Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 27

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 27

Data: 2009-05-01 09:25:37
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 27
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka poza ligą, pucharami, a nawet
poza wyczynami Arszawina.


2009.04.19. II liga kobiet
Bronowianka Kraków - Starówka Nowy Sącz 4:1 (3:1)

Oczywiście, można się śmiać z równouprawnienia i pozować na maczo,
lekceważąc owo równouprawnienie w każdym jego przejawie, ale powiedzmy
sobie otwarcie - już choćby tylko piłka nożna kobiet jest naprawdę
poważnym argumentem za tą ideą.

To czwarty kobiecy mecz, obejrzany w ramach podróży po krakowskich
boiskach i może Szanowna Wycieczka się zdziwi, ale jeszcze ani razu nie
zdarzyło mi się nudzić. Na "męskich" meczach - i owszem - niejeden raz
ziewałem, przysypiałem i fotografowałem czubki obuwia, gdy spadał mi
poziom cukru, emocji i obiektyw chylił się ku glebie, ale meczach kobiet
zawsze się coś dzieje. Jeśli nie na boisku - to na trybunach, jeśli nie
czysto piłkarsko - to "ambicjonalnie". Zawsze były to widowiska warte
poświęcenia niedzielnego przedpołudnia i warte odreagowania w formie
pisemnej. Serio.

Zacznijmy od didaskaliów. Bronowianka - drużyna, która już rok temu
prawie awansowała do I ligi, niekwestionowany lider małopolskiej grupy
II ligi, zespół, który w tym sezonie nie przegrał jeszcze spotkania (a
zremisował tylko jedno), mordercza maszyna do strzelania bramek.
Starówka Nowy Sącz - jedyna drużyna, która mogłaby przeszkodzić
Bronowiance w awansie do baraży o I ligę, zespół wzmocniony w tym
sezonie Joanną Kubisiak z KS Podgórze i byłymi kadrowiczkami Natalią
Golasowską i Joanną Operskalską, "uhonorowany" powołaniem kapitana
zespołu, Dominiki Fiut na mecze kadry U-19. Jednym zdaniem: mecz na
szczycie i emocje gwarantowane.

Pogoda dopisała, na trybunach zasiadło więc ponad 100 osób, w tym silna
grupa kibiców gości. Silna i wyposażona. Nowosądeczanie mieli na
wyposażeniu gips, dwie kule i efektowną kamerę, obsługiwaną przez równie
efektowną kamerzystkę. Na widok kamery trochę stężeli sędziowie, a kiedy
jeszcze usłyszeli uśmiechnięte: "O wynikach pomeczowej analizy
poinformujemy Wrocław", odniosłem wrażenie, że trójka arbitrów
najchętniej oddałaby gwizdki, chorągiewki i poszła sobie w dal.
Przetrzymali jednak sędziowie ten pierwszy etap wojny psychologicznej i
wdali się nawet w dialog z publicznością, domagającej się oddania jej w
depozyt biżuterii zdejmowanej przez zawodniczki. Było słonecznie, było
ciepło, było miło i sympatycznie. Potem zabrzmiał gwizdek sędziego i
zaczęto igrzysko.

Pierwsze minuty należały do... Hmm, czy ktoś mógłby wymyślić odpowiednie
określenie dla drużyny tubylczej? Bo "gospodynie" nie kojarzy się z
młodymi, ślicznymi piłkarkami, a raczej z Kołem Gospodyń, zakutanych w
łowickie zapaski i małopolskie chusty. W każdym razie początek to
przewaga Bronowianki. Jeden atak, drugi, poprzeczka, przy której
Starówka tylko stała i patrzyła... Wydawało się, że szybko będzie po
meczu, sektor miejscowych kibiców wznosił entuzjastyczne okrzyki, sektor
gości podzielił się na "wiernych" ("Grać! Do boju!") i "histeryków"
("Rany boskie, co to będzie, nie mogę..."). I wtedy do boju ruszyła
Starówka.

"Wy nas skrzydłem, to my was środkiem" - pomyślały dziewczęta z Sącza i
jak nie runą żelaznym wojskiem... Okazało się, że była to nader
efektywna taktyka: w 15 minucie zawodniczka Starówki weszła między parę
stoperek... stoperów... yyyy... wbiegła w pole karne Bronowianki i
została sfaulowana. Arbiter bez cienia wątpliwości pokazał na
"jedenastkę". W tym momencie sektor gospodarzy wpadł w depresję, a
sektor gości po serii pisków i okrzyków, zamarł w oczekiwaniu. Tylko
kontuzjowana zawodniczka Starówki, pospolitująca się z szarą kibicowską
masą, padła na kolana i zaczęła odmawiać "Zdrowaś Mario". Pomogło.
Wykonująca rzut karny bramkarka Starówki strzeliła mocno, celnie, tuż
przy słupku - 1:0 i gdyby ktoś mógł podrzucić to nagranie męskiemu
zespołowi Śląska Wrocław w celu szkoleniowym, bo strzelanie karnych
ostatnio panom nie wychodzi.

Chwilę potem Bronowianka mogła zacząć tonąć - pogubiła się zupełnie,
popełniała proste błędy, a Starówka atakowała coraz składniej i po paru
minutach mocny strzał nowosądeczanek trafił w poprzeczkę tubylczej
bramki. Kibice gospodarzy jęknęli z ulgą, kibice gości jęknęli z
rozpaczą, a ja jęknąłem z przerażeniem, bo zahaczyłem obiektywem o
barierkę i rany boskie, co to będzie, jeśli porysowałem sobie obiektyw?
Chwilę potem bramkarka Bronowianki zaczęła trochę "cabajować", ale na
szczęście skończyło się na indywidualnym pojedynku na 25 metrze. Druga
bramka wisiała w powietrzu...

Ale Bronowianka nie bez przyczyny jest liderem grupy. Po chwili słabości
doszła do siebie i zaczęło się.... Najpierw szybki atak środkiem,
podanie na prawo, kapitan Starówki nie upilnowała rywalki i po ładnym
sama-na-samą doszło do wyrównania. Parę minut potem po ładnej wrzutce w
pole karne Starówki doszło do... do czegoś, co skłoniło sędziego do
podyktowania rzutu karnego dla Bronowianki. Tłok był straszny i za
chińskiego boga nie wiem, co to było - ręka, faul czy co tam jeszcze.
Grunt, że karny podyktowany, a ponieważ kibice gości nie protestowali,
pewnie był podyktowany słusznie. Pewny strzał zawodniczki Bronowianki i
mieliśmy 2:1. Sektor gospodarzy udał się po tryumfalne frytki, sektor
gości pokazywał jak mu oko lata i ręce się trzęsą. Jeszcze za dobrze nie
ochłonęliśmy i było już 3:1. Właściwie z niczego - ot, jakaś akcja,
jakaś wymiana piłek, jakieś wybicie na 17 metr, gdzie stała zawodniczka
Bronowianki, która popatrzyła, przymierzyła uważnie i mocno kopnęła.
Wysoki lob za kołnierz bramkarza, czyli tzw. "Pawełek".
- Yyyyyyyy... - zarzęził rozpaczliwie kibic Starówki.
- Mhmmhmmmbmmmm - entuzjazmowała się kibicka Bronowianki przez tłumik z
pochłanianych frytek.
Kontuzjowana zawodniczka Starówki jęknęła boleśnie, chwyciła kule i
popędziła do koleżanek z pociechą duchową.
Kopiec Kościuszki z zaciekawieniem spoglądał z daleka.

W przerwie meczu kibice Starówki podsłuchiwali odprawę drużyny i
informowali resztę trybun. Wiecie, co to jest chaos? To mieszanka: "Nic
z tego nie będzie", "Dzielne dziewczyny, będą walczyć!", "E, jedna
płacze, druga płacze...", "Ależ się gotują!", "Sam nie wiem...".
Wychodziły z tego informacyjne fusy, z których za diabła nie można było
nic wywróżyć.

Druga połowa zaczęła się od dwóch strzałów i trzech fauli, z czego
jednego bardzo bolesnego - zawodniczka Bronowianki długo leżała za
linią, a sztab medyczny przykładał jej to twarzy lodowe kompresy. W tym
czasie koleżanki z zespołu postanowiły zrobić poszkodowanej prezent i
zdobyły czwartą bramkę. Po rzucie rożnym źle pilnowana w polu bramkowym
zawodniczka Bronowianki uderzyła piłkę, obrona tylko patrzyła, a
bramkarka Starówki też nie popisała sie za bardzo. 4:1 i już było
wiadomo, że trzy punkty zostaną w Krakowie.

Ale to wcale nie znaczy, że mecz się kończył lub stał się nudny - co to,
to nie. Tak się dzieje tylko na męskich boiskach, gdy np. Odra Wodzisław
gra z Bełchatowem albo Cracovia z Arką - kobiety walczą do końca.
Bronowianka próbowała zdobyć piątą bramkę i miała ze dwie "setki" (w tym
raz poprzeczkę), Starówka o mały włos nie strzeliła trzech goli (piłka
przechodziła minimalnie obok słupka lub świetnie interweniowała
miejscowa bramkarka), gra zaostrzała się coraz bardziej.

- Wstawaj, wstawaj! Nie udawaj! - krzyczał sektor gości, gdy przy linii
bocznej zwijała się z bólu zawodniczka gospodarzy. Sztab medyczny
podbiegł, popsikał zamrażaczem i zawodniczka mogła wrócić do gry.
- Wstała, wstała! Udawała! - reklamował u sędziego krewki kibic gości,
ale ponieważ arbiter wyczuł, że to nie ze złośliwości, tylko z humoru
sytuacyjnego - nie zareagował.
Po chwili z pomocy lekarskiej musiała skorzystać zawodniczka Starówki,
obficie zraszająca murawę krwią z rozbitego nosa. I tak dalej... Mecz
był naprawdę zacięty, ale - tę informację dedykujemy fanom Tomasza Hajto
i Bartłomieja Dudzica - nie brutalny i nie chamski.

Publiczność reagowała wzorowo - okrzyki i śpiewy, gorące obustronne brawa
po każdej akcji. Czasem tylko próbowano chwytów psychologicznych.
- Jaki aut? Jaki aut?? Nasza! - krzyczał kibic gości.
- Otarła się. - tłumaczyły mu koleżanki.
- E... - powątpiewał kibic.
- Naprawdę, od naszej się odbiło!
- E... - kibic nadal nie był przekonany.
- No jak tam weszła... - wytrwale wyjaśniały sądeckie panie
- Oj, no ciiichooo, wieeem... - kibic uspokajająco poleciał panem Sułkiem
- Ale może sędzia nie zauważył i da się zrobić.
Sędzia się nie dał.

Po końcowym gwizdku drużyny wymieniły szejkhendy i uśmiechy, Starówka
zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie, Bronowianka urządziła jednej ze swoich
zawodniczek fetę ze śpiewem i podrzucaniem, kibice posprzątali talerzyki
po frytkach, filiżanki po kawie oraz puszki po piwie i jak to mówiono w
czasach szkolnych: "Na tym zakończyliśmy nasz apel, młodzież prosimy o
rozejście się do klas". Tylko na polu karnym długo siedziały ze
spuszczonymi głowami dwie zawodniczki Starówki w towarzystwie trenera...

Dwie godziny emocji na boisku i zabawy na trybunach, słońce, ciepło, pięć
bramek (w tym trzy ładne), trzy strzały w poprzeczkę... Czego chcieć
więcej?
Koniec i bomba.
A komu w głowie tylko dowcipasy o wymianie koszulek - ten trąba :-)


Zdjęcia tu
http://tinyurl.com/d27bx6
jak zwykle w pokazie slajdów (gdyby ktoś nie chciał - wychodzi się Esc),
ale tym razem bez podpisów, bo mi się nie chciało :-)


--
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 27

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona