Data: 2011-06-20 12:38:34 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 47 | |
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka poza Ekstraklasą, która już
nie gra, a reprezentacją, która gra niewiele. 2011.06.04, VI liga Pogoń Skotniki - Świt Krzeszowice 2:0 - Daleko, daleko, strasznie daleko! - taką zazwyczaj reakcję wywoływał pomysł wybrania się na mecz Pogoni Skotniki - Tu prosto, tam w lewo, potem w prawo, potem w lewo, potem... a dajcież mi święty spokój! Jak będę się chciał kręcić w kółko, to sobie na karuzelę pójdę! Minęło paręnaście strzałów znikąd, doczekaliśmy się obwodnicy, a potem doczekaliśmy także czasów, gdy w weekendy nie było na niej żadnych remontów i remanentów. Dzięki czemu wyjazd do Skotnik przestał być całodniową wyprawą, połączoną z przebijaniem się przez centrum, sześć korków i dwa objazdy, a zamienił się w dwudziestominutową przejażdżkę z prędkością oczywiście jak najbardziej przepisową. Drugi zjazd za Wisłą, potem ulicą Skotnicką prosto jak strzelił, tuż przed wieżą ciśnień w prawo, tuż-tuż za wieżą ciśnień w lewo, stop, koperta, ręczny i jesteśmy. Stadion zadbany, zawartość trawy w boisku utrzymana w przyzwoitej średniej krakowskiej, budynki klubowe bardzo schludne i odmalowane, miejsc sporo, a połowa pod dachem (i to takim porządnie solidnym, a przy wejściu uprzejmy pan sprzedaje bilety. 5 złotych za mecz VI ligi - toż to prawie darmo i jaki krakus przepuściłby taką okazję? Same bilety nie powalają jakością, ot, zwykły wydruk na miękkim papierze, jest data, cena, jest herb klubu i adres strony www. Szkoda, że nie ma informacji o przeciwniku, ale nie bądźmy drobiazgowi - po to bilet ma rewers, żeby kolekcjonerzy wpisali sobie potrzebne dane. "A spiker cedził ostre słowa, od których nagła wzbie..." Ups, przepraszam, to nie ta piosenka. Spiker zachęcał, żeby nie gubić biletów, albowiem w przerwie odbędzie się losowanie atrakcyjnych nagród, zapowiadał także atrakcję w postaci konkursu strzelania w słupki i poprzeczki, a chętni do udziału proszeni są o... Oprawa mikrofonowo-głośnikowa była naprawdę na poziomie. Wszystko było słychać głośno i wyraźnie, sylaby nie gubiły się w zgrzytach i trzaskach, a zgromadzeni widzowie poinformowani zostali o składach obu drużyn, historii i dokonaniach zespołu gości oraz - co pewnie dla miejscowych było najważniejsze - o awansie miejscowych trampkarzy starszychdo II ligi. Mecz Pogoni ze Świtem nie był "meczem na szczycie", ale blisko - Świt czwarty, Pogoń piąta... wszyscy mieli nadzieję, że będzie się działo. I rzeczywiście, działo się. Pierwsze minuty meczu obie drużyny poświęciły na "rozpoznanie walką". Pogoń zaczynała ataki środkiem, potem szybko przerzucała piłkę na skrzydło, dośrodkowywała... i szybko wracała do obrony, bo Świt już szukał długim podaniem swoich napastników. - Dobry jest, dobry, całkiem dobry nawet - podsumowywał kibic gości swoich zawodników. Wszystkich, bo ten komentarz pojawiał się przy dowolnym zagraniu dowolnego piłkarza. To się nazywa akceptacja. - Ale powinien lutnąć. Lutnąć powinien! - dodawał drugi kibic, bo akceptacja akceptacją, ale nie można wszystkiego przyjmować bezkrytycznie. Nasz kibic - nasz pan. W piętnastej minucie napastnik Świtu po ładnym prostopadłym podaniu wyszedł na jedenasty metr, położył bramkarza i lutnął. Obok bramki. Ze względu na wczesną porę i obecność osób nieletnich nie zacytuję komentarzy zrozpaczonych kibiców gości, powiem tylko, że słowa cenzuralne były. Dwa. "Ty" oraz "i". Ale naprawdę trudno się dziwić. Kibice Pogoni odetchnęli z ulgą i gdzieniegdzie zaczął się nawet podnosić nieśmiały doping, ale kiedy tyko się podnosił - natychmiast siadał z powrotem, bo tylne rzędy lamentowały, że im zasłania. Pogoń nadal atakowała skrzydłami, Świt atakował środkiem, a sędzia co chwilę prosił o kolejną piłkę, gdyż ofiarne interwencje obrońców oby drużyn posyłały futbolówki za siatki, płoty i w siną dal. Pół biedy, jeśli piłka lądowała na parkingu, bo obsługa często oddawała ją z radością, że może się przydać drużynie. Ale kiedy piłka wpadała na teren posiadłości za trybuną krytą, nikt po nią nie ruszał - za siatką czekał bowiem na śmiałka widok wyszczerzonych kłów i głuchy warkot, który w przekładzie na polski znaczył: "O, obiadek... No to chodź się przytulić". Przewagę zyskiwał Świt. Bramkarz gospodarzy zwijał się jak w ukropie, a miejscowi kibice mieli coraz bardziej zasępione miny. Nadeszła wreszcie 32 minuta. Świt wykonywał rzut wolny z 30 metrów, mocno podkręconą piłkę w ostatniej chwili wybił bramkarz gospodarzy. Zamieszanie, wolny w drugą stronę... - Dobry jest, dobry, całkiem dobry, bardzo dobry! - cieszył się kibic Świtu. - Ale lutnął, normalnie! - entuzjazmował się kolega. - Wrrrrrrrr! - za ich plecami i za siatką miejscowy cerber trzymał łapę na zdobycznej piłce. - Jeeeeeee! - zerwały się z miejsc sektory gospodarzy, bowiem Pogoń nie cetroliła się z długim wznawianiem gry, tylko raz-dwa przerzuciła akcję pod pole karne Świtu, tam już na piłkę czekał napastnik, a obrońcy gości czekali nie wiadomo na co, lekki zwód, bramkarz w szpagacie i 1:0 dla gospodarzy. - Wrrrrrrrr! - zgrzytnął zębami kibic Świtu, a kudłata bestia za siatką pisnęła cichutko i przestraszona znikęła za krzaczkiem. Dwie minuty później było już 2:0. Świt jeszcze oszołomiony utratą bramki dał się przycisnąć do lin... Zaraz, przecież to piłka nożna, tu lin nie ma... No to do słupków dał się przycisnąć. Po rzucie rożnym dla Pogoni, zawodnik miejscowych pięknie uderzył z ostrego kąta, piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole karne, a tam czekał już Mateusz Dziedzic, któremu nie zostało nic innego, jak wkopać ją do niemal pustej bramki. - Do booooju! Do boooooju! Do boju Skotniki! - śpiewał sektor godspodarzy, zwierz za siatką szczekał radośnie, a kibice Świtu podsumowywali swoją obronę dosadnie i genealogicznie. W przerwie odbył się zapowiadany konkurs strzelania w słupki i poprzeczki. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach - długo żaden z konkursowiczów nie mógł trafić, a spiker informował okrutnie: - O, właśnie zawodnik prawie trafił w okno pani Tereski. Pani Teresko, pani się nie wychyla lepiej! Kiedy widzowie zaczęli się zastanawiać, czy konkurs będzie rozgrywany "do skutku" czyli do jutrzejszego przedpołudnia, zajęczała trafiona piłką poprzeczka, zwycięzca wzniósł ręce w górę i potruchtał po odbiór nagrody, a spiker wyczytywał wyniki loterii fantowej. Numery "...naście" i "...dzieścia" nie wzbudzały emocji, ale kiedy spiker wyczytał numer "pięćset dwadzieścia" widzowie zachichotali złośliwie i wspomnieli coś o propagandzie sukcesu. Na trybunach zasiadało bowiem niewiele ponad 100 osób. Druga połowa toczyła się raczej leniwie. Świt sprawiał wrażenie nieco bezradnego i chyba pogodzonego z porażką, a sposobu na gospodarzy szukał głównie w stałych fragmentach gry, a Pogoń - jak to się zwykle dzieje przy dwubramkowym prowadzeniu - kontrolowała i kontrowała. Po kwadransie sędzia przerwał na chwilę zawody. Na murawie leżał zawodnik gospodarzy Krystian Kamiński i trzymał się za okolice odwrotnej strony medalu... Doraźna pomoc udzielona przez kolegów chyba nie pomogła, bo jęk piłkarza słychać było aż na trybunach. Po chwili zawodnik wstał i próbował kontynuować grę, ale szybko zasygnalizował konieczność zmiany. Po zejściu z boiska położył się za linią boczną i już nie wstał. - Panowie przesuną tego pana - zaordynował arbiter - Za blisko linii leży i jeszcze go ktoś rozdepcze. - Ale on się nie może ruszać! - zaoponowali koledzy. - Dlatego powiedziałem "panowie przesuną" - wyjaśnił arbiter. Rezerwowi gracze Pogoni zajęli się kontuzjowanym kolegą i ostrożnie przenieśli go w bezpieczniejsze miejsce. Pogoń i Świt nadal grały, ale widzowie częściej niż na piłkę zerkali za linię boczną. Było widać, że nie jest dobrze. Krystian Kamiński miał twarz wykrzywioną bólem, wokół zgromadziło się kilkanaście osób, rozmowy telefoniczne sprawiały wrażenie coraz bardziej nerwowych. Po kolejnym kwadransie spiker poprosił wszystkich zawodników o opuszczenie boiska, a publiczność o to, by nie próbowała na boisko wchodzić, bowiem za chwilę wyląduje na nim śmigłowiec ratowniczy. Śmigłowiec rzeczywiście wylądował. Ekipa medyczna zajęła się kontuzjowanym zawodnikiem, a ilość widzów wzrosła o 300% - ogrodzenia obsiedli okoliczni mieszkańcy, przyciągnięci warkotem i widokiem pomarańczowej maszyny. - No ale daj pan spokój, tyle czekać! - żołądkował się jeden z kibiców - Przecież karetka by tu była w pięć minut! - Jasne, jasne - zadrwił inny kibic - A potem gościa z kontuzją kręgosłupa wiozłoby się po krakowskich ulicach. To już lepiej od razu we trzech wskoczyć mu na plecy i krakowiaka z przytupem zatańczyć. Panie, toż tu dziura na dziurze, jeszcze by do Kobierzyńskiej nie dojechali, a jemu by się ten kręgosłup w drzazgi rozleciał. A tak poleci sobie kulturalnie, gładziutko, mięciutko... - Ano w sumie racja, panie... - zgodził się pierwszy kibic - Nowoczesność. Akcja ratownicza przebiegła szybko i sprawnie, kontuzjowanego zawodnika zapakowano na nosze a potem - przy wtórze gromkich oklasków piłkarzy i publiczności - załadowano go do Śmigłowca, zawarczały silnik i maszyna, zatoczywszy kółko nad stadionem, odleciała na północ. Arbiter wznowił mecz. Świt jeszcze czasem próbował zaatakować, ale już z coraz mniejszym przekonaniem, za to kontry Pogoni były coraz groźniejsze i trzykrotnie omal nie zakończyły się bramką dla gospodarzy, ale raz napastnik źle przyjął piłkę, raz po płaskim strzale z ostrego kąta zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, a w najgroźniejszej sytuacji znakomicie interweniował bramkarz gości. Po końcowym gwizdku, tańczący w kółeczku zawodnicy Pogoni odśpiewali: "Dla Kamyka! Dla Kamyka! Sko-tni-ki!", spiker zaprosił wszystkich do przystadionowego pubu, publiczność udała się do budynku klubowego po informacje o stanie zdrowia Krystiana, a przed siatką za trybuną krytą stanął młody człowiek i podrapał się frasobliwie w głowę. - Dobry piesek... - zagaił niepewnie - Dobra psinka, grzeczna... Oddaj piłkę, co? Pogoń Skotniki pokonała Świt Krzeszowice 2:0. PS Na stronie klubowej pojawił się już komunikat o stanie zdrowia Krystiana Kamińskiego. Zawodnik szybko wrócił do domu, przerwa w treningach może potrwać nawet do miesiąca, ale wygląda na to, że wszystko skończy się dobrze. Na wszelki wypadek odradzamy jednak pokrzepiające klepanie piłkarza po plecach i grę w salonowca. Zdjęcia tu: http://tinyurl.com/65d7sfk Jak zwykle w slajdszole i jak zwykle korzystamy z menu na dole albo klawisza ESC. Niestety, tylko część zdjęć, bo mój aparat przestaje dobrze działać, gdy robi się ciemnej. A aparat odwrócił obiektyw i wycedził: - Tak, kuźwa, ja przestaję... No dobra - ja nie wiem, co poustawiać, żeby było wyraźnie i bez ziarna : -) -- AJK |
|