Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Początek ery Trumpizmu

Początek ery Trumpizmu

Data: 2016-12-07 04:16:16
Autor: Mark Woydak
Początek ery Trumpizmu



Początek ery Trumpizmu... Jego wygrana jest zwycięstwem zdrowego rozsądku i
powrotem do tradycji


Niewątpliwie prezydent Trump wnosi do tradycyjnej amerykańskiej polityki
nową jakość, co będzie miało reperkusje w polityce światowej. Jeszcze kilka
miesięcy temu mówiąc o jego szansach na zwycięstwo, komentatorzy z
mainstreamowych mediów wybuchali śmiechem. Na nic nie zdała się dominacja
mediów, ponad $1 mld zgromadzone przez kampanię Hillary Clinton, a nawet
odrzucenie Trumpa przez establishment Partii Republikańskiej. Trump jest
następnym 45-tym POTUS-em i basta!

Z pewnością zwycięstwo Trumpa jest zwycięstwem zdrowego rozsądku i powrotem
do tradycji, koncepcji tradycyjnej rodziny, religii i narodowej tożsamości,
w opozycji do laickiego globalizmu.

Jego zwycięstwo było tak nieprawdopodobne i to na wielu poziomach, że
pomijając już szok i szlochy establishmentowej wiochy, internet do dziś
kipi rozmaitymi sensacjami dowodzącymi nawet, że Trump (zgodnie z
przepowiedniami) nigdy nie obejmie prezydentury etc...

Lewica gorączkuje się nad kolejnymi pomysłami jak tu by przeszkodzić
Trumpowi w objęciu prezydentury, bądź jak by doprowadzić do impeachmentu
jeśli obejmie urząd. Próbują nawet zastraszyć elektorów, którzy zdecydują o
formalnym wyborze prezydenta. Elektorów jest 538, jest taka ewentualność,
że jeśli 36 elektorów zobowiązanych głosami wyborców na głosowanie na
Trumpa, zmieniłoby zdanie i nie oddałoby na niego głosu, wówczas Trump nie
zostałby prezydentem.

Jeden z republikańskich elektorów Christopher Suprun, który na co dzień
pracuje jako paramedyk w stanie Teksas postanowił, że nie odda głosu na
Donalda J. Trumpa. Może to zrobić zupełnie legalnie, choć będzie musiał
zapłacić grzywnę dlatego, że nie zagłosuje zgodnie z wolą wyborców.
Przepisy pozostawiają furtkę dla elektorów jeśli uważają oni, że elekt nie
posiada odpowiednich kwalifikacji aby zostać prezydentem. Zapis dotyczy
sytuacji, w której prezydent elekt nie posiada odpowiednich kwalifikacji,
jest demagogiem, bądź podlega obcym wpływom.

Trump został wybrany POTUS-em dlatego, żeby w Waszyngtonie zmienić status
quo, a nie aby go kontynuować. Wydaje się, że Trump będzie
post-ideologicznym prezydentem. Hasłem zwycięskiej kampanii Trumpa było:
osuszyć waszyngtońskie bagno! Trumpizm z jednej strony oznacza pragmatyzm,
ale z drugiej nieprzewidywalność. Społeczny ruch, który wyniósł Trumpa
związany jest z obywatelskim buntem skierowanym przeciwko sprawującym
władzę elitom i ich medialnemu imperium. Zresztą już od jakiegoś czasu
przez cały świat przesuwa się fala oporu przeciwko globalistycznemu
projektowi niwelowania znaczenia wolności jednostki, wartości tradycyjnej
rodziny i narodu, a wszystko to dla dobra i zysków wielkich korporacji i
ponadnarodowych organizacji.

W starciu z elitami, Trump nieustannie bombardowany był ogniem kawalerii
powietrznej elit, czyli mainstreamowymi mediami, przez które został
znienawidzony. W tej walce przeciw medialnemu Goliatowi bardzo sprawnie
użył nowe media internetowe, FB, czy Twitter w czym osobiście celował.
Jako, że nie była to walka prywatna, na pomoc Trumpowi ruszyli blogerzy i
konserwatywne radio.

Faktem jest, że zupełnie odstrzelił lewicę, która do dziś nie rozumie co i
jak się stało. Partia demokratyczna przypomina Rosję, zoligarchizowana i
uzbrojona po zęby, ale jej przyszłość nie rysuje się zbyt różowo. Demokraci
nie dyskutują dlaczego przegrali. Podobnie jak za późnych Sowietów nie
pragną się reformować, na lidera demokratycznej mniejszości w Kongresie
ponownie wybrali "sprawdzoną" radykalną aktywistkę z San Francisco
76-letnią Nancy Pelosi (na wzór sowieckiego Politbiura), jedną z
najbogatszych członków Kongresu. Partia demokratyczna nie reprezentuje już
ludzi pracujących, reprezentuje interesy mniejszości etnicznych,
mniejszości genderowe i lewicowe związki zawodowe, ale nade wszystko wielki
biznes i banksterów, które to niby zwalcza zbierając na walkę z nimi datki
od swoich niezbyt zamożnych zwolenników.

W tych wyborach widać było jasno, że Hillary Clinton nie miała żadnego
programu (poza kontynuowaniem dynastii), żadnego planu zmian i polepszenia
życia przeciętnego Amerykanina. Przypomnę, że w roku zwycięstwa Obamy
(2008) Demokraci posiadali, aż 257 kongresmenów, przy tylko 178
republikańskiej mniejszości, dziś Republikanie mają większość 239, przy
Demokratycznej mniejszości 194. W sumie Partia Demokratyczna niezupełnie
jest już partią ogólno-amerykańską. Jej siła skupia się na wąskich pasach
amerykańskich wybrzeży. Z tylko 3 nadbrzeżnych stanów Nowy Jork, Kalifornia
i Massachusetts pochodzi, aż  1/3  jej przedstawicieli w Kongresie.

Na dyrektora wykonawczego swojej partii Demokraci chcą teraz wybrać
afro-amerykanina pierwszego (oficjalnie) muzułmanina Keitha Ellisona
wybranego ze stanu Minnesota do Kongresu, (drugim muzułmaninem jest Andre
Carson ze stanu Indiana). Z ciekawostek można dodać, że Ellison, który miał
powiązania z liderem radykalnej organizacji "Naród Islamu" Louisa
Farrakhana, w przeszłości popierał utworzenie w USA oddzielnego państwa
tylko dla czarnych, był również zwolennikiem przyznawania odszkodowań (za
niewolnictwo) dla żyjących dziś czarnych przez rząd USA.

Dość aktywnie i bogato prezentuje się ruch protestu lewicy wobec
zwycięskiego Trumpa. Oczywiście pierwszym argumentem jest to, że wygrał on
elektorów, ale to Hillary Clinton (podobnie jak w 2000 r. między Bushem Jr.
i Gorem) zdobyła więcej wyborczych głosów (ok. 2,5 mln). Na powyższe
odpowiedział tweetem Trump, że trzeba by odjąć ok. 3 mln głosów oddanych na
Clinton przez nielegalnych "wyborców"...

Do akcji wkroczyła była kandydatka do prezydentury (w 2012 i 2016 r.),
reprezentująca Partię Zielonych milionerka Jill Stein, lekarka wywodząca
się z rodziny rosyjskich Żydów, wnosząc o ponowne przeliczenie głosów w 3
stanach (WI, MI, PA), gdzie Clinton przegrała mniejszą ilością głosów.
Oczywiście ta akcja jeszcze trwa, ale nikt nie rokuje jej żadnych nadziei.
Głównie chodzi o zaktywizowanie i przechwycenie przez lewacką Partię
Zielonych zwolenników wnuczka Ziemi Beskidzkiej (Bernie Sanders), no i
chodzi też o forsę, zebrano już ok. $7 mln, część z tego zostanie przy dr
Stein...

Oczywiście lewica ani myśli się poddać i uznać wynik wyborów, będzie dalej
na wiele sposobów kopać i kąsać, ale musi to robić z dala od głównej drogi,
którą podążać będzie zwycięska karawana Trumpa wiodąca Amerykanów ku
lepszej przyszłości...

Trwają prace zespołu powołanego przez prezydenta elekta nad przygotowaniami
do płynnego przejęcia władzy przez nową republikańską ekipę. Trump powołał
już część swojego gabinetu i jak widać zdecydowanie wierny jest swoim
wyborczym obietnicom, powołując ludzi o dość konserwatywnym obliczu. Elekt
odbywa całą masę spotkań w swojej twierdzy Trump Tower, przyjmując
kandydatów na stanowiska w swojej administracji. Ciągle jednak zwleka z
nominowaniem sekretarza stanu (ministra spraw zagranicznych) co powoduje
mnóstwo spekulacji, ale to temat na osobną wypowiedź.

Największą sensacją ostatnich dni jest 15-minutowa rozmowa telefoniczna
między prezydentem Tajwanu Tsai Ing-wen, a Trumpem, w której demokratycznie
wybrana Tsai Ing-wen w 23-milionowym Tajwanie pogratulowała zwycięstwa
prezydentowi elektowi USA. Niby nic szczególnego, jedna z dziesiątek
podobnych rozmów, jednak w mediach, aż huczy. Krytycy uważają, że formalnie
akceptując i przyjmując rozmowę Trump uznał Tajwan za niepodległe państwo.
Odezwali się też Chińczycy, ostro protestując przeciwko tejże rozmowie
sugerując, że nieopierzony elekt powinien dorosnąć i nauczyć się sztuki
dyplomacji..

Na Trumpa rzuciła się sfora głównych stacji mainstreamowych mediów, szydząc
i krytykując jego niestosowne, dyletanckie, nie prezydenckie zachowanie.
Jak on śmiał nie wiedzieć, że od lat 1971/72 (Prezydent Nixon i sekretarz
stanu Henry Kissinger) USA uznała Chiny za jedynego reprezentanta
chińskiego na arenie międzynarodowej, ustanawiając w Beijing ambasadę i
oddając miejsce Tajwanu w ONZ właśnie czerwonym Chinom towarzysza Mao!

Okazuje się, że pośrednikiem i pomysłodawcą tej gorącej rozmowy był Bob
Dole, były weteran II wojny światowej, były kandydat republikański
(przeciwko ówczesnemu prezydentowi Billowi Clintonowi w 1996 r.). Były
senator Dole, jest obecnie weteranem lobbingu pracującym dla Tajwanu.

Oczywiście nie trzeba było długo czekać na wypowiedź Trumpa, w swoim
tweecie ostro zwrócił uwagę Chińczykom, aby nie wsadzali nosa w amerykańską
politykę i pilnowali swoich spraw, dodając, że prezydent USA nie musi pytać
Beijing o pozwolenie, kiedy chce z kimś rozmawiać. Trzeba dodać, że Tsai
Ing-wen jest demokratycznie wybranym prezydentem Tajwanu i jest chyba
jedyną kobietą w tym rejonie świata pełniącą podobną funkcję bez
dynastycznych koneksji. Poza tym lewicowi krytycy jakoś zapomnieli, że USA
ciągle zaopatruje Tajwan w broń.

Lewica oskarża Trumpa o brak zrozumienia niuansów spraw międzynarodowych o
nieprzestrzeganie protokołu i naruszanie wypracowanej przez dekady
strategicznej polityki USA. Dotychczas USA (oficjalnie prezydent Jimmy
Carter w 1979 r.) uznawały Chiny za jedyne państwo chińskie, zaś Tajwan
jedynie za oderwaną chińską prowincję. Lewicy jakoś nie przeszkadzało kiedy
prezydent Obama naruszył dotychczasową politykę odnośnie Kuby, otwierając w
Hawanie amerykańską ambasadę. Nie przeszkadzało im jak podpisał tajne
porozumienie z ajatollahami w Iranie, uwalniając im zamrożone ok. $150 mld.

Chińczycy są bezwzględni kiedy wyczują słabość, niedawno prowokacyjnie
wysłali strategiczne bombowce w okolice Tajwanu, mocno rozpychają się na
morzu w okolicach Wietnamu, Japonii i Filipin. Budują bazy wojskowe na
wyspach koralowych starając się wypchnąć z tego obszaru Amerykanów.
Wystarczy przypomnieć jak podczas ostatniej podróży prezydenta USA Obamy
lekceważąco i prowokacyjnie nie podstawili pod jego samolot nawet schodów!

Wychodzi na to, że prezydent elekt posłał czerwonym Chińczykom sygnał, że
nadchodzi nowa era, w której obowiązywać będą nowe zasady gry. Wydaje się,
że Chińczycy bardziej potrzebują Ameryki (jej rynku zbytu) niż Ameryka
potrzebuje ich. Trzeba bardziej obserwować co robi Trump, a mniej co mówi.
Na dziś jego nominacje konserwatystów i twardych doświadczonych generałów
mówią nam, że już wkrótce będziemy żyli w okresie bardzo dynamicznych zmian
tak w Ameryce jak i na świecie.

Początek ery Trumpizmu

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona