Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 37

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 37

Data: 2010-05-20 13:43:10
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 37
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą, która
nie gra i I ligą, która też nie gra, bo uczy się pływać i chyba jest
gupia, bo tonie. Jest za to - również zaprawdę - skleroza, która o
podróży przedwielkanocnej przypomniała sobie w połowie maja. No, ale
dobrze, że w ogóle.   2010.04.03. A-klasa, gr. II
KKS Prokocim Kraków - Kaszowianka Kaszów 3:2

"Iść, nie iść, iść, nie iść, kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba,
maczetą wymachuje..."- takie oto myśli kotłowały mi się pod czaszką w
sobotni poranek. Bieżanów i Prokocim leżą blisko siebie, licho wie, czy
niedawne wydarzenia na boisku Bieżanowianki to wyjątek, czy może
początek jakiejś regionalnej reguły? Trudno - niebezpieczeństwa są po
to, by stawiać im czoła, a poza tym oczy dookoła głowy, mięśnie napięte
i dobrze wybrane miejsce obserwacji. Czyli takie, z którego szybko można
zacząć strategiczny odwrót.

Boisko KKS Prokocim położone jest bardzo malowniczo - w centrum Parku im.
Anny i Erazma Jerzmanowskich. Zielono, szumiąco, tu drzewko, tam
drzewko, tu huśtawka, tam pomnik fundatora, tam kościół pw. św Mikołaja
z Tolentino, przyciągający w Wielką Sobotę tłumy obywateli z
koszyczkami. Tereny między parkiem a ulicą Wielicką pomińmy milczenie
oraz nadzieją, że podobieństwo do gruntów pod Gettysburgiem jest czysto
przypadkowe i niedługo ktoś to posprząta.

W kwestii biletów KKS Prokocim wzoruje się na Canal +. Niedawno Janusz
Basałaj wspominał, jak to pierwszy mecz transmitowany przez jego byłą
stację, dla zachęty zaczynał się w paśmie odkodowanym, by po kwadransie
zamienić się w stado pikseli i "chcesz oglądać - kup dekoder". Mecz KKS
Prokocim z Kaszowianką nie został zakodowany, ale po kwadransie pojawił
się obywatel z pudełkiem i zaczął inkasować po piątce. O bilecie nie
napiszę wiele, bo nie ma o czym pisać. Druczek, pół pieczątki, a
perforacja to trudne słowo, więc wydzieramy na ukos.

Spóźniłem się niewiele - dwie-trzy minuty. Sądząc po dyskusjach kibiców,
działo się w tym czasie sporo: sektor gości gorączkował się, że "takie
rzeczy trzeba strzelać!", a kibice gospodarzy byli zdania, że "ładny był
ten lobik i mogliśmy prowadzić, ale zadzwonię w przerwie, bo coś słabo
słychać".
Rozejrzałem się niepewnie... Zagrożenia nie widać, żadnego zamaskowanego
osobnika nie stwierdzono, uzbrojonego także nie, a w razie ataku można
ewakuować się przez ogrodzenie, płotek, bramkę lub tę dziurę w siatce,
przez którą właśnie przeciskał się jakiś zażywny obywatel (co go jednak
nie uchroniło przed uiszczeniem stosownej opłaty). Gospodarze na
czerwono, goście na biało. To ważne rozróżnienie, bo barwy oba kluby
mają podobne i nawet przy herbach można się pomylić.

Grali. Dwa dni wcześniej na Suchych Stawach grał pewien krakowski
ekstraklasowiec, dzień później w Warszawie grał drugi i - pomijając
detale techniczne - myślę, że porównanie wypadłoby jednak na korzyść
grających w Wielką Sobotę drużyn A-klasowych. Oba zespoły atakowały, oba
potrafiły sobie wypracować sytuacje strzeleckie, a kiedy już sobie
wypracowały, potrafiły zakończyć je strzałem. W przeciwieństwie do
ekstraklasowców - często był to strzał celny. Fauli było mało, słońce
świeciło, a oldboje Prokocimia dyskutowali o rozgrywkach, z których
podobno wycofała się Garbarnia.
- Przecież oni mogliby mieć taką pakę... - zazdrościł ktoś.
- Ważne, że teraz wszystko jasne i karty porozdawane! - entuzjazmował się
ktoś drugi - Wieczysta, Clepardia i my!
- Karny! - krzyknął trzeci oldboj - Karny jak drut! Jak mur-beton! Sędzia
nie odgwizdał.
- Niebiesko-biało-czerwona! - krzyczał kibic gości.
- Niebiesko-biało-czerwony! - krzyczał kibic gospodarzy.

Reszta pierwszej połowy upłynęła na rozmowach, opalaniu i zastanawianiu
się, co sędzia gwizdnął w 34 minucie, bo to na pewno nie był spalony.
Kiedy wszyscy spodziewali się gwizdka kończącego pierwszą połowę,
publiczność znowu krzyknęła "Karny!", a sędzia wskazał na jedenasty
metr. Akcja Prokocimia była dynamiczna, napastnik wpadł w pole karne,
próbował minąć bramkarza i po chwili... leżał na ziemi trzymając się za
potylicę, podczas gdy zawodnicy Kaszowianki krzyczeli: "Nic nie było!",
zawodnicy Prokocimia krzyczeli "I kartkę mu jeszcze!", kibic gospodarzy
krzyczał: "A wiecie, co zadecydowało? Mój krzyk! To dzięki mnie ten
karny!", a kibic gości krzyczał do sędziego: "Nie drukuj im meczu,
proszę cię! święta są!".
Gospodarze pewnie zamienili rzut karny na bramkę i zabrali prowadzenie do
szatni.

W przerwie miejscowi oldboje wspominali czasy, gdy "mieliśmy, rozumisz,
grać z Kalwarianką i na treningu to nas było tylu, że kartkę trzeba było
odwracać, trzydziestu czterech, rozumisz, biegało! Ale jak przyszło do
wyjazdu to nas było, rozumisz, tylko czterech". Słońce świeciło,
okoliczna dziatwa zapychała z koszyczkami do święcenia, ani śladu
niebezpieczeństwa, żadnego błysku maczety. No, sielanka po prostu.

Druga połowa zaczęła się najsmaczniej, jak tylko mogła: Kaszowianka
ruszyła do ataku, wywalczyła rzut rożny, po którym zawodnik gości huknął
z woleja, bramkarz Prokocimia wygiął się w imponujący łuk, ale nie
sięgnął piłki i było 1:1.
- Niebieskaaaaaaa! - krzyczał radośnie kibic Kaszowianki, która akurat
była biała, ale rozumiem, że z radości kolory mogą się trochę pomylić.
Jeszcze echo tego okrzyku snuło się między drzewami, a gospodarze
odzyskali prowadzenie. Napastnik Prokocimia minął jednego obrońcę
Kaszowianki, wjechał w pole karne, minął drugiego i strzelił. Piłkę
odbił jeszcze bramkarz gości i nie wiadomo co by było, gdyby nie
asekurujący cała akcję pomocnik Prokocimia, który dobił piłkę do pustej
bramki. Arbiter po krótkich konsultacjach z liniowym wskazał na środek
boiska. 2:1.
- To jest... to jest ten... ten... to... co to jest?! - krzyczał zupełnie
zdezorientowany kibic Kaszowianki, podczas gdy miejscowi kibice padali
sobie w objęcia i wydawali tryumfalne dźwięki przy pomocy drewnianej
terkotki.

Prokocim próbował "pójść za ciosem", Kaszowianka usiłowała ochłonąć,
akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą i kiedy wydawało się,
że trzecia bramka dla KKS Prokocim jest tylko kwestią czasu, kontra
gości została przerwana faulem na trzydziestym metrze. Zawodnik
Kaszowianki wykonał rzut wolny precyzyjnie niczym Semir Stilić, a źle
ustawiony bramkarz Prokocimia patrzył jak piłka przelatuje nad jego
dłońmi i ocierając się o poprzeczkę wpada do bramki. 2:2.
Sektor gości zaczął wydawać radosne odgłosy, a kibice Prokocimia starali
się trzymać fason.
- Ciekawe, czy Cabaj by to obronił? - zastanawiał się jeden z oldbojów.
- Nie, tego też by nie obronił - wyjaśnił drugi, po czym cała grupka
oddała się rozważaniom na temat Marcina Cabaja, Mariusza Pawełka i
innych zdolnych (do wszystkiego) bramkarzy.

Kaszowianka i Prokocim walczyły nadal. Żadne tam święta, żadne "rodzina
przyjeżdża, więc trzeba wyglądać i co by żona powiedziała o utykaniu czy
podbitym oku". Akcja za akcję, strzał za strzał i raz bramarz
Kaszowianki dawał nura w gąszcz nóg na swoim polu bramkowym, a innym
razem bramkarz Prokocimia ostatniej chwili wybijał piłkę, która już
niemal była w siatce. Kolejna akcja i piłka o pół metra mija słupek,
następna - i bramkarz Kaszowianki przenosi piłkę nad porzeczką, jeszcze
jedna - i żółta kartka. Działo się tak wiele, że zapomniałem o obawach
związanych z "nieznanymi sprawcami" i przestałem obserwować okolicę. I
kolejny strzał, i następny, i następny...
- Uważajcie na kartki! - krzyczano z obu ławek, bo zawodnicy coraz
częściej faulowali, a sędzia coraz częściej sięgał po żółty kartonik.
- A tam, kartki!... Na nogi uważajcie! - podpowiadał bardzo rozsądnie
kibic Prokocimia.

Gdy niemal upłynął czas doliczony przez sędziego do drugiej połowy,
zawodnicy gospodarzy rzucili się do jeszcze jednego rozpaczliwego ataku.
Obrona Kaszowianki zaspała, w polu bramkowym znalazło się dwóch
zawodników Prokocimia, strzał napastnika trafił w obrońcę, napastnik nie
zdążył z dobitką, próbujący interweniować obrońca kompletnie zablokował
bramkarza, z czego skorzystał drugi gracz miejscowych i z trzech metrów
zapakował piłkę do siatki. Piłkarze Prokocimia wyskoczyli w górę, kibice
eksplodowali entuzjazmem i terkotem, a kibiców gości zamurowało z
rozpaczy. Kaszowianka jeszcze próbowała, jeszcze zdążyła strzelić na
bramkę Prokocimia, ale bramkarz był na posterunku, a sędzia odgwizdał
koniec spotkania.
Po pełnym emocji meczu KKS Prokocim pokonał Kaszowiankę Kaszów 3:2.

Nieznani sprawcy dopadli mnie w drodze powrotnej. Było ich dwóch, w wieku
mocno przedszkolnym, śmiali się perliście i chyba trenowali przed
nadchodzącym Dyngusem. Szybkość, proszę wycieczki. Szybkość i opracowane
trasy strategiczego odwrotu to podstawa!

Zdjęcia tutaj:
http://tinyurl.com/2w2pxoj
Oczywiście, w slajdszole, z którego - jeśli komuś się zbyt długo ładuje -
wychodzimy przy pomocy klawisza "escape", co jest logiczne :-)
--
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 37

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona