Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.prawo   »   Proces Józefa K.

Proces Józefa K.

Data: 2019-01-30 15:11:39
Autor: u2
Proces Józefa K.
Nadzorca wzywa
pana! - zawołano.Tym, co go przestraszyło,
był krzyk, ten krótki, urywany żołnierski wrzask, o który
by nigdy strażnika Franciszka nie posądzał. Sam rozkaz był
mu pożądany.- Wreszcie! - odkrzyknął, zamknął
szafkę i natychmiast pobiegł do sąsiedniego pokoju.Tam stali obaj strażnicy i, jakby się
to samo przez się rozumiało, zagnali go z powrotem do pokoju.- Co wam przyszło do
głowy! - wołali. - W koszuli chcecie iść do nadzorcy? Każe
was obić i nas w dodatku.- Puśćcie mnie, do diabła! - wołał
K., którego już przyparli do szafy. - Nie można wymagać ode mnie
odświętnego stroju, skoro napada się na mnie w łóżku.- Trudna rada - powiedzieli strażnicy,
którzy zawsze ilekroć K. podnosił głos, uspokajali się, nawet wprost
smutnieli, co go mieszało i poniekąd otrzeźwiało.- Śmieszne ceremonie - mruczał
jeszcze, ale już zdjął ubranie z krzesła i trzymał je chwilę
w obu rękach, jakby poddawał je ocenie strażników. Potrząsnęli
głowami.- To musi być czarne ubranie
- powiedzieli.Na to K. rzucił ubranie na podłogę
i sam nie rozumiejąc, w jakim sensie to mówi, powiedział:- Przecież to jeszcze nie jest rozprawa
główna.Strażnicy uśmiechnęli się, lecz
obstawali przy swoim:- To musi być czarne ubranie.- Jeśli przez to przyspieszę sprawę,
niech już będzie - powiedział K., otworzył sam szafę i szukał
długo pomiędzy garniturami, wybrał najlepszy czarny żakiet, który
swoim krojem wywołał sensację wśród znajomych, wyciągnął także
inną koszulę i zaczął się starannie ubierać. W skrytości ducha
sądził, że udało mu się przyspieszyć całą sprawę przez to,
że strażnicy zapomnieli zmusić go do kąpieli. Obserwował ich,
czy sobie tego może jednak nie przypomną, ale oni oczywiście wcale
na to nie wpadli, natomiast Willem nie zapomniał wysłać Franciszka
do nadzorcy z doniesieniem, że K. się ubiera.Gdy był już zupełnie ubrany, musiał
przejść obok Willema przez pusty pokój sąsiedni do następnego,
którego dwuskrzydłowe drzwi były już na oścież otwarte. Ten
pokój, jak K. dobrze o tym wiedział, zamieszkiwała od niedawna
niejaka panna Burstner, stenotypistka, która zwykła była bardzo
wcześnie wychodzić do pracy, późno wracała do domu i z którą
K. zamienił był zaledwie parę razy pozdrowienia. Teraz wysunięto na
środek pokoju stolik nocny sprzed jej łóżka, niby stół na rozprawie
sądowej i za nim zasiadł dozorca. Założył nogę na nogę i jedno
ramię oparł na poręczy krzesła.W jednym kącie pokoju stali trzej młodzi
ludzie i przypatrywali się fotografiom panny Burstner zatkniętym
w wiszącą na ścianie trzcinową matę. Na klamce otwartego okna
wisiała biała bluzka. Z okna naprzeciw znowu wychylali się oboje
starzy, ale grupa powiększyła się, bo za nimi stał znacznie od
nich wyższy mężczyzna z rozpiętą na piersiach koszulą, który
przebierał palcami w swojej rudawej spiczastej bródce.- Józef K.? - spytał nadzorca,
może tylko po to, aby ściągnąć na siebie jego latający wzrok.K. przytaknął.- Pan jest zapewne bardzo zaskoczony
wypadkami dzisiejszego ranka? - spytał nadzorca i przesunął przy
tym obiema rękami kilka przedmiotów leżących na stoliku: świecę,
zapałki, książkę i poduszeczkę na szpilki, jakby to były przedmioty
potrzebne mu do rozprawy.- Pewnie - odparł K. i ogarnęło go
miłe uczucie zadowolenia, że wreszcie ma do czynienia z człowiekiem
rozumnym i może z nim mówić o swojej sprawie. - Bez wątpienia,
jestem zaskoczony, ale znowu nie tak bardzo.- Nie bardzo zaskoczony? - spytał
nadzorca i postawił świecę na środku stolika, grupując wokoło
niej inne przedmioty
- Może mnie pan źle zrozumie
- śpiesznie zauważył K. - Przyznaję - tu przerwał
i obejrzał się za jakimś krzesłem. - Mogę chyba
usiąść? - zapytał.- To u nas nie jest przyjęte
- odpowiedział nadzorca.- Przyznaję - rzekł K. już bez
dalszej przerwy - że jestem bądź co bądź bardzo zaskoczony,
ale gdy się żyło na świecie trzydzieści lat i samemu musiało
się przez życie przebijać, jak to mnie przypadło w udziale,
człowiek staje się odporny i nie bierze już tak poważnie żadnych
niespodzianek. Zwłaszcza takich jak ta dzisiejsza.- Dlaczego zwłaszcza takich jak ta
dzisiejsza?- Nie mówię, że uważam to wszystko
za żart, na to poczynione przygotowania wydają mi się jednak zbyt
daleko idące. Należałoby wmieszać w to wszystkie osoby pensjonatu,
a także was wszystkich, a to by przekraczało granice żartu. Nie
chcę więc mówić, że to jest żart.- Całkiem słusznie - powiedział
nadzorca i obliczał, ile jest zapałek w pudełku.- Z drugiej jednak strony - ciągnął
dalej K. i zwrócił się przy tym do wszystkich, a chętnie byłby się
nawet zwrócił jeszcze do tych trzech przy fotografiach - z drugiej
jednak strony cała ta sprawa nie może być bardzo ważna. Wnioskuję
to z tego, że jestem wprawdzie oskarżony, ale nie mogę znaleźć
najmniejszej winy, o którą można by mnie było oskarżyć. Ale
i to jest drugorzędną sprawą. Kto mnie oskarża? - oto
zasadnicze pytanie. Jaka władza prowadzi dochodzenie? Czy pan jest
urzędnikiem? Nikt z was nie ma munduru, chyba że pańskie ubranie
- tu zwrócił się do Franciszka - zechce ktoś uważać za mundur,
ale i ono jest raczej strojem podróżnym. W tych kwestiach żądam
wyjaśnień i jestem przekonany, że po ich otrzymaniu najserdeczniej
się rozstaniemy.Nadzorca opuścił na stół pudełko
z zapałkami.- Pan jest w wielkim błędzie
- rzekł. - Ci panowie i ja stoimy w tej sprawie całkiem na
uboczu, co więcej, my o niej prawie nic nie wiemy. Choćbyśmy nosili
nawet najbardziej przepisowe mundury, nie pogorszyłoby to ani trochę
stanu pańskiej sprawy. Nie mogę też bynajmniej powiedzieć panu,
czy jest pan oskarżony, sam tego nie wiem. Pan jest aresztowany,
oto wszystko, więcej nie wiem. Może strażnicy nagadali co innego,
w takim razie było to tylko czcze gadanie. Ale chociaż nie odpowiem na
pańskie pytania, to jednak radzę panu mniej zajmować się nami i tym,
co się z panem stanie, natomiast więcej myśleć o sobie. I lepiej
nie robić tyle hałasu z tą pańską niewinnością, bo to psuje
niezłe wrażenie, jakie pan na ogół sprawia. Powinien pan też
być powściągliwszy w słowach. Prawie wszystko, co pan przedtem
powiedział, można było po pierwszych paru słowach wywnioskować
z pańskiego zachowania, zresztą nie było to nic dla pana szczególnie
korzystnego.K. wpatrzył się w nadzorcę. Dostawał
nauczki jak w szkole i w dodatku może od człowieka młodszego
od siebie! Za swoją otwartość został ukarany naganą! A o przyczynach aresztowania i o tym, kto je nakazał, nie dowiedział
się niczego!Zirytowany przemierzał pokój tam
i z powrotem, w czym mu nikt nie przeszkadzał, podciągnął mankiety,
obmacał sobie pierś, przygładził włosy, przeszedł obok trzech
mężczyzn, powiedział:- Ależ to nie ma sensu - na co
się odwrócili i popatrzyli na niego życzliwie, ale z powagą,
a on wreszcie zatrzymał się przy stole nadzorcy. - Prokurator
Hasterer jest moim dobrym przyjacielem - rzekł - czy mogę do
niego zatelefonować?- Oczywiście - powiedział nadzorca
- tylko nie wiem, jaki to mogłoby mieć sens? Chyba że ma pan z nim
omówić jakąś prywatną sprawę.- Jaki sens? - zawołał K. bardziej
zdumiony niż rozgniewany. - Ależ kto pan jest? Pan chce widzieć
sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może
przyprawić o rozpacz. Ci panowie najpierw mnie napadli, a teraz siedzą
i stoją naokoło i każą mi popisywać się przed panem. Jaki to ma
sens telefonować do prokuratora, gdy jestem rzekomo aresztowany? Dobrze,
nie będę telefonował.- Ależ proszę - powiedział nadzorca
i wskazał ręką na przedpokój, gdzie był telefon. - Proszę,
może pan zatelefonować.- Nie, już teraz nie chcę
- rzekł K. i podszedł do okna. Naprzeciw całe towarzystwo
stało jeszcze u okna i tylko jego zbliżenie się zmieszało nieco
obserwatorów. Starzy chcieli się podnieść, lecz znajdujący się za
nimi człowiek uspokoił ich.- Tam są także tacy
widzowie! - zawołał K. całkiem głośno do nadzorcy i pokazał ich
wskazując palcem. - Precz stąd! - krzyknął potem do nich.

Franz Kafka,
Proces,
tłum. Bruno Schulz, PIW, Warszawa 1994, s. 108-112


--
General Skalski o zydach w UB :

"Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa, Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie."

George Orwell :

"If liberty means anything at all, it means the right to tell people what they do not want to hear"

Proces Józefa K.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona