Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Po trzech latach rządów Donalda Tuska

Po trzech latach rządów Donalda Tuska

Data: 2010-06-27 00:40:03
Autor: sam
Po trzech latach rządów Donalda Tuska

Po blisko trzech latach rządów Donalda Tuska czeka nas dotkliwe zaciskanie pasa. O tym, jak rozłożą się koszty redukcji deficytu i spłaty gigantycznych długów na poszczególne grupy społeczne, zdecyduje wybierany prezydent - podpisując lub wetując ustawy. Zwycięzcy pierwszej tury wyborów prezydenckich powinni podczas zapowiedzianej debaty szczegółowo poinformować wyborców o swoich zamiarach.

Rząd koalicji PO - PSL przez niemal trzy lata władzy zadłużył Polskę na 200 mld zł, a do końca roku zadłuży o dalsze 100 mld; zobowiązał się też wobec Komisji Europejskiej, że od 2011 r. zacznie radykalnie obniżać deficyt finansów publicznych, który ostatnio sięgał 7 proc. PKB.
Zmniejszenie deficytu to przy naszym słabym wzroście gospodarczym nic innego jak wzrost obciążeń podatkowych i zmniejszenie wydatków na sferę finansowaną z budżetu państwa oraz budżetów samorządów i funduszy publicznych. Już w przyszłorocznym budżecie deficyt, zgodnie z planem przekazanym Komisji Europejskiej, ma zostać zredukowany z 7,2 do 6 proc. PKB, a to oznacza, że oszczędności i cięcia sięgną 20 mld złotych. Ale to nic w porównaniu z 2012 r., kiedy to rząd zamierza zredukować wydatki publiczne o, bagatela, 50 mld złotych (o kolejne 3 proc. PKB). Ekonomiści kręcą głową, słysząc te plany, i zgłaszają poważne wątpliwości, czy społeczeństwo to wytrzyma. Analogiczne cięcia w Grecji spowodowały, że obywatele wyszli na ulice. Podobnie przyjęli plany oszczędnościowe Hiszpanie, Francuzi, a ostatnio - Włosi. Bo co konkretnie kryje się pod pojęciem "wzrostu podatków i redukcji wydatków"? Ekonomiści wskazują, że możliwe pociągnięcia oszczędnościowe to wzrost stawek VAT na wszystkie artykuły do maksymalnego poziomu 22 proc., wzrost akcyzy na paliwo, alkohol, papierosy, energię, brak waloryzacji progów podatkowych, podwyższenie składki rentowej (którą obniżył o 7 punktów procentowych rząd Jarosława Kaczyńskiego), wzrost składki zdrowotnej, podwyższenie różnorakich opłat. Wydatki publiczne koalicja zamierza ciąć przy pomocy swego rodzaju "siekiery", jaką jest "kotwica wydatkowa". Jednak wiadomo już, że to nie wystarczy, ponieważ mechanizm "kotwicy" pozwoli na oszczędności rzędu 0,5 proc. PKB, a muszą być one znacznie głębsze. Aby je przeprowadzić, rząd musi dokonać zmian w ustawach, które kształtują finansowanie poszczególnych dziedzin życia społecznego.

Sejm to za mało

I tak dochodzimy do sprawy najważniejszej: każda ustawa wymaga podpisu prezydenta. Jego podpis lub weto albo też skierowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego będzie kształtować naszą rzeczywistość gospodarczą i życie każdego obywatela.
Prezydent może zgodzić się na redukcję wydatków na pomoc społeczną lub nie. Może podpisać ustawę zwiększającą VAT na leki i żywność lub ją zawetować. Może zgodzić się na podwyższenie wieku emerytalnego, redukcję zasiłków chorobowych, brak realnej waloryzacji płac, rent i emerytur lub to zakwestionować. Może poprzeć lub nie prywatyzację szpitali, instytutów naukowych, szkolnictwa. To przyszły prezydent będzie w znacznej mierze decydował o tym, jak rozłożą się koszty redukcji deficytu na poszczególne grupy społeczne: na pracowników i pracodawców, najzamożniejszych obywateli i najniżej uposażonych, na rodziny i osoby samotne itd.

Kto za to zapłaci

Przed drugą turą wyborów prezydenckich obaj kandydaci wystąpią dwukrotnie w debacie przed kamerami. Warto ich zapytać, kto - według nich - i w jakim stopniu powinien to państwo utrzymywać. Czy rozkład ciężarów podatkowych pomiędzy słabo opłacanym pracownikiem a najwyżej uposażoną kadrą menadżerską jest poprawny? Czy rodziny, które wychowują przyszłych obywateli - podatników, nie zasługują na silniejsze wsparcie? Czy pracodawcy, którzy wykorzystują pracę najemną, nie powinni także łożyć na kulejącą służbę zdrowia? Czy urzędnicy, za których decyzje Skarb Państwa płaci miliardowe odszkodowania przed trybunałami arbitrażowymi, nie powinni za to odpowiadać, a przynajmniej zostać usunięci poza sferę publiczną? Takich pytań w naszym źle rządzonym państwie można by stawiać bez liku.Warto też, aby wyborcy poznali poglądy kandydatów na temat modelu państwa. Dotychczasowy model rozwoju, który odrzuca wspólne solidarne współdziałanie obywateli na rzecz dobra wspólnego, sprowadzając się do postępującej prywatyzacji wszystkich dziedzin życia i stopniowego ograniczania środków w dyspozycji sektora publicznego, z chwilą wybuchu wielkiego kryzysu światowego stanął pod znakiem zapytania.

Prywatne nie zawsze efektywne

Dziś rządy państw Europy Zachodniej zmuszone są nacjonalizować niewydajne prywatne molochy bankowe, wspomagać pieniędzmi podatników prywatny przemysł samochodowy, wprowadzać programy wsparcia dla prywatnych pracodawców, aby utrzymać zatrudnienie... Kryzys obalił stereotyp, iż to, co prywatne, działa zawsze efektywniej od publicznego. Przeciwnie - to właśnie prywatny sektor finansowy przez swoje nadużycia doprowadził do globalnego załamania gospodarczego. Dlatego coraz więcej ekonomistów przyznaje, że szereg dziedzin, tradycyjnie utrzymywanych przez całą wspólnotę narodową - takich jak publiczna służba zdrowia, oświata, nauka, armia, publiczne drogi, lasy, strategiczne dziedziny infrastruktury gospodarczej - może i powinno takimi pozostać.

Małgorzata Goss

Po trzech latach rządów Donalda Tuska

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona