Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Polowanie na Polaków

Polowanie na Polaków

Data: 2012-10-03 17:52:02
Autor: u2
Polowanie na Polaków
.... jak za okupacji :

http://niezalezna.pl/33478-redakcja-na-celowniku

Przesłuchania, rewizje, zastraszanie reklamodawców, piętnowanie
dziennikarzy – taka była codzienność „Gazety Polskiej” w pierwszym
okresie jej istnienia. Minęło prawie 20 lat, a nasze położenie niewiele
się zmieniło. I nie jest to subiektywna opinia. Podobnie uważają
dziesiątki tysięcy ludzi, którzy manifestowali w obronie wolności słowa
i niezależnych mediów na marszu „Obudź się, Polsko”.

Wiosna 1993 r. W koalicji rządzącej twarze znane z dzisiejszej sceny
politycznej: Jan Krzysztof Bielecki, Janusz Lewandowski, Donald Tusk.
Opozycja (Jan Olszewski, Jarosław Kaczyński) nazywana jest przez
rzecznika prezydenta Lecha Wałęsy „insektami”. Prokuraturą i resortem
spraw wewnętrznych, w szczególności policją i UOP, kierują ludzie
prezydenta. Służby specjalne prowadzą koronkową operację w celu rozbicia
prawicy (tzw. inwigilacja prawicy prowadzona przez grupę Lesiaka).
Internetu nie ma, drugi obieg praktycznie nie istnieje. Wielkim
rozdającym karty w polityce jest Adam Michnik ze swym dziennikiem, który
skutecznie manipuluje przeważającą częścią społeczeństwa.

Gazety niewysługujące się władzy można policzyć na palcach jednej ręki.
Dołącza do nich „Gazeta Polska”, która w formie miesięcznika właśnie
ukazała się w nielicznych kioskach.

Redaktorowi naczelnemu kradną starego malucha

Już w trzecim, majowym numerze czytelnik musiał się natknąć na
niepokojący apel. „16 kwietnia 1993 redaktorowi naczelnemu GP skradziono
pomarańczowego, starego Fiata 126 p, który służył również do celów
redakcyjnych. Wszystkich, którzy mogą pomóc redakcji w odzyskaniu
samochodu, prosimy o kontakt”. Sfatygowanego malucha Piotra
Wierzbickiego oczywiście nie odnaleziono. Można by uwierzyć, że został
skradziony ze względu na swe walory estetyczne i dużą wartość rynkową,
gdyby nie kolejne samochodowe przygody członków redakcji. Przecinanie
opon, włamania do aut bez kradzieży cennych z punktu widzenia złodziei
przedmiotów (radia itp.) – wszystko to służyło raczej nękaniu członków
redakcji i demonstrowaniu możliwości przeciwnika.

Ale kwestia samochodów okazała się preludium do poważniejszych
przedsięwzięć wobec „GP”. Sprawy nabrały przyspieszenia po opublikowaniu
przez nas „listy Macierewicza” – wciąż wówczas tajnej, mimo upływu roku
od obalenia rządu Jana Olszewskiego. Jak relacjonowaliśmy potem na
łamach „GP”, po przedrukowaniu listy „w redakcji rozdzwoniły się
telefony od dziennikarzy. Interesował ich tylko jeden problem: czy
»Gazetą Polską« zajęły się już organa ścigania”. Po usłużnych
żurnalistach przyszła kolej na policję. Redakcję zaczęli nawiedzać
policjanci z Komendy Stołecznej, usiłując bez wezwania przesłuchać
redaktora naczelnego. Gdy to się nie udało, ściągnięto go do Pałacu
Mostowskich, który wtedy kojarzył się wszystkim głównie z miejscem,
gdzie przesłuchiwano i trzymano za kratami działaczy opozycji z okresu PRL.

„Nieznani sprawcy” w akcji

W nocy z 24 na 25 czerwca 1993 r. następuje kolejny akord szykan wobec
„GP”. „Nieznani sprawcy” włamują się do siedziby „GP” przy ul. Foksal.
Warto przypomnieć, że określenia „nieznani sprawcy” używano wobec
pracujących przypuszczalnie na zlecenie polityczne włamywaczy, których
celem były biura partii opozycyjnych, skąd wynosili jedynie komputery
bądź archiwa i inne dokumenty. Tak się składa, że powołane do ścigania
tego typu przestępstw instytucje nigdy nie potrafiły namierzyć sprawców.
Ale czemu tu się dziwić? Przecież były to czasy, kiedy funkcjonariuszy
UOP wykorzystywano do zdzierania plakatów nawołujących do uczestnictwa w
demonstracji przeciwko „Bolkowi” oraz do nękania działaczy opozycji
antywałęsowskiej.

Tak więc „nieznani sprawcy” wkradają się do siedziby redakcji, wyrzucają
z biurek i szafek wszystkie papiery, przewracają ważącą 350 kg szafę
pancerną i łomem wyważają jej drzwi. Demolują lokal, po czym kradną fax
i kilkadziesiąt egzemplarzy... książki Andrzeja Zybertowicza „W uścisku
tajnych służb”.

W lipcu za „GP” bierze się prokuratura. Koniecznie chce ustalić, gdzie
jest „rękopis [sic!] bądź maszynopis” materiału prasowego pt. „Lista
konfidentów”. W tym celu prok. Janusz Regulski wydaje nakaz rewizji w
naszej redakcji. Pewnego lipcowego ranka do siedziby „GP” wkracza troje
funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji i przeszukuje pomieszczenia.
Nic nie znajduje.

Zatroskanie „Wyborczej”

„Gazeta Wyborcza” nie zostaje w tyle. Daje wskazówki, jak – bijąc po
kieszeniach – załatwić pismo, które ośmieliło się upublicznić listę.
„Kto pokrywa koszty tej publikacji?” – grzmiał autor artykułu na drugiej
stronie. – „Przejrzałem reklamy w »Gazecie Polskiej«. Jedna z nich
zachęca do słuchania klasyki rocka w Radiu »Wawa«”. Artykuł poskutkował.
„GP”, która miała wówczas już parę stron reklam i widoki na dopływ
dużych kontrahentów, zaczyna odczuwać kłopoty przy zawieraniu umów.
Reklamodawcy stopniowo wycofują się, aż w końcu ktoś wprost powiedział
kierownictwu „GP”: „Zapowiedziano nam, że będziemy mieli duże problemy,
jeśli nie przestaniemy z wami współpracować”. Uderzenie w reklamodawców
odczuwa również ówczesny współwłaściciel i szef Radia Wawa, Wojciech
Reszczyński. Zastraszono ich do tego stopnia, że po paru latach
Reszczyński zmuszony był sprzedać udziały w firmie.

Wraz z presją na reklamodawców nasila się zastraszanie zespołu
dziennikarskiego. Każdy artykuł „GP”, który mówi o metodach pracy SB,
uznawany jest automatycznie za ujawnienie tajemnicy państwowej, a
prokuratura na wniosek UOP wszczyna sprawy. „Gazeta Polska”, prawie bez
reklam, trwa nadal – utrzymując się niemal wyłącznie ze sprzedaży!

Tymczasem w połowie lat 90. prawica jest już skutecznie rozdrobniona na
liczne ugrupowania „kanapowe”. Władzę sprawują SLD z PSL, na fotelu
prezydenta zasiada Kwaśniewski. A „Gazeta Polska” wciąż cieszy się
zainteresowaniem „nieznanych sprawców”. W listopadzie 1996 r. zdobyliśmy
dowód, że redakcja jest na podsłuchu. Odkrywa go firma profesjonalnie
zajmująca się wykrywaniem podsłuchów – jej szef wystąpił nawet na
konferencji prasowej zorganizowanej w siedzibie „GP”. Jak tłumaczył,
ktoś kontrolował połączenia telefoniczne wykonywane z numerów
redakcyjnych. Kto zainstalował podsłuch – nie wiadomo.

Do pudła 13 grudnia

Mijają kolejne lata. „Gazeta Polska”, zawsze opowiadająca się za
lustracją i dekomunizacją, publikuje artykuły o agenturze w mediach.
Jeden z nich dotyczy Milana Suboticia z TVN i jego współpracy z WSI. Po
tym tekście „Gazecie Polskiej” i jej dziennikarzom wytoczono parę spraw.
Jedną z nich, karną, stacja Waltera wytoczyła redaktorowi naczelnemu
Tomaszowi Sakiewiczowi i jego zastępczyni Katarzynie Gójskiej-- Hejke. W
październiku 2007 r. sąd wbrew faktom uznał, że oskarżeni celowo nie
pojawili się na rozprawie i wydał decyzję o „przymusowym doprowadzeniu”,
co oznaczało aresztowanie obojga redaktorów na jeden dzień. Do rangi
symbolu urasta data, jaką wybrał sędzia. Tomasz Sakiewicz i Katarzyna
Gójska-Hejke mieli bowiem zostać wpakowani do pudła... 13 grudnia.

Sytuacja dziennikarzy „GP” pogorszyła się, gdy do władzy doszła – użyjmy
tu cytatu z wystąpienia Krzysztofa Szczerskiego – „Platforma
perwersyjnie nazywana Obywatelską”. Autorzy bezkompromisowych tekstów,
m.in. Dorota Kania, byli przesłuchiwani przez prokuraturę w śledztwach
dotyczących ujawnienia tajemnicy państwowej. Zawiadomienia o popełnieniu
przestępstwa składała ABW kierowana przez Krzysztofa Bondaryka.
Stosowano także inne szykany. Np. w domu Doroty Kani przeprowadzono
przeszukanie w związku ze śledztwem z zawiadomienia rodziny lobbysty
Marka Dochnala. Było to w czasie, gdy stanowisko ministra
sprawiedliwości-prokuratora generalnego zajmował Zbigniew Ćwiąkalski,
który – jak informowały media – dwa lata wcześniej sporządził korzystną
opinię prawną dla lobbysty.

Déja vu

O wykorzystywaniu prokuratury, sądów czy urzędów skarbowych do
zwalczania naszego tygodnika można długo pisać. Minęło pięć lat rządów
PO, a człowiek ma wrażenie, jakby się cofnął do roku 1993.

Tak jak kiedyś UOP ścigał autorów plakatów o „Bolku”, tak teraz chmara
uzbrojonych funkcjonariuszy ABW wpada o godz. 6 rano do autora strony
satyrycznej Antykomor.pl.

Podobnie jak w latach 90., „Gazecie Polskiej” znów usiłuje się przykleić
łatkę pisma antysemickiego. Nasz publicysta Rafał Ziemkiewicz za
określenie jego artykułu takim epitetem pozwał nawet kilkanaście lat
temu do sądu Alinę Grabowską (zgadnijcie, czy wygrał – biorąc pod uwagę,
że szeregi sędziowskie dzięki naiwnej postawie Adama Strzembosza ominęła
weryfikacja). U współpracownika „Gazety Polskiej”, a równocześnie
działacza Ligi Republikańskiej, przeprowadzono w 1993 r. rewizję pod
absurdalnym pretekstem, że... usiłował podpalić synagogę! Teraz „Gazetę
Polską” i jej kluby posądza się o nawiązywanie do nazizmu tylko dlatego,
że w czasie jednego z marszów pamięci niesiono palące się pochodnie.

Ale to nie wszystkie podobieństwa. Prezesi firm, które chciały u nas
dawać swe ogłoszenia, usłyszeli ultimatum – albo wycofacie ofertę, albo
tracicie stołek.

Szykany, przesłuchania, procesy... Współpracująca z „GP” Ewa Stankiewicz
została fizycznie zaatakowana przez prominentnego działacza PO, Stefana
Niesiołowskiego. Mimo licznych protestów w tej sprawie, Niesiołowski nie
poniósł żadnych konsekwencji tego czynu.

Ale jedno się od 1993 r. zmieniło – nie jesteśmy już osamotnieni. Tak
jak my myślą uczestnicy gigantycznego marszu, który w obronie wolności
słowa i niezależnych mediów przetoczył się w sobotę przez Warszawę.
Dlatego przetrwamy także Platformę Obywatelską. W końcu – jak głosił
jeden z transparentów – „Milicja też była Obywatelska”.


Wesprzyj Gazetę Polską. Sięgnij SMS-em po newsletter. Bądź na bieżąco!
Wyślij do nas SMS o treści GPA na numer 7955 (11,07PLN brutto), a
otrzymasz zwrotnie newsletter z prawdziwymi, aktualnymi i najciekawszymi
informacjami z kraju i ze świata. Organizatorem akcji jest "Gazeta
Polska".

Data: 2012-10-03 18:22:46
Autor: Marek Woydak
Polowanie na Polaków
Dnia Wed, 03 Oct 2012 17:52:02 +0200, u2 napisał(a):

... jak za okupacji :

http://niezalezna.pl/33478-redakcja-na-celowniku

Przesłuchania, rewizje, zastraszanie reklamodawców, piętnowanie
dziennikarzy – taka była codzienność „Gazety Polskiej” w pierwszym
okresie jej istnienia. Minęło prawie 20 lat, a nasze położenie niewiele
się zmieniło.

No jak to nie. Mieli kilka lat oddechu. Za rządów Kaczyńskich.

MW

Polowanie na Polaków

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona