Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 35

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 35

Data: 2010-01-09 10:52:34
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 35
Zaprawdę, powiadam Wam, ze istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą, która i
tak nie gra, a reprezentacją, kóra nie gra także, ale są szanse, że może
zagra. 2009.11.08., B-klasa, gr. I
Tramwaj II Kraków - Rybitwy Kraków 1:1

Zaczęło się jak wykład profesora Kulczykowskiego o powstaniu
listopadowym: "Dzień wstawał mglisty i wilgotny. Gdzieniegdzie słychać
było turkot kół po bruku..." W tym miejscu zaczynały się różnice, bo
bruków ci u nas niedostatek, a w 1830 roku pod oknami krzyczeli
podchorążowie, a nie kibice Cracovii, niecenzuralnie dający wyraz
radości po wygranej nad Polonią Warszawa.
Decyzja o wyjściu na mecz była jak zwykle nagła, niespodziewana i została
podjęta między jajecznicą a kawą, ale wybór spotkania tym razem był
oczywisty. Szaro, buro i mży, a na Tramwaju mają przecież krytą trybunę.
W dodatku mecz zapowiada się atrakcyjnie - Tramwaj II podejmuje Rybitwy,
mecz na szczycie I grupy B-klasy, może będzie walka, może będą bramki i
podobno mają być emocje.

MPK przywiozło mnie na Praską jak zwykle szybko, sprawnie, a nawet przed
czasem. Mgła była listopadowa, ale skojarzenia bardziej związane z
powstaniem styczniowym: murawę boiska rozdziobywały kruki i wrony. Z
powodu braków na rynku, w roli kruków wystąpiły nadwiślańskie mewy, a w
roli wron - kawki. Ptactwo szybko zostało przegonione przez
rozgrzewających się zawodników, a ja udałem się do przystadionowego
spożywczego w celu nabycia napoju bąbelkowo-bezalkoholowego oraz
zasięgniecia języka u tubylczych kibiców. Których nie było. Za dziesięć
jedenasta, a tu pustki i w spożywczym, i na trybunach. Ponarzekaliśmy
sobie z panią sprzedającą na ogólne warunki geogospodarcze, upadek
dot-komów i działalność "onych", którzy nic tylko by kradli, panie
szanowny, colę zapakowałem do plecaka i udałem się na trybunę krytą, na
której zasiadała już jedna osoba. Osoba była płci żeńskiej, zakutana
była w kurtkę, kaptur, polar, rękawiczki i wzrok miała wbity w murawę,
po której biegali, rozgrzewający się zawodnicy. Niedziela, godzina
jedenasta, pięć stopni, mgła i mżawka, a tu proszę - kobieta na
trybunach. Do czego zdolny jest człowiek, kiedy się zakocha... Docierali
także następni kibice. Początkowo przeważali goście, ale z każda minutą
tubylców przybywało, z tym, że omijali oni trybunę krytą i woleli stać
przy wejściu na stadion. Trochę to było dziwne, ale z drugiej strony z
krytej do spożywczego trochę daleko.

Mecz zaczął się niemrawo - gospodarze po wykonaniu dwóch podań oddawali
piłkę gościom, goście rewanżowali się tym samym, piłka turlała się w
środku boiska, czasem trafiała na skrzydło, czasem nie trafiała
nigdzie... Bramkarze krzyczeli "Żyjemy!", kibice byli wdzięczni za
wiadomość, bo obserwacja boiska nie dawała takiej pewności, a napastnicy
tęsknie wypatrywali podań. Gra wyglądała jak pogoda, a pogoda nie
wyglądała wcale i nawet Kopca Kościuszki nie było widać. Pierwszy
kwadrans minął w atmosferze przyjaznych pogaduszek między analizującymi
tabelę kibiciami. Drugi kwadrans był lepszy. Niewiele, ale jednak.
Zawodnicy obu drużyn potrafili wymienić już do pięciu celnych podań,
coraz częściej udawało się im przedostać w okolice pola karnego
przeciwnika, a czasem nawet odebrać piłkę bez faulu. To ostatnie nie
miało jednak znaczenia, gdyż arbiter główny funkcjonował tego dnia w
trybie dziwnym, zbliżonym do trybu "shuffle" w odtwarzaczach mp3 - a to
zagwizdał, a to nie zagwizdał, a to pokazał spalonego, a to nie
pokazał...

Początkowo reakcje trybun na decyzje arbitra były typowe: goście
krytykowali decyzje na korzyść gospodarzy, gospodarze krytykowali
decyzje na korzyść gości, dyskusje między zwolennikami Tramwaju II a
kibicami Rybitw były długie, a czasem nawet głośne i kończone
tradycyjnym: "A co mi pan będzie mówił, panie!" Im jednak dalej w mecz,
tym robiło się dziwniej - coraz częściej kibice obu drużyn mieli
pretensje o to samo, nieważne stawało się, kto odniósł korzyść, a kto
nie.
- Jaki pośredni? - emocjonował się kibic gości - Panie sędzio, jak się
daje żółtą za faula, to się nie dyktuje pośredniego!
- A co mi pan tu będzie... - zaczął odruchowo kibic gospodarzy, ale
szybko się zreflektował - Tak jest! Ma rację! Znaczy, ten pan ma! Nie
sędzia!
- Liniowego się pan zapyta! - kontynuował kibic gości - Panie sędziooo!
Jest taki przepis? Powiedz pan głównemu, wytłumacz mu pan!
- Albo nam! - dołączył kolejny - Bo może my jesteśmy ślepi albo może się
nie znamy!
Arbiter główny nie reagował, arbiter boczny chichotał dyskretnie. W
drugiej połowie było jeszcze weselej, bo Ogólnostadionowy Front
Sprzeciwu Wobec Decyzji Arbitra obejmował już nie tylko kibiców, ale
także zawodników obu drużyn. Wszyscy jak jeden mąż tłumaczyli, że
powinien być wolny dla gości, a nie dla gospodarzy, wszyscy zwracali
uwagę, że z autu powinni piłkę wrzucać gospodarze, a nie goście... Nie
pomagało. Sędzia główny miał swój intymny mały świat i gwizdał według
sekretnego algorytmu w sposób kompletnie nieprzewidywalny.

Na razie wciąż jesteśmy w pierwszej połowie, a na boisku wreszcie zaczęło
się dziać. Niby przy piłce dłużej utrzymywał się Tramwaj II, ale to
goście z Rybitw tworzyli coraz groźniejsze sytuacje, atakowali
skrzydłami (zwłaszcza lewym) i parę razy w polu karnym Tramwaju zrobiło
się gorąco. Wreszcie w trzydziestej którejś minucie obrona gospodarzy
zaspała, goście pociągnęli lewym skrzydłem, znakomicie dośrodkowana
piłka trafiła do niepilnowanego napastnika Rybitw, a ten potężnym
strzałem pod poprzeczkę dał swojej drużynie prowadzenie. Oklaski jakie
rozległy się na krytej trybunie były całkowicie zasłużone, a pytanie:
"Gdzie powinna być obrona i dlaczego była gdzie indziej" doczekało się
wielu odpowiedzi, z których żadna nie była cenzuralna.

Reszta pierwszej połowy upłynęła gościom na kontrolowaniu gry,
gospodarzom na próbach opanowania dygotu kolan i chaosu organizacyjnego,
a kibicom na komentowaniu wyglądu arbitra liniowego płci przeciwnej.
Wyjątek stanowili dwaj młodzi kibice Tramwaju, którzy zajmowali się
wspominaniem, kto dał większego czadu na ostatniej imprezie i kto komu
napaskudził na buty. Poza tym zajmowali się pluciem. Wrrróć!... Pluciem
zajmowali się przede wszystkim.

Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza - dużo biegania, dużo prób
grania z klepki, dużo strat, niecelnych podań itd. Przewagę zyskiwali
ambitnie dążący do wyrównania gospodarze, Rybitwy szanowały piłkę, ale
chyba szanowały za bardzo, bo z tego szacunku zapominały o kopaniu jej,
o kopaniu celnym nie wspominając. Obie drużyny przemieszczały się
szybko, podawały z klepki, wchodziły sobie dynamicznie w kostki, nie
można więc powiedzieć, że gra była nudna. Ale monotonna - i owszem. Trzy
podania, strata, trzy podania, strata, cztery podania faul. Około 65-70
minuty gospodarze doszli do wniosku, że skoro goście zdobyli bramkę po
akcji lewą stroną, to oni też spróbują. Jedno podanie, drugie, szybkie
wyjście po skrzydle, dośrodkowanie na ósmy metr, a tam stał napastnik
Tramwaju, który uderzył mocno i było 1:1. Bramkarz Rybitw tylko
odprowadził piłkę wzrokiem.

Tym razem wiwaty rozległy się w okolicach bramy na stadion, gdzie
biwakowali miejscowi, kibice gości oddali się głębokiej analizie
taktycznej i szukaniu winnego, a na boisku znowu powiało monotonią.
Drużyny Tramwaju i Rybitw nie mogły się zdecydować, czy remis je
urządza, czy może lepiej zaryzykować i powalczyć o trzy punkty, więc
bezproduktywnie sobie biegały, mgła nie chciała się rozwiać, sędzia
gwizdał sobie a muzom, a jedynym emocjonującym momentem było pojawienie
się nad boiskiem Obiektu Latającego Zidentyfikowanego jako...
gigantyczna bańka mydlana. Bańka przyleciała nie wiadomo skąd, chyba ze
wschodu, przefrunęła nad połową boiska, wzbudziła entuzjazm na trybunach
i rozpękła się w okolicy linii środkowej.

Do końca spotkania został kwadrans, co bardziej niecierpliwi kibice
zaczęli opuszczać stadion, a ja coraz częściej opuszczałem obiektyw
aparatu. Aż tu nagle... jedna akcja, kontra, druga akcja, kontra,
rekontra, re-rekontra, strzał, parada, rzut rożny, rzut rożny, rzut
rożny i rzut rożny. Oraz rzut rożny. W oba zespoły jakby coś wstąpiło -
wrzuciły piąty bieg i zafundowały widzom taką końcówkę, że proszę
siadać. A raczej proszę wstawać, bo niewielu kibiców zdołało wysiedzieć
spokojnie. Nawet młodzi tubylcy przestali pluć! Zdecydowaną przewagę
zdobyły Rybitwy - goście wykonali kilkanaście rzutów rożnych, dwukrotnie
mieli stuprocentowe okazje na zdobycie prowadzenia, ale raz świetnie
spisał się bramkarz Tramwaju, a chwilę potem po strzale z ostrego kąta
piłkę tuż przed linią bramkową zatrzymał obrońca. Tramwaj bronił się
dzielnie, a kiedy się dało - wyprowadzał szybkie kontry i w dodatku
potrafił zakończyć je strzałem. Warto było trochę zmarznąć i trochę się
wynudzić, żeby obejrzeć ostatnie 15 minut, pasujące do zdecydowanie
wyższej ligi niż klasa B. Wreszcie były emocje, wreszcie były celne
podania, okazje, strzały i kontuzja bardzo wrażliwej części ciała
obrońcy Tramwaju.
- Nożżż, nie można było tak od razu? - krzyczał parujący adrenaliną
kibic.
- Daj spokój, Władziu - uspokajał go drugi - Jakby po sobocie zaczęli w
takim tempie, to by tu umarli po dwudziestu minutach. Ciesz się, że choć
na deser im pary wystarczyło.
- Aaaaa, co ty robisz, patologu jeden!? - darł się sympatyk miejscowych
do swojego zawodnika, który podawał, zamiast strzelać.
Nawet mgła zainteresowała się meczem i żeby lepiej widzieć, zaczęła się
podnosić.
Niestety, w tym momencie sędzia odgwizdał koniec meczu.

Po zaciętym, ale średnim spotkaniu i końcówce emocjonującej jak mecz
Ruchu Chorzów z Jagiellonią, Tramwaj II Kraków zremisował z Rybitwami
1:1, a skorzystała na tym Iskra Radwanowice, która rozdeptawszy TS
Węgrzce 6:1 zasiadła na fotelu wicelidera (a może nie tylko wice -
zależy jak liczyć) I grupy krakowskiej klasy B.

Zdjęcia tu:
http://tinyurl.com/ygyas9p
Jak zwykle w slajdszole, z którego można wyjść, naciskając ESC I tak, tak
właśnie było w owo niedzielne południe: szaro, buro, ponuro, mgliście i
bardzo ciemno. Złota polska jesień mać.

--
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 35

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona