Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Powrt metod Arona Pakina

Powrt metod Arona Pakina

Data: 2014-11-30 00:40:52
Autor: Mark Woydak
Powrt metod Arona Pakina


Powrót metod Arona Pałkina

Kto pamięta, jak nazywała się lista wyborcza komunistów w sfałszowanych
wyborach z 1947 r.? A jakżeby inaczej: Blok Demokratyczny. Demokracja
rzadko kończy się nagle. Niemal zawsze jest tak, że prawie nikt nie wierzy,
iż do tego dojdzie. Zawsze pojawia się też kamuflaż, zasłony dymne i
oskarżanie obrońców demokracji, że tak naprawdę to oni są jej wrogami.
 Precz z Ruską Demokracją” – taki transparent z Czerwca ‘56, przypominający
tablicę szkolną i niesiony przez dzieci, przypominam w najnowszej „Gazecie
Polskiej”. W kilka dni po sfałszowanych wyborach dzwonię do Zofii
Bartoszewskiej, legendarnej pielęgniarki z Czerwca ‘56, a potem działaczki
Solidarności wyrzucanej z pracy i skazywanej przez kolegia ds. wykroczeń.
 Pytam, czy pamięta, kto niósł transparent „Precz z Ruską Demokracją”.
Oczywiście, że pamięta! To nauczycielka jednej ze szkół wyprowadziła na
ulicę najmłodszych poznaniaków. Pytam panią Zofię, co ma do przekazania
młodzieży protestującej przeciwko wyborczemu fałszerstwu. „Organizujcie się
przeciwko tym, co sfałszowali wybory, czytajcie o historii, której mało
uczą w szkołach, słuchajcie ludzi zasłużonych, a nie propagandy i
Wojewódzkiego” – wyrzuca jednym tchem. Jest ze wszystkim na bieżąco, bo na
manifestacje patriotyczne przychodzi ze swoim wnukiem.
 Moskiewskie szkolenia: od Pałkina do Czurowa
 Zasłużeni ludzie z jej pokolenia nie mają wątpliwości, co się dzieje, bo
widzieli, jak „Ruska Demokracja” instalowana była u nas zaraz po wojnie. W
początkach komunizmu ostała się jedna partia opozycyjna o rodowodzie
przedwojennym – PSL Stanisława Mikołajczyka.
 Demokratyczne wybory musiały się odbyć, bo to zagwarantował Stalin w
Jałcie. Dlatego gdy Moskwa fałszowała wyniki „referendum ludowego” z 1946 i
wyborów z 1947, jej polscy sługusi też mieli usta pełne szacunku dla
demokracji.
 Wtedy też wcale nie afiszowano się z fałszerstwami, a odwrotnie –
manipulowano, by namieszać ludziom w głowach. W referendum pytano o granicę
na Odrze i Nysie, reformę rolną i likwidację Senatu. To też był teatrzyk:
wy poprzyjcie słuszne lub neutralne postulaty, a my ogłosimy, że wy
głosując „3 razy tak”, popieracie komunizm.
 Kiedy za sprawą jedynej legalnej – jeszcze – partii opozycyjnej, likwidacja
Senatu nie przeszła, referendum sfałszowano. Zrobili to najwyższej klasy
profesjonaliści. Do Warszawy przybyła ekipa płk Arona Pałkina, naczelnika
wydziału D Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Związku Sowieckiego,
specjalizująca się w fałszowaniu i preparowaniu dokumentów pisanych.
 Była to jedna z najpilniej strzeżonych przez reżim tajemnic. Według
historyków grupa Pałkina w 1946 r. „sporządziła ponownie” 5994 protokoły
komisji obwodowych, które wpisały do nich nieodpowiednie wyniki. Jej
przedstawiciele podrobili też 40tys. podpisów członków komisji wyborczych.
 Przed wyborami z 2015 r. kierunek podróży pomiędzy Moskwą a Warszawą
najlepszych specjalistów od liczenia głosów był odwrotny. Członkowie PKW
byli w ubiegłym roku w Moskwie na szkoleniu. Gospodarzem spotkania był szef
rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, człowiek o
reputacji zbliżonej do reputacji Arona Pałkina, człowiek Putina od
fałszowania wyborów. Polska delegacja spotkała się z nim 23 maja ubiegłego
roku.
 Tyle zachodu dla celów bardzo wschodnich
 Na wygnaniu poeta i satyryk Marian Hemar opisał wybory z 1947 r. w wierszu
„Zabawa w demokrację”:
 Ale po jaką cholerę –/ Niechże mnie kto oświeci –/ Dorosłe czerwone zbiry/
Bawią się w grzeczne dzieci?/ Ale po jaką chorobę [...] Stare sowieckie
opryszki,/ Sędziwe radzieckie zbóje,/ Pełnoletni bandyci,/ Oprawcy i
złodzieje/ Bawią się w demokrację?/ W prawa i przywileje/ Krytyki,
opozycji,/ Dyskusji, parlamentu?/ Po co tyle zachodu?/ Po co tyle zamętu?
[...]/ Nie mogę się domyśleć –/ Tak chciałbym dowiedzieć się od nich:/ Po
co im tyle ZACHODU/ Dla celów tak bardzo WSCHODNICH?
 Jednak chodzi o miesięcznice
 O jakie cele „bardzo wschodnie” chodzi w tych wyborach? Kampanie wyborcze,
a w szczególności debaty w lokalnych telewizjach przesycone są przeważnie
pseudoprofesjonalnym bełkotem. Frazesami na temat wielkich koncepcji
rozwoju miasta, maskowanych menedżerskim słownictwem, za którymi kryją się
stołki dla krewnych i znajomych królika.
 W tej kampanii w zasadzie tylko raz strona przeciwna „się posypała” i
przyznała, o co jej naprawdę chodzi. Stało się to wskutek tego, że radny PO
Stanisław Kracik poparł w II turze wyborów wspieranego przez PiS Marka
Lasotę przeciw urzędującemu postkomuniście Jackowi Majchrowskiemu.
 Senator PO Janusz Sepioł, architekt, w czasach Jaruzelskiego miejski
urzędnik, wysypał się w radiu RMF i wśród wyzwisk od adresem Kracika
(poparł Lasotę, bo źle wpłynęła na niego praca w psychiatryku) stwierdził:
„Trzeba sobie wyobrazić, co by było, jakby był w Krakowie prezydent z
PiS­u. To byłby groźny przyczółek. Prezydent by brał udział w
dziesiętnicach, byłyby pomniki Lecha i Marii. Kraków ma znaczenie
symboliczne. Popatrzmy na przestrzenną politykę historyczną. PiS przejmuje
różne miejsca ważne dla tradycji Polaków. To Jasna Góra, Powstanie
Warszawskie i katedra wawelska. Chodzi o zagarnięcie historycznego miasta.
Nie można do tego dopuścić”.
 Zdziwieni? To jednak nie inwestycje, korki, stypendia czy ścieżki rowerowe
są tym, co wykrzykuje się obok bluzgu pod adresem kolegi partyjnego, który
zdradził, a smoleńskie miesięcznice?! To jednak podrzędny urzędnik Sepioł
podziela przekonanie PiS­-u, że polityka symboliczna jest ważna? Tyle że ta
prowadzona w zupełnie innym od polskiego interesie?
 Przecież ta wypowiedź nie jest o rywalizacji dwóch partii politycznych, ona
jest z ducha sowiecka! Mogłaby paść właśnie w pierwszych latach po 1945 r.,
gdy na wygnaniu prof. Wiktor Weintraub publikował swój artykuł „Mickiewicz
między Marksem a Stalinem” opisujący, jak komuniści usiłują zaadaptować
polską kulturę i tradycję do marksistowskiej ideologii.
 Fałszują, bo nie mogą oddać władzy
 Owo „nie można do tego dopuścić”, rzucone w kontekście przywrócenia
ciągłości polskiej tradycji niepodległościowej, usłyszał Sepioł zapewne
gdzieś z góry, z centrum zarządzania procesami społecznymi w III RP i
postanowił zabłysnąć: jestem z wyższej półki, mam wiedzę, o której różne
podrzędne Kraciki nie mają pojęcia.
 Tak, oni faktycznie nie mogą do tego dopuścić. Powtarzana przez ulicę tu i
ówdzie mądrość: kto zrobił Smoleńsk, ten władzy nie odda, wypływa z
doświadczenia pokoleń zwykłych Polaków.
 W odniesieniu do władzy PO oznacza to, że jeśli po Smoleńsku zajmowano się
tuszowaniem tej zbrodni, kłamano wchodzono w kompromitujące związki z Rosją
Putina, po prostu nie można zgodzić się na przejęcie władzy przez obóz
niepodległościowy ze strachu przed więzieniem. Bynajmniej niebędącym
skutkiem zemsty politycznej, a wynikiem zdjęcia ochrony z winowajców.
 Również dla głównych sprawców Smoleńska, prowadzących wojnę z Ukrainą,
pójście w świat przekazu od polskich władz, kto dokonał tej zbrodni, byłoby
teraz sporym kłopotem. Zapewne na tyle dużym, by uruchomić w Polsce swoją
agenturę, nawet kosztem „spalenia” jakiejś jej części. I to nie dopiero
przy okazji wyborów do parlamentu, bo może być za późno, a teraz, gdy PiS
wygrał i to wyraźnie. Dla moskiewskich speców od fałszowania wyborów,
którzy robią to np. po raz dwudziesty, to elementarz.
 Kto zna Rosję i jej metody, w wypowiedzi Sepioła dojrzy ów moskiewski ślad.
Tego nie wymyślili młodzi rzutcy spece z warszawskich agencji PR­-owych. To
budowniczowie Ławry Aleksandra Newskiego oraz Pałacu Kultury w Warszawie,
którzy świetnie rozumieją, jak niebezpieczne jest dla nich odradzanie się
Polski w sferze symbolicznej.
 Zagłosujmy im na złość
 Cytowana wypowiedź senatora Sepioła powinna zmobilizować nas do udziału w
drugiej turze wyborów, oczywiście w tych miastach, w których walczą jeszcze
kandydaci obozu niepodległościowego. Zdrowy odruch, by zrobić na złość
fałszerzom, może paradoksalnie przynieść właśnie teraz zaskakująco dobry
efekt. Skoro sprawa fałszerstwa jeszcze nie przyschła, tym, którzy się go
dopuścili, trudno będzie posłużyć się tymi samymi metodami w II turze. A
kilka wygranych w dużych miastach może skutecznie zniszczyć narrację TVN­-u
o tym, że opowiadającemu o wyborczych fałszerstwach Kaczyńskiemu wierzą
tylko niezbyt liczni zwolennicy teorii spiskowych.

Data: 2014-11-30 07:42:47
Autor: Mark_Woydak
Powrót metod Arona Pałkina
"mark.woydak" z mx02.eternal-september.org + User-Agent:
40tude_Dialog/2.0.15.1pl = KANALIA PODSZYWACZ!!!

MW

GNIDA "Mark Woydak" <mark.woydak@forest.de> napisał w wiadomości
news:ce05j0dzmot3.1ajihap7mmcon$.dlg40tude.net...


Powrót metod Arona Pałkina

Kto pamięta, jak nazywała się lista wyborcza komunistów w sfałszowanych
wyborach z 1947 r.? A jakżeby inaczej: Blok Demokratyczny. Demokracja
rzadko kończy się nagle. Niemal zawsze jest tak, że prawie nikt nie
wierzy,
iż do tego dojdzie. Zawsze pojawia się też kamuflaż, zasłony dymne i
oskarżanie obrońców demokracji, że tak naprawdę to oni są jej wrogami.

Precz z Ruską Demokracją” – taki transparent z Czerwca ‘56, przypominający
tablicę szkolną i niesiony przez dzieci, przypominam w najnowszej „Gazecie
Polskiej”. W kilka dni po sfałszowanych wyborach dzwonię do Zofii
Bartoszewskiej, legendarnej pielęgniarki z Czerwca ‘56, a potem działaczki
Solidarności wyrzucanej z pracy i skazywanej przez kolegia ds. wykroczeń.

Pytam, czy pamięta, kto niósł transparent „Precz z Ruską Demokracją”.
Oczywiście, że pamięta! To nauczycielka jednej ze szkół wyprowadziła na
ulicę najmłodszych poznaniaków. Pytam panią Zofię, co ma do przekazania
młodzieży protestującej przeciwko wyborczemu fałszerstwu. „Organizujcie
się
przeciwko tym, co sfałszowali wybory, czytajcie o historii, której mało
uczą w szkołach, słuchajcie ludzi zasłużonych, a nie propagandy i
Wojewódzkiego” – wyrzuca jednym tchem. Jest ze wszystkim na bieżąco, bo na
manifestacje patriotyczne przychodzi ze swoim wnukiem.

Moskiewskie szkolenia: od Pałkina do Czurowa

Zasłużeni ludzie z jej pokolenia nie mają wątpliwości, co się dzieje, bo
widzieli, jak „Ruska Demokracja” instalowana była u nas zaraz po wojnie. W
początkach komunizmu ostała się jedna partia opozycyjna o rodowodzie
przedwojennym – PSL Stanisława Mikołajczyka.

Demokratyczne wybory musiały się odbyć, bo to zagwarantował Stalin w
Jałcie. Dlatego gdy Moskwa fałszowała wyniki „referendum ludowego” z 1946
i
wyborów z 1947, jej polscy sługusi też mieli usta pełne szacunku dla
demokracji.

Wtedy też wcale nie afiszowano się z fałszerstwami, a odwrotnie –
manipulowano, by namieszać ludziom w głowach. W referendum pytano o
granicę
na Odrze i Nysie, reformę rolną i likwidację Senatu. To też był teatrzyk:
wy poprzyjcie słuszne lub neutralne postulaty, a my ogłosimy, że wy
głosując „3 razy tak”, popieracie komunizm.

Kiedy za sprawą jedynej legalnej – jeszcze – partii opozycyjnej,
likwidacja
Senatu nie przeszła, referendum sfałszowano. Zrobili to najwyższej klasy
profesjonaliści. Do Warszawy przybyła ekipa płk Arona Pałkina, naczelnika
wydziału D Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Związku Sowieckiego,
specjalizująca się w fałszowaniu i preparowaniu dokumentów pisanych.

Była to jedna z najpilniej strzeżonych przez reżim tajemnic. Według
historyków grupa Pałkina w 1946 r. „sporządziła ponownie” 5994 protokoły
komisji obwodowych, które wpisały do nich nieodpowiednie wyniki. Jej
przedstawiciele podrobili też 40tys. podpisów członków komisji wyborczych.

Przed wyborami z 2015 r. kierunek podróży pomiędzy Moskwą a Warszawą
najlepszych specjalistów od liczenia głosów był odwrotny. Członkowie PKW
byli w ubiegłym roku w Moskwie na szkoleniu. Gospodarzem spotkania był
szef
rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, człowiek o
reputacji zbliżonej do reputacji Arona Pałkina, człowiek Putina od
fałszowania wyborów. Polska delegacja spotkała się z nim 23 maja ubiegłego
roku.

Tyle zachodu dla celów bardzo wschodnich

Na wygnaniu poeta i satyryk Marian Hemar opisał wybory z 1947 r. w wierszu
„Zabawa w demokrację”:

Ale po jaką cholerę –/ Niechże mnie kto oświeci –/ Dorosłe czerwone zbiry/
Bawią się w grzeczne dzieci?/ Ale po jaką chorobę [...] Stare sowieckie
opryszki,/ Sędziwe radzieckie zbóje,/ Pełnoletni bandyci,/ Oprawcy i
złodzieje/ Bawią się w demokrację?/ W prawa i przywileje/ Krytyki,
opozycji,/ Dyskusji, parlamentu?/ Po co tyle zachodu?/ Po co tyle zamętu?
[...]/ Nie mogę się domyśleć –/ Tak chciałbym dowiedzieć się od nich:/ Po
co im tyle ZACHODU/ Dla celów tak bardzo WSCHODNICH?

Jednak chodzi o miesięcznice

O jakie cele „bardzo wschodnie” chodzi w tych wyborach? Kampanie wyborcze,
a w szczególności debaty w lokalnych telewizjach przesycone są przeważnie
pseudoprofesjonalnym bełkotem. Frazesami na temat wielkich koncepcji
rozwoju miasta, maskowanych menedżerskim słownictwem, za którymi kryją się
stołki dla krewnych i znajomych królika.

W tej kampanii w zasadzie tylko raz strona przeciwna „się posypała” i
przyznała, o co jej naprawdę chodzi. Stało się to wskutek tego, że radny
PO
Stanisław Kracik poparł w II turze wyborów wspieranego przez PiS Marka
Lasotę przeciw urzędującemu postkomuniście Jackowi Majchrowskiemu.

Senator PO Janusz Sepioł, architekt, w czasach Jaruzelskiego miejski
urzędnik, wysypał się w radiu RMF i wśród wyzwisk od adresem Kracika
(poparł Lasotę, bo źle wpłynęła na niego praca w psychiatryku) stwierdził:
„Trzeba sobie wyobrazić, co by było, jakby był w Krakowie prezydent z
PiS­u. To byłby groźny przyczółek. Prezydent by brał udział w
dziesiętnicach, byłyby pomniki Lecha i Marii. Kraków ma znaczenie
symboliczne. Popatrzmy na przestrzenną politykę historyczną. PiS przejmuje
różne miejsca ważne dla tradycji Polaków. To Jasna Góra, Powstanie
Warszawskie i katedra wawelska. Chodzi o zagarnięcie historycznego miasta.
Nie można do tego dopuścić”.

Zdziwieni? To jednak nie inwestycje, korki, stypendia czy ścieżki rowerowe
są tym, co wykrzykuje się obok bluzgu pod adresem kolegi partyjnego, który
zdradził, a smoleńskie miesięcznice?! To jednak podrzędny urzędnik Sepioł
podziela przekonanie PiS­-u, że polityka symboliczna jest ważna? Tyle że
ta
prowadzona w zupełnie innym od polskiego interesie?

Przecież ta wypowiedź nie jest o rywalizacji dwóch partii politycznych,
ona
jest z ducha sowiecka! Mogłaby paść właśnie w pierwszych latach po 1945
r.,
gdy na wygnaniu prof. Wiktor Weintraub publikował swój artykuł „Mickiewicz
między Marksem a Stalinem” opisujący, jak komuniści usiłują zaadaptować
polską kulturę i tradycję do marksistowskiej ideologii.

Fałszują, bo nie mogą oddać władzy

Owo „nie można do tego dopuścić”, rzucone w kontekście przywrócenia
ciągłości polskiej tradycji niepodległościowej, usłyszał Sepioł zapewne
gdzieś z góry, z centrum zarządzania procesami społecznymi w III RP i
postanowił zabłysnąć: jestem z wyższej półki, mam wiedzę, o której różne
podrzędne Kraciki nie mają pojęcia.

Tak, oni faktycznie nie mogą do tego dopuścić. Powtarzana przez ulicę tu i
ówdzie mądrość: kto zrobił Smoleńsk, ten władzy nie odda, wypływa z
doświadczenia pokoleń zwykłych Polaków.

W odniesieniu do władzy PO oznacza to, że jeśli po Smoleńsku zajmowano się
tuszowaniem tej zbrodni, kłamano wchodzono w kompromitujące związki z
Rosją
Putina, po prostu nie można zgodzić się na przejęcie władzy przez obóz
niepodległościowy ze strachu przed więzieniem. Bynajmniej niebędącym
skutkiem zemsty politycznej, a wynikiem zdjęcia ochrony z winowajców.

Również dla głównych sprawców Smoleńska, prowadzących wojnę z Ukrainą,
pójście w świat przekazu od polskich władz, kto dokonał tej zbrodni,
byłoby
teraz sporym kłopotem. Zapewne na tyle dużym, by uruchomić w Polsce swoją
agenturę, nawet kosztem „spalenia” jakiejś jej części. I to nie dopiero
przy okazji wyborów do parlamentu, bo może być za późno, a teraz, gdy PiS
wygrał i to wyraźnie. Dla moskiewskich speców od fałszowania wyborów,
którzy robią to np. po raz dwudziesty, to elementarz.

Kto zna Rosję i jej metody, w wypowiedzi Sepioła dojrzy ów moskiewski
ślad.
Tego nie wymyślili młodzi rzutcy spece z warszawskich agencji PR­-owych.
To
budowniczowie Ławry Aleksandra Newskiego oraz Pałacu Kultury w Warszawie,
którzy świetnie rozumieją, jak niebezpieczne jest dla nich odradzanie się
Polski w sferze symbolicznej.

Zagłosujmy im na złość

Cytowana wypowiedź senatora Sepioła powinna zmobilizować nas do udziału w
drugiej turze wyborów, oczywiście w tych miastach, w których walczą
jeszcze
kandydaci obozu niepodległościowego. Zdrowy odruch, by zrobić na złość
fałszerzom, może paradoksalnie przynieść właśnie teraz zaskakująco dobry
efekt. Skoro sprawa fałszerstwa jeszcze nie przyschła, tym, którzy się go
dopuścili, trudno będzie posłużyć się tymi samymi metodami w II turze. A
kilka wygranych w dużych miastach może skutecznie zniszczyć narrację
TVN­-u
o tym, że opowiadającemu o wyborczych fałszerstwach Kaczyńskiemu wierzą
tylko niezbyt liczni zwolennicy teorii spiskowych.


Data: 2014-12-01 05:15:04
Autor: stevep
Powrót metod Arona Pałkina
W dniu .11.2014 o 07:40 Mark Woydak <mark.woydak@forest.de> pisze:



Powrót metod Arona Hofmana

Buda zawszony kundlu.

--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Powrt metod Arona Pakina

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona