Data: 2009-12-05 12:30:43 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,
reprezentacją i napinkami homo trybuniensis, a sensowny, zaangażowany prezes i darmowa pizza warci są więcej niż dęte teksty na prześcieradłach. 2009.10.11., A-klasa, gr. I KS Grębałowianka - Dąbski KS 2:0 Było to dawno, dawno, kiedy śnieg jeszcze nie padał, a żadne mecze ligowe nie były odwoływane. Czyli jakieś sześć tygodni temu. Marzenia o Mistrzostwach świata w RPA siedziały w kącie i cichutko płakały, Ekstraklasa nie grała - wolna niedziela pozwalała na swobodny (wreszcie) wybór boiska i meczu. Już od dawna planowałem podróż na Grębałów, ale jakoś się nie składało. A to inny mecz wchodził w paradę, a to wyjazd rodzinny, a to zwykłe lenistwo... No i te odległości - ile razy spojrzałem na mapę, wydawało mi się, że podróż zajmie ćwierć dnia, a powrót kolejne pół. Ale niezachwiana wiara w potęgę krakowskiego MPK kazała mi zerknąć na mapę jeszcze raz - może i tym razem uda się z jedną zaledwie przesiadką? Błysnęło, huknęło, olśniło. Żadnych przesiadek, podróż będzie bezpośrednia i komfortowa. Wystarczy wsiąść w "5", dojechać do pętli, przetuptać koło fortu, ciut pod górę, ciut z góry, dwa zakręty, w sumie pół godziny jazdy, dziesięć minut marszu i już. Pierwsze pozytywne zaskoczenie spotkało mnie przy bramie. Po wniesieniu stosownej opłaty, otrzymałem bilet, którego mogłyby Grębałowiance pozazdrościć nie tylko inne kluby A-klasy, a śmiało mógłbym zaryzykować tezę, że nawet kluby III-ligowe. Prostota, kolory, aktualne i dokładne informacje, kto, kiedy, z kim, w jakiej klasie, bramka, sylwetki dwóch piłkarzy, z czego jeden w barwach klubowych, herb klubu - miodzio po prostu. Drugie pozytywne zaskoczenie to sam obiekt. Dwa boiska, budynek przy głównej płycie, w budynku jakiś lokal gastronomiczny o wdzięcznej nazwie "Dogrywka", na wypadek, gdy kibice chcieli odreagować zwycięstwo bezpośrednio po meczu, a nie skazywać na samotne piwo w domu. Żadne rewelacje, do komfortu Bronowianki daleko, ale przytulność i kameralność mają swoje zalety. Początkowo zająłem miejsce na trybunie lewej, ale intensywne okadzanie dymem papierosowym wygoniło mnie na drugą stronę trybun. Nie po to trzy lata temu rzucałem palenie, żeby teraz jarać biernie, a już tym bardziej na meczu. W dodatku po prawej stronie, na tarasie, stanowisko komentatorskie zajął sam prezes Grębałowianki, pan Zdzisław Wagner, więc w razie czego dostęp do informacji kto kogo kopnął, albo kto komu strzelił, miałem zapewniony. O Dąbskim pisałem niedawno, przy okazji meczu z Michałowianką, po którym klub-sąsiad CH Plaza zsunął się do strefy spadkowej. Raczej trudno było przypuszczać, żeby po meczu z wiceliderem mógł się z niej wydostać. Początek spotkania pokazał jednak, że choć z niewielkimi szansami, to jednak Dąbski przyjechał powalczyć i skóry tanio nie sprzeda. Pierwsze składne akcje przeprowadzili właśnie goście, oni także pierwsi strzelali. Niecelnie. Bardzo. Trener Grębałowianki wychodził z siebie, stawał obok i wtedy obaj krzyczeli, że tak nie można, że weźcie się do roboty, że grać i że cholera jasna. Trener gości milczał i modlił się, żeby żaden jego zawodnik nie odniósł kontuzji - Dąbski przyjechał mocno osłabiony kartkami i kontuzjami, na ławce rezerwowych siedział tylko jeden gracz i gdyby coś się stało, to niewykluczone, że uzupełnień szukano by na trybunach. - ...nastej minucie na bramkę gości strzelał... - informował przez głośniki prezes Wagner. Grębałowianka wyglądała jak drużyna... Właściwie wyglądała jak dwie drużyny: jedna potrafiła krótkimi, szybkimi podaniami przedostać się pod pole karne przeciwnika, zawinąć pomocników, wkręcić obrońców w murawę i dać widzom nadzieję na szybkiego gola, druga za to potrafiła stanąć na środku boiska, zgubić piłkę, a potem z daleka obserwować, co zrobi przeciwnik. W środku zaś stał trener i usiłował nie dostać zawału serca. - ...dziestej czwartej minucie groźny strzał obronił bramkarz Dąbskiego Piotr Dębski - znęcał się nad trenerem głos prezesa. - Na to się patrzeć nie da! - żołądkował się trener gospodarzy - Powinni być tu! Są tam! Nie wracają tędy, tylko zostają tam! - dobrze, że za każdym zdaniem podążał wyciągnięty palec wskazujący, bo przyznam, że trochę zacząłem się gubić. - Grzać się! - zakończył tyradę trener gospodarzy, wysyłając na rozgrzewkę całą ławkę rezerwowych. - ...dziestej pierwszej minucie minimalnie chybił... - dobiegający z głośników głos prezesa, aż zadrżał z emocji i nic dziwnego, bo piłka po strzale zawodnika Grębałowianki przeszorowała po poprzeczce. Kiedy wydawało się, że Dąbski dowiedzie bezbramkowy remis do gwizdka na przerwę, Grębałowianka zaatakowała lewym skrzydłem, pomocnik gospodarzy wpadł w pole karne, a następnie padł w nim jak długi. Żaden karny - nic z tych rzeczy. Walka o piłkę, a przede wszystkim śliska murawa. Oraz ambicja, która kazała zawodnikowi Grębałowianki walczyć w parterze: w pozycji leżącej wykonał prawie pełny obieg piłki i zdołał podać ją na piętnasty metr, gdzie czekał już jego kolega. Strzał, obrońca Dąbskiego wykonał bojaźliwy unik, piłka przeszła obok niego, a następnie obok słupka - bramkarz gości mimo rozpaczliwego rzutu już nie zdążył jej zatrzymać. 1:0 dla gospodarzy. - W czterdziestej trzeciej minucie bramkę dla Grębałowianki zdobył Oleś! - zakomunikował prezes Wagner, a ja głowę bym dał, że usłyszałem także słowo "wreszcie". W przerwie meczu odbyło się losowanie... yyy... liczba mnoga od "pizza" to "pizz"? No to dwóch. Pierwszą wygrał kibic niezorganizowany, który wsadził nagrodę pod pachę i udał się w niewiadomym kierunku, drugą zaś skonsumowała grupa miejscowych kibiców, a bywalcom stadionów niższoligowych może przydać się informacja, że opakowanie po pizzy znakomicie nadaje się na polowe krzesełko i materiał izolujący od wyziębionego betonu trybun. Tylko trzeba odwrócić je na lewą stronę, żeby resztki sera nie przywierały do spodni. Druga połowa zaczęła się od ataków gospodarzy - niewiele brakowało, żeby padły kolejne bramki. Dokładniej mówiąc, brakowało kolejno: pół metra, półtora metra, dwa metry, metra i dyscyplina dodatkowa: "gdyby Dąbski grał bez bramkarza". Potem wszystko wróciło do normy - Grębałowianka gniotła, ale po przekroczeniu 20 metra popadała w jakiś dziwny stan, charakteryzujący się chaosem taktyki, zezem podających i strzelających i gniewnymi okrzykami trenera, a Dąbski czekał na możliwość zagrania z kontry. Czasem nawet z tej możliwości korzystał i patrząc na jego wysiłki, zacząłem mu szczerze życzyć, żeby trafił. Nie byłem jedyny - nawet ze służbowego tarasiku dobiegło gniewne: "Ech, kurczę, jakby Dąbski wyrównał, to może by się coś zaczęło dziać!" - ...dziesiątej siódmej minucie niecelny strzał oddał... - zagłuszył defetystę prezes Wagner. W 76 minucie było już 2:0. Po nieudanych próbach wjazdu w pole karne, raz z lewej, raz z prawej strony, Grębałowianka spróbowała rozegrać atak pozycyjny, piłka trafiła do Marcina Olesia, a ten z 20 metrów huknął w lukę między wysoko ustawionymi obrońcami. Bramkarz Dąbskiego był bez szans i tylko odprowadził piłkę zaskoczonym wzrokiem. Wiwatowała publiczność, wiwatowali rezerwowi, rozgrzewający się za bramką gości... Słucham? Oj, no wiem, że przepisy teoretycznie nie pozwalają, ale w praktyce za bramką gospodarzy nie było ani odrobiny miejsca. Poza tym rozgrzewający się zawodnicy Grębałowianki nie rozpraszali bramkarza gości. Siebie też zresztą nie rozpraszali, aż trener czasem musiał krzyczeć, że to nie przystanek autobusowy, tylko rozgrzewka i może by się który jednak ruszył? Grębałowianka nadal miała przewagę, atak za atakiem sunął na bramkę... w stronę bramki Dębskiego. Znaczy, Dąbskiego. Znaczy, w stronę bramki Dąbskiego, bronionej przez Dębskiego. Ufff... - Heeeeeej! - krzyknął nagle trener Grębałowianki - Karny! Panie sędzio! Karny! - NIE BYŁO... - zagrzmiał przez głośniki głos prezesa, a widzowie z wrażenia niemal padli na kolana - Ekhm... nie było karnego! Faul był przed polem karnym, panie trenerze. - dokończył prezes już bez nagłośnienia, budząc powszechne uznanie dla swojego obiektywizmu. Grębałowianka atakowała do końca spotkania, wytrwale choć nieco nieudolnie, Dąbski bronił się dzielnie, ale obraz gry był na tyle sugestywny, że kiedy pod koniec meczu na trybunach zjawił się jakiś spóźniony autochton i zapytał "ile jest?", spojrzałem na kibica obok, kibic spojrzał na mnie i nie bardzo wiedzieliśmy, co odpowiedzieć. - Cztery do zera? - niepewnie zapytał kibic. - E, nie... Trzy do zera... chyba... - odpowiedziałem równie niepewnie i zacząłem rozpaczliwie wertować notatki. - Szanowni państwo, mecz zbliża się ku końcowi - uratował nas głos prezesa - Przypominam, że Grębałowianka prowadzi z Dąbskim Klubem Sportowym dwa do zera. - Tylko? - zdziwiliśmy się. Sędzia zagwizdał, Grębałowianka zasłużenie wygrała z Dąbskim 2:0, ambitni goście zasłużyli na uznanie, tytuł MVP spotkania podzieliłbym między napastnika gospodarzy Marcina Olesia i bramkarza gości Piotra Dębskiego, a na koniec chór miejscowych kibiców uraczył wszystkich pieśnią: "Lidera mamy! Grębałów, lidera mamy!" i nawet nie fałszował za bardzo. Kronika towarzyska odnotowała wizytę na meczu wiceprezesa Małopolskiego OZPN i szefa Kolegium Sędziów Andrzeja Sękowskiego. Miejscowa publiczność zachowała się na poziomie, stwierdzając, że konflikty ogólnopolskie mogą ją pocałować w nos, tu jest Kraków, tu swoich się szanuje. Po powitaniu gościa rozległy się nawet lekkie oklaski, a pieśń o tym, co trzeba zrobić PZPN-owi próbowała rozlec się raz, ale zupełnie się jej to nie udało. Zdjęcia tu: http://tinyurl.com/ykkkljn Od razu w slajdszole, z którego niecierpliwi mogą wyjść naciskająć ESC -- AJK |
|
Data: 2009-12-05 04:00:35 | |
Autor: ligwan | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
Pierwsze pozytywne zaskoczenie spotkało mnie przy bramie. Po wniesieniu A mógłbyś rzucić jakieś zdjęcie tego "pozytywnego zaskoczenia"? :) |
|
Data: 2009-12-05 15:03:13 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
05-12-2009 o godz. 13:00 ligwan napisał:
Pierwsze pozytywne zaskoczenie spotkało mnie przy bramie. Po wniesieniu A mógłbym :-) Postaram się dziś-jutro. Ale raczej jutro. Może zresztą kiedyś zrobię specjalną "podróżową" galerię z biletami. -- AJK |
|
Data: 2009-12-06 15:49:43 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
05-12-2009 o godz. 13:00 ligwan napisał:
Pierwsze pozytywne zaskoczenie spotkało mnie przy bramie. Po wniesieniu Prosz... http://img130.imageshack.us/img130/7477/grebalowiankabilet.jpg Tak, wiem - prościzna, trzy kliparty i drukarka laserowa. A jednak jest na tym bilecie wszystko, co powinno być, oczu kolorami i czcionkami nie wypala itd. No i kiedy sobie przejrzę pamiątkowe bilety z innych meczów, V, IV czy III ligi... No. Takie niedomówienie :-) -- AJK |
|
Data: 2009-12-08 01:55:01 | |
Autor: ligwan | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
On 6 Gru, 15:49, AJK <to-co-w-podpi...@post.pl> wrote:
05-12-2009 o godz. 13:00 ligwan napisał: Jak to mówią, najprostsze rozwiązania są najlepsze :) |
|
Data: 2009-12-08 20:36:14 | |
Autor: luck | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 34 | |
W dniu 2009-12-05 12:30, AJK pisze:
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,[CIACH] Dzięki za recenzje, świetnie się czyta :-) |