Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Data: 2010-11-02 13:53:18
Autor: Jarek nie obronił kżyża
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
- Dlaczego prezydent Kaczyński spóźnił się na samolot do Smoleńska? Jak obecność gen. Błasika wpłynęła na zachowanie pilotów? Czy samolot był dobrze przygotowany? - te i inne pytania stawiają po analizie 57 tomów smoleńskiego śledztwa dziennikarze tygodnika ''Wprost'', którzy mieli wgląd do akt śledztwa. Ale opublikowany materiał niewiele wnosi do tego co już wiadomo. Potwierdza natomiast wcześniejsze informacje o bałaganie w pułku, obsługującym rządowe samoloty
Opublikowany we wtorek tekst "Zapis śmierci" to próba odpowiedzi na kluczowe pytania jak doszło do katastrofy. Część odpowiedzi znaliśmy już wcześniej, część pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Z akt śledztwa wynika - według "Wprost" - m. in., że:

Na samolot spóźnił się prezydent Kaczyński. Ale nie wiadomo dlaczego

Wylot był planowany na godzinę 6.30, a samolot odleciał o 7.27. "Wprost" nie znalazł w aktach odpowiedzi na pytanie czemu Kaczyński się spóźnił. Ocenia, że "raczej nie zaspał, wieczór poprzedzający wylot spędził spokojnie. Był na spotkaniu ze współpracownikami i u matki w szpitalu przy ul. Szaserów". "Około godz. 23 dnia 9 kwietnia prezydent powrócił do Pałacu Prezydenckiego" - opowiedział śledczym jego kierowca. Z zeznań Jarosława Kaczyńskiego wynika, że jego brat prezydent już około szóstej był na nogach, bo o tej godzinie do niego zadzwonił.

Część rodzin ofiar katastrofy uważa, że spóźnienie było główną przyczyną katastrofy, jednak, jak podkreśla "Wprost", samoloty z VIP-ami rzadko wylatują punktualnie: np. tupolew, który 7 kwietnia wiózł do Smoleńska Donalda Tuska, miał 50 minut poślizgu.

Przygotowania samolotu: awaria klimatyzacji

Mechanicy zaczęli przygotowywać tupolewa o czwartej rano. "Wprost" cytuje zeznania mechanika Krzysztofa F.: "Ok. 5.10 Przemysław L. () stwierdził, że na środkowym silniku nr 2 jest drobny wyciek. Polecił przerwanie czynności (). Podszedłem do niego i razem sprawdziliśmy, co jest przedmiotem wycieku. Pod silnikiem widać było plamę wielkości ok. 40 cm, jak później się okazało, plamę wody. Woda ta była prawdopodobnie pozostałością po myciu samolotu. Fakt ten stwierdziłem poprzez sprawdzenie lepkości tej cieszy, jej zapachu i jej smaku".

Dwa dni przed wylotem do Smoleńska tupolew był z premierem w Pradze. Podczas drogi powrotnej w samolot uderzył ptak, który uszkodził osłonę radaru i zadrapał lakier. Usterkę naprawiono i nałożono nowy lakier. Potem samolot został umyty. Stąd woda pod silnikiem. 10 kwietnia tupolew wystartował z drobną usterką: nie działała klimatyzacja. Mechanicy stwierdzili, że to nic groźnego i można lecieć. Naprawą mieli zająć się po powrocie.



Kto za sterami?

"Wprost" pisze, że "ostatecznej odpowiedzi na to pytanie prokuratorzy jeszcze nie znają. Faktem jest jednak, że badaniu tej hipotezy poświęcają bardzo dużo energii: o zwyczaje gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych, wypytywali wszystkich przesłuchiwanych pilotów, ich bliskich, a nawet znajomych. Łącznie kilkanaście osób".

Co wynika z zeznań? Wdowa po generale zapewnia, że generał "był bardzo pryncypialny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. A nawet jeśli 10 kwietnia wszedł do kokpitu, to na pewno nie po to, by wywierać presję na pilotów. Wręcz przeciwnie, pewnie chciał być zderzakiem chroniącym załogę przed naciskami i pytaniami w stylu: "Czy wylądujemy o czasie?", "Czy zdążymy?"

Wdowy innych pilotów Tu 154 mówią jednak, że Błasik miał w zwyczaju wchodzić na pokład i zajmować miejsce pilota. Według byłego dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, postępowanie Błasika nie było niczym nadzwyczajnym. Do kokpitu lubili zaglądać także i inni generałowie. "Takie zachowania wyższych przełożonych z Sił Powietrznych były powszechną praktyką" - zeznał.

"Wprost" ocenia, że niezależnie od jej formy, obecność Błasika musiała działać deprymująco na pilotów. Bo był z nimi w konflikcie. Wdowa po techniku Andrzeju Michalaku mówiła o szkoleniu survivalowemu w Zakopanem, do którego generał "zmusił" żołnierzy z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Piloci oceniali, że zajęcia z przetrwania w trudnych warunkach nie miały sensu dla załóg samolotów transportowych, które nie mają szans na katapultowanie się, a co za tym idzie na przeżycie. Błasik miał być bardzo niezadowolony, powiedzieć, że jeśli piloci nie mają kondycji, to ją sobie wyrobią - co nastąpiło pod postacią forsownych marszów z ciężkimi plecakami po górach.

Czy loty z Lechem Kaczyńskim były wyjątkowe?

"10 kwietnia żona wstała o 3 w nocy, wyszykowała sobie mundur i niechętnie ale udała się na lotnisko" - zeznał w prokuraturze wdowiec po funkcjonariuszce BOR. Jego zdaniem żona nie lubiła latać z Lechem Kaczyńskim. "Główny problem polegał na wiecznym spóźnianiu się (). W zasadzie nie zdarzało się, aby prezydent był o czasie. Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny".

Z akt prokuratury wynika, że lotów z Lechem Kaczyńskim nie lubili piloci i stewardesy. Wszyscy powtarzali, że prezydent spóźniał się najczęściej z wszystkich, a jego kancelaria była nieprzewidywalna.

Śledczy sprawdzają wątek presji, jaką piloci czuli po wyprawie do Gruzji 12 sierpnia 2008 r., gdy samolot miał wylądować w Gandżi w Azerbejdżanie, ale Lech Kaczyński osobiście zażądał, by zmieniono plany i wylądowano w stolicy Gruzji Tbilisi. Pilot kpt. Grzegorz Pietruczuk (drugim pilotem był wówczas kpt. Arkadiusz Protasiuk) odmówił wykonania rozkazu. MON nagrodził go za to srebrnym krzyżem za zasługi dla obronności, ale prezydent nie chciał już z nim latać, Przemysław Gosiewski zaś w swej interpelacji poselskiej nazwał jego zachowanie "niesubordynacją, tchórzostwem i odmawianiem wykonywania rozkazów". Większość osób służących w pułku mówi o presji jaką odczuwali piloci po tym wydarzeniu. Uczestnicząca w locie gruzińskim stewardesa Monika K. zeznawała: "Arek Protasiuk wspierał Pietruczuka w tej decyzji odmowy lądowania w Tbilisi. Później, już po powrocie do kraju, Pietruczuk miał nieprzyjemności. Arek wiedział o nich, dochodziło wręcz do sytuacji, że ludzie z Kancelarii Prezydenta niby w żartach mówili o nim "Grzegorz Tchórzliwy". Była to bardzo niezdrowa sytuacja."

Zdaniem żony zmarłego pilota jej mąż był poddawany wówczas presji. Dowództwo przypuszczało, że symuluje on chorobę. "Ktoś z pułku dzwonił i pytał, czy aby na pewno bierze leki i jest chory. Pojawiały się sugestie, że celowo tak postąpił, chcąc uchylić się od lotu z prezydentem". Z zeznań kolegów wynika, że dostał wtedy ksywę "Arkadiusz Chorowity".

Ciało prezydenta znaleźli Rosjanie

Zderzenie samolotu z ziemią nastąpiło o 8.41 czasu polskiego. Ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego znaleziono o 9.30. Wstępnej identyfikacji dokonali funkcjonariusz BOR i konsul ambasady w Moskwie. Wbrew sensacyjnym doniesieniom, wciąż powtarzanym przez niszową prasę w Polsce, na miejscu katastrofy nie doszło do strzelaniny między BOR-owcami, a funkcjonariuszami rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony. BOR-owcy, którzy czekali na Kaczyńskiego w Katyniu, byli nieuzbrojeni - Rosjanie nie zgodzili się na wwóz i posiadanie przez nich broni służbowej. Według zeznań BOR-owców, Rosjanie nie zgodzili się na obecność polskiej ochrony na lotnisku Siewiernyj. Był tam tylko kierowca ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra. To funkcjonariusz oddelegowany do służby w Moskwie.

Zaraz po odnalezieniu zwłok prezydenta konsul Stanisław Ł. poprosił Rosjan o pozostawienie ciała na miejscu katastrofy. Chodziło o to, by Jarosław Kaczyński, który był już w drodze do Smoleńska, dokonał oficjalnej identyfikacji zwłok jeszcze na lotnisku. "Rosyjski prokurator jedynie mówił, że chcą zabrać ciało z polany i złożyć je z honorami w jakimś godnym miejscu" - relacjonował w prokuraturze funkcjonariusz BOR Jarosław S. Polacy się na to nie zgodzili. "Nie wybuchła żadna kłótnia" - zgodnie zeznali wszyscy polscy pracownicy ochrony.




Nikt nie przeżył katastrofy, zwłoki 96 osób w 320 fragmentach

Kilkadziesiąt minut po wypadku po lotnisku rozeszła się plotka, że trzy osoby przeżyły. "Dotarła do nas informacja, że w stanie ciężkim przewieziono je do szpitala" - zeznał funkcjonariusz BOR Krzysztof D. Plotka miała pochodzić z polskich mediów, które podały, że z lotniska odjechały trzy karetki. "Okazało się, że nic takiego nie miało miejsca" - powiedział w prokuraturze R. z Biura Ochrony Rządu.

Wielu świadków zdarzenia, którzy tuż po tragedii byli na miejscu katastrofy, a później nie brali udziału w akcji wydobywania zwłok, zeznawało, że nie widziało ciał zabitych. Jeden z rosyjskich strażaków relacjonuje: "W środku wraku było miejsce "kula", w której były ludzkie ciała. Te ciała były przemieszane. Samolot jest "rurą", a jak samolot się odwróci do góry nogami, ludzie odczepiają się z siedzeniami od podłoża samolotu. Pasy od siedzeń przecinają ludzkie ciała, a te ciała po uderzeniu samolotu o powierzchnię przyciągane siłą grawitacji udają się w jedno miejsce". Z ekspertyzy Instytutu Medycyny Sądowej w Moskwie wynika, że przebadano 320 fragmentów zwłok.

Nagranie z chwili katastrofy

Wstrząsający jest fragment o ostatniej rozmowie pasażera Tu 154. Poseł PSL Leszek Deptuła zadzwonił do żony. W krótkim nagraniu na poczcie głosowej poseł krzyczy "Asia, Asia!", a w tle "słychać było głos tłumu, krzyk ludzi". - Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik - relacjonuje żona posła Joanna Krasowska-Deptuła.



Załoga na Siewiernym w niepełnym składzie, zeznania kontrolerów nieścisłe

Zgodnie z wymogami rosyjskiego prawa stację meteorologiczną powinno obsługiwać trzech pracowników etatowych. "W dniu 10 kwietnia był tylko jeden pracownik, to znaczy ja" - zeznał Michaił R., naczelnik stacji meteorologicznej miejscowej jednostki wojskowej. Według jego zeznań, brakowało kierowcy-obserwatora meteorologicznego i technika meteorologa. Według zeznań Michaił R. "wykonywał obowiązki wszystkich trzech pracowników".

Polska prokuratura dostała od Rosjan dwa komplety zeznań osób, które były w wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj - Pawła Plusnina (wersja odręczna i maszynopis) i dwa - Wiktora Ryżenki (wersja odręczna i maszynopis). Wszystkie pochodzą z 10 kwietnia. Zeznania Plusnina są bardzo podobne, ale nie identyczne. Na pierwszej wersji wpisano godziny przesłuchania: 15.30-18. Znajduje się w niej bardzo ważny fragment dotyczący rozmów z załogą tupolewa: "Zaniżyłem widoczność do 400 m, ponieważ myślałem, że załoga samodzielnie podejmie decyzję o przekierunkowaniu się na zapasowe lotnisko i że taka widoczność obudzi czujność samolotu, chociaż w rzeczy samej widoczność ta mieściła się w granicach 800 m". Według maszynopisu przesłuchanie odbyło się między 16.10 a 18. W tej wersji brakuje też fragmentu, w którym Plusnin tłumaczyłby powody zaniżenia widoczności.

Podobnie jest z Ryżenką. Pierwszy protokół to maszynopis, są na nim godziny: 14-15. Druga wersja jest odręczna. Według niej przesłuchanie odbyło się między 14 a 16. W drugiej kopii znajduje się też fragment, którego nie ma w maszynopisie: "Około godziny 7 Plusnin i ja nie odbyliśmy badań lekarskich, ponieważ w punkcie zdrowia nikogo nie było". Co więcej, protokół jest pomazany i można się domyślać, że pierwsza wersja tego zdania brzmiała odwrotnie: "Około godziny 7 Plusnin i ja odbyliśmy badania lekarskie, w wyniku których stwierdzono, że jestem zdrowy".

Lotniska zapasowe - tylko w teorii

Według informacji wyczytanych przez dziennikarzy "Wprost" w aktach śledztwa, plan lotu przewidywał zapasowe lotniska w Mińsku i Witebsku, ale nikt nie wiedział, jak prezydent miałby stamtąd dotrzeć do Katynia. Mińsk i Witebsk leżą na Białorusi. Rosjanie mogliby więc co najwyżej odebrać Lecha Kaczyńskiego na granicy.

"Wprost" publikuje też umieszczony w aktach zapis rozmów oficerów Centrum Operacji Powietrznych, Centrum Hydrometeorologii z których wynika, że w czasie, gdy prezydencki tupolew od kilkunastu minut leżał roztrzaskany w lesie pod Smoleńskiem, oficerowie nadzorujący w Polsce lot wciąż zastanawiali się, które lotnisko zapasowe jest najlepsze. Nie byli pewni, czy Witebsk i Briańsk leżą na Białorusi, czy w Rosji, nie mieli też przygotowanych odpowiednich map.

Piloci tupolewów często łamali przepisy

"Wprost" pisze, że piloci latający tupolewami lądowali wcześniej w tak trudnych warunkach jakie były 10 kwietnia w Smoleńsku. Lesław P., były pilot Tu-154, niegdyś pracujący w 36. pułku razem z kpt. Arkadiuszem Protasiukiem, zeznał m. in.: "Nie wykluczam, że Protasiuk mógł schodzić samolotem poniżej dozwolonej wysokości. Z mojej pracy wiem, że wielokrotnie lądowano przy niższej widzialności, tj. poniżej 60 metrów. Wtedy wpisywano wartość minimalną, by nie narażać się na nieprzyjemności".

Samoloty niebezpieczne, piloci źle wyszkoleni

Przesłuchiwani zeznawali, że członkowie ich rodzin bali się latać tupolewami, narzekali na ich stan techniczny. Sami piloci narzekali na braki kadrowe i przemęczenie. Wdowa po mjr. Robercie Grzywnie, drugim pilocie w locie do Smoleńska, mówiła, że sytuacja w pułku przypominała "zamawianie taksówki, gdy brakuje taksówkarzy". Piloci tupolewa narzekali też, że są źle wyszkoleni, od dwóch lat nie mieli ćwiczeń na symulatorach.

Wiesław F., były pilot 36. pułku, oceniał, że chodziło o oszczędności "To my, piloci, domagaliśmy się tych szkoleń. Dowództwo spoza pułku, które było decyzyjne pod względem finansowym, było niechętne takim szkoleniom". Wszyscy przesłuchani żołnierze znający pilota prezydenckiego samolotu zgodnie stwierdzili, że Arkadiusz Protasiuk nie był skłonny do brawury i ryzyka. Z części zeznań wynika jednak, że Protasiuk bardzo chciał się wykazać, bo awansował wolniej od kolegów "chciał pokazać, że jest bardzo dobrym pilotem".

Cały raport w tygodniku "Wprost"


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,8599278,To_byla_kula_z_ludzkich_cial__320_fragmentow_96_ofiar.html?as=2&startsz=x#ixzz14837pnFO




Przemysław Warzywny

--

"Partia )PiS), która swoich przeciwników politycznych prześwietla do drugiego pokolenia wstecz, wystawiła w wyborach samorządowych kandydatów w przeszłości współpracujących z organami bezpieczeństwa PRL."

Data: 2010-11-02 17:26:56
Autor: u2
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
W dniu 2010-11-02 13:53, Jarek nie obronił kżyża pisze:
"Wprost" pisze, że "ostatecznej odpowiedzi na to pytanie prokuratorzy
jeszcze nie znają. Faktem jest jednak, że badaniu tej hipotezy
poświęcają bardzo dużo energii: o zwyczaje gen. Andrzeja Błasika,
dowódcy Sił Powietrznych, wypytywali wszystkich przesłuchiwanych
pilotów, ich bliskich, a nawet znajomych. Łącznie kilkanaście osób".


Ważne jest, aby udowodnić tezy założone z góry, aby nie było
najmniejszych wątpliwości co do winy pilotów i ś.p. Prezydenta.

Data: 2010-11-02 17:47:14
Autor: boukun
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4cd03bd3$0$27026$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2010-11-02 13:53, Jarek nie obronił kżyża pisze:
"Wprost" pisze, że "ostatecznej odpowiedzi na to pytanie prokuratorzy
jeszcze nie znają. Faktem jest jednak, że badaniu tej hipotezy
poświęcają bardzo dużo energii: o zwyczaje gen. Andrzeja Błasika,
dowódcy Sił Powietrznych, wypytywali wszystkich przesłuchiwanych
pilotów, ich bliskich, a nawet znajomych. Łącznie kilkanaście osób".


Ważne jest, aby udowodnić tezy założone z góry, aby nie było
najmniejszych wątpliwości co do winy pilotów i ś.p. Prezydenta.

Tak jakby ktoś miał 10 kwietnia wątpliwości?

boukun

Data: 2010-11-02 17:49:29
Autor: u2
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
W dniu 2010-11-02 17:47, boukun pisze:
Tak jakby ktoś miał 10 kwietnia wątpliwości?


Nikt nie miał, przecież pilot podchodził do lądowania 4 razy.

Data: 2010-11-02 17:51:27
Autor: boukun
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4cd0411c$0$22808$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2010-11-02 17:47, boukun pisze:
Tak jakby ktoś miał 10 kwietnia wątpliwości?


Nikt nie miał, przecież pilot podchodził do lądowania 4 razy.

Ale ja czułem już przed 10 kwietnia, że te wariactwa Lecha się dla niego tragicznie skończą, dało się wyczuć, że doprowadzi wcześniej czy później do katastrofy.
10 kwietnia już nikt nie był zdziwiony...

Nikt tylko nie myślał, że tylu ludzi za sobą pociągnie...

boukun

Data: 2010-11-02 17:54:17
Autor: u2
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
W dniu 2010-11-02 17:51, boukun pisze:
Ale ja czułem już przed 10 kwietnia, że te wariactwa Lecha się dla niego
tragicznie skończą, dało się wyczuć, że doprowadzi wcześniej czy później
do katastrofy.


Jakoś nie widać tego po twoich wypowiedziach z tamtego okresu.

Data: 2010-11-02 17:59:16
Autor: boukun
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4cd0423c$0$22795$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2010-11-02 17:51, boukun pisze:
Ale ja czułem już przed 10 kwietnia, że te wariactwa Lecha się dla niego
tragicznie skończą, dało się wyczuć, że doprowadzi wcześniej czy później
do katastrofy.


Jakoś nie widać tego po twoich wypowiedziach z tamtego okresu.

Oj, razem z Palikotem żeśmy ostrzegali..., tak jak teraz prorokujemy tragiczny los Jarosława..., podążającego w szaleństwie w tym samym kierunku...

boukun

Data: 2010-11-02 18:02:49
Autor: u2
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
W dniu 2010-11-02 17:59, boukun pisze:
Jakoś nie widać tego po twoich wypowiedziach z tamtego okresu.

Oj, razem z Palikotem żeśmy ostrzegali..., tak jak teraz prorokujemy
tragiczny los Jarosława..., podążającego w szaleństwie w tym samym
kierunku...

A co kogo obchodzi druga Kaczka. Dla Polaków to Polska jest najważniejsza.

W sumie podziwiam drugą Kaczkę, że pomimo takiej merdialnej nagonki
pozostał na politycznej scenie. Ale pewnie i jego siepacze dopadną.

Data: 2010-11-02 18:06:30
Autor: boukun
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4cd0443c$0$22795$65785112news.neostrada.pl...
W dniu 2010-11-02 17:59, boukun pisze:
Jakoś nie widać tego po twoich wypowiedziach z tamtego okresu.

Oj, razem z Palikotem żeśmy ostrzegali..., tak jak teraz prorokujemy
tragiczny los Jarosława..., podążającego w szaleństwie w tym samym
kierunku...

A co kogo obchodzi druga Kaczka. Dla Polaków to Polska jest najważniejsza.

W sumie podziwiam drugą Kaczkę, że pomimo takiej merdialnej nagonki
pozostał na politycznej scenie. Ale pewnie i jego siepacze dopadną.

Sam wrzawę nakręca, jak wcześniej jego brat...
A raczej to wy mohery go nakręcacie...

boukun

Data: 2010-11-02 18:09:21
Autor: u2
Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.
W dniu 2010-11-02 18:06, boukun pisze:
Sam wrzawę nakręca, jak wcześniej jego brat...
A raczej to wy mohery go nakręcacie...

Nigdy się nie spotkałem ani z pierwszą, ani z drugą Kaczką.

Wolę Korwina-Mikke. Z nim zamieniłem kilka zdań.

Prezydent potrafił się spóźnić trzy godziny.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona