Data: 2009-11-17 17:48:52 | |
Autor: rs | |
Porażki kasowe drog ich filmów | |
On Tue, 17 Nov 2009 20:35:16 +0100, "GK" <grzesiek_ke@o2.pl> wrote:
Rzecz jest raczej o produkcjach wartych powyżej 30 000 000 $. Jaka jest ta psychologia widza, że wyczuwa film pachnący klapą finansową? Mam na myśli to, że jak dowiemy się że jakiś film nie przyniósł dochodu, to albo go omijamy, albo jesteśmy mu niechętni i oglądamy z uprzedzeniem. Wiadomo że filmy za taką kasę są raczej rozrywkowe niż umysłowe. Bo jak tu znaleźć tylu mózgowców żeby z ich opłat chociaż zwróciło się te 30 000 000$ wydatków. Przychodzi mi do głowy parę porównań gdzie w mojej subiektywnej ocenie nie rozumiem dlaczego jeden film jest klapą a drugi sukcesem. Przykłady: Wodny świat- Park jurajski; Gladiator- Aleksander; Sunshine- kolejna część Startreka; Gangi Nowego Jorku- Infiltracja. Czy to chodzi o to że filmy które nie odniosły sukcesu były mniej uniwersalne, a producenci się oszukali na scenariuszu i wyłożyli kasę? Zawsze przecież chodzi o renomowanych reżyserów pewniaków w których można inwestować w ciemno, czyli reżyser pewniak+ dobry scenariusz= czysty zysk. A tu prawie wszyscy, oprócz może Spielberga mieli i mają klapy finansowe (nie mylić z artystycznymi). Na myśl mi się ciągle nasuwa mój kultowy, drogi i przełomowy film z lat 60 "Odyseja kosmiczna 2001". Totalna klapa finansowa, a jakie arcydzieło SF. To nie ma sensu. to chyba nie ma co kombinowac ile kasy zostalo wlozone w film, to jest rzecz drugorzedna. dla wyniku w box office pierwszorzedana jest polityka reklamy i dystrybucji. czasami nazwisko aktora, czy rezysera jest odpowiednia reklama. czasami tytul ksiazki na bazie ktorej powstal. itp itd. np. swietny film, ktory ma premiere w dniu , w ktorym maja premiere rowniez i inne filmy na ktore czeka publika, albo byly niezle reklamowane zarobi mniej, niz mierny film, ktory by zapremiereowal kiedy by nic weicej sie nie otwieralo. co do psychologii widza, o ile w ogole mozna tutaj mowic o czyms takim, to w dobie wszechobecnego interentu i servisow jak facebook czy twitter i SMSow, wazna role odrywa to czy po prostu komus sie film podoba i czy z jego gustem zgadzaja sie jego znajomi i czy uda im sie ich na film namowic. najlepszy przyklad tzw. word of mouth byl "blair witch project", ktory chyb anadal jest relatywnie do wlozonych kosztow, najlepiej sprzedanym filmem w historii kina. poza tym, czy to ma jakiekolwiek znacznei czy film smierdzi klapa finansowa czy nie? to tak jakby sie zastanawiac, ile ludzi z mojego miasta pojdzie ten film zobaczyc. jak to sie ma, do wartosci filmu i osobniczej przyjemnosci jego odbioru? tego sie na pieniadze nie da przeliczyc. kazdy rezyser ma jakies tam klapy finansowe, to jest jedna z najwazniejszych czesci do dogadywania, czy film bedzie mial producentow czy nie. ekonomia filmu, to dzis jest juz dziedzina nauki sama w sobie i jest wyzsza szkola jazdy. nawet cameron, ktoremu wydaje sie, ze wszystko wolno, musial prowadzic walke o kase, podczas realizacji kazdego swojego filmu z "avatarem" wlacznie. <rs> |
|