Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49

Data: 2011-09-01 00:26:59
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49
Zaprawdę, powiadam Wam, ze istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,
reprezentacją, a nawet poza Ligą Mistrzów.
Istnieją także opóźnienia i remananty.

2011.06.19. - IV liga
Hutnik Nowa Huta - Wolania Wola Rzędzińska 2:0

Na jednych krakowskich boiskach dopiero trenują przed nowym sezonem, na
innych już grają, pora więc zakończyć remanenty. Na dobry początek
rozgrywek sezonu 2011/2012 - ostatni mecz sezonu poprzedniego.

"Podróże..." już kiedyś gościły na Suchych Stawach - Hutnik pokonał
wtedy w Pucharze Polski Dragona Szczyglice 2:0, ale mecz rozegrano na
bocznym boisku. Dokładniej mówiąc: na tym bardzo bocznym. Na tym
najbardziej bocznym z możliwych. O-o-o, tam... Daleko, prawda? Na
szczęście mecze ligowe Hutnik gra na głównym boisku, więc kiedy tylko
nadarzyła się okazja - osiodłałem N"obby'ego" i ruszyłem dobrze znaną
trasą.

Przy bramie opadły mnie lekkie wątpliwości, bo samo wejście i piękne
okoliczności przyrody wokół wyglądały, jakby od meczów z Monaco nic tu
się nie zmieniło, ale już po chwili przestałem zwracać na to uwagę, bo
zagłębiłem się w lekturze programu meczowego. Tak, tak, proszę
Szanownej Wycieczki - poza naprawdę estetycznym biletem, przy wejściu
można było nabyć prawdziwy program meczowy. Liczyło toto zaledwie osiem
stron, ale zawierało niemal wszystko, co kibicowi potrzebne jest do
szczęścia: składy obu drużyn, wywiady z trenerami i zawodnikami, wyniki
(a nawet krótkie relacje) z ostatnich spotkań, tabelę, terminarz,
wieści z życia klubu. Było co czytać.

Stadion... Cóż, teoretycznie powinien pamiętać stare dobre czasy, ale
wygląda jakby miał spore luki w pamięci. Oraz w ogrodzeniach. Czynne
były tylko dwie trybuny, dostęp do reszty zagrodzony był niezbyt
misterną plątaniną drutów, a maszty oświetleniowe przywiezione z ulicy
Kałuży budziły żywe dyskusje na trybunach.
- Ale patrz... Przecież ten się odchyla.
- Może wiatr?
- Jaki wiatr, kiedy nie wieje? Krzywo stoi!
- Albo masz za słabe szkła, albo piwo było za mocne.
- Ja tam swoje wiem. Przesiadam się.
- Tyy, z Legią dziś gramy?
Rzeczywiście, zawodnicy Wolanii wyszli na boisko w czarnych spodenkach i
białych koszulkach z herbem na piersi. Z daleka - a z nowohuckich
trybun na płytę boiska jest naprawdę daleko - wypisz-wymaluj Legia.
- Legiaaaaaaa Warszawa! - zaczęli kibicować co bardziej weselsi kibice.
- Cece! Cewuka!... - nieśmiało dołączyli inni, ale ponieważ na boisku
pojawili się zawodnicy Hutnika, żarty się skończyły - zaczęły się
brawa.
A potem zaczął się niepokój.
- Wziąłeś parasol?
- A po co parasol, patrz jak ładnie.
- Obejrzyj się.
- Och-żeż... Wzięłaś parasol?
- To ja się pytam, czy wziąłeś!
- Może przejdzie bokiem?
- Tata, chodźmy do domu.
- Poczekaj, jeszcze nawet nie zaczęli grać.
- Ale ja się nudzę.

Początek meczu należał zdecydowanie do Hutnika. Widać było, że goście
występują w mocno osłabionym składzie, gospodarze za to grali
swobodnie, strzelali często (nawet jeśli tylko z dystansu), atmosfera
na trybunach była luźno-wakacyjna... I wtedy lunęło. A kiedy piszę
"lunęło", mam na myśli "lunęło".
- A mówiłam, żeby wziąć parasol! Całe plecy mam mokre!
- Nie krzycz, tylko się przesiadaj!
- Tata, chodźmy do domu, co?
- Jak chcesz iść, kiedy tak leje? Popatrz, jak grają.
- Tata, ale oni nie grają...
Rzeczywiście - sędzia i zawodnicy dali sobie spokój z grą i popędzili do
tunelu, spiker zakomunikował, że przerwa potrwa bulbulbulbulnaście
minut, a kibice stłoczyli się pod daszkiem, na czym skorzystał młyn,
którego liczebność w ciągu minuty wzrosła dwukrotnie. Było ciemno,
zimno i lało strasznie. Na szczęście lało krótko i po paru minutach
piłkarze wrócili na boisko.

Reszta pierwszej połowy upłynęła niemal niezauważalnie. Piłkarze biegali
i starali się sprawiać wrażenie zaangażowanych, "młyn" dostrajał się
wokalnie, dorośli kibice wyżymali przemoknięte okrycia, a młody kibic
był całkowicie odporny na uroki piłki nożnej.
- Tata, chodźmy do domu.
- Ale poczekaj... Patrz, grają teraz, teraz nie można.
- Można. Chodźmy.
- Ale poczekaj, teraz będzie strzelać, widziałeś jak strzelił?
- Widziałem. Chodźmy do domu.
- Ale poczekaj, teraz go sfaulował i go boli.
- Nudne. Chodźmy do domu.
- I WSZYSCY, ALE TYM RAZEM RÓWNO: HUUUUUUUUUUTNIK...- niosło się z
"młyna".

W przerwie meczu zbieracze pamiątek wykupili zawartość klubowego stoiska
z koszulkami i szalikami, a najbardziej przemoknięci kupowali także
klubowe skarpety, zaś zwolennicy futbolowej odmiany kuchni molekularnej
pożarli cały zapas kiełbasek i połowę zapasu keczupu. - Prosimy najmłodszych! - dochodziło z "młyna" - Zapraszamy serdecznie i
dla każdego chętnego mamy flagę!
- O, rany boskie! - pani w błękitnej koszulce w ostatniej chwili
uskoczyła przed tłumem młodszych kibiców, biegnących w stronę "młyna".
Rozdano flagi, wydano instrukcje, sędzia odgwizdał początek drugiej
połowy i się zaczęło. Zadudnił bęben, "młyn" gruchnął pieśnią, młodzi
kibice wspięli się na ogrodzenie i zaczęli wywijać flagami.
- Tata, chodźmy do domu.
- Ale poczekaj, popatrz...
- Nic nie widzę, flagi zasłaniają, chodźmy.
- Ale poczekaj, fajne flagi, prawda?
- Nie! Chodźmy.
- Ale poczekaj...
Większość kibiców była jednak zdania, że flagi są fajne:
- Przynajmniej na coś można popatrzeć. Bo na taką grę się patrzeć nie
da. - zżymał się zażywny emeryt.
- Oleoliiiii! Oleolaaaaa! I tylko Huta, moja dzielnicaaaaaa! - dobiegało
z "młyna", który zsynchronizował się idealnie i teraz próbował
przekazać "pozytywną energię" piłkarzom. Piłkarze jednak nie
"zareagowali pozitiwnie" - mecz nadal był bezbarwny, bezpłciowy i
"toczył się w wolnym tempie", jak mówią komentatorzy, gdy mecz się nie
toczy, tylko pełza.
- Oleoliiiii! Oleolaaaaa! I tylko Hutnik, moja drużynaaaaaa! - "młyn"
się nie poddawał. Młodzież uzbrojona we flagi doszła do wniosku, że
zwisanie z ogrodzenia jest średnio wygodne i bardzo ryzykowne,
przelazła więc przez ogrodzenie i wiuwała flagami z bieżni. Znaczy, z
tego, co kiedyś bieżnią było. "Młyn" był coraz głośniejszy, zaś
bębnista w typie Ringo Starra, dawał z siebie wszystko, a nawet jeszcze
więcej.
- Ten mecz musimy wygrać! - krzyknął "młynowy"
- Wygramy! Wygramy! Wygramy! - odkrzyknął "młyn".
- ...MY! - zagrzmiało echo, odbite od klubowych budynków.
- Wygramy! Wygramy! Wygramy! - ponowił "młyn".
- ...MY! - echo zagrzmiało ponownie.
"Młynowi" się spodobało. Bardzo. Do dalszej części przyśpiewki wrócono
dopiero po osiemnastym "...MY!"
Trybuny żyły, trybuny się bawiły, a mecz zbliżał się ku końcowi. Hutnik
rządził na boisku atakować, Wolania próbowała kontrować, a tata
sceptycznego młodzieńca odpierał kolejne "Tata, chodźmy do domu". Tata
był skuteczniejszy.

W 80 minucie obrońcami Wolanii zakręcił Białkowski, w polu karnym
zrobiło się lekkie zamieszanie, z którego skorzystał Adrian Jurkowski -
efektownym wygibasem z dystansu pokonał bramkarza Wolanii i Hutnik
prowadził 1:0.
- Tata, chodźmy już!
- Dobrze, synku - tata udał kapitulację - Umawiamy się, że jeszcze tylko
10 minut, dobrze?
Synek dał się podejść i zgodził się na warunki ojca. "Młyn" falował i
śpiewał, flagi wiuwały, a z serca trenera Przytuły spadł kamień
wielkości Walcowni, albowiem...
- Jeeeeeeeest! - wrzasnęła publiczność, gdy w 90 minucie bramkarz
Wolanii źle interweniował, a do turlającej się na drugim metrze piłki
dobiegł Radosław Jarosz i ustalił wynik meczu na 2:0.

- No to chodźmy, synku - powiedział tata.
- Ale poczekaj, tata! Pan mówi, żeby nie wychodzić! - zaoponował
potomek.
Rzeczywiście, spiker apelował, żeby jeszcze chwilkę się wstrzymać z
opuszczaniem stadionu, a piłkarze i sztab szkoleniowy Hutnika podeszli
do trybuny, żeby podziękować za doping. Trener Przytuła przy pomocy
mikrofonu wyrażał wdzięczność, "młyn" przy pomocy flag i okrzyków
wyrażał entuzjazm i poparcie, kibice i piłkarze przybijali "piątki"...
- BYŁ! BĘDZIE! JEST! HUTNIK HKS! - gruchnęło ze wszystkich gardeł.
- Chodźmy już - tata pociągnął dziecko z rękaw.
- Ale poczekaj, tata! - opędzał się maluch - Był! Będzie Jest!...
- No, chodź...
- Ale poczekaj...


Zdjęcia tu: http://tinyurl.com/3f3s549

--
AJK

Data: 2011-09-01 19:05:19
Autor: danpe_
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49
W dniu 01.09.2011 00:26, AJK pisze:

- Ale poczekaj, tata! - opędzał się maluch - Był! Będzie Jest!...

No wlasnie.
To jednak nie upadl? Stac ich na gre na glownym boisku?
Bo mieli nie wystartowac. Cza bedzie ruszyc dupe kiedys na mecz.
Maja jakas strone z terminarzem? Nawet nie wiem jak ich szukac, Hutnik, Nowy Hutnik? Stowarzyszenie jakies?


Ciekawe, czy jak przyleze w czapce Wandy Speed(?)way to sie kapna, czy uda mi sie wtopic w ekhm...tlum.




--
Pozdrawiam
danpe_
gg:827748

Data: 2011-09-02 00:34:03
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49
01-09-2011, 19:05, danpe_ napisał:

No wlasnie.
To jednak nie upadl? Stac ich na gre na glownym boisku?
Bo mieli nie wystartowac. Cza bedzie ruszyc dupe kiedys na mecz.
Maja jakas strone z terminarzem? Nawet nie wiem jak ich szukac, Hutnik, Nowy Hutnik? Stowarzyszenie jakies?

Nie upadł. Stowarzyszenie. Na razie ich jeszcze stać, choć boje z
"Siemachą" były ciężkie i parę razy groziło, że się rozmowy skończą
obustronnym "Kozakiewiczem", a Hutnik bęzie grał nie wiaodmo gdzie.  A znaleźć ich naprawdę łatwo:
http://www.hutnik.org/php-files/news.php
Plus meczowa rozpiska sezonu na FUtbol-Małopolska albo na Sportowym
Tempie.


Ciekawe, czy jak przyleze w czapce Wandy Speed(?)way to sie kapna, czy uda mi sie wtopic w ekhm...tlum.

Tłum, tłum - dwie ligi niżej niż Garbarnia, a kibiców jednak więcej
widziałem na Hutniku. --
AJK

Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 49

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona