Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45

Data: 2011-03-08 12:38:02
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą, a
nawet poza pierwszą ligą, o której jeszcze w tym tygodniu, ale na razie
załatwmy ostatnie zaległości jesienne.  2010.11.06. Małopolska Liga Juniorów
Krakus Nowa Huta - Okocimski Brzesko 1:0

Dawno, dawno temu, kiedy na boiskach nie leżał jeszcze śnieg, wybrałem
się do Nowej Huty na mecz Małopolskiej Ligi Juniorów. Decyzję jak
zwykle podjąłem w ostatniej chwili, pakowałem się więc trochę
chaotycznie i więcej uwagi poświęciłem sprawdzaniu karty i
akumulatorków w aparacie niż prognozie pogody. "Słońce świeci, wiatru
nie ma, piętnaście stopni, cieplutko, a za dwie godziny będę z
powrotem" - pomyślałem, zbiegając do samochodu, żegnany złośliwym
chichotem wiszącej na wieszaku bluzy polarowej. Dojazd na obiekty Krakusa prosty jest jak barszcz z uszkami, a w
sobotnie przedpołudnie jest w dodatku wygodny, bo porządni obywatele
robią wtedy zakupy i nie plączą się pod kołami. "Nobby" mknął
opustoszałymi ulicami (oczywiście, mknął z dozwoloną przepisami
prędkością), do ronda Kocmyrzowskiego, w Bieńczycką, z Bieńczyckiej w
Bulwarową... Słucham?... Tak, zgadza się - tędy jedzie się na obiekty
Wandy, ale jeśli ktoś nie skręci na stadion Wandy, tylko pojedzie
dalej, to kilkaset metrów dalej zobaczy po prawej stronie stadion
Krakusa. Ponieważ po lewej stronie Szanowna Wycieczka widzi Zalew
Nowohucki, trzeba się naprawdę postarać, żeby przegapić.

Wielki pusty parking przy Bulwarowej kusił... Dobra, nie ma co ryzykować
wjazdu w osiedle, parkujemy przy ulicy. Po raz pierwszy pożałowałem tej
decyzji, kiedy okazało się, że bramy na stadion od strony Bulwarowej są
zamknięte na grube łańcuchy i zardzewiałe kłódki, więc żeby dostać się
na stadion trzeba okrążyć cały obiekt, a potem wykonać dwa hycnięcia
przez barierki albo dreptać dalej, bo tam też funkcjonował zestaw
łańcuch-kłódka. Sam obiekt całkiem malowniczy, utrzymany w klimatach środkowego Gomułki
i pamiętający czasy, gdy niemiłościwie panujący wtedy ustrój dręczył
poddanych kulturą fizyczną i sportem. Solidne kamienne trybuny, bieżnia
lekkoatletyczna, sporo miejsca po obu stronach boiska, część
wykorzystana, ale większość marnująca się kompletnie, budynek klubowy
na tyle daleko, że odgłosy meczu nie przeszkadzają pracownikom klubu w
wypełnianiu planów nakreślonych przez kierownictwo. Trybuny co prawda
mocno już pokrzywione, płyty kiwają się pod lada dotknięciem, a i tory
na bieżni sprawiają wrażenie wytyczanych ręcznie (i to raczej przez
kogoś, komu wiek już dłoń rozchwiał i oko osłabił), ale wszyscy wiemy,
jaka jest wolnorynkowa codzienność klubów sportowych. Jeśli jednak ktoś
nie wie, to wyjaśniam, że codzienność owa jest szara, a gdyby nie
kochający sport ludzie, często pracujący w owych klubach za "dziękuję",
to byłaby wręcz sina. Są jednak i kolorowe momenty-elementy. Na przykład niebieskie i żółte
krzesełka na trybunie zachodniej, ułożone w zgrabny sektor... z
wyjątkiem tych dwóch samotnych białych (a właściwie niebieskich) żagli,
które przykręcono ni w pięć ni w dziewięć kilkadziesiąt metrów dalej.
Nie wiem, co to miało być - loża prasowa, loża VIP, ławka kar czy po
prostu zaczęto montaż krzesełek od złej strony, ale przykręcono za
mocno i tak już sobie zostały.

Usiadłem, wyjąłem aparat... i po raz drugi pożałowałem, że nie
sprawdziłem prognozy pogody. Słońce pomachało mi na pożegnanie, a wiatr
podniósł leżące wokół liście i zaczął rozrzucać je po trybunach. Trochę
mną zatelepało i pomyślałem o polarze. Który oczywiście został w domu.
Na szczęście piłkarze wchodzili już na boisko, więc mężnie zacisnąłem
zęby i przypomniałem sobie "Ogniem i mieczem" - Chłodno jest - powiedział pan Wołodyjowski, rozpinając kurtę - Ale się
rozgrzejemy.
- Oby... - pomyślałem, usiłując utrzymać aparat w bezruchu. - Wiiiiiuuuuu! - wyzłośliwiał się zimny wiatr.
- DĘ!DĘ!DĘ!DĘ!DĘ!DĘ!DĘ!DĘ! - Obejrzałem się. Na dachu sąsiedniego
budynku stał jegomość z młotkiem i z entuzjazmem grzmocił nim w blachę.
"Młynowy?" - zdziwiłem się trochę - "Aaaa, nie. Remont."

Pierwsza połowa... Cóż, odbyła się. Piłkarze dzielnie biegali we
wszystkich kierunkach, ambitnie skakali do główek, a w dziesiątej
minucie Krakus mógł nawet zdobyć bramkę, bo lewoskrzydłowy przedarł się
w pole karne, wyciągnął bramkarza, położył go i podał piłkę na drugi
metr. Niestety na drugim metrze nie było nikogo. Na piątym też nie
było. Na dziesiątym także nie. Po pół godzinie gry widzowie zostali
nagrodzeni widokiem piłki odbijającej się od poprzeczki bramki
Okocimskiego, a tuż przed końcem pierwszej połowy goście dwukrotnie
strzelili nad poprzeczką bramki Krakusa, z czego raz niecelnie, a raz
bardzo niecelnie. I to właściwie wszystko.

Wiało coraz mocniej. Po raz drugi pożałowałem, że zaparkowałem tak
daleko - we wnętrzu "Nobby'ego" byłoby na pewno cieplej, ale zanim
okrążę stadion skończy się przerwa, a zanim wrócę - skończy się druga
połowa. Szczękając zębami postanowiłem wytrwać, a dla odwrócenia uwagi
zacząłem snuć marzenia o trybunach samochodowych, na które można byłoby
sobie wjechać i obejrzeć mecz bez wychodzenia z ciepłego wnętrza. Nawet
nie musiałyby być duże, przecież jest nas... dwa, cztery...
dziesięcioro. Wystarczyłby niewielki pagórek.

Publiczność otulała się kurtkami i szalikami, wiatr był coraz
zimniejszy, a nad Nową Hutę nadciągnęły chmury w kolorze ciemnego
ołowiu i zacząłem się bać, że jeszcze przed końcem spotkania zaliczymy
pierwsze opady śniegu. Skrzypek na dachu zamienił młotek na wiertarę i
przepłoszył okoliczne ptactwo oraz kibiców zajmujących trybunę
zachodnią. Żeby być precyzyjnym: troje kibiców. Wliczając niżej
podpisanego.

Druga połowa toczyła się w szybszym tempie, a z minuty na minutę
przewagę zyskiwali gospodarze. O tyle było to dziwne, że grali pod dość
mocny wiatr, co pozbawiło ich możliwości gry długimi podaniami. Goście
- i owszem - grali długimi podaniami, ale na skutek wspomnianego wiatru
najczęściej były to "za-długie podania".
- ...jcie do... lery! ...ak można ...ać! Krycie! ...suń!! - krzyczał
trener gości, a wiatr usiłował wepchnąć mu wykrzykiwane słowa do
żołądka.
- ...daj!... odaj! - krzyczał zawodnik gospodarzy, podczas gdy jego
kolega próbował oddychać. Ponieważ jednak biegł pod wiatr to wdechy
robił konkursowo, ale z wydechem miał olbrzymie problemy.
- ...! ...! ...? - Kibic z parasolem powiedział do mnie coś zabawnego.
Stał pod wiatr, więc nic nie usłyszałem, a że zabawnego, poznałem po
uśmiechu mówiącego i kibiców stojących za nim.
- Tatatatak, jak najbababardziej! - zadzwoniłem uprzejmie uzębieniem. W
powietrzu pętliły się dziwne dźwięki - ni to klarnet, ni to saksofon,
ni to pomnik Hasiora ku czci utrwalaczy władzy ludowej na Podhalu.
Trochę piszczało, trochę wyło, a momentami nawet zgrzytało. Przez
moment podejrzewałem, że to pan remontowy zamienił wiertarkę na piłę
dwuręczną i wygrywa na niej serenady, ale okazało się, że pan remontowy
ma przerwę na drugie śniadanie i właśnie schodzi z dachu po drabinie. Piszczało i zgrzytało, a Krakus atakował coraz składniej. Ławka
rezerwowych odrzuciła koce i dopingowała kolegów, a trener gospodarzy
przestał nawet udzielać porad, widząc, że jego zawodnicy złapali
właściwy rytm. Krakus coraz częściej przedostawał się w pole karne
Okocimskiego, bramkarz gości coraz częściej musiał rzucać się po piłkę
(w pierwszej połowie wystarczyło, że wyciągnął ręce, a i to niezbyt
szybko). W 65 minucie bramkarz Okocimskiego miał sporo szczęścia -
sparował ostry strzał w górę i niewiele brakowało, żeby piłka wpadła do
bramki. Kilka minut już tego szczęścia nie miał. Po rzucie rożnym piłka
uderzyła w nogę jednego obrońców i wpadła do siatki, pechowy obrońca
wpadł w rozpacz, bramkarz wpadł na słupek, a trener Okocimskiego wpadł
w złość.
- Klask! - kibic miejscowych zareagował entuzjastycznie.
- Klask! - do owacji dołączył jeden z zawodników rezerwowych.
- Klask! Klask! Klask! - trener gości usiłował nakłonić swoich graczy do
ambitniejszej gry i odrabiania strat.
- WZIĘĘĘĘĘDąąąąDąąąDąąąŁEEEEEE... - od strony budynku za trybuną
zachodnią nadal niosły się niezidentyfikowane dźwięki, utrzymane w
klimatach ambientalno-depresyjnych. - Wiiiiiuuuuu! - wiatr dawał do zrozumienia, że zima blisko. Słońce
wyjrzało na moment zza chmur, westchnęło ciężko i schowało się z
powrotem. Krakus nadal atakował. Bramkarz Okocimskiego zwijał się jak w ukropie i
parę razy interweniował bardzo malowniczo, a ja usiłowałem drżącymi
(czasem z emocji, ale częściej z zimna) rękami i równie drżącym w nich
aparatem uchwycić "orła cień". Okocimski próbował wyrównać, ale były to
próby nieśmiałe, niedokładne i chyba tylko raz bramkarz gospodarzy miał
okazję złapać piłkę, choć nawet w tym przypadku nie można mówić o
wysiłku, bo piłka leciała wprost w niego. Wreszcie arbiter główny
odgwizdał koniec spotkania, a ja mogłem popędzić na parking i ogrzać
się w przytulnym wnętrzu "Nobby'ego". Kiedy pędziłem, słońce znowu
wyjrzało zza chmur i oświeciło mnie w kwestii tajemniczych dźwięków. To
nie żadne dusze potępione, ani syreny zamieszkujące Zalew Nowohucki -
budynek za trybuną zachodnią to przecież Teatr "Łaźnia Nowa", więc
pewnie przy okazji meczu załapałem się na odgłosy próby jakiegoś
koncertu lub spektaklu.

W meczu Małopolskiej Ligi Juniorów, który trudno nazwać spektaklem, a
tym bardziej koncertem, Krakus Nowa Huta pokonał Okocimskiego Brzesko
1:0.

Zdjęcia tu:
http://tinyurl.com/688fyb3
Jak zwykle w slajdszole, jak zwykle  - jeśli ktoś chce, to wychodzi
przez "x" na dole ekranu, a jakość zdjęć ściśle związana jest z
warunkami atmosferzycznymi (czytaj: kiedy tak piździ i się człowiek cały
telepie z zimna, to naprawdę ciężko utrzymać aparat :-))
 --
AJK

Data: 2011-03-11 02:26:35
Autor: Fedor
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45
On 08.03.2011 12:38, AJK wrote:
- ...jcie do... lery! ...ak można ...ać! Krycie! ...suń!! - krzyczał
trener gości, a wiatr usiłował wepchnąć mu wykrzykiwane słowa do
żołądka.
- ...daj!... odaj! - krzyczał zawodnik gospodarzy, podczas gdy jego
kolega próbował oddychać.

Ja bym za to im dal zakaz stadionowy i decyzja Komisji Ligi powinni stracic uprawnienia trenerskie i pilkarskie.

Data: 2011-03-11 11:54:18
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45
11-03-2011, 02:26, Fedor napisał:

- ...jcie do... lery! ...ak można ...ać! Krycie! ...suń!! - krzyczał
trener gości, a wiatr usiłował wepchnąć mu wykrzykiwane słowa do
żołądka.
- ...daj!... odaj! - krzyczał zawodnik gospodarzy, podczas gdy jego
kolega próbował oddychać.

Ja bym za to im dal zakaz stadionowy i decyzja Komisji Ligi powinni
stracic uprawnienia trenerskie i pilkarskie.

A nie wystarczy opluć? ;-)

--
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 45

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona