Data: 2009-05-16 10:11:22 | |
Autor: multivatinae | |
Płoniekocór z Biłgoraja | |
Dlaczego Tusk nie wyrzucił Palikota z partii? Opowiada jeden z liderów Platformy: Było takie spotkanie w lutym, na którym pojawili się najważniejsi ludzie PO. Przyszła wiadomość, że poparcie dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego spadło do najniższego poziomu w historii. Tusk skomentował: "zawdzięczamy to temu człowiekowi" i wskazał na Palikota. Janusz dumnie wypiął pierś. Siedzimy z Januszem Palikotem w sejmowej kawiarni. Do stolika podchodzi grupka 10-latków, klasowa wycieczka. "Chcieliśmy zrobić sobie z panem zdjęcie" - zaczepia chłopiec, i zaraz oblewa się rumieńcem. "Za pół godziny" - rzuca poseł i wraca do przerwanego wątku. "Jak duży odsetek Polaków pana rozpoznaje?" - pytamy. "Z moich ostatnich badań wynika, że 86 proc." - w głosie Palikota czuć satysfakcję. Najbliższy współpracownik premiera: "Jak dziecko cieszy się, kiedy słupki popularności mu rosną. Chwali się tym na zamkniętych naradach." Jeszcze przed wyborami w 2007 r., gdy zamówił w Lublinie badania własnej rozpoznawalności, te wyszły fatalnie. Rozpoznawał go procent, może dwa. Dziś rozpoznawalność posła PO, zdobyta dzięki głośnym skandalom, rzeczywiście imponuje. Postanowiliśmy sprawdzić: czy sukces Palikot osiągnął sam, czy dzięki doradcom? Przeprowadziliśmy kilkadziesiąt rozmów z PR-owcami, członkami rządu i posłami Platformy. Typowali różnie. "Nikt mu nie doradza" - mówili jedni. Znany polityczny doradca przekonywał z ekscytacją: "Stawiałbym na specjalistów z Włoch, Francji. Może z Rosji?" Francuskie korzenie nie dają słupków Janusz Palikot zjadł zęby na własnym PR-ze. A może lepiej powiedzieć: nieraz sparzył się na własnych pomysłach. Przynajmniej na początku. Kilka lat temu budował wizerunek człowieka z rodu, którego korzenie sięgają Francji. To nie był dobry pomysł - przynajmniej w Lublinie. "Tu każdy wie, że Palikot to człowiek ze wsi pod Biłgorajem, w której, gdzie nie rzucić kamieniem, trafia się w Palikota. Związki tej wsi z Francją są chyba tylko takie, że 200 lat temu stacjonowali tam żołnierze Napoleona" - śmieje się Ireneusz Bryzek, były wiceszef lubelskiej Platformy. Stylizacja na ziemianina też była własnego pomysłu. Palikot długi czas paradował w tweedowych marynarkach, fularach, apaszkach, zapuścił włosy. "Nawet chód mu się zmienił na bardziej dostojny. Wyglądał, jakby przed chwilą zgubił flintę i służącego" - opowiada Bryzek. Kiedy Palikot kupił lubelski Polmos, w 2004 r. wyprodukował nalewkę "Duma i honor majątku Jabłonna" (w dworze miał swą rezydencję - red.). Znajomym opowiadał, że przepis na nalewkę znalazł w piwnicach dworu. Nie uwierzyła mu nawet ówczesna żona. Mimo nalewek, fularu, apaszek i francuskich korzeni, do wyborów w 2005 r. wciąż był mało znany. Może dlatego kiedy w 2005 r. szedł do polityki, postanowił postawić na fachowców. Na początku pracował dla niego znany warszawski PR-owiec Andrzej Długosz i jego firma Cross Media. Palikot był zadowolony. "Ale Długosz we wrześniu 2005 r. został aresztowany i trafił za kraty" - opowiada były współpracownik posła. Dwa lata temu Palikot znajduje wreszcie własną drogę do popularności. Zaczyna skandalizować. Żartuje: nieważne co napiszą dziennikarze, byleby nie przekręcili nazwiska. W kwietniu 2007 pojawia się w Lublinie na konferencji prasowej z lateksowym penisem i z pistoletem. Cel inscenizacji: napiętnowanie tego, że w jednym z lubelskich komisariatów dochodziło do gwałtów, a sprawa została wyciszona. Palikot domaga się wyrzucenia szefów lubelskiej policji. "W jego akcjach nie ma miejsca na spontaniczność. To wyrachowane działania, zaplanowane przez PR-owców" - mówi Maciej Skwarcz, były członek zarządu lubelskiej Platformy, który od początku obserwował polityczną karierę Palikota. Palikot, źródło przychodów Prawdopodobnie w przemianie ziemianina w happenera największy udział ma Jacek Prześluga, były dziennikarz, PR-owiec. Jak sam twierdzi - najlepszy w Polsce. To on stoi za pomysłem wyciągnięcia wibratora i pistoletu na konferencji. Ciekawe, że jesienią 2007 roku Prześluga oficjalnie pracuje dla Lewicy i Demokratów. Gdy kilka miesięcy później DZIENNIK ujawni, że PR-owiec pracuje równocześnie dla konkurencji LiD, czyli dla Palikota, Prześluga się wścieknie i zarzuci gazecie kłamstwo. Ale już w 2008 r. przyzna "Dziennikowi Wschodniemu": "Moja firma pomagała mu przy kampanii dotyczącej odwołania komendantów lubelskiej policji, akcji z Gombrowiczem oraz w starcie bloga i przygotowaniu strony internetowej (Palikota - red.)". Wszystkie te akcje miały miejsce w 2007 roku. W sprawozdaniu finansowym firmy Prześlugi za 2007 r. czytamy: "Palikot jest stałym klientem spółki, na jego rzecz prowadzone są działania z dziedziny PR". "Ważnym wydarzeniem dla spółki były wybory parlamentarne, które stały się źródłem wysokich przychodów. Spółka uruchomiła, na zlecenie Janusza Palikota, własne radio internetowe, które powinno być źródłem przychodów w następnych latach" - głoszą sądowe dokumenty spółki Look At, której Prześluga jest jedynym właścicielem. Rok wyborów to pierwszy rok samodzielnej działalności Prześlugi. A korzyści z PR rzeczywiście imponujące - blisko 3,5 mln zł przychodu, czysty zysk - ponad 600 tys. zł. Człowiek, który wymyślił arbuza Oficjalnie Prześluga z Palikotem są wstrzemięźliwi. Ale czasami Prześluga przestaje trzymać język za zębami. Znany warszawski PR-owiec: "Pamiętam, jak chwalił się ludziom z branży, że to on wymyślił rzekomą obecność Palikota na krakowskim kongresie PiS w styczniu tego roku". Doradca w dużej spółce: "Kilka miesięcy temu rozmawiałem z Prześlugą. Spytałem, dlaczego zapadł się jak kamień w wodę i nie pojawia się u nas. Usprawiedliwiał się, że ma sporo roboty przy Palikocie". Polityk Platformy: "To Prześluga na jednym z zebrań wymyślił akcję z arbuzem. Jak to, nie pamiętacie arbuza?!" Na początku tego roku w walce o fotel prezydenta Olsztyna starli się Krzysztof Krukowski z PO i Piotr Grzymowicz z PSL. Palikot wystąpił na konferencji prasowej w Olsztynie z arbuzem. Opowiadał, że polityk PSL przypomina mu właśnie ten owoc. "Arbuz jest jak pan Grzymowicz. Z zewnątrz zielony, w środku czerwony" - mówił Palikot, krojąc owoc na pół (otaczało go jeszcze kilkanaście owoców z napisem: "Nie głosuj na arbuza"). Ale Platforma wybory przegrała, prezydentem został arbuz Grzymowicz. Prześluga zostawił więcej śladów swojego PR w polityce. "To on wymyślił dla nas hasło <100 konkretów> w kampanii 2007 r." - opowiada jeden z liderów lewicy. "Potem Palikot urządził akcję <100 ustaw na 100 dni komisji Przyjazne Państwo>. Analogia była dla nas czytelna". Pięć kamer na gwizdnięcie Działacze PO, z którymi rozmawiamy, twierdzą, że Przyjazne Państwo, sejmowa komisja do walki z biurokracją, była PR-owskim pomysłem wymyślonym "pod Palikota". Czy to przypadek, że jej internetową stronę zrobiła firma Prześlugi, a zapłacił za nią Palikot z własnej kieszeni? "Janusz miał pokazać, że nie jest tylko błaznem, ale profesjonalistą i ekspertem. Nic z tego nie wyszło. Fatalnie, bo Przyjazne Państwo było jednym ze sztandarów Platformy" - żali się polityk ze ścisłego kierownictwa PO. W styczniu szefowie PO zmusili Palikota do rezygnacji z prowadzenia komisji. Poszło o kolejny wybryk: wypowiedzi pod adresem byłej minister rozwoju regionalnego Grażyny Gęsickiej z PiS. Kiedy Gęsickiej zarzucono słabe wykorzystanie przez Polskę funduszy unijnych, Palikot powiedział: "Przykro mi, że prostytucja w polityce sięga nawet pani minister Gęsickiej. Nie myślałem nigdy, że ona się tak prostytuuje". Ale jeden z najlepszych ekspertów od politycznego marketingu mówi: "Palikot ma wielkie zasługi dla Donalda Tuska. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy wciągnął w magiel Lecha Kaczyńskiego. A Pałac Prezydencki dał się sprowokować. To wielka zasługa przed kampanią prezydencką, w której Tusk ma się zetrzeć z Kaczyńskim" - opowiada PR-owiec. "PiS się napręża, wydaje setki tysięcy na spoty reklamowe. A Palikot tylko gwizdnie i ma na rynku w Lublinie pięć kamer telewizyjnych, a potem otwierające materiały w <Faktach> i <Wiadomościach>". Bez wątpienia Palikot wszedł do najważniejszych gier w polskiej polityce. Zabrał tam ze sobą Jacka Prześlugę, o którym do tej pory słyszeli głównie kolejarze - był przez półtora roku szefem PKP Intercity. Dla ciebie kręcę pupcią Znajomi Prześlugi z podziwem zauważyli, że ostatnio zmienił image. Z państwowego urzędnika z konduktorską bródką przeistoczył się w artystowskiego wizjonera: mimo pięćdziesiątki na karku i poważnych zakoli zapuścił siwe włosy, zmienił oprawki. Na profilu na Naszej-Klasie umieścił zdjęcia samego siebie - ze zmarszczoną brwią, zamyślonego, wesołego. Już kilka lat temu na wizytówce pod nazwiskiem kazał sobie wydrukować: "magik główny". Czy marszczył brwi, kiedy pod koniec lat 80. co rano przekraczał próg redakcji "Nowin Pilskich"? Nie miał raczej powodów do radości. Gazeta była słaba, prowincjonalna, a na dodatek pozostawała prasowym organem umierającej PZPR. Niespełna 30-letni Prześluga korzysta z pierwszej okazji, żeby rzucić "Nowiny": w 1989 r. zostaje szefem kampanii wyborczej Henryka Stokłosy. To ponoć on wymyślił, żeby karmić gawiedź kiełbasą na wiecach wyborczych. Stokłosa dostaje się do Senatu, jako jedyny spoza list "Solidarności". To wielki sukces. Potem Prześluga ostro pokłóci się z senatorem. Opluwa byłego chlebodawcę w serii artykułów "Byłem Murzynem Stokłosy" na łamach "Panoramy Pilskiej". W Pile robiło mu się za ciasno. Przeprowadza się do Poznania (do dziś mieszka tu z żoną i córkami). W 1994 r. wydaje "Kalendarz szalonego małolata", pełny kiepskich dowcipów i złotych myśli. Oraz porad Prześlugi: co napisać w kartce walentynkowej? "Kocham Cię słodko i tylko dla Ciebie kręcę swoją pupcią". To był strzał w dziesiątkę. "Kalendarz" miał kilka wydań, przez kilka lat rozchodził się w gigantycznym nakładzie. Kazachstan to piękny kraj W latach 90. Prześluga jest rzecznikiem Prokomu, pod koniec dekady działa w Wielkopolsce. Zostaje wspólnikiem biznesmena i lobbysty Michała Wojtczaka. Sam Wojtczak obejmuje właśnie stanowisko szefa Polskiego Funduszu Kapitałowego (PFK), na który "zrzuciło się" kilkanaście państwowych elektrowni i zakładów energetycznych. W ciemno, nie przejmując się celem inwestycji. Firma ma spory kapitał, ponad 25 mln zł, ale jej krótka historia jest pasmem bolesnych porażek. Chciała tworzyć fundusz emerytalny - nie wyszło. Miała handlować energią - też nie wyszło. Próba otwarcia portalu internetowego kończy się klapą. PFK już nie istnieje. Zanim znika, Wojtczak jako szef PFK pompuje ponad 2 mln zł pożyczek w firmy, których wiceprezesem lub udziałowcem jest Prześluga. Za pieniądze PFK (250 tys. dol.) były dziennikarz Prześluga miał też uprawiać bawełnę na kazachskich polach. Pomysł nie wypalił, ale Prześluga w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" cieszył się z idei, bo przecież Kazachstan to piękny kraj. Pod koniec rządów AWS Prześługa trafia jako doradca do gabinetu Janusza Steinhoffa, wicepremiera i ministra gospodarki. Wypływa znów w kwietniu 2005 r. Choć nie ma bladego pojęcia o kolei, zostaje prezesem zarządu PKP Intercity. Nie ukrywa, że pracę zdobywa dzięki znajomości z ówczesnym prezesem PKP. Intercity szefuje półtora roku. Za jego rządów firma wychodzi z długów. Kiedy w 2006 r. rozstaje się z posadą, z megafonów na Dworcu Centralnym płynie utwór Perfectu "Niepokonany". W ten sposób żegnają go pracownicy spółki PKP Intercity. Kto wpadł na ten świetny PR-owski pomysł? Nie wiadomo. Z przodu kolej, z tyłu kancelaria Nikt w PKP nie wiedział, że prezes Intercity w rzeczywistości związany był z dwoma biurami: jedno, oficjalne i państwowe, ma na warszawskiej Ochocie. Drugie, prywatne, otworzył w 2003 r. na Mokotowie. W 2003 r. Prześluga zakłada kancelarię z byłym ministrem gospodarki i wiceministrem w rządzie AWS Januszem Steinhoffem. Trzecią wspólniczką zostaje Lucyna Roszyk, była asystentka Steinhoffa. Jako cel spółki podają "prowadzenie przedsiębiorstwa zarobkowego". Wkrótce i Roszyk, i Prześluga trafiają do PKP. Roszyk do dziś pracuje tam w biurze zarządu. Kancelaria rozwiązała się dopiero w 2007 r. - to oznacza, że i Prześluga, i Roszyk, pracując w PKP, jednocześnie mieli na boku zarejestrowaną działalność gospodarczą. Janusz Steinhoff: "To byli moi doradcy, asystenci z ministerstwa. Bardzo ceniłem ich za fachowość. Współpracowałem z nimi po odejściu z ministerstwa, ale w kancelarii nie osiągnęliśmy sukcesu. Nikt z nas nie miał na tyle czasu, żeby koncentrować się na takiej działalności. Wykonaliśmy kilka zleceń o niewielkiej wartości. Od pewnego momentu ta spółka była uśpiona". Czy pracowali dla PKP? "O ile pamiętam, wykonywaliśmy dla grupy PKP jedno zlecenie. Innych szczegółów nie pamiętam. Jeśli interesują pana sprawy związane ze spółką, to część z nich na pewno jest w rejestrze sądowym". Zaglądamy do rejestru: przez cztery lata działalności kancelaria nie złożyła żadnego bilansu. Oficjalnie nie wiadomo, dla kogo pracowała. Pytamy Lucynę Roszyk o jej związki z kancelarią. Twierdzi, że spółka przestała działać w 2004 r. Locomotiva nabiera rozpędu Prześluga odchodzi z PKP w 2006 r. Dwa dni wcześniej sąd rejestruje jego spółkę Look At. Jego Interesy nabierają impetu rok później. Prześluga zgłasza się do Aleksandra Gudzowatego, jednego z najbogatszych Polaków. Biznesmen zgadza się, żeby były kolejarz napisał o nim książkę. "Główny magik" pisze pean na cześć Gudzowatego, ale ma problem ze znalezieniem wydawcy. W końcu książka ukazuje się w oficynie, której współwłaścicielem jest Palikot. Prześluga i jego Look At współpracuje już wtedy z Palikotem przy PR-owych występach. Wśród stałych klientów agencji pojawia się Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, którego szefem rady nadzorczej jest prezydent miasta Paweł Adamowicz z PO. W lutym 2008 r. "główny magik" idzie dalej: kupuje udziały od byłego działacza PO i zostaje prezesem agencji reklamowej Locomotiva. Dzisiaj jego obie spółki - Look At i Locomotiva - zarejestrowane są pod tym samym adresem w Warszawie. Do 2008 r. Locomotiva nie miała związku z publicznymi pieniędzmi. Agencja przygotowała raptem - i to charytatywnie - dwie kampanie dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Ale od kwietnia 2008 r. w agencjach Prześlugi coś drgnęło. Obie firmy zaczynają lawinowo zdobywać kontrakty w regionach i instytucjach rządzonych przez Platformę. Jeszcze w kwietniu Locomotiva wygrywa konkurs na "kompleksową obsługę kreatywną działań promocyjnych Szczecina" za 150 tys. zł. W zamian, dla miasta rządzonego przez Platformę, wymyśla billboardy z hasłem "Szczecin wita" w kilku językach. W maju Look At wygrywa przetarg na promocję jednej z inwestycji PKP za blisko 50 tys. zł. W czerwcu Locomotiva dostaje od PFRON-u zlecenie (druk ulotek i ogłoszenia w radiu) na 500 tys. zł. We wrześniu Locomotiva wygrywa przetarg na zlecenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego na kampanię informacyjno-promocyjną za 2,5 mln zł. Zadzwonił pan Janusz i spytał o hasło Jedne z najbardziej frapujących kontraktów Prześluga zdobywa w Lublinie. Tutejszą Platformą rządzi Janusz Palikot. W Urzędzie Marszałkowskim w Lublinie za promocję odpowiada Piotr Franaszek. Przyznaje: tak, zna Palikota, tak, sympatyzuje z Platformą. W 2008 r. Urząd Marszałkowski z Lublina szuka firmy, która stworzy strategię marketingową Lubelszczyzny. Ale nie organizuje przetargu (żeby ograniczyć koszty), tylko wysyła zapytania ofertowe do czterech agencji, w tym do Locomotivy i Look At. Dyrektor Franaszek długo zwodzi dziennikarzy, którzy pytają o zwycięzcę. W końcu przyznaje, że zwycięzcą jest Locomotiva. I że kontrakt jest warty ponad 400 tys. zł brutto. I że nie wiedział, że Look At i Locomotiva to firmy Prześlugi. Sam Prześluga tak opowiedział w prasie, jak zdobył kontrakt: Palikot zadzwonił do niego i zapytał, czy ma fajne hasło promocyjne dla Lublina. A potem zaaranżował spotkanie z prezydentem Lublina. Miasto nie skorzystało z pomysłów Prześlugi. "Ale w spotkaniu brał udział pan Franaszek i pewnie zapamiętał nasze propozycje" - Prześluga nie owija w bawełnę. To nie koniec zleceń z Lublina. Za ponad 40 tys. zł Look At wygrała kolejny przetarg - na wizję rozwoju regionu. W tej chwili startuje w następnym. Wracam do Przyjaznego Państwa W pierwszym roku rządów Platformy obie firmy "głównego magika" uwijają się jak w ukropie. Tylko z publicznych pieniędzy przez obie przechodzi ponad 3,6 mln zł. Do tego dochodzą szkolenia dla lokalnych działaczy PO w Lublinie, które Prześluga organizuje w Janowie Podlaskim. Ten rok jest równie pracowity. Tydzień temu Prześluga był w Szczecinie - pilnował, żeby Palikot dobrze wypadł w czasie wyborczego wiecu. Szykuje całą serię internetowych filmów, które szydzą z PiS i promują Palikota (pierwszy z nich pojawił się kilka dni temu na blogu polityka). "Główny magik" pomaga też przy książce, która będzie politycznym manifestem Palikota. Poseł już zaciera ręce i zapowiada wielką kampanię promocyjną na przełomie maja i czerwca. Co dalej? Prześluga i Palikot zaraz po wyborach do europarlamentu będą mieli dużo do roboty w Sejmie. "Po 7 czerwca wracam na stanowisko szefa komisji Przyjazne Państwo. Sprawa jest już uzgodniona" - opowiada poseł. Z kim uzgodniona? Z liderami Platformy? Palikot uśmiecha się i wbija wzrok w sufit sejmowej kawiarni: "Z najważniejszymi". -- |
|