Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Pierwsza komunia.

Pierwsza komunia.

Data: 2011-05-08 08:35:46
Autor: Przemysław W
Pierwsza komunia.
"Proszę pani, proszę pani, Tosia nie była dzisiaj na religii". Ja odpowiadam: "No nie była". I takie uśmieszki widzę: "Bo proszę pani, bo moja mama to mówiła, że Tosia nie wierzy w Boga"
To było w październiku. Tosia, uczennica drugiej klasy, wróciła ze szkoły i płacze: "Bo ja nie zdam, bo ja nie zdam". A ja mówię: "Dziecko, tak się dobrze uczysz, jak możesz nie zdać? Liczyć umiesz, czytać umiesz". Tosia płakała i nie chciała nic mówić. W końcu: "No tak, ale z religii nie zdam". Więc jej tłumaczę, że jeśli chodzi na religię, zalicza te modlitwy, maluje te malunki, to chyba wszystko gra. A ona powiedziała, że dziś znowu proboszcz przy liście obecności pytał dzieci, czy były w kościele. Powiedziała, że nie była, i dostała minusa. Ma same minusy i nie zda.

Ja, widząc zapłakaną Tosię, zrozumiałam, że muszę ją ochronić przed tymi upokorzeniami, przed którymi ona się nie może bronić. Tosia nie będzie kłamać. Jest bardzo rzetelna. Zadałam jej fundamentalne pytanie: "No ale, Tosiu, ty chcesz chodzić do kościoła czy nie? Może byś chciała i byłoby wszystko w porządku". "No nie, mamo, przestań, mnie się nudzi w kościele".



My chodzimy do kościoła okazjonalnie, raczej na święta rodzinne: śluby, pogrzeby, msze w intencji dziadków. Mówimy dzieciom, że kościół to miejsce, gdzie się odbywa wspólna tradycja, czczenie Boga. Czy tam mieszka Bóg? Bóg mieszka w każdym drzewie. Wiedziałam, że Tosi kościół nie interesuje. Wybiega w czasie mszy i bawi się pod kościołem, woli iść na spacer. Piotruś, młodszy brat Tosi, skarży się, że w kościele nie ma żadnych zabawek.

I wtedy zadałam Tosi pytanie, czy nie będzie jej smutno, kiedy nie pójdzie do komunii wraz innymi dziećmi. Bo w związku z tym pod znakiem zapytania stoi komunia. "No weź, mamo, te białe sukienki?! To nie dla mnie".

"Naprawdę nie będzie ci smutno, że się nie ubierzesz jak księżniczka, nie dostaniesz tych wszystkich prezentów?". "Prezenty dostaję tak czy siak na inne okazje" - odpowiedziała Tosia.

Jak jest

Mama Tosi Marta Turowska jest gospodynią domową po trzydziestce. Dawno temu skończyła filologię polską, w wolnym czasie czyta teksty filozoficzne Nietzschego, Kołakowskiego czy mistrzów tao. Matka dwójki dzieci i żona Jana Turowskiego, hydraulika po samochodówce. Janek przez pewien czas był też rolnikiem.

W domu Turowskich najczęściej mówi Marta, jej mąż jest raczej małomówny. Ich strategię komunikacyjną określa zdanie Janka wypowiedziane na samym początku ich znajomości: "Ty sobie miej te swoje prawdy, a ja ci będę mówił, jak jest". Marta zapisała je w zeszycie.

Mieszkają razem w domku jednorodzinnym pod Warszawą, gdzie drzwi są zawsze otwarte. Na tej samej posesji, kilka metrów dalej, mieszkają rodzice Janka.

Wypisanie

Marta opowiada:

- Najpierw poszłam do nauczycielek Tosi, żeby już wiedziały. I one mnie poinformowały, że to trzeba zrobić oficjalnie. Napisać pismo i zanieść do dyrekcji. Ja się wtedy wzburzyłam. Jak to? Nikt nie zapisywał naszych dzieci. Wszyscy automatycznie są zapisywani na religię, a ci, co nie chcą, to muszą nagle pisma wysyłać i się wypisywać? Jak to możliwe? Janek mnie potem z błędu wyprowadził i powiedział, że on na pierwszym zebraniu wpisał Tosię na religię. Ale ja Piotrusia nie wpisywałam! (Janek chodzi na zebrania jednego dziecka, a Marta drugiego).

W końcu złożyłam dwa oddzielne pisma za Piotrka i za Tosię. Tosia przestała chodzić na religię tuż po Dniu Nauczyciela. Od tamtej pory dwa razy w tygodniu chodzi do świetlicy zamiast na religię, razem z Polą, która jest innego wyznania. A Piotrek został wypisany trochę tak przy okazji.

Nawrócenie

- Piotruś wydaje się poszkodowany, bo miał religię nie z proboszczem, jak Tosia, ale z fajnym młodym katechetą - opowiada Marta. - Takie zajęcia z zabawą. I kiedy już poszły pisma do dyrektorki i wszystko się w nas gotowało, Piotrek powiedział do mnie, jak wracaliśmy ze szkoły:

"Mamo, ja się zdecydowałem".

"Boże, na co?".

"Będę chodził na religię".

"Dlaczego?".

"Bo na świetlicy jest tak źle, a z panem od religii jest tak fajnie".


"A co robicie?".

"Budujemy z klocków, bawimy się".



"A czemu w świetlicy jest tak źle?".

"Są same duże dzieci, nie ma żadnego z zerówki. Ja się ich boję i wstydzę".

I Piotruś chodzi na religię do katechety, nieformalnie, po prostu zostaje na religii. Bo co ja mam zrobić z dzieckiem zerówkowym, żeby uchronić je przed starszymi dziećmi? Ja go jeszcze posłałam rok wcześniej do szkoły. Nie miał sześciu lat, tylko pięć z kawałkiem. To jest problem.

Brak odzewu

Marta: - Pierwszy dowiedział się tata, jak był u nas na kawie. Liczyłam po cichu, że natychmiast przekaże mamie, i czekałam na odzew.

- A odzewu nie było - dopowiada Janek.

- Nie chciałam iść tak demonstracyjnie do mamy i powiedzieć: "Mamo, mam taką ważną sprawę. Otóż wypisujemy Tosię z religii". Więc czekałam, co mama zrobi, i przez półtora miesiąca nic nie zrobiła, nawet się nie przyznała, że wie. A wiadomo, że wiedziała. Tata tylko powiedział, że szykuje dobry grunt. A wiadomo, tata ma złe doświadczenia, bo żona mu umyka do kościoła.

I w końcu byli u nas znajomi, i pojawił się te-mat komunii, i mama powiedziała: "No właśnie, bo ja już wiem od dawna i nie wiem, co mam z tym zrobić. I tak się smucę".

- A potem dodała, że napisze list do kurii na tego księdza - przypomina sobie Janek. - Nie ochrzaniała nas, bo ona jest też niechętna do tego proboszcza. Na początku rozsądnie chciała wyjść z tej sytuacji.

- Ale ja wiedziałam, że to nic nie zmieni - dodaje Marta. - Zmienią proboszcza, ale organizacja pozostanie. Takie są wymogi. No to co, pójdę i powiem, że ja chcę religię, ale inną? Ja chcę, żeby dziecko poszło do komunii, ale inaczej niż wszyscy? Nie tak, jak wy sobie to ustaliliście? W Kościele na całym świecie? Bo ja chcę, żeby dziecko przyjęło sakrament, ale nie będę z nim chodzić do kościoła? To jest niepoważne.

W końcu mama zaproponowała, że ona będzie chodziła z Tosią do kościoła, jeśli my nie chcemy. Miała z nią na ten temat porozmawiać, ale ta rozmowa się nie odbyła.

Babcia mówi, że gdy raz zapytała, z kim ma Tosia teraz religię, dziewczynka tak się spłoszyła, że babcia nie miała odwagi drążyć tematu.

Perły

Halinka, babcia Tosi i Piotrusia, emerytowana nauczycielka, do kościoła stara się chodzić co-dziennie: - Ja bardzo króciutko ich przekonywałam. Mam takiego spowiednika, który powiedział mi, że to nie ma sensu. Nie może dziecko przystąpić do komunii ze względu na babcię. W Biblii jest powiedziane, żeby nie rzucać pereł przed wieprze. I są pewne tematy, oczywiste, na które się nie dyskutuje, jeżeli ktoś ma inne poglądy. To jest trochę znieważanie Pana Boga. Jeżeli ja wiem, co ktoś powie, to nie kłócę się, bo i tak tego nie przyjmie, a jeszcze podepcze.

Wzór rodziny

Marta o reakcji otoczenia:

- Przed bramą zaczepiła mnie sąsiadka i mówi tak: "Ja jestem doświadczoną kobietą. Różne są hecki z tą komunią, ale komunia musi być. Inaczej nic nie będzie dobrze. Nic". Ją to trochę trzepnęło, że wypisaliśmy Tosię z religii, bo stanowimy dla niej wzór rodziny polskiej, przychodzi do nas i mówi: "Boże, jakie u was ciepło! Tego nigdzie nie ma, żeby się ludzie tak kochali". Więc jak się dowiedziała o wszystkim, zrobiło jej się przykro. Podeszła akurat mama do bramy i tak obie na mnie, a ja sobie grzebałam nóżką w śniegu. A potem sąsiadka odeszła, a mama podjęła rozmowę, która była naprawdę rzeczowa, na temat mojej wiary. I jak nigdy nie błysnęła gromami z oczu, nie zdenerwowała się. I ja się wybroniłam ze swoim pojęciem Boga, a jak doszło do komunii, to powiedziałam, że jestem otwarta. Sama nie znajduję rozwiązań, wiem, że są mądrzejsi. I mama powiedziała: "No dobra, to ja zaproszę znajomego księdza".


Szykany

Teściowa Marty twierdzi, że dzieci będą szykanować Tosię, bo jest inna. Wie to, bo kiedyś sama uczyła chłopca, który był świadkiem Jehowy, i koledzy w szkole wołali za nim kici, kici.

- Ale celem komunii nie jest odseparowanie się od szykan społeczeństwa - odpowiada Marta. - Dla nas to też jest trudne, bo decyzję musimy podjąć my, ale jako rodzice chcemy wziąć pod uwagę zdanie dziecka. Tylko jak? Bo ona nie może sama zdecydować. Bo ja jestem gotowa ponieść wszystkie konsekwencje włącznie z szykanami ze strony rówieśników. Zresztą to już się zaczęło, bo pamiętam, jak Tosia pierwszy raz nie poszła na religię, tylko na świetlicę, to od razu dzieci mnie zaczepiły: "Proszę pani, proszę pani, Tosia nie była dzisiaj na religii". Ja odpowiadam: "No nie była". I takie uśmieszki widzę: "Bo proszę pani, bo moja mama to mówiła, że Tosia nie wierzy w Boga".

Rozumiecie? Od razu! Pierwszego dnia dzieci się zainteresowały tą sprawą. Odpowiedziałam, że wierzy w Boga, tylko inaczej.

Wigilia

- Wujek podczas Wigilii wziął mnie na bok i chciał ze mną rozmawiać - opowiada Janek. - Wyszliśmy do przedpokoju, a on - taka agresja, że myślałem, że zaraz zacznie mnie bić. W jego oczach było coś takiego. I mówi do mnie: "A ja myślałem, że wszyscy Turowscy to porządni ludzie". Ja nie wiedziałem, o co mu chodzi. I tak żartem mu odpowiedziałem: "A nie jest tak?". "To nieładnie, że nie posłaliście Tosi na religię". Wieść po dalszej rodzinie rozniosła się bardzo szybko.



Lans

Wśród znajomych Marty i Janka zdania są podzielone. Niektórzy uważają, że postąpili słusznie, wypisując Tosię z religii, inni są przeciwni. Koleżanka Marty, matka dwójki dzieci: - Zrozumiałabym waszą decyzję, gdybyście byli całkowicie na nie. Ale wyście brali przecież ślub kościelny, to co jest z wami?

- Tak, bo potrzebowaliśmy wtedy jakiegoś elementu duchowości - odpowiada Marta.

- No to trzeba było sobie wziąć ślub pod świętą brzozą. Trzeba było sobie trawkę zawinąć na paluszku i pod niebem przysięgać. Tosia chodziła na religię, to co się stało, że przestała? Co wam tak odbiło nagle, że nie?

- Co ona będzie się tak tłumaczyła przed wszystkimi dziećmi w klasie, że nie chodzi do kościoła? Uznaliśmy, że nie.

- To nie poszliście do tego księdza pogadać? To jak na matematyce będzie jej smutno, to też pójdziesz i ją wypiszesz? Co to za działanie? To mi wygląda na taki lans. Pierwsze potknięcie i już. Fajna jestem mama.

Samochód

Do Janka wpada na chwilę tata i mówi, że już cała rodzina, jak mówi o Marcie, to stuka się w głowę, że nie chce wysłać dziecka do komunii.

- Wszyscy chodzą do kościoła, tylko nie wy. Nawet Grzesiek i Asia (brat i bratowa Janka) chodzą do kościoła i już nie psuje im się samochód. A wam się psuje, bo nie chodzicie.

Czy mamy prawo?

Marta wypisuje sobie ważne pytania, które ma zamiar zadać księdzu:

- Czy mamy prawo zabierać dzieciom religię?

- Co możemy im dać zamiast tej religii?

- Czy to zarozumiałość myśleć, że my, rodzice, wszystkiemu podołamy? "Zastąpimy" księdza, wychowawcę, przyjaciela?

- Czy mamy prawo swój bunt przenosić na dzieci?




Jak możemy pomóc dzieciom w tej trudnej dla nich sytuacji?

- Dokąd pójdą, gdy oderwą się od nas w poszukiwaniu nowych autorytetów?

- Na kogo będą mogły się pozłościć, gdy umrze im ktoś bliski? My złościliśmy się na Boga.

- Po co ludzie są w kościele?

Rytuał

- Ja mam wątpliwości, czy dobrze się stanie, gdy Tosia nie przyjmie komunii, bo w każdej kulturze jest coś takiego jak rytuał - zastanawia się Marta. - Nawet taka książka mi się ostatnio trafiła - "Rany symboliczne. Rytuały inicjacji". I to jest chyba ważne. Pytanie moje brzmi: czy człowiek dosyć świadomy potrzebuje tych pierwotnych, symbolicznych rytuałów? Czy nie potrzebuje? Tu się obawiam. Coś mnie mocno trzyma przy tym kościele i mówi: ty się tak nie odcinaj, bo coś w tym może być.

- A ty uważasz, że komunia to jest jakieś bardzo duchowe przeżycie dla dziecka? - pyta Janek żonę.

- No nie. Masz rację - odpowiada Marta i zaczyna mówić coraz głośniej, ze złością. - Dlaczego to ma mieć taką formę, że proboszcz otwiera te wierzeje i pogania bacikiem to stado owieczek? Przed ten ołtarz i im wpycha te opłatki? Zobaczysz, tak będzie w tej parafii. Przecież to nie będzie żaden rytuał.

- A potem najważniejsze, jaki ktoś dostał prezent. Rower czy laptop. Dla mnie komunia, jak każdy inny obrzęd, musi być świadoma - kończy dyskusję Janek.

Okruszek

Babcia Halinka o decyzji:

- Marta i Janek uważają, że Tosia powinna wybierać sama, świadomie. A ja myślę, że na tym etapie to rodzice powinni decydować. Jeszcze dziecko jest za małe. Dałam im przykład Kościoła greckokatolickiego, gdzie dziecko ma od razu sakrament chrztu i komunii świętej. Normalnie - dostaje przy chrzcie malutki okruszek opłatka. Po to tylko, żeby mogło z tej łaski korzystać. Jeżeli rodzice mają wiarę, bo jak nie mają wiary, to jest im wszystko jedno. A wiara jest łaską. Trudno jest mieć do kogoś pretensje, że nie wierzy. Można się modlić o wiarę dla kogoś i modlić się o wiarę dla siebie, ale nie możemy kogoś potępiać za to, że jest niewierzący, czy że nie chodzi do kościoła. Chciałabym, żeby moi bliscy tego doświadczali, i modlę się o to, ale nie mam na to żadnego wpływu.



Zapach

- Moją pierwszą komunię bardzo przeżyłam - mówi Marta. - Wiara babuni jakoś mi się udzieliła i cieszyłam się, że Jezusek wejdzie do mojego serduszka. I z pięknej sukienki, którą mi sama uszyła. W kościele czułam, jak wpływa we mnie taka siła, jak przynależę do tej społeczności.

Bardzo przeżywałam też swoje grzechy, nawet zanadto. Czułam ciężar obowiązków, które na mnie teraz spoczywają. Przerażały mnie rzeczy, które działy się w moim ciele. Na przykład kiedy odkryłam, że mi śmierdzi z ust. Śmieszne, nie? Odkryłam to tuż po komunii. Oglądam sobie świeży komunijny różaniec. On był w takim małym pudełeczku, więc ja go sobie biorę i tak oglądam, zamykam. Potem otwieram pudełko, a tu brzydki zapach. No tak, dzieci też mają nieświeży oddech, jak ząbków nie umyją. I tak dociekam - skąd to jest? Tak siedzę sama w domu i wącham różaniec, wącham pudełeczko. Dociekam. Znowu to robię, znowu się pojawiło. Wpadłam w panikę, że to jest kara boska. Nie, że po prostu nie umyłam zębów. Nie! Taka wiedza praktyczna zostaje gdzieś z boku. Pierwsza myśl - to kara boska. Pomyślałam, że nigdy w życiu nie będę mogła nikogo pocałować.

Jubilat

Janek opowiada o swojej komunii:

- Z pierwszej komunii niewiele pamiętam, tylko jeden prezent. Dostałem zegarek z kalkulatorem. Przede wszystkim uważam, że byłem za młody na takie rzeczy. To była raczej zabawa, a nie poważna sprawa, jak sakrament. Świadomość równa zeru.

- A nic nie przeżywałeś? - dopytuje Marta.

- No, wiedziałem, że roweru nie dostanę. Dopiero w następnym roku dostałem rower. Jubilata.


Byłam przerażona, bo ja ten ślub traktowałam według własnych zasad, i usłyszałam przed ołtarzem, że mam przysiąc, że będę tą drogą kroczyć i wychowywać dzieci w wierze. Zmroziło mnie i powiem szczerze, że się zawahałam. Pomyślałam: "Boże, w co ja się wpakowałam?". Decyzja o ślubie była podjęta trzy miesiące wcześniej, potem był wir przygotowań i żadnych refleksji. I pierwsza, która się pojawiła, była właśnie przed tym ołtarzem. Wtedy pomyślałam, że chcą ode mnie przysięgi, a ja nie udźwignę tej wielkiej kuli. Pomyślałam: przysięgnę teraz, na potrzeby tej chwili, tej organizacji, tej całej fety i tej rozpędzonej kuli. Ja uważam, że nie można przysięgać czegoś na zawsze. Ktoś przysięga, bo w tym momencie tak myśli.

- Absolutnie nie żałuję ślubu kościelnego - komentuje sprawę Janek. Tekst tej przysięgi nie jest niezgodny z wychowaniem naszych dzieci. To nie jest tak, że wychowujemy Tosię i Piotrka zupełnie obok czy zgoła przeciwnie, niż jest wymagane w tej przysiędze. W jakiejś wierze wychowujemy dzieci. Ślub kościelny to jest jakieś przeżycie.

Jezus

Kilka dni przed przyjściem księdza w domu Turowskich odbywa się rozmowa z dziećmi o religii. Cała rodzina przegląda zeszyt ćwiczeń Tosi do tego przedmiotu. Marta zatrzymuje się na rysunku córki, który przedstawia Jezusa na krzyżu.

- O! Czarny Kapturek. Ale dziwny - krzyczy entuzjastycznie Piotruś, widząc Zbawiciela. Rozpiera go energia.

- Piotrusiu, ale my chcielibyśmy porozmawiać! Ja się zastanawiałam, dlaczego ten Jezus taki smutny. Skąd wiedziałaś, że on musi mieć taką smutną minę? - pyta mama.

- Tak się narysowało - odpowiada Tosia.

- A wiesz, czemu on wisi na tym krzyżu?

Tosia kręci przecząco głową: - Zapomniałam.

- Pogrzeb chwilę w pamięci - denerwuje się Marta. - Przeważnie ludzie leżą w łóżku, siedzą na kanapie, ale nie wiszą na krzyżu. Widzieliście kogoś, kto wisi na krzyżu?

- Nie - odpowiadają razem.

- Jak to się stało, że on wisi na tym krzyżu?

- No nie pamiętam. Serio - odpowiada Tosia.

- A ty też nic nie pamiętasz, Piotruś?

Cisza.

- Sam się tak powiesił na tym krzyżu?

- Tak, i przyczepił się gwoździem - dodaje Piotrek już na poważnie.

- A czy Jezus był kimś wyjątkowym? - pyta Marta.

Cisza.

- A jak wyglądał?

Tosia odpowiada: - Miał takie niebieskie ubranko, ze zdjęć w kościele pamiętam. Długie, dość czarne włosy, brązowe. Promienie z obrazu wystawały.

A potem Piotruś: - Miał takie majtki czarne.

- Skąd wiesz? Widziałeś na krzyżu? - dopytuje Tosia.

- Nie. Nie na krzyżu. Z książki z religii wiem, chodził w wodzie. Widziałem gatki.

Marta w końcu wpada w irytację: - Dzieci, wstyd! Chodzicie na religię czy nie chodzicie, Jezus należy do naszej kultury i trzeba wiedzieć, kim był.

Tak albo nie

Halinka, babcia Tosi i Piotrusia: - Wiara to jest pójście na całość. Pan Bóg mówi: Obyś był zimny albo gorący, nie letni, bo wypluję cię z moich ust. I ja wiem, że to są bardzo mocne słowa, ale Bóg nie lubi takiej letniości. Lepiej chyba nie chodzić do kościoła, niż chodzić z przymusu.

Ateista

- Ja wierzę głęboko w Boga. Einstein powiedział kiedyś tak: "Jestem głęboko wierzącym ateistą". Bardzo mi ten cytat przypadł do gustu - mówi Marta. - W zasadzie ten ateista ładnie brzmi, ale jeszcze do końca nie wiem, co się za nim kryje. Ja czuję bardzo głęboką wiarę i Boga odnajduję wszędzie, tylko jakoś nie w kościele.

Widzę go w ludziach, zwierzętach, zdarzeniach, sytuacjach, w życiu, w rzeczywistości. Chwalę go! Cieszę się życiem i to, że żyję, to jest wielki poemat ku czci Boga. I takie mam stanowisko.

Zaczyna nieśmiało Janek: - Coś podobnego mam z tą wiarą co Marta. Gdzieś tam wierzę, że jest, ale przez księży odstrasza mnie od Kościoła. To, co wyprawiają na kazaniach i na kolędzie, że każdy koperty zbiera, to mnie najbardziej denerwuje. Pamiętam, jak urodziła się Tosia, to poszliśmy do kościoła. Byliśmy tacy szczęśliwi. Boże, mamy dziecko! A na kazaniu usłyszeliśmy, że w pedałów kamieniami trzeba rzucać. Tak po prostu. To słowa z ołtarza.

Mam tak samo

Halinka rozmawia ze swoją synową: - Marta, ty nawet nie wiesz, ile ja dostaję od Pana Jezusa. Wszystko, co sobie zażyczę, on mi przynosi. I czasem już myślę, że jest źle, a on ciągle mi coś daje. I to jest takie niesamowite. To wszystko dzięki Jezusowi i temu, że chodzę do kościoła.

- Mamo, ale ja mam dokładnie tak samo. Ja też to wszystko dostaję w życiu, co chcę.

Chwila milczenia. - To ja nie wiem, od kogo ty to dostajesz.


Śmierć Boga

Ksiądz przychodzi do domu Turowskich o 19, tuż po wieczornej mszy. Babcia Tosi zastanawia się, czy uczestniczyć w rozmowie. W końcu wychodzi i zostawia młodych Turowskich samych z księdzem. Ksiądz jest inny niż proboszcz. Świadomy, oczytany, delikatny.

W trakcie rozmowy przytacza teorię Viktora Frankla, austriackiego psychiatry, który przeżył obóz w Oświęcimiu i napisał książkę "Psycholog w obozie koncentracyjnym", że każde dziecko, gdy dorasta, przechodzi przez trzy rodzaje buntu. Pierwszy bunt to jest śmierć dziecka w nich, drugi to śmierć rodzica i wszystkiego, co rodzica symbolizuje, czyli policjanta, nauczyciela itd., a trzeci bunt to jest śmierć Boga. Do tej pory dziecko wierzyło w Boga, bo rodzice wierzyli i kazali w niedzielę iść do kościoła. A w Boga można dopiero wierzyć, kiedy się go odkryje, pozna i przyjmie jako swego - tłumaczy ksiądz.

Marta spokojnie: - Zadajemy sobie pytanie, czy mamy prawo dzieciom odbierać tradycję. Bo to, co się we mnie dzieje, trzeba odciąć od tego, co dzieje się z dzieckiem. We mnie dzieje się, załóżmy, śmierć Boga.

Przerywa i z troską zwraca się do córki: - To tylko takie hasło, Tosiu, żebyś zrozumiała.

Koleiny

- Ciągle się zastanawiam nad tym proboszczem - zwierza się Marta. - Czy gdyby on był miły, to Tosia normalnie przyjęłaby komunię? Wszystko poszłoby tymi koleinami?

Po chwili zastanowienia dodaje: - Myślę, że nie. Inne wydarzenia by nas strąciły ze szlaku. A to byśmy pokłóciły się o sukienkę z teściową, a to o prezent. Coś by się wydarzyło, bo nadszedł czas na refleksję.



Wizyta

Marta do księdza: - Doszłam do tego, że dzieci mogą wybrać, czy chcą chodzić na religię, czy nie. Czy chcą jeździć do kościoła, czy nie. I Tosia może wypowiedzieć swoje zdanie co do komunii. Natomiast muszą z nami jeździć na groby, na śluby, pogrzeby itp.

Ksiądz: - Niektórzy rodzice mówią, że kiedy dziecko dorośnie, skończy 18 lat, to sobie wybierze wiarę. To jest błąd. Wiara nie jest towarem w sklepie. Wiarą się żyje, a nie ją wybiera. Nieraz dziecko nie chciałoby pójść do szkoły. Tu nie ma ulgi, musi iść do szkoły.

- Chociaż to też czasem rozważamy - komentuje Marta.

- Ale są pewne reguły. Nie gniewajcie się na mnie, ale chodzenie od święta do kościoła niewiele da. Może wam jakieś uspokojenie, ale dziecko nie będzie w tym wzrastać. Bo tu chodzi o pewne doświadczenie. Ale to jest wasz wybór.

- No tak, ale jeżeli my nie mamy ochoty pójść do kościoła, to jak mamy zmuszać do tego dziecko? - wtrąca Janek.

- W przypadku wiary potrzeba, ochota jest drugorzędną kwestią. To, że pójście do kościoła daje mi pewną satysfakcję, to OK. Dzięki Bogu. Ale co zrobić z momentami, kiedy pójście do kościoła nie daje mi satysfakcji? I co wtedy - zostaję w domu? To nie jest OK.

- Myślę, że nigdy nie dociekniemy, w co tak naprawdę wierzymy, i dlatego się wszystko we mnie buntuje - zwierza się mama Tosi. - Dlaczego ja mam chodzić do kościoła? Nie mam w sobie dążności, żeby coś z tymi ludźmi wspólnie przeżywać. Nie czuję, żeby to było źle - mówi wprost.

- Na dzisiaj ta postawa może wystarczyć. Na jutro ona nie wystarcza - odpowiada ksiądz.

- Co się może zdarzyć między dziś a jutro?

- Chodzi o to, że uczestniczymy w pewnym rozwoju i ja dzisiaj mogę zobaczyć, że moje pojmowanie wiary jest prawidłowe i styczne z tym, co wyznaje wspólnota. Jutro, nie uczestnicząc w żadnym nurcie, mogę zobaczyć, że odstaję.

- A jeśli nie będzie mi to przeszkadzać? - zagaduje Marta.

- To nie jest kwestia, czy mi przeszkadza, ale pytanie, czy to, w co będę jutro wierzyć, będzie jeszcze wiarą. Czy to nadal będzie źródło, a nie zatruta woda, chociaż nadal będę widzieć wodę?

- Nie wystarczy być czujnym? - zastanawia się na głos Marta.

- Może to za mało. Musi być pewne prowadzenie.

- Dlaczego? - dziwi się.

- Chrześcijaństwo, mając dwa tysiące lat, przeszło już pewną drogę. I głosem współczesnych myślicieli, mistyków, mówi, że pójście drogą duchową w pojedynkę jest po prostu samobójstwem. Tak jest.

Ksiądz ani razu nie zadał pytania, w co Marta i Janek wierzą. Poinformował ich, że dziecko może przystąpić do komunii w każdym momencie, za rok i za dwa lata. Musi tylko przejść katechezę. Nie musi to być żadna masówka. Można urządzić sobie kameralną, rodzinną uroczystość przyjęcia pierwszej komunii.

Kula zgadula

Dzieci przynoszą do kuchni plastikową zabawkę, kulę zgadulę, która odpowiada krótko na wszystkie pytania, na przykład: tak, nie, nie wiem. Wystarczy nią potrząsnąć. Ktoś w końcu rzuca pytanie:

- Czy Tosia pójdzie do komunii?

- Nie teraz - odpowiada kula zgadula.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75480,9551986,Pierwsza_komunia.html?as=7&startsz=x#ixzz1Ljwmw4li




Przemek

--

"W "Gazecie" Janicki ujawnił, że płk Florczak kilka miesięcy przed tragedią przeczuwał, że do niej dojdzie. W prokuraturze szef BOR zeznał, że pułkownik fatalnie oceniał współpracę z kancelarią prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Szefie, kiedyś dojdzie do tragedii i zginie wiele niewinnych osób"- miał powiedzieć po powrocie z jednej z delegacji z prezydentem."

Data: 2011-05-08 01:44:16
Autor: Darecki
Pierwsza komunia.
Przemysław W wrote:
"Proszę pani, proszę pani, Tosia nie była dzisiaj na religii". Ja odpowiadam: "No nie była". I takie uśmieszki widzę: "Bo proszę pani, bo

Znowu te naiwne zydowskie bzdety? Sadzisz warzywny, ze ktos przeczyta i od jutra ludzie zaczna tlumnie chodzic do kosciola na Czerska aby wysluchac kazania ksiedza Michnika? Na co ty glupi pasciarzy liczysz? Na przekonanie jakiegos plutona czy innego zenka?

Data: 2011-05-08 12:12:11
Autor: Grzegorz Z.
Pierwsza komunia.
Darecki napisał:

Przemysław W wrote:
"Proszę pani, proszę pani, Tosia nie była dzisiaj na religii". Ja odpowiadam: "No nie była". I takie uśmieszki widzę: "Bo proszę pani, bo

Znowu te naiwne zydowskie bzdety?

Wolisz bzdety o "dziewięciomilimetrowych stópkach" ? http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34939,9547705,Marsz_dla_Zycia____Dzieci_nasze_anioly_.html

To jest dopiero ciemnota i naiwność!

Data: 2011-05-08 12:26:40
Autor: Grzegorz Z.
Pierwsza komunia.
Przemysław W napisał:

My chodzimy do kościoła okazjonalnie

I to jest błąd. Z pedofilską sektą należy całkowicie zerwać wszelkie
kontakty - "nie można być tylko trochę w ciąży".

Data: 2011-05-08 12:31:48
Autor: Przemysław W
Pierwsza komunia.

Użytkownik "Grzegorz Z." <jacksparrow@noname.com> napisał w wiadomości news:14bhebukptv2k$.18kdfjlfmjhd4$.dlg40tude.net...
Przemysław W napisał:

My chodzimy do kościoła okazjonalnie

I to jest błąd. Z pedofilską sektą należy całkowicie zerwać wszelkie
kontakty - "nie można być tylko trochę w ciąży".


Ale można być okazjonalnie oszukiwanym ;-)


Przemek

--

"W "Gazecie" Janicki ujawnił, że płk Florczak kilka miesięcy przed tragedią przeczuwał, że do niej dojdzie. W prokuraturze szef BOR zeznał, że pułkownik fatalnie oceniał współpracę z kancelarią prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Szefie, kiedyś dojdzie do tragedii i zginie wiele niewinnych osób"- miał powiedzieć po powrocie z jednej z delegacji z prezydentem."

Pierwsza komunia.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona