Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.13

Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.13

Data: 2014-10-16 08:11:32
Autor: mkarwan
Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.13
Trudno dziś orzec, na ile postać Maksymiliana Horwitza przyczyniła się do
powstania polskiego stereotypu żydokomuny.
Wydaje się, że w tym wypadku zdecydowanie większe znaczenie miał rok 1905, w
którym przez polskie ziemie przetoczyła się fala strajków i demonstracji
ukazujących narodowy i społeczny zasięg popularności socjalistycznych idei.
Oto jak rok ów zapisał się w pamięci żydowskiej:
W październiku 1905 roku na wiadomość o strajku w Moskwie i Petersburgu
wybuchł w całym Królestwie strajk powszechny. [...]
Mania Beylin [z rodziny Horwitzów tak] opisała ten dzień:
"Było jak na te porę roku wyjątkowo ciepło i pogodnie.
Po południu do otwartych okien ich mieszkania zaczął dobiegać coraz
głośniejszy gwar i śpiew dużej gromady ludzi.
Zaniepokojeni domownicy wybiegli na balkon.
Zobaczyli pochód maszerujących demonstrantów.
Szary i czarny tłum.
Mężczyźni w robociarskich kaszkietach, kobiety w chustach, studenci i
gimnazjaliści w obowiązujących mundurach nieśli czerwone chorągwie i
śpiewali "Warszawiankę".

Dzień ten jako radosny i promienny, pełen nadziei mimo tragicznego
zakończenia opisała moja babka w opowiadaniu pod tytułem "Stacho".
"Ludzie rzucili nagle wszystkie swoje zajęcia i sprawy dnia powszedniego i
wybiegli tłumnie na ulicę...
To nie byli chyba ci sami ludzie, co wczoraj jeszcze przesuwali się obok
siebie obco, obojętnie, często niechętnie lub wrogo.
Dziś obcych sobie nie było, nie było panów i sług, nie było różnic.
Dla wszystkich ludzi - równe prawa - wszak równe obowiązki są.
I ludzie przemawiali do siebie jak bracia, jak towarzysze, rozumieli się od
razu, zgadzali natychmiast - bo oddychali raz przynajmniej pełną piersią".
Tytułowy bohater, Stacho - czyli dziesięcioletni Gucio Bychowski -
zasypiając, marzył, że "teraz już tak będzie zawsze; że już ludzie będą
sobie braćmi i towarzyszami, że nikt już nigdy nikogo nie skrzywdzi..."
I szeptał przez sen: "Niech żyje wolność.[1]

Naoczny świadek tej samej demonstracji, polski socjalista Michał Sokolnicki,
dzień 1 listopada 1905 roku w Warszawie zapamiętał zupełnie inaczej: ...
musiałem z niesłychanym zdumieniem skonstatować, że tłum ten nie był polski.
Wokoło mnie widziałem przede wszystkim zgromadzoną w niewiarygodnych masach
ludność [żydowskich ulic] Nalewek, Gęsiej i Nowolipek, która jakby na dane
hasło, za solidarnie wypełnionym przyrzeczeniem przeniosła się w centra
Warszawy.
W wielu miejscach widziałem wielu Rosjan, wszędzie koło mnie słyszałem
żargon żydowski lub mowę rosyjską.
Najmniej języka polskiego.
Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada 1905 roku socjalizm.
Dla wielu socjalistów, dla mnie między innymi, dzień ten pozostał jako
ciemny koszmar.[2]

Wydaje się, że rewolucja roku 1905 w sposób szczególny zaważyła na powstaniu
polskiego stereotypowego terminu "żydokomuna", a żydowski charakter
rewolucji 1905 roku jest prawdopodobnie kluczem do zrozumienia niechęci
Polaków do ruchu socjalistycznego i wszystkich po nim następujących w XX
wieku ruchów o charakterze lewicowym.
Blisko związany z Józefem Piłsudskim, Michał Sokolnicki wyznał, że:
Dla wielu socjalistów, dla mnie między innymi, dzień ten pozostał jako
ciemny koszmar.
Jako ciemny koszmar postrzegali zapewne także ten dzień wszyscy inni polscy
bezpośredni świadkowie socjalistycznych demonstracji.
Stąd już tylko krok do powstania stereotypu.

Przydane u progu XX wieku polskim Żydom określenie "żydokomuna" było
krzywdzące o tyle, że jakkolwiek rzecz biorąc, dotyczyło zaledwie kilku
procent żydowskiej społeczności w Polsce.
Zdecydowaną większość wśród polskich Żydów stanowili bowiem religijni
ortodoksyjni Żydzi, w ogromnej większości chasydzi.
Dla nich komunizm był takim samym złem, jakim był dla Polaków.
Problem powstania polskiego stereotypowego określenia "żydokomuna" nie leży
zatem w liczbie polskich Żydów wyznających lewicowe poglądy, lecz tkwi w
tym, że to właśnie ruch lewicowy (socjalistyczny), ujawnił w sposób
najbardziej dramatyczny przepaść dzielącą u progu XX wieku Polaków i
polskich Żydów.

Zderzenie polskich doświadczeń i tradycji w postrzeganiu i rozumieniu
pojęcia WOLNOŚĆ, w którym niepodległość Polski grała rolę pierwszoplanową, z
płynącym z żydowskich doświadczeń i tradycji pojęciem wolności Żydów
polskich, dla którego wolność wspólnej ojczyzny Polski była niezrozumiałym
balastem, było - obok 123 lat braku solidarności w walce o wolność -
przyczyną totalnego odrzucenia przez Polaków narodu żydowskiego jako
współobywateli wolnej Rzeczpospolitej.

Polacy, zarówno ci o przekonaniach prawicowych, jak i lewicowych (z
wyjątkiem nielicznych jednostek pokroju Dzierżyńskiego), zrozumieli wówczas,
że w kwestii wolności (jako pojęcia i celu ogólnonarodowych działań), drogi
polskie nigdy nie zejdą się z drogami żydowskimi.

O ile, poczynając od Kościuszki, a na wczesnym Piłsudskim kończąc, Polacy
wierzyli jeszcze, że wolność jest tym, co dla Polaków i Żydów może stanowić
zwornik pojednania i braterstwa, o tyle w pierwszych latach XX wieku i w
wolnej Polsce lat 1918-1939 wyzbyli się wszelakich złudzeń.
Wiedzieli już, że żydowska wolność jest czymś innym niż wolność polska.
Wiedzieli, ze nie ma między nimi punktu stycznego.
Dlatego coraz bardziej popularną wśród Polaków stawała się idea postrzegania
Żydów jako uciążliwych lokatorów, cudzoziemców w Państwie Polskim, których
Polska musi się pozbyć m.in. przez emigrację do Palestyny, usunięcie z życia
publicznego i odebranie silnej pozycji ekonomicznej.
Ten polski bunt wobec wiecznych cudzoziemców Żydów polskich po wsze czasy
polscy Żydzi nazwali polskim antysemityzmem, który ponoć wysysamy z mlekiem
matki.

Może i mieli rację polscy Żydzi.
Nie ma sensu ukrywać, że żyjący w latach 1918-1939 Polacy mieli serdecznie
dość uciążliwych żydowskich lokatorów.
Pragnęli, aby Żydzi zostawili Polskę w spokoju, znaleźli sobie jakieś inne
Polin i tam w pomyślności i dobrobycie wiedli żydowskie życie.
W tym sensie na pewno byli antysemitami.

Podobnie jak w niemal wszystkich pozostałych kwestiach związanych z oceną
polskiego żydostwa, jednoznaczna odpowiedź na pytanie, czy polscy Żydzi w
chwili wybuchu drugiej wojny światowej byli w Polsce cudzoziemcami, czy
obywatelami, nie jest łatwa i prosta.
Dlatego najbliższym prawdy będzie stwierdzenie, że byli współobywatelami i
cudzoziemcami zarazem.
To znaczy, niewielka część spośród nich w słowach, czynach i odczuciach była
obywatelami Polski - znakomita zaś reszta polskich Żydów była cudzoziemcami
z polskim obywatelstwem w paszportach.

Żydzi polscy w okresie lat 1918-1939 byli niezwykle aktywni w dziedzinach,
które niemalże wyczerpują znamiona postawy nazywanej w demokratycznych
krajach postawą obywatelską.
Prowadzili aktywną działalność społeczną i kulturalną, aktywnie
uczestniczyli w życiu gospodarczym i politycznym Polski.
Do nazwania Żydów polskich współobywatelami demokratycznej Drugiej
Rzeczpospolitej brakuje jednak bardzo istotnego elementu, czyli prawidłowych
relacji na linii obywatel-państwowo.
Relacje pomiędzy obywatelem demokratycznego kraju a państwem zakładają, z
grubsza rzecz biorąc, wzajemność praw i obowiązków.

Tymczasem Żydzi polscy, domagający się maksymalnego zakresu praw
obywatelskich, nie poczuwali się do wypełniania obywatelskich obowiązków
względem Państwa Polskiego.
Nie uważali, że lojalność względem Państwa Polskiego i walka o niepodległość
Polski jest żydowską obywatelską powinnością - wobec Państwa Polskiego
zachowywali się więc przez tysiąc lat zamieszkiwania na polskich ziemiach
jak cudzoziemcy.

[1] J. Olczak-Ronikier, W ogrodzie pamięci, Kraków 2002, s. 124-125.
[2] M. Sokolnicki, Wspomnienia, cytat za: J. Olczak-Ronikier, op. cit., s.
125.

Ewa Kurek TRUDNE SĄSIEDZTWO: POLACY I ŻYDZI ok.1000-1945
źródło
http://solidarni2010.pl/15702-ewa-kurek-trudne-sasiedztwo-polacy-i-zydzi-ok1000-1945-cz-xiii.html

Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.13

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona