Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 25 czyli koniec remanentów

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 25 czyli koniec remanentów

Data: 2009-02-26 11:33:21
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 25 czyli koniec remanentów
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka poza ligą, reprezentacją i
nawet poza.. no, dobra, może dzisiaj hasło "poza pucharami" zabrzmiałoby
zbyt głupio :-) Już wkrótce runda wiosenna, ale zanim się zacznie - zakończmy remanenty. 2008-11-15 - Puchar Polski
Hutnik Kraków - Dragon Szczyglice 3:0

Im bliżej zimy, tym mniej piłki - że tak sobie odkrywczo zauważę. Tym
bardziej trzeba korzystać z nadarzających się okazji. Mecz Hutnika
Kraków z Dragonem Szczyglice był jednym z ostatnich regularnych spotkań
tej jesieni. Później miała się odbyć ostatnia kolejka V ligi, spotkanie
Pucharu Ekstraklasy Cracovia - Wisła, a potem zostawała już tylko piłka
halowa, cisza trybun, szarobure liście na pustej murawie i echo. Które,
jak wiemy z "Pana Tadeusza", grało i kto wie, czy nie w piłkę właśnie.

Na mecz Hutnika przyciągnęła mnie także nadzieja, że rozegrany zostanie
na głównym boisku. Wtedy wydawało się, że może to być ostatni mecz na
obiekcie Hutnika w jego dotychczasowym kształcie, że może następny
odbędzie się już przy nowym oświetleniu, na nowych krzesełkach.
Nie, to nie był żart - ja naprawdę czasem bywam bardzo naiwny.

Mecz, niestety, rozgrywano na bocznym boisku i jeśli ktoś nie był nigdy
na Suchych Stawach, niech wie, że określenie "boczne" dotyczy boiska
hen, hen, za górami za lasami, za halą, przy nowym kompleksie w lewo,
potem jedno boisko, drugie... i jeśli tu nie spotkacie jakiegoś
autochtona, który by Was zaprowadził, to kierujcie się za topolą w
prawo, a przy ambonce w lewo. Ewentualnie za topolą prostą a za
chorągiewką w prawo, bo tam są trybuny. Oraz krawędź za którą kończy się
świat, więc proszę "nie wychylać się".

Pierwotnie mecz miał się odbyć w Szczyglicach, ale obiektywne trudności
oraz subiektywne opady spowodowały przeniesienie spotkania do Krakowa.
Trener Kocoń żartował z trenerem Dragona, że Szczyglice przestraszyły
się najazdu setek autokarów wypełnionych kibicami, część publiczności
sugerowała, że chodziło o obawę przed wykupieniem przez przyjezdnych
całego szczyglickiego zapasu piwa. Co bardziej defetystycznie (czytaj:
realistycznie) nastawieni do życia gracze gości nie ukrywali, że wolą
grać w Krakowie, bo lepiej, żeby rodziny nie widziały jak biorą po
krzyżach.

Początek meczu był jednak wyrównany. Mocno rezerwowo-odmłodzona drużyna
Hutnika miała problemy ze zgraniem, a goście nie mieli zamiaru dać się
zjeść na surowo i od czasu do czasu próbowali wyprowadzać kontry
skrzydłami. Wychodziło im to nawet całkiem składnie i przyznam, że nawet
zacząłem trzymać kciuki, żeby im któraś wyszła, ale ponieważ z
zaciśniętymi kciukami źle się trzyma aparat - wróciłem na pozycję
obiektywnego obserwatora. Czyli na ambonkę, z której wszystko widać,
wszystko słychać, tylko kiedy zawieje to nawet ścięgna krzyczą z zimna.

Goście dwukrotnie zagrozili bramce Hutnika, raz piłka trafiła w
poprzeczkę, za drugim razem w bramkarza. Dwukrotnie przeszkodził im
sędzia, sygnalizując pozycje spaloną, choć jako żywo najbliższy czynny
spalony był we Wrocławiu. Ale to wystarczyło, żeby Hutnik zirytował się
jak Samson Miodek po zranieniu go w ramię. Jedna, akcja, druga trzecia -
i pod bramka gości zaczęło się trochę gotować. Wreszcie w okolicach 35
minuty Hutnika zagrał szybką piłką po lewej tronie, szybkie płaskie
podanie na prawo za plecami obrońców, a z prawej strony czekał już gracz
zamykający akcję, który z paru metrów zapakował piłkę do siatki. 1-0.

Część widzów po wydaniu z siebie tryumfujących okrzyków udała się na
poszukiwania chmielowych środków dopingujących, bo czymś przecież trzeba
uczcić nadchodzące zwycięstwo, a pozostali skupili się na wojnie
psychologicznej. W szeregi gości bowiem zaczęła wkradać się lekka
nerwowość, zaczęły się wzajemne uwagi, pretensje, połajanki. Poukładać
to jakoś próbował gracz z numerem 8, ale... ujmijmy to najłagodniej jak
można, powiedzmy, że brakowało mu wyczucia i jego wysiłki były odwrotnie
proporcjonalne do efektów. Trybuny natychmiast to wyczuły i zaczęły
drażnić gracza gości.
- Dajesz, gruby, dajesz!
- W ucho go, małolata! Niech zna mores!
- Gruby, weź mu powiedz coś!
- Słuchać grubego! Gruby wie, co mówi!
- Cho-le-sterol! Cho-le-sterol!
Inwencja kibiców Hutnika wzbudziła zainteresowanie sędziego, który w
przerwie usiłował namówić ich, żeby się nie znęcali się nad
przeciwnikiem aż tak bardzo.
- Panie sędzio, to jest wojna nerwów - pouczył arbitra miejscowy kibic -
Albo my jego, albo... albo nudno będzie.
- I zimno. - dodał drugi - Chyba lepiej, żebyśmy się śmiechem rozgrzewali
niż alkoholem, prawda?
- No, bo ja wiem?... - zastanowił się sędzia.

Przerwę wszyscy spędziliśmy na boisku, bo akurat przestał wiać wiatr,
zaświeciło słońce i temperatura osiągnęła niespotykany od paru dni
poziom 11 stopni w skali Celsjusza. Napoje były w bidonach, a jeśli ktoś
odczuł potrzebę samotności, to okoliczne krzaczki, choć jesiennie
przerzedzone, dawały jaką taką możliwość odizolowania się od tłumu.

Druga połowa należała całkiem do Hutnika. Goście starali się bardzo,
robili co mogli, ale różnica klas rozgrywkowych widoczna była gołym
okiem. Hutnik przeważał, Dragon bronił się dzielnie choć nerwowo.
- Gramy, panowie, gramy! - dopingował swój zespół szczyglicki gracz z
"ósemką"
- Gruuuby jest nasz! - odpowiadał miejscowy "kocioł" - Ten gruuuuby do
nas należy! Nie damy nikomu, nikomu nie damy...
- Do przodu! - krzyczał inny gracz Dragona - Odpoczniemy w dogrywce!
Jeśli dobrze widziałem, nawet trener gości uśmiechnął się na te słowa. Bo
zawodnicy nie krępowali się wcale i śmiali się otwarcie.
Do sześćdziesiątej minuty Dragon był w stanie się opierać - potem jakby
stanął w miejscu. Zawodnicy Hutnika w porównaniu wyglądali jakby na
boisko weszli przed chwilką, szybcy, zwrotni, objeżdżali przeciwników,
na dwóch metrach zyskiwali metr przewagi. Bramka wisiała w powietrzu.
Wreszcie padła - po akcji lewą stroną boiska i dośrodkowaniu w pole
karne napastnik Hutnika Szewczyk podwyższył na 2:0.

- Cholera, chodzicie jak czaple! - zirytował się szczyglicki gracz z
numerem 8 (który tak na marginesie wcale nie był gruby) - Jesteśmy na
boisku, a nie w kinie! Głowy do góry i gramy! Dla siebie!...
Kibice Hutnika zagłuszyli resztę jego wystąpienia chóralnymi śpiewami i
aluzjami do diety zawodnika.
Drużyna z Suchych Stawów postanowiła wykorzystać dyskusje, jakie toczyli
między sobą gracze gości. Kolejna akcja lewym skrzydłem, kolejne
dośrodkowanie, kolejna bramka. 3:0. Jedyna różnica polegała na tym, że
piłkę do bramki skierował obrońca Dragona.

W tym momencie mecz właściwie się skończył. Goście stracili wiarę w remis
i starali się już tylko nie stracić kolejnych bramek, atakowali rzadko i
rachitycznie, ichnia "ósemka" nadal próbowała mobilizować kolegów i
nadal nic z tego nie wychodziło, a wręcz zaczęły się kłótnie w drużynie.
W pewnym momencie nawet pani z chorągiewką zareagowała sugestią, by
gracz gości przestał tak "jechać" po kolegach, ale nie na wiele się to
zdało. Kibice Hutnika nadal traktowali szczyglicką "ósemkę" jak kibice
Wisły Emiliana Dolhę w pamiętnym meczu z Lechem, a trener Kocoń dał
szansę kolejnym juniorom i sprawdzał ich w "ogniu" walki.
- Uderz! Nie bój się, uderz! - krzyczał, gdy któryś z najmłodszych graczy
zastanawiał się nad strzałem z 15 metrów - Ech... tak to jest, gdy się
ma 16 lat - machał ręką, gdy zawodnik w końcu zdecydował się poturlać
piłkę w stronę bramkarza gości.

W końcu arbiter główny doszedł do wniosku, że już nic ciekawego na boisku
się nie zdarzy i odgwizdał koniec meczu. Opadły emocje, opadły kolejne
liście z drzew, opadł poziom adrenaliny u zawodników... A mnie opadły
wątpliwości, czy zaglądać do hali Tomexu, czy nie. Bo podejrzanie tam
głośno... W końcu zajrzałem. Opłaciło się - zdążyłem zobaczyć, jak żacy
Cracovii zdobywają "okolicznościowy puchar za zajęcie pierwszego
miejsca", pokonując żaków KS Jadwiga 2-0.
W drodze powrotnej towarzyszył mi piękny jesienny zachód słońca...

Zdjęcia (już w formacie "pokaz slajdów") tu:
http://tinyurl.com/bd3926

--
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 25 czyli koniec remanentów

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona