Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 053

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 053

Data: 2012-02-17 10:47:24
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 053
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza pucharami, które
wczoraj i Ekstraklasą, która dzisiaj. 2011.11.13, klasa A, gr. III
Victoria Kraków - Płaszowianka Kraków 2:0

- ...no i teraz mam dylemat: co wybrać? Czy jechać na mecz
Prądniczanka-Michałowianka czy może na mecz Victorii?
- A gdzie grają?
- Prądniczanka w Michałowicach, a Victoria w Kobierzynie.
- Wiesz, kochanie... Jak by ci to łagodnie powiedzieć... Jest niedzielne
przedpołudnie, jest bardzo ponuro, bardzo pochmurno i strasznie zimno,
a ty bardzo chcesz jechać na mecz, tak? No to do Kobierzyna.
Zdecydowanie powinieneś jechać do Kobierzyna.
Taaa, nie ma to jak złośliwa aluzja na dobry początek dnia...

Ponieważ niekrakusi mogą się lekko "minąć" z aluzją - wyjaśnienie:
Kobierzyn dla krakusów to jak Tworki dla warszawiaków, Kulparków dla
lwowiaków i Bedlam dla Anglików. Odkąd oddano do użytku rondo przy IKEI i dojazd przez obwodnicę stał się
łatwy, prosty i przyjemny, wyjazdy nawet na najbardziej "południowe"
boiska są czystą przyjemnością i relaksem. Tylko nie relaksujmy się za
kierownicą za bardzo, bo wtedy możemy przegapić odpowiedni zjazd i
końcówkę trasy odbywamy z jednym okiem skierowanym na szosę, a drugim
na zegarek, przy wtórze słów powszechnie uznanych za nerwowe.

Boisko Victorii malownicze jest nader. Co prawda była to malowniczość
rodem z angielskich filmów kryminalnych z lat 50. (mgła, posępne
bezlistne drzewa, posępne ciemnoceglaste budynki szpitala), ale
wystarczy użyć wyobraźni i "przed oczami duszy" zobaczyć ten obiekt w
letnim czy wiosennym "ąturażu". W innych okolicznościach przyrody musi
tam być naprawdę ładnie. Boisko równe i zadbane, na trybunie ziemnej
błękitne krzesełka, tu murek, tam ławka, a tu zabytek klasy zerowej
czyli traktorek z walcem do wyrównywania murawy. Kurczę, czemu ja tu
nie przyjechałem latem? Aha, bo daleko...

Po prawej żółte koszulki Victorii, po lewej szarawe koszulki
Płaszowianki, w środku zmarznięci sędziowie, a na trybunach tłum. Czyli
dwunastu... trzynastu... o, jeszcze dwóch panów idzie od bramy... Do
tego jeden stopień powyżej zera i nieprzyjemny wiatr. Piłkarska jesień
w pełnej krasie i w pełnym katarze.

Piłkarze rozgrzewali się na boisku jak umieli: biegali od bramki do
bramki, podawali piłkę (sobie nawzajem lub przeciwnikowi), odbierali ją
(sobie nawzajem lub przeciwnikowi) strzelali, wracali... Początkowo
przewagę miała Victoria i dwukrotnie była bliska zdobycia bramki, ale
po dziesięciu minutach mecz się wyrównał.
- E, panie sędzio! Faul był! - krzyczał trener Płaszowianki - Nie
widział pan?
- Cicho tam! - odkrzykiwali miejscowi kibice.
- Co "cicho"? - irytowała się ławka gości - Kopnął go!
- Cicho-żeż bądźcie! - odpowiadał krewki kibic Vitorii - Cisza, ale to
już, bo wam tę ławkę tyłem do boiska obrócę!
- Wychodzę! Jestem! Wyszedłem! Stoję! - komunikował ambitnie obrońca
gospodarzy i czasem nawet dostawał piłkę od kolegów.
- W lewo! Jeszcze w lewo!... - kibice Victorii naprowadzali zawodnika
rezerwowego na piłkę, która spadła gdzieś między krzaki, drzewa i
ogrodzenie - Jeszcze... Nie, nie tam! Nie tam! Ej! Messi! Messi!... Ty,
jak ma Messi na imię?
- Lajonel! - padła dziarska i prawidłowa odpowiedź.
- Nie rób-że se jaj! - kibic zdenerwował się na kolegę i wskazał palcem
błądzącego w krzakach rezerwowego - Ten Messi. Nasz.
- Aaaa, ten? Ten to Tomek.
- TOMEEEEEEEK! W LEWOOOOO!
- Nie, w prawo! - krzyknął inny kibic, bo druga piłka wyleciała właśnie
poza boisko i też zniknęła w krzakach.
- Jestem! Do gry! Podaj! Oddam! Skrzydłem! - nadawał obrońca
miejscowych.
- AAAAA! - podsumował pomocnik Victorii, trafiony w kostkę przez
zawodnika Płaszowianki

W 31 minucie Płaszowianka zdobyła prowadzenie - po akcji prawym
skrzydłem i dośrodkowaniu w pole bramkowe piłkę do bramki wpakował
zawodnik z "czternastką". Ku zmartwieniu gości sędzia boczny
zasygnalizował spalonego, sędzia główny podtrzymał decyzję bocznego,
ławka rezerwowych nie zgłosiła wniosku o powtórkę wideo i bramkarz
Victorii wznowił grę od bramki.
A sama gra zaczęła się zaostrzać. Gospodarze za chińskiego boga nie
mogli sobie poradzić zawodnikiem numer 14, który grał zdecydowanie z
tendencją do "ostro" i co chwilę któryś z zawodników Victorii lądował
na murawie. Jak to zwykle bywa - akcja rodzi reakcję, faul rodzi chęć
odegrania się, a chęć odegrania się prowadzi do skutków opłakanych. Tuż
przed końcem pierwszej połowy po kolejnym faulu oba zespoły wdały się w
dość zdecydowaną przepychankę, a trenerzy rozpoczęli dyskusję z
arbitrem, sobą nawzajem i kibicami.
- Ale bo to się gwiżdże, panie sędzio! Gdyby pan zagwizdał chwilę
wcześniej...
- No ale przecież był faul - tłumaczyli gracze Victorii, usiłując
podnieść sfaulowanego kolegę.
- A czy ja mówię, że nie było? - wzruszył ramionami trener Płaszowianki
- Ja tylko mówię, że gdyby sędzia odgwizdał wcześniejszą nakładkę, to
on by tu teraz nie leżał.
A "on" leżał i pojękiwał cicho, trzymając się a to za żebra, a to za
żołądek, w które oberwał łokciem.
Sędzia uznał, że nie ma co kombinować, wlepił najaktywniejszym po żółtej
kartce i odgwizdał koniec pierwszej połowy.

I wtedy zaczął padać śnieg. W charakterze zwiadowców wystąpiło pięć
płatków - spadły, rozejrzały się i stwierdziły, że "jeszcze nie czas"
Kibice dyskutowali o polityce, niżej podpisany stwierdził, że dłonie
odmarzły mu, odpadły i poszły do domu, a sędziowie stali przy linii
bocznej i rozgrzewali się... jakimś płynem z białych plastikowych
kubeczków. Dyskusje czy była to herbata, czy nie była to herbata
pozostały nierozstrzygnięte, bo nikt nie odważył się zapytać. Sprawdzić
organoleptycznie też nikt się nie odważył.

Druga połowa zaczęła się od huraganowych ataków Płaszowianki (strzał w
poprzeczkę) i huraganowych komunikatów gadatliwego obrońcy Victorii.
Ponieważ obrońca nie tylko komunikował, co zrobił, co robi i co zrobi
za chwilę, ale dość dosadnie komentował decyzje arbitra, po paru
minutach zobaczył żółtą kartkę.
- Jasne, żółta, a kiedy tamten mnie kopał, to gdzie pan miał oczy? -
rozsierdził się obrońca gospodarzy, po czym przeszedł do podsumowywania
bardziej warczącego.
- Jeszcze jedno słowo, a dostanie pan drugą.
- A dawaj sobie! - machnął ręką obrońca i komentował dalej.
- A nie wierzy pan? Nie wierzy pan? - sędzia już sięgał do kieszonki po
kartonik, ale na szczęście pozostali gracze Victorii odciągnęli
krewkiego kolegę i zaczęli jego gadulstwo podsumowywać w równie
warczący sposób. Publiczność nie podsumowywała, bo szczękała zębami i
przestępowała z nogi na nogę.
I wtedy padł gol. Obrona Płaszowianki zagapiła się przy rzucie rożnym i
zawodnik gospodarzy z trzech metrów załadował piłkę pod poprzeczkę.
Bramkarz Płaszowianki popatrzył tylko na piłkę wpadającą do siatki, a
potem popatrzył na kolegów z obrony. Z wyrzutem i warcząco.

Goście rzucili się do odrabiania strat, więc gra przeniosła się pod
bramkę Victorii. Ja natomiast - tknięty jakimś dziwnym przeczuciem -
przeniosłem się pod bramkę Płaszowianki. Obejrzałem dokładnie zabytkowy
traktor, zlustrowałem składzik zużytych mebli za kamiennym murkiem,
zerknąłem na boisko...
- Wychodzę! Tu! Jestem! Pod! Grą! Idę! - dobiegało z oddali
....potupałem trochę dla rozgrzewki. Ponieważ nie pomogło, potupałem
jeszcze trochę. Nadal nie pomagało, więc przestałem tupać, żeby
niepotrzebnie nie tracić energii i ciepła. Obrona Płaszowianki
rozgrywała piłkę spokojnie i do tyłu. Akcja płynnie przeniosła się z
ataku, do pomocy, z pomocy do obrony, a obrońca, lekko naciskany przez
gracza Victorii podał piłkę bramkarzowi. Żeby uniknąć przykrych
niespodzianak a'la podanie-do-Przyrowskiego-rany-boskie-gol! - podanie
skierował do narożnika boiska. Bramkarz zdążył, przyjął piłkę i oddał
ją... pod nogi przeciwnika. Ten zachichotał i podał do kolegi,
znajdującego się w polu karnym. Przerażony golkiper Płaszowianki
popędził w stronę bramki i zdążył jeszcze wyłapać strzał napastnika
Victorii, ale wobec dobitki był już bezradny. Gospodarze prowadzili
2:0, a kibice podzielili się na tych, którzy ze śmiechu się pokładali,
na tych, którzy ze śmiechu pękali oraz niżej podpisanego,
sprawdzającego gorączkowo, czy udało się choć jedno zdjęcie całej
sytuacji.

Mecz toczył się dalej, Płaszowianka atakowała, Victoria kontrowała, a
bramkarz gości przeżywał straconą bramkę. Trzeba mu jednak oddać, że
bronił odważnie i następnych już nie puścił, choć Victoria dwukrotnie
groźnie strzelała, a raz wyszła nawet na niebezpieczne "sam na sam". A
ja zacząłem się zastanawiać, czy to czasem nie moja wina. Poprzednio
polazłem za bramkę Gromu i po dziesięciu minutach bramkarz popełnił
błąd, który kosztował jego drużynę utratę bramki. Tym razem polazłem za
bramkę Płaszowianki... i proszę uprzejmie, kolejny gol. Przypadek?
Fatum?

Było coraz zimniej. Piłkarze Victorii i Płaszowianki rozgrzewali się
biegając, faulując, krzycząc i kopiąc (piłkę lub przeciwnika),
najstarsi kibice opuszczali stadion, dyskutując na tematy polityczne,
temperatura konsekwentnie spadała, sędzia coraz częściej spoglądał na
zegarek, a runda jesienna nieubłaganie zbliżała się do końca... Po
końcowym gwizdku popędziłem na parking, bijąc rekord Polski na setkę.
K-k-k-kluczyk, s-ta-ta-ta-tacyjka, ogrzewa-wa-wa-wanie... ulga.

Po powrocie do domu sprawdziłem wynik meczu Michałowianka-Prądniczanka.
Remis. Miałem nosa - tym bardziej, że mecz rozegrano na Suchych
Stawach, więc gdybym wybrał się do Michałowic, zmarzłbym jeszcze
bardziej, a w dodatku bezproduktywnie.

W ostatniej jesiennej kolejce rozgrywek A-klasy Victoria Kraków wygrał
2:0 z Płaszowianką. Nadciągała zima. Kibicom zostały już tylko
rozgrywki Ekstraklasy i mecz Wisły z FC Twente Enschede...

Zdjęcia - tutaj:
http://tinyurl.com/7763m3c
Jak zwykle w slajdszole, jak zwykle wychodzimy z niego naciskając "x"
itd., itp., etc. --
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 053

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona