Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.37

Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.37

Data: 2014-11-09 08:00:37
Autor: mkarwan
Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.37
Religia i życie w diasporze legły u podstaw co najmniej dwu tradycji i praw
żydowskich, które w sposób najbardziej wyraźny kolidują z tradycją i prawem
obowiązującym w kręgach kultury zachodniego chrześcijaństwa wyrażonego w
definicjach winy Karla Jaspersa.
Jednocześnie są to prawa i tradycje żydowskie, których nieznajomość
uniemożliwia właściwe zrozumienie zagłady polskich Żydów.

Pierwsze tradycyjne prawo żydowskie mówi o możliwości składania w ofierze
życia części Żydów w celu ratowania życia reszty społeczności żydowskiej.

Żydzi od najdawniejszych czasów żyli według sześciuset trzynastu przykazań
wypływających ze Starego Testamentu, których przestrzeganie jest obowiązkiem
każdego wierzącego Żyda.
Trzy spośród nich są przykazaniami szczególnymi i należy raczej ponieść
śmierć, niż złamać jedno z nich.
Dotyczą:
1. bałwochwalstwa,
2. nieskromności, nieczystości, lubieżności,
3. morderstwa. Żyd, który poniesie śmierć raczej, niż złamie jedno z tych
trzech przykazań, osiąga Kiddush ha-Shem (uświęcenie, oczyszczenie Imienia
Bożego), czyli bramy Raju.
Jeśli natomiast nie wybierze śmierci, winien jest Hillul ha-Shem
(zniesławienia Imienia Bożego).
Od drugiego wieku, kiedy to Rada Rabinów sformułowała prawo o męczeństwie,
umieranie dla uświęcenia Imienia Bożego było przez Żydów pojmowane jako
równoczesne ze śmiercią męczeńską.
Męczeństwo zostało nazwane kadosh i oznaczało tego, kto jest święty.
Od tamtego czasu dzieciom wzrastającym w żydowskiej tradycji od najmłodszych
lat wpajano pojęcie męczeństwa jako idealnego modelu zachowania.
Kiddush ha-Shem, mimo toczących się przez wieki dyskusji, było przykazaniem
żywym i obowiązującym również Żydów polskich w czasie drugiej wojny
światowej.[1]
Istniała także, wypływająca z Kiddush ha-Shem, tradycja składania w ofierze
życia części Żydów w celu ratowania reszty społeczności żydowskiej.[2]

O tym, kto w tym straszliwym żydowskim teatrze śmierci i ocalenia odegrać
miał rolę ofiar, a kto ocalonych, zgodnie z żydowską tradycją decydowały
elity, czyli urzędnicy żydowskich gmin.
W czasie zagłady posyłali więc żydowscy urzędnicy Judenratów na śmierć
kolejno wysiedleńców z innych gett, potem elementy nieprodukcyjne - dzieci
do lat 10 i starców ponad 60 lat, potem tych, którzy stracili pracę,
następnie własne żony, teściowe, matki.
Czynili to wszystko z niegasnąca nadzieją, że ocaleją, a ich ocalone życie
nada żydowskim ofiarom żydowski sens męczeńskiej śmierci Kiddush ha-Shem.

Jedynie przez pryzmat tej właśnie żydowskiej tradycji czytelne stają się
decyzje wszystkich przewodniczących Judenratów w Polsce wyrażające zgodę na
deportacje do obozów zagłady kolejnych grup mieszkańców podległych im gett,
z decyzją Rumkowskiego o oddaniu na śmierć dzieci żydowskich włącznie,
bowiem - zgodnie z religią żydowską i ukształtowanymi przez tysiąclecia
życia w diasporze normami żydowskich postaw - decyzje te zgodne były z
żydowską tradycją składania w ofierze życia części Żydów w celu ratowania
reszty społeczności żydowskiej.
Innymi słowy mówiąc, w czasie drugiej wojny światowej prawo i tradycja
żydowska jednych Żydów skazała na bycie ofiarami, innym zaś wyznaczyła na
rolę katów, co zresztą wcale tych ostatnich nie usprawiedliwia.[3]
Zgoda na przeznaczenie pewnej części Żydów na śmierć była w czasie ostatniej
wojny zjawiskiem powszechnym w żydowskich gettach:
Bogacz warszawski, do którego zwrócono się, żeby opodatkował się na rzecz
uchodźców, odpowiedział:
"To nic nie pomoże, pętacy i tak muszą wymrzeć".[4]

Czterdzieści lat później Marek Edelman tę funkcjonującą w tradycji
żydowskiej zasadę (zgodę na śmierć części wspólnoty) objaśnił w prosty
sposób takimi oto słowami:
Z człowiekiem jest tak, jak z lwami w stadzie, kiedy one na zewnątrz
wyrzucają te słabsze.
Żeby szakale, które podejdą, zżarły te słabe sztuki.
Tak samo jest u ludzi.
Nie ma różnicy.[5]

Marek Edelman nie miał racji.
Nie wszystkie ludy na Ziemi wzorują się na zachowaniach stadnych lwów.

W Europie Zachodniej przyjęła się tradycja, że w zagrożeniu, ludzkie stado
"słabsze sztuki" ukrywa dla bezpieczeństwa w środku, a "sztuki silniejsze"
wysyła na zewnątrz i każe im walczyć.
Co ważne, "silniejsze sztuki" walkę o życie "sztuk słabszych" uważają za
honorowy obowiązek. Jeśli "sztuki silniejsze" nie są w stanie sprostać
agresji, giną pierwsze. Potem wraz z nimi giną "sztuki słabsze".
Jak dowodzą dzieje, tym sposobem ocalenie lub śmierć - poza nielicznymi
wyjątkami potwierdzającymi regułę - jest wspólnym losem ludzkich stad
Zachodniej Europy.

Pewnym jest, że w czasie drugiej wojny światowej Żydzi polscy przeznaczyli
część swego narodu na śmierć.
Próby ratunku dla siebie, jako całego narodu, nie podjęli.
Myśl taka, jako obca żydowskiej tradycji historycznej i religijnej, nie
przyszła im nawet do głowy.
Walkę z Niemcami w ostatniej fazie zagłady polskich Żydów podjęła licząca
kilkuset bojowników grupa żydowskiej młodzieży.
Bojownicy żydowscy nie walczyli o ocalenie żydowskiego narodu.
Na to było już za późno.
Walczyli o godną śmierć.

Społeczeństwo kastowe, od zarania dziejów podporządkowane władzom gminy
żydowskiej, niejako bez sprzeciwu poddawało się prawu ocalenia części
ludności żydowskiej kosztem życia innych, rozumiejąc, że ktoś spośród Żydów
musi być ofiarą, aby przeżyć mogły "najbardziej wartościowe jednostki", z
których w przyszłości odrodzi się naród żydowski.
W świetle tego Rumkowski oddając Niemcom na śmierć dzieci łódzkiego getta
działał w granicach żydowskiego prawa i tradycji; według tego w ramach
żydowskiego prawa i tradycji postępowały wszystkie autonomie i gminy
żydowskie w okupowanej Polsce.
Trzeba o tym wiedzieć, by móc zrozumieć, co naprawdę wydarzyło się w latach
zagłady polskich Żydów.

Jeśli bowiem zrozumiemy ten uwarunkowany historią i religią nurt żydowskiej
tradycji postaw w warunkach zagrożenia żydowskiego życia, czyli możliwość
składania w ofierze życia części Żydów w celu ratowania życia reszty
społeczności żydowskiej, czytelny stanie się także rozdział XI izraelskiej
ustawy z roku 1950, który mówi, że Żydów czynnie współpracujących z Niemcami
przy zagładzie Żydów uwolnić można od odpowiedzialności, jeśli wykażą, że
ich działania motywowane były zapobieżeniem "skutków poważniejszych niż
faktycznie powstałe".[6]
Precyzując myśl prawa izraelskiego - ponieważ oddanie Niemcom na pewną
śmierć w komorach gazowych kolejnych grup ludzi miało zapobiec skutkom
poważniejszym niż faktycznie powstałe, czyli zagładzie całej żydowskiej
wspólnoty - decyzje Judenratów o posyłaniu na śmierć kolejnych grup
mieszkańców podległych im autonomii i gett było zgodne z żydowskim prawem i
tradycją, a zatem uzasadnione.
Nieszczęście polegało jedynie na tym, że wzorowana na zachowaniach stadnych
lwów i sprawdzona przez wieki norma zachowań Żydów w czasie drugiej wojny
światowej zawiodła.
Niemcy zamordowali również niemal wszystkich tych Żydów, którzy uzurpowali
sobie prawo do ocalenia własnego życia kosztem innych, czyli żydowskich
katów.
Z liczącego w 1939 roku 250.000 Żydów łódzkiego getta w roku 1945 pozostało
887 osób.

[1] Na Kiddush ha-Shem, jako inspirację postawy Żydów polskich wobec
zagłady, zwraca uwagę wielu żydowskich historyków.
Wśród nich na szczególną uwagę zasługują:
Lucy Dawidowicz, La guerre contre les Juifs 1933-1945, Paris 1977, s. 495,
501, 547;
R. Scharf, Saints or madmen? - A meditation on Ephraim Oshry's - Response
from the Holocaust, w: "The Jewish Quartery", London, January 1988.

[2] H.H., B.S., Kiddush ha-Shem and Hillul ha-Shem, w: Encyclopedia Judaica,
Jerusalem 1972, t. X, s. 978.
W świetle przedstawionej wyżej żydowskiej tradycji tok rozumowania Chaima
Rumkowskiego i jemu podobnych był prosty.
W sytuacji ekstremalnej, gdy okazało się, że w zbudowanym przez niego w
Łodzi "państwie żydowskim" (żydowskiej prowincji autonomicznej, czyli
getcie) Niemcy chcą zachować przy życiu tylko tych Żydów, którzy dla nich
pracują, a nie wszyscy Żydzi zdolni byli do pracy, uznał, że trzeba
poświęcić życie ludzi mniej produkcyjnych i ratować pracującą substancję
narodu.

[3]Emanuel Ringelblum, który reprezentował najwyższe kręgi inteligencji
żydowskiej, w przeddzień zagłady pisał:
W pewnym środowisku dyskutowano: co należałoby uczynić, gdyby można było
wysłać teraz kogoś w szeroki świat? [...]
Stanęło na tym, że każda grupa społeczna powinna podjąć starania dla swych
wybitnych ludzi, a nie dla ogółu jako takiego.
Mówiąc językiem praktycznym, zgodnie z żydowską tradycją, żydowscy malarze
powinni wybrać spośród siebie najwybitniejszego malarza, muzycy najbardziej
genialnego muzyka, historycy najlepszego historyka, lekarze najlepszego
lekarza itd., a następnie skoncentrować wysiłki na ich ocaleniu.
Ale wśród elit żydowskich nikt nie chciał uznać się za gorszego, nikt nie
chciał być ofiarą!
Dlatego plany, aby każda grupa społeczna podjęła starania dla swych
wybitnych ludzi, spełzły na niczym. [...]
Nasuwa się więc pytanie, czy nie byłoby rzeczą bardziej celową przeznaczyć
te pieniądze dla wybranych, dla społecznego aktywu, dla elity duchowej itd.
[...]
Powstaje pytanie, czy można przeznaczyć rzemieślników, robotników i
wartościowych ludzi [...] do masowych grobów.
Patrz: E. Ringelblum, op. cit. s. 268,399-389, 391-392.

[4] E. Ringelblum, op. cit. s. 268,399-389.
[5] Rozmowa z Markiem Edelmanem, w: A. Grupińska, op. cit., s. 24.
[6] Por. H. Arendt, op. cit., s. 117.

Ewa Kurek TRUDNE SĄSIEDZTWO: POLACY I ŻYDZI ok.1000-1945
źródło
http://solidarni2010.pl/17467-ewa-kurek-trudne-sasiedztwo-polacy-i-zydzi-ok1000-1945-cz37.html

Polacy i Żydzi - Trudne sąsiedztwo cz.37

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona