Data: 2011-09-20 01:48:02 | |
Autor: stevep | |
Pisowski płaczek. | |
# W niedzielę na konwencji wyborczej PiS-u w Krakowie, „niespodziewanie” pojawił się plantator papryki. Zasłyną swoją bardzo nerwową i dramatyczną polemiką z premierem Tuskiem, przed ok. dwoma miesiącami w gminie Klwów i jeszcze bardziej dramatycznym, powtarzanym pytaniem „Jak żyć?”. Wiele gospodarstw na tamtym terenie zniszczyła wichura i woda.
Pan Stanisław Kowalski, tak się nazywa ten plantator, jak donoszą media był (jest?) właścicielem ok. 50. paprykowych tuneli. I kiedy zobaczyłem jego wystąpienie na tej konwencji, mało mnie szlag nie trafił. Jeśli właściciel tak dużej uprawy, pyta premiera „jak żyć”, a na konwencji partii opozycyjnej eksploduje pretensjami i epitetami pod adresem rządu, nie mogę nie odczuwać wściekłości. „Za komuny” takich ludzi nazywało się „badylarzami”. Byli prawdziwymi burżujami, bogaczami wobec potężnej rzeszy polskiego społeczeństwa. Śmiało można powiedzieć, że ci ludzie, przynajmniej za mojej pamięci, a sięga ona lat 70., nie mieli zielonego pojęcia „co to jest komuna”. Mieli pieniądze, niewyobrażalne dla przeciętnego zjadacza chleba, więc mieli wszystko i wszelkie braki nie robiły na nich wrażenia. Ale jak rozumiem, pan Kowalski zaczął już „po komunie”, więc może dojdziemy do tego jak jest dzisiaj. Otóż ciekawy jestem, czy pan Kowalski miał swoją plantację ubezpieczoną? Wiem, wiem, słyszę od czasu do czasu, że towarzystwa ubezpieczeniowe nie kwapią się do ubezpieczania ryzykownych obiektów, czyli upraw na terenach zalewowych, a nawet domów, albo terenów coraz częściej nawiedzanych przez trąby powietrzne. Myślę jednak, że przestałoby to być problemem, gdyby podwyższyli nieco składki. Jasne, już widzę te protesty i oskarżenia. Jednak może to być rzeczywiście problemem dla np. gospodarstw domowych na terenach zalewowych, czy w miastach. Jednak dla „badylarzy”…? Wystarczyłoby, aby zamiast 50. tuneli, postawił 49 i jeden mniejszy, a resztę przeznaczył na ubezpieczenie. Jest dla mnie oczywiste, że po dwóch latach bez żadnej klęski, spokojnie postawiłby jeszcze pięć. Bo takie różne „zagłębia uprawowe” bywają nierzadko kurą, znoszącą złote jaja. No, umówmy się, że w polskich warunkach pozłacane, ale i tak sporo warte. Gdyby jeszcze tacy plantatorzy wszędzie (dziś dzieje się tak sporadycznie) zakładali grupy producenckie, ich koszty bardzo znacząco by spadły. Ale wiadomo, polska, a rolnicza w szczególności „popeerelowska” mentalność, to „wara od mojego pola, bo jest moje i nic nikomu do tego!” – grupy producenckie w świadomości wielu rolników to nowa wersja PGR-ów . Szkoda tylko, że wszyscy, jak jeden mąż, szczególnie rolnicy, po wielkim, atmosferycznym armagedonie diametralnie zmieniają pogląd (na chwilę) i wyciągają ręce po… moje. Ale co ich obchodzi to, że ja klepię biedę i tonę w długach? Stanisław Kowalski nie ma pojęcia, co oznacza odpowiedź na pytanie „Jak żyć?”. Nie ma moralnego prawa takiego pytania zadawać, bo to jest policzek dla ogromnej rzeszy Polaków. Bolesny policzek. Ja już dziś w dużej mierze dokładam się do karmy dla ich kury od złotych jaj. Płacę KRUZ, dokładam się w części do dopłat unijnych, itd. Rząd Tuska też nie jest bez winy, rozpuszczając to całe roszczeniowe towarzystwo, a co za tym idzie, utwierdzając ich w błogim światopoglądzie, że im się należy. Bo czym jest potężne finansowanie z publicznych pieniędzy, po 6 tys. na rodzinę „na bieżące sprawy”, a potem ekstra finansowanie nawet tych ubezpieczonych, do 100 tys. czy więcej? Jakie bieżące sprawy? Na chleb? Przecież mieszkań im w większości nie poniszczyło. A dopóki papryka nie dojrzeje i tak mają „zamrożoną” gotówkę, a bieżące wydatki pokrywają z konta bankowego uzupełnionego zarobkiem za zbiory zebrane daleko przez atakiem żywiołu. Jest dla mnie jasne, że ta kasa jest dla nich niczym innym, jak tylko dodatkowym zastrzykiem gotówki. A darmowe pieniądze przecież nie śmierdzą. Właściciele małych gospodarstw mają gorzej, bo rzeczywiście może ich nie być stać na ubezpieczenia. Ale trudno się dziwić, jeśli gospodarz na dwóch, albo trzech hektarach ma trzy krowy cztery świnie i jeszcze chce, żeby mu się opłacało. Takie gospodarstwa właśnie powinny być przysłowiowymi „zagłębiami hodowlanymi”. Z łatwością, gdyby oczywiście chcieli, mogliby pomyśleć o jakiejś hodowli kóz, czy innych „strusi”, a wtedy mogłoby się im i opłacać lepiej (przynajmniej lepiej niż dziś), i pomału mogliby powiększać areał, a więc i całe gospodarstwa. Ludzie PiS-u nawet już nie próbują ukryć, że zabiegali o obecność Kowalskiego na konwencji, choć już się przyjęło i krąży hasło „niespodziewane pojawienie się plantatora papryki, poszkodowanego w…”. Tak zresztą nazwał to prowadzący (chyba Hofman). Sądzę, że oprócz jego „znakomitego” dyskursu z premierem, niemałe znaczenie miało nazwisko „paprykarza”. „Kowalski” bowiem, to potoczne określenie przeciętnego, statystycznego, zwykłego Polaka. # Ze strony: http://tiny.pl/h1qqp -- stevep Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/ |
|
Data: 2011-09-20 19:00:24 | |
Autor: He®Sk | |
Pisowski paczek. | |
On Tue, 20 Sep 2011 01:48:02 +0200, stevep <stevep011@tkdami.net>
wrote: # W niedzielę na konwencji wyborczej PiS-u w Krakowie, „niespodziewanie” pojawił się plantator papryki. Zasłyną swoją bardzo nerwową i dramatyczną polemiką z premierem Tuskiem, przed ok. dwoma miesiącami w gminie Klwów i jeszcze bardziej dramatycznym, powtarzanym pytaniem „Jak żyć?”. Wiele gospodarstw na tamtym terenie zniszczyła wichura i woda. [...] "trzeba bylo sie ubezpieczyc" - jak mawial cimoszewicz. nie mam zamiaru robic zrzuty na jego papryke. -- Wlacz swiatla, wylacz myslenie! Stan dróg poprawi sie sam ! http://www.drogizaufania.pl/ http://dadrl.pl/ |
|