Data: 2011-06-03 22:17:55 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 46 | |
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,
reprezentacją i PSE/FIFĄ 2011.04.23, B-klasa, gr. I Bronowicki Kraków - Błyskawica Wyciąże Co robi mężczyzna w przedświąteczną sobotę? Porządny mężczyzna pomaga w domu w przedświątecznych przygotowaniach, porządkach i tarciu chrzanu. Prawdziwy mężczyzna... pomaga w domu w przedświątecznych przygotowaniach, porządkach i tarciu chrzanu i jest tak znakomicie zorganizowany, że znajduje jeszcze czas, żeby wyskoczyć na mecz. Boisko Bronowickiego leży niedaleko, logiczne więc, że długo czekało, żebym wreszcie się wybrał. "20 minut rowerem, 5 minut samochodem - w każdej chwili mogę, kiedy tylko mi się zachce..." - naczelna mantra każdego krakowianina, przegapiającego mecze, wystawy, koncerty i inne atrakcje tubylczo-turystyczne. Rzeczywiście niedaleko, choć remont Ronda Ofiar Katynia trochę utrudnia dojazd. Gdyby ktoś się wybierał - polecam suchy, słoneczny dzień. Dojazdowa dróżka sprawia wrażenie, jakby w czasie deszczu zamieniała się w głodnego bloba i zjadała wszystko, co cięższe od przeciętnego kibica. Sam obiekt bardzo malowniczy - położony wśród drzew, krzewów i traw, choć głównie wśród drzew, wyposażony jest w dwie ławki rezerwowych, barak przebieralny i piętrową trybunę, na którą łatwo się wspiąć, a czasem nawet można znaleźć dechę, na której można usiąść. Boisko w stanie bardzo przyzwoitym, jak na B-klasę, a czym było to wielkie brązowe coś na połowie północnej... Z daleka wyglądało, jakby dziurę w boisku załatano śpiącym niedźwiedziem brunatnym, ale wolałem nie sprawdzać, bo może to jednak nie był niedźwiedź? Słońce świeciło, wiał leciutki wiosenny wiaterek, humory wszystkim dopisywały. - Stówę za możliwość publikacji tego zdjęcia! - krzyknął zawodnik Błyskawicy, prezentując efektowny mięsień podprzeponowy. - Zniżka dla młodzieży! - odkrzyknąłem, bo wiem, że w B-klasie nie zarabia się za dużo i stówa mogłaby być dla sportowca sporym wydatkiem, zwłaszcza przed świętami. Zresztą, ja się przekupić nie dam, a jeśli zdjęcie wyszłoby dobre, to opublikowałbym je nawet bez zapłaty. Zaczęło się obiecująco. W trzeciej minucie goście unieśli ręce w górę i wydali tryumfujący okrzyk. Po rzucie wolnym piłka pofrunęła na długi słupek, zakotłowało się, bramkarz Bronowickiego popatrzył znacząco na obrońców, obrońcy popatrzyli znacząco na bramkarza, zawodnik gości popatrzył na piłkę, a piłka jeszcze odbiła się o kogoś/czegoś i spokojnie wpadła do siatki. - Znowu, cholera! - wściekł się jeden z kibiców gospodarzy - Nowa świecka tradycja, że muszą dać se strzelić jak frajerzy! - Pod słońce było... - słusznie zauważył pan Władysław. - Bierzemy gości! - krzyczał trener gości. Błyskawica ruszyła do dalszych ataków i bramkarz Bronowickiego musiał się nieźle gimnastykować w bramce. Kiedy wydawało się, że "już za chwileczkę, już za momencik" padnie drugi gol, gospodarze ruszyli z kontrą, a sędzia odgwizdał rzut wolny na 16 metrze. Piłka kopnięta przez zawodnika Bronowickiego pofrunęła nad murem, wpadła w "okienko", otarła się delikatnie o poprzeczkę i wylądowała w siatce, zaś precyzyjny strzelec wylądował w objęciach kolegów. - Och-żeż... - jęknęli z podziwem kibice gości. - Stadiony świata! - zauważył słusznie pan Władysław. - Panie sędzio, niby goście są przyzwyczajeni do ostrej gry, ale tylko płaczą i płaczą! - wściekał się trener gości, a publiczność usiłowała zrozumieć, czy trenerowi gości chodzi o gości w sensie gości, czy o gości w sensie gospodarzy. Miejscowi kibice dyskutowali o nadchodzącym ślubie jednego z nich i zastanawiali się, czy kuchnię lepiej zrobić w dawnej sypialni, czy może odwrotnie. - Daj mu! Daj mu! - trener gości znowu wszedł na poziom dźwięku typowy dla odrzutowców. I nic dziwnego: kontra jego zespołu wydawała się zabójcza: dwóch na zagubionego bramkarza. Niestety, napastnik w ostatniej chwili podjął najgorszą z możliwych decyzji i skończyło się na niczym. Trener nadawał już na częstotliwości promów kosmicznych - Trzeba mu było dać za pierwszym razem!!! - Nie mogłem mu dać za pierwszym razem! - wrzasnął wściekły na siebie napastnik Błyskawicy. - Tak jest! Nawet nie powinieneś! - przytaknęli szydercy z sektora miejscowych - Najpierw kwiaty! - I kino! Koniecznie do kina! - No i rodziców trzeba poznać! - Szanujmy się, tak? - zakończył ktoś popularnym peszkizmem, a napastnik gości przybrał kolor lekko sinej purpury. Parę minut potem podobny kolor wystąpił na twarze kibiców gości. W 28 minucie zawodnicy Bronowickiego ruszyli do przodu, zostawili z tyłu obrońców, bramkarz Błyskawicy wyszedł na przedpole, żeby skrócić kąt... Nie pomogło - mocno strzelona piłka wpadła do siatki i było 2:1. - @#$%^&*! - irytował się trener Błyskawicy. - Daj macha - poprosił rezerwowy Bronowickkego i pewny, że tego dnia już nie będzie musiał wchodzić na boisko, zaciągnął się niesportowym trybem życia. - Ale podanie było świetne - zauważył słusznie pan Władysław. W przerwie kibice Bronowickiego uznali, że jest po zawodach, trener gości doszedł do wniosku, że "to zupełnie inny mecz niż na Galicji, bo tam stali jak cepy, a tu nas leją", przybywający na boisko kibice przynieśli wiadomość, że w meczu na szczycie Zwierzyniecki wygrał z Dąbskim 7:4, a ja zgrzytnąłem zębami i lampą błyskową, bo myślałem tamtym meczu, ale w końcu wybrałem jak wybrałem. - Trenerze, zaryzykujmy... - prosił gracz Błyskawicy. - Ryzykował będziesz, jak będzie 10 minut do końca - odparł trener gości, budząc niejakie zdziwienie wśród kibiców Bronowickiego, niejaką frustrację wśród swoich zawodników i niejakie brzydkie wyrazy wśród swoich kibiców. Frustracja, zdziwienie i wyrazy szybko zamieniły się miejscami. Ku ogólnemu zdziwieniu drugą połowę trener Błyskawicy zaczął nie na ławce, ale w sektorze kibiców gości, czyli na górce pod krzaczkiem, skąd sfrustrowany nadawał wyrazy w kierunku swoich graczy. - Idziesz! Dobrze! Tędy! Podaj! Do przodu przesuń! Gubią się! Siadać na nich! Asekuruj! Uważajcieboonizarazójdąlewąlewąpójdą! - A nie drzyjże się pan, bo uszy puchną! - zauważył słusznie pan Władysław. - Cicho tam, bo nic nie słychać! - dołączyli inni. - A czego pan słucha? - zdziwił się trener gości - Radia czy ptaszków? - Jezu, Niemcy! - jęknął kibic gości, wskazując obywatela militarnego w hełmie jak z "Czterech pancernych" - Znowu wojna? - Wojna już była - uspokoił go kolega. - Wojna, powiadasz pan, była... - przypomniał mi się Bronisław Pawlik ze skeczu kabaretu "Dudek" - A z kim była? - Z Niemcami - odpowiadał wtedy Jan Kobuszewski - A pan myślał, że z kim? - No, że z Czechosłowacją! - z niezachwianym przekonaniem wyjaśniał Bronisław Pawlik. W międzyczasie sędzia wyjaśnił, czemu nie uznał bramki dla Bronowickiego. Spalony. Ze względu na szczególną brutalność sceny, pominiemy komentarze kibiców. Dziesięć minut później arbiter wskazał jednak na środek boiska - świetne podanie na szósty metr wykorzystał napastnik gospodarzy, a bramkarz tylko odprowadził piłkę wzrokiem i było 3:1. - @#@#$%! - Grzesiek denerwował się słownie jeszcze od czasu spalonego. - Uspokój się, Grzesiek! - uspokajała go partnerka. Grzesiek uspokoił się od razu. Koledzy Grześka się zdziwili. Obywatel w niemieckim hełmie wsiadł na motocykl i odjechał. Błyskawica zmieniła bramkarza. Nie pomogło, bo Bronowicki strzelił kolejną bramkę. Tym razem po akcji prawą stroną, "zawinięciu" obrońcy jednym szybkim zwodem i strzale w długi róg. Błyskawica ambitnie próbowała walczyć, czasem tworzyła sobie okazje, ale zawsze czegoś brakowało: a to zimnej krwi, a to asekuracji... - Myśli jakiejś, myśli im brakuje! - zauważył słusznie pan Władysław. Rezerwowy zawodnik Bronowickiego przygotowywał się do wejścia na boisko. Trzymając w ręku kartkę z informacjami dla liniowego, rozgrzewał się jeszcze, podskakiwał, zginał i wyginał. Wreszcie uznał, że jest gotowy. - E! - krzyknął, machając ręką do arbitra bocznego - Chodź pan! Publiczność zaniemówiła. Jedni ze zgrozy, ale większość ze śmiechu. - To ty musisz podejść do bocznego - zauważył słusznie pan Władysław. Zawodnik trochę się zdziwił, ale podszedł. Kilka chwil później było już 5:1. Bronowicki zaatakował środkiem, piłka powędrowała do strzelca bramek numer jeden, trzy i cztery, ten wbiegł w pole karne, popatrzył, przymierzył pod poprzeczkę... - 5:1! Po meczu - zauważył słusznie pan Władysław. - No to mocie pod to jajeczko - potwierdził z satysfakcją inny kibic Bronowickiego. Sądząc po wieku kibica, nawiązanie do sławnego zdania Mieczysława Gracza nie było przypadkowe. Szły święta. Na remontowanym Rondzie Ofiar Katynia nie było korków. Chrzan czekał. Zdjęcia tu: http://tinyurl.com/3rqngvg -- AJK |
|