewagę, ten ma większe szanse na przeforsowanie własnego
kandydata na przewodniczącego (po wcześniejszym uzyskaniu akceptacji innych
członków frakcji). Zadanie jest więc niesłychanie trudne. Należy mieć bowiem na
uwadze fakt, iż w tegorocznych wyborach reprezentacja narodowa Polski zostaje
uszczuplona o 4 mandaty (czyli w skali kraju wybieramy 50 zamiast 54
eurodeputowanych). Związane jest to z ostatnim rozszerzeniem Unii Europejskiej o
Rumunię i Bułgarię i w związku z tym zwolnieniem miejsc przynależnych tym
państwom w Parlamencie Europejskim.

Pogadanka premiera

Wracając na polskie podwórko. Z powyższych względów dopiero po wyborach do
europarlamentu będzie można spodziewać się bardziej realistycznego spojrzenia
członków rządu i samego premiera na stan gospodarki. Czeka nas zapewne korekta
budżetu, w tym kolejne cięcia w wydatkach poszczególnych ministerstw. Ale to
wszystko po wyborach. Teraz bowiem najważniejszy jest łup polityczny. Uznano, iż
dla niego warto nieco mijać się z prawdą.

Cała ta sytuacja służy premierowi Donaldowi Tuskowi do konsekwentnego budowania
image człowieka twardo stąpającego po ziemi, niepoddającego się naciskom
opozycji, lecz jednocześnie, gdy zachodzi potrzeba - skutecznie reagującego na
wszelkie zagrożenia. Rzeczywiście taka potrzeba już niedługo zajdzie.

W kwestii kreowania premierowskiego image znakomicie wpisała się poniedziałkowa
debata ze związkowcami Stoczni Gdańsk na terenie Politechniki Gdańskiej.
Posłużyła ona bowiem wyłącznie do dalszej kampanii autopromocyjnej szefa rządu.
Premier od paru dni bardzo intensywnie się do niej przygotowywał. Nad całym
przedsięwzięciem czuwał sztab doradców. W założeniach zapewne ekipa Donalda
Tuska chciała osiągnąć podobny efekt, jak po serii debat w czasie kampanii
parlamentarnej w 2007 roku z liderem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem
Kaczyńskim. Wówczas to bowiem Donald Tusk - wyciągając wnioski z porażki z
Lechem Kaczyńskim w wyborach prezydenckich w 2005 roku - przyjął w trakcie
dyskusji taktykę ofensywną, polegającą na zaskakiwaniu adwersarza
niespodziewanymi pytaniami (na przykład słynne pytania o ceny podstawowych
produktów żywnościowych, ziemniaków itp.). To wybiło z rytmu Jarosława
Kaczyńskiego i jednocześnie w oczach telewidzów spowodowało wrażenie, jakoby
prezes PiS był osobą kompletnie oderwaną od rzeczywistości. Metoda okazała się
bardzo skuteczna. Niewątpliwie była jednym z elementów przyczyniających się do
zwycięstwa Platformy nad PiS.

Poniedziałkowa akcja nieco spaliła na panewce w momencie, gdy z debaty wycofali
się przedstawiciele dużych związków zawodowych: NSZZ Solidarność i OPZZ. Z tego
względu zamiast starcia wyszła potulna dyskusja z dwoma przedstawicielami
związkowymi zaledwie 10 procent załogi Stoczni Gdańsk. Ale dzięki temu premier
jeszcze dobitniej mógł wykreować siebie w roli merytorycznego fachowca,
doskonale zorientowanego w zawiłościach tematyki stoczniowej, europejskiej i
związkowej. Widać, było, że sztabowcy przygotowujący Donalda Tuska nie
zmarnowali ani jednej chwili.

Bez wątpienia poniedziałkowa pogadanka (gdyż w żaden sposób nie można tego
nazwać debatą) miała z założenia przysłużyć się wzmocnieniu pozytywnego
wizerunku premiera w oczach społeczeństwa. Zresztą Donald Tusk dobrze się czuje
w tego typu sytuacjach. Tym bardziej że jako zaprawiony w ekranowych bojach
polityk - na tle liderów związkowych, którzy stosunkowo rzadko występowali
dotychczas przed kamerami i w związku z tym mieli wyraźną tremę - zasadniczo
wywarł korzystne wrażenie. Ponadto w uzyskaniu dobrego efektu sprzyjały szefowi
rządu ostatnie doniesienia o sprzedaży majątku Stoczni Gdańsk i Stoczni
Szczecińskiej Nowa firmie powiązanej z kapitałem bliskowschodnim oraz niezbyt
jeszcze sprecyzowane obietnice dotyczące kontynuowania produkcji statków, co
daje nadzieję przynajmniej części stoczniowców na zatrudnienie.

To wszystko jest elementem przemyślanej strategii ekipy czuwającej nad
wizerunkiem premiera Donalda Tuska. Można wychwycić najbardziej
charakterystyczne elementy służące budowaniu odpowiedniego image. Aby je lepiej
zobrazować, warto użyć pewnych przenośni dobrze wyrażających istotę sprawy.

Mąż opatrznościowy nieustannie w błysku fleszy

Można zauważyć, że podstawowym elementem budowania wizerunku Donalda Tuska jest
jego odpowiednia kreacja, dokonywana nieustannie przez w większości przychylne
mu media. Tym sposobem tworzony jest wizerunek premiera jako męża
opatrznościowego polskiej polityki, politycznego racjonalistę mającego dobre
układy z politykami europejskimi, stawianego jako przeciwieństwo awanturniczego
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nieustannie niepotrzebnie potrząsa
szabelką. To wszystko dzieje się w błysku fleszy i kamer, gdyż bez tych środków
technicznych wytworzenie takiego wizerunku byłoby niemożliwe. Dziś bowiem co
niektórzy politycy bardzo przypominają gwiazdki show-biznesu, w którym panuje
zasada mówiąca, że gdy cię nie ma w telewizji, na łamach kolorowych pism oraz na
stronach portali internetowych - to właściwie nie istniejesz. Więc należy tam
bywać jak najczęściej i jak najwięcej. Dlatego debata premiera ze stoczniowcami
jest częścią konsekwentnego kreowania owego wizerunku.

Superarbiter

Pozycja superarbitra polega na sprawianiu wrażenia, iż cały czas panuje się nad
sytuacją i potrafi się podejmować trudne decyzje, nawet te niepopularne, w imię
wyższego dobra. Dobrze się w to wpisuje gorąca w ostatnich dniach kwestia
obchodów rocznicy Czerwca 89. Chodzi oczywiście o kontrowersyjną decyzję
premiera dotyczącą przeniesienia części politycznej obchodów z Gdańska do
Krakowa. Otoczenie szefa rządu roztoczyło w mediach wizję premiera, który ratuje
dobre imię i wizerunek Polski, mające rzekomo być zagrożone ze strony
nieodpowiedzialnych stoczniowców. Ich demonstracje mają stanowić przeszkodę dla
godnego przyjęcia odwiedzających nas 4 czerwca przywódców europejskich. I tak
oto premier Donald Tusk swoją trudną decyzją, podjętą wbrew wszystkim, ocalił
Polskę przed niewątpliwą kompromitacją. Oto sens przekazu, który ma trafić do
społeczeństwa.

Co złego, to nie ja

Kolejne zagadnienie wiąże się z charakterystycznym elementem sprawowania funkcji
przez premiera Donalda Tuska - a mianowicie maksymalnym unikaniem podejmowania
trudnych decyzji. Należy zauważyć, że jeśli już trzeba je podjąć, to przedstawia
się to jako wynik działań kolektywnych, dokonanych na posiedzeniu rządu, często
również jako efekt działań i nacisków poszczególnych ministrów. Wszystko to
dzieje się w celu maksymalnego odsunięcia odium niepopularności od osoby
premiera. Z nim bowiem mają się kojarzyć tylko pozytywne rzeczy. W podobnym
duchu należy odczytywać ukazywanie premiera, który twardo i krótko trzyma swoich
ministrów, a gdy zachodzi potrzeba, potrafi ich skarcić publicznie. Przykładem
może być sytuacja sprzed kilku tygodni, gdy premier nakazał swoim ministrom
podjęcie działań w celu poszukania w podległych im resortach konkretnych
oszczędności. Oczywiście ministrowie karnie i potulnie polecenie szefa wykonali.
Nikt się przy okazji nie zająknął, iż to premier jest przede wszystkim
odpowiedzialny za wcześniejszą akceptację nierealnego budżetu. Zresztą niedługo
czeka nas kolejna korekta.

Wypuszczanie harcowników

Sztandarowym przykładem harcownika polskiej sceny politycznej jest poseł i
członek Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot. W trakcie jego skandalicznych
happeningów regularnie obrażani są konkurenci polityczni, w tym również
prezydent Lech Kaczyński. W tym względzie poseł z Lublina wielokrotnie już
przesadził. Najciekawsza w tym wszystkim jest postawa władz partii, z której się
wywodzi. Jego postępowanie niby spotkało się z potępieniem prominentnych
członków PO. Już prawie był wyrzucony z jej szeregów. Prawie, gdyż do tej pory
do tego nie doszło. To pozwala domniemywać, iż działalność posła Janusza
Palikota cieszy się cichym przyzwoleniem władz Platformy. Wykonuje on tzw.
czarną robotę, czyli taką, której nie wypada czynić innym politykom, a w gruncie
rzeczy wyrażana jest w ten sposób opinia dużej części członków PO na określone
kwestie. Owe happeningi są przede wszystkim skierowane do młodego elektoratu,
gdyż przeprowadzane są w młodzieżowym stylu, na wzór jakiegoś reality show. To
się części społeczeństwa może podobać. Pamiętajmy, że młode pokolenie jest
jednym z podstawowych grup docelowych PO. W ten sposób wysyła się do nich
sygnał: Patrzcie, jacy członkowie PO są fajni i wyluzowani, nie to, co te
sztywniaki z innych partii, a szczególnie z PiS. W ten sposób oddziałuje się na
potencjalny elektorat.

Konkluzja

Te wszystkie działania i chwyty prowadzone są w jednym celu. Mianowicie chodzi o
w miarę spokojne doholowanie Donalda Tuska na urzędzie premiera do najbliższych
wyborów prezydenckich. Nic innego w gruncie rzeczy dla jego ekipy nie ma
znaczenia. A wybory prezydenckie całkiem niedługo, już jesienią przyszłego roku.
W aktualnej sytuacji polityczno-gospodarczej pozostaje postawić zasadnicze
pytanie. Czy premier przyjmujący asekuracyjną postawę (bo nie chce zaprzepaścić
swoich szans w wyborach prezydenckich) jest właściwą postacią na swoim
stanowisku w okresie niewątpliwego kryzysu gospodarczego, największego, jaki
ogarnął świat po II wojnie światowej?

Historia uczy, że w takim okresie na czele rządu powinien stać polityk, który
nie boi się podejmować odważnych, często niepopularnych decyzji. Konieczny jest
przy tym konkretny program walki z kryzysem, za którego realizację szef rządu
bierze całkowitą odpowiedzialność i firmuje go swoim nazwiskiem.
W tym miejscu, aby unaocznić powagę sytuacji, warto odnieść się do sposobów
walki z wielkim kryzysem gospodarczym, jaki ogarnął świat na przełomie lat
dwudziestych i trzydziestych XX wieku. W Stanach Zjednoczonych Ameryki udało się
go w miarę szybko przezwyciężyć, ponieważ na czele państwa w najważniejszym
momencie stanął odpowiedni człowiek, który konsekwentnie realizował właściwy
program, rewolucyjny jak na tamten okres. Mam na myśli rzecz jasna prezydenta
Franklina Delano Roosevelta i program New Deal. Dzięki temu udało się
wyprowadzić amerykańską gospodarkę na prostą. USA utrzymały pozycję światowego
lidera.

Aby zdać sobie sprawę, jak niezmiernie istotne jest to zagadnienie, można podać
przykład państwa, które nie podniosło się po wspomnianym wielkim kryzysie. Jego
nieszczęściem był właśnie brak lidera z wizją. Owym państwem była Argentyna,
która na przełomie XIX i XX wieku należała do pierwszej dziesiątki
najzamożniejszych krajów świata. To dlatego w tym okresie na emigrację do
Argentyny udawały się rzesze Polaków, których potomkowie tworzą tam do dziś
liczną grupę. Wielki kryzys spowodował drastyczny upadek państwa. Dawnej pozycji
do dziś nie udało się odbudować. Obyśmy nie byli europejską Argentyną.
Dr Przemysław Wójtowicz



--


Pełoskiryży monsz stanół

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona