Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Propagandowa sieczka tuska

Propagandowa sieczka tuska

Data: 2014-05-20 22:33:53
Autor: Mark Woydak
Propagandowa sieczka tuska

Za nami 10 lat członkostwa w Unii Europejskiej i prawie siedem lat władzy ekipy premiera Tuska. Jak wygląda bilans tych rządów na gruncie polskim?

– Ostatnio pojawiają się raporty przygotowywane przez ekipę Donalda Tuska, raporty, które odbiegają od rzeczywistości. Jest tam np. informacja, że w 2013 r. upadło 285 czy 287 firm, natomiast jeśli sięgniemy do rocznika statystycznego GUS, to zobaczymy, że był to rok rekordowy pod względem upadłości, a liczba firm, które zniknęły, sięga 1350. Ten bilans nie stanowiłby jednak pełnej analizy bez sięgnięcia do okresu przedakcesyjnego, a więc do czasu dostosowywania polskiego prawa i gospodarki do unijnych wymogów. To wówczas zlikwidowano całą masę dużych przedsiębiorstw państwowych. W ślad za tym zniknęły setki tysięcy miejsc pracy.

Jeżeli zaś chodzi o ostatnie siedem lat, nie jest to żaden Eden. Dług publiczny wzrósł ponaddwukrotnie, ogromne straty poniósł też sektor samorządowy. Przemiany, jakie widzimy na polskiej wsi czy w naszych miastach czy miasteczkach, nie są efektem unijnych dotacji, ale pieniędzy budżetowych czy kredytów, które trzeba oddać z odsetkami. Jeżeli obsługę długu krajowego liczymy w dziesiątkach miliardów złotych, to przy sporządzaniu bilansu nie należy zapominać o kosztach, które ponosimy my sami, kosztach, które będą ponosić także nasze dzieci i wnuki.

Skąd zatem bierze się to samouwielbienie rządu Donalda Tuska?

– Owszem, do Polski docierają pieniądze unijne, ale mówienie o rekordach to mocna przesada. Dzięki negocjacjom rządu PiS ze śp. Grażyną Gęsicką w poprzednim rozdaniu Polska otrzymała 82,6 miliarda euro. Tylko czy może aż jedna trzecia z tej sumy była spłacona w formie składki. Jeżeli zaś mówimy o nowej perspektywie finansowej UE negocjowanej przez rząd Donalda Tuska i sumie wyższej o niecałe 10 miliardów złotych, to miejmy na względzie również wzrost składki o ponad 20 miliardów.

Głoszenie w raportach i robienie wielkiego wydarzenia, że Polska jest największym beneficjentem środków unijnych, jest zwyczajnie nadużyciem. Któż bowiem jak właśnie nie Polska – kraj największy powierzchniowo i pod względem liczby ludności wśród biednych krajów wspólnoty – powinien otrzymywać te środki. Jeżeli natomiast policzymy całe to wsparcie w przeliczeniu na jednego mieszkańca, to jesteśmy dopiero na siódmym miejscu. Takie są fakty, dlatego wpadanie w samouwielbienie i mydlenie oczu Polakom, że to wszystko to wielkie osiągnięcia i zasługi obecnej ekipy, jest zwyczajnie nieuczciwe.

Czym wobec ostatnich wydarzeń dotyczących embarga na polską wieprzowinę jest Wspólna Polityka Rolna w UE?

– Wspólna Polityka Rolna, zważywszy, jak inne kraje UE dogadują się ponad naszymi głowami z Rosją w zakresie eksportu produktów rolnych, a u nas jest poważny problem nie tylko z wieprzowiną, ale także z jabłkami, których na rynek wschodni eksportowaliśmy ok. 1,2 miliona ton rocznie, to zwyczajnie fikcja.

Warto też zastanowić się, jak ta Wspólna Polityka Rolna ma się do dyskryminacji polskiego rolnika wynikającej z różnicy dopłat, których stosunek wynosi 1 do 3 na naszą niekorzyść. Fikcją jest także wspólna polityka energetyczna, o której marzył Donald Tusk, którego pomysł został wyrzucony do kosza przez lokomotywy UE, a sam premier wyśmiany. Należy też zwrócić uwagę na to, jak w tym kontekście ma się także bezpieczeństwo energetyczne, jeśli przy projekcie gazociągu Nord Stream przebiegającego pod dnem Bałtyku nikt nawet nie spytał nas o zdanie.

Jak wygląda ta jedność europejska, widać też chociażby po cenach gazu, który we Francji, w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii jest o jedną trzecią tańszy niż u nas. Spójrzmy też na zlikwidowane w myśl prawa unijnego stocznie w Polsce, a wraz z nimi szereg zakładów kooperujących, podczas gdy do tych przepisów nie zastosowali się Niemcy czy Francuzi. To najlepiej pokazuje nasze miejsce w szeregu, a ambicje premiera Tuska, które mają się nijak do rzeczywistości, bardziej nam szkodzą niż działają na naszą korzyść.

Jakie są dokonania polskiej polityki zagranicznej?

– Żadne. Działania premiera Tuska i ministra Sikorskiego można określić jako sny o potędze. Owszem, próbowano polskiemu społeczeństwu wmówić, że to dwaj czołowi politycy, z którymi liczy się cała Europa. Tymczasem z rankingów dowiadujemy się, że obaj są osobami zupełnie nierozpoznawalnymi na arenie międzynarodowej, a premier Tusk, owszem, zajmuje trzecie miejsce, ale od końca. To Komisja Europejska zdecydowała, a wystraszony Tusk poszedł na to, że Program ochrony przed powodzią w dorzeczu Górnej Wisły, który obejmuje pięć województw: podkarpackie, małopolskie, śląskie, świętokrzyskie i lubelskie, został wysadzony w powietrze.

Tym sposobem rządowy program, po czterech latach funkcjonowania, ma zastąpić tzw. masterplan dla całego dorzecza Wisły i całego dorzecza Odry. Powstaje pytanie: kto i kiedy przygotuje ten masterplan, za jakie pieniądze i czy będzie to podmiot polski czy zagraniczny? Kiedy zostanie zaprojektowany zbiornik Kąty-Myscowa i inne zbiorniki czy poldery, które raz na zawsze mogłyby rozwiązać problem zagrożenia powodziowego i pozwoliłyby tysiącom ludzi normalnie żyć. To są fakty, wobec których mówienie, że to przynależność do UE uratowała polską gospodarkę przed recesją, jest bzdurą.

Owszem, był wzrost, ale bynajmniej nie było to zasługą rządu premiera Tuska, ale drobnych i średnich przedsiębiorców oraz samorządów. Natomiast że można się rozwijać bez przynależności do UE, najpewniej pokazała Turcja, gdzie zanotowano wzrost gospodarczy na poziomie 7-10 proc. Przy czym warto pamiętać, że dopiero wzrost na poziomie powyżej 4 proc. daje możliwość tworzenia nowych miejsc pracy. To działania tego rządu doprowadziły do masowej emigracji wielu młodych, wykształconych Polaków, a kolejna fala związana z emigracją, tym razem do Szwajcarii, przed nami. Nie są to zatem sukcesy, ale porażki tego rządu.

To dość marny obraz Polski na arenie międzynarodowej…

– Niestety dziś z Polską na arenie międzynarodowej nikt się nie liczy. Nie jesteśmy traktowani jako silny partner, ale jako ubogi krewny i to w każdym obszarze. To sprawia, że Polska jest ogrywana przez innych. Próbuje się nie tylko wpływać na naszą gospodarkę, ale – coraz bardziej skutecznie – także na nasze wartości, dzięki którym Polska przetrwała w trudnych czasach zaborów. Mamy zatem do czynienia z odzieraniem nas z wartości, z historii, a rząd premiera Tuska biernie się temu wszystkiemu przygląda w imię tzw. poprawności.

Jak oceniłby Pan działania polskiej dyplomacji, gdy chodzi o konflikt na Ukrainie i nasze relacje z Rosją?

– Nasze relacje z Rosją są najgorsze od lat, najgorsze, jakie tylko można sobie wyobrazić. Rosja nie traktuje nas poważnie. To zasługa naszej polityki, ale także polityki naszych niby-partnerów zagranicznych. Premier Tusk macha sobie szabelką, tymczasem inni dogadują się z Rosją.

Wystarczy tylko wspomnieć stanowisko prezydenta Hollande'a, który stwierdził, że nic takiego się nie wydarzyło, żeby Francja przerywała realizację kontraktu na budowę dwóch okrętów wojennych dla Rosji. To pokazuje, że możliwości oddziaływania polskiej dyplomacji i premiera Tuska są żadne. Jeżeli chodzi o Ukrainę, to trzeba przypomnieć, że Polska była pierwszym krajem, który uznał niepodległość tego kraju. W naszym interesie jest silna, demokratyczna Ukraina, także jako bufor naszego bezpieczeństwa w obliczu dążeń Putina do odbudowania dawnego rosyjskiego, a później sowieckiego imperium. Polsce powinno zależeć, żeby do odbudowy tego imperium nie doszło. Patrząc na nasze sąsiedztwo z Ukrainą, trzeba też patrzeć pod kątem nacjonalizmu, jaki został umocniony na Majdanie w Kijowie, a który jest szczególnie żywy na zachodniej Ukrainie, blisko naszych granic.

Wicepremier Elżbieta Bieńkowska, która ostatnio gościła na Podkarpaciu, niechętnie wspominała o przeszłości. Bardziej skupiając się na przyszłości, mówiła m.in. o nowej perspektywie finansowej UE i kolejnych pieniądzach także dla Podkarpacia. Jak w rzeczywistości wygląda finansowe wsparcie rządu PO – PSL dla Podkarpacia?

– Wicepremier Bieńkowska nie ma rzeczywiście czym się pochwalić, jeśli chodzi o pozytywne działania dla Podkarpacia, stąd nic dziwnego, że zamiast o przeszłości, woli mówić o tym, co będzie, a więc dawać obietnice, które nic nie kosztują i często nie podlegają rozliczeniu. Przypomnę, że 2 lutego 2008 r. minister Bieńkowska wycięła wszystkie 12 projektów rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego dotyczących szeroko pojętej ochrony środowiska na Podkarpaciu, w tym zbiornik retencyjny Kąty-Myscowa oraz inne zabezpieczenia przeciwpowodziowe, tłumacząc, że były to inwestycje niedostatecznie przygotowane.

O tym dziś wicepremier nie chce pamiętać, może jednak przypomni sobie, co powiedziała w jednym ze swoich wywiadów dla „Wysokich obcasów” – dodatku Gazety Wyborczej także w 2008 r., twierdząc, że skończył się czas nadmiernego preferowania woj. podkarpackiego i że trzeba wrócić do normalności. Zgodnie z tą zapowiedzią minister Bieńkowska wróciła do normalności, tzn. do strzyżenia Podkarpacia. Nie należy też brać na poważnie powtarzane przez wicepremier bzdury, że dzięki środkom unijnym czy środkom z budżetu państwa Podkarpacie niweluje różnice w rozwoju. Fakty są zgoła inne. Wystarczy tylko porównać rocznik statystyczny z 2001 r. z danymi za 2012 r., gdzie widać wyraźnie, że różnice rozwojowe między Podkarpaciem a innymi regionami Polski jeszcze bardziej się pogłębiły.

Mógłby Pan podać jakieś konkrety?

– Proszę bardzo. Autostrada A4 przebiegająca także przez Podkarpacie miała być gotowa przed Euro 2012. Tymczasem mamy rok 2014 a odcinek Rzeszów Wschód – Jarosław wciąż nie jest zakończony. Podobnie zaniechana została droga ekspresowa S19 między Rzeszowem a Lublinem. Nie wiadomo, co będzie także z drogą ekspresową S74 łącząca Sulejów i Nisko, o której Elżbieta Bieńkowska nawet się nie zająknęła. To tylko kilka faktów, które pokazują, że mimo PR-owskiej sieczki rzeczywistość serwowana przez ekipę Tuska skrzeczy.

Coraz bardziej aktywne jest także PSL, które w kampanii próbuje przekonać ludzi, że wciąż jest partią chłopską. Tymczasem jakoś cicho o embargu na wieprzowinę czy o konsekwencjach zakazu wędzenia tradycyjnych wędlin, gdzie PSL ma sporo na sumieniu…

– Lista zaniedbań tej tzw. partii chłopskiej jest oczywiście dłuższa niż wspomniane przez pana kwestie embarga i szukania alternatywnych rynków zbytu na naszą wieprzowinę, owoce, czy chociażby sprawa polskich wędliniarzy i wyrobów wędzonych, w tym również serów i ryb, w obronie których rząd i kolejni odpowiedzialni ministrowie rolnictwa nie potrafią się wstawić i załatwić sprawy na forum Komisji Europejskiej. PSL i „jedynka” tego ugrupowania na podkarpackiej liście, minister pracy i polityki społecznej Kosiniak-Kamysz w swoich wojażach po regionie nie mówi, że to właśnie koalicyjne PSL kobietom pracującym na roli podniosło o 12 lat wiek emerytalny, a pozostałym kobietom o 7 lat, a mężczyznom o 2 lata. To także osobista zasługa ministra Kamysza, bo kto inny jak nie on referował w imieniu rządu ten pomysł. Jego argumentacja, jaka padła wówczas z mównicy sejmowej, że kobiety będą szczęśliwsze i zdrowsze, że mogą dłużej pracować, chyba nie wymaga komentarza.

Z kolei w sprawie polskich wędzonek niemalże wzrusza mnie troska ministra Sawickiego – ponoć reprezentanta polskiej wsi, jaką wykazuje wobec polskich obywateli, których chce uchronić przed szkodliwością wyrobów wędzonych. Tymczasem od specjalistów dowiedziałem się, że wędzonki, aby stały się szkodliwe dla organizmu, to dorosły człowiek musiałby zjeść dziennie 6 kg wędzonych wędlin przez półtora roku. Przyznam, że nie znam nikogo, kto byłby w stanie przynajmniej zbliżyć się do takiego wyniku. No, chyba że pan minister, którego możliwości w tym zakresie nie znam…

Tak czy inaczej te naloty dywanowe na Podkarpacie, zarówno ze strony polityków PO, jak i PSL mają służą temu, aby partia Donalda Tuska zdobyła w tym regionie jakikolwiek mandat w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Data: 2014-05-21 18:09:16
Autor: Mark'Woydak
Propagandowa sieczka tuska
PiS-owski PODSZYWACZ!

MW

Użytkownik "Mark Woydak" <markwoydak@outlook.com> napisał w wiadomości news:llhaf8$gsu$2dont-email.me...

Za nami 10 lat członkostwa w Unii Europejskiej i prawie siedem lat władzy ekipy premiera Tuska. Jak wygląda bilans tych rządów na gruncie polskim?

– Ostatnio pojawiają się raporty przygotowywane przez ekipę Donalda Tuska, raporty, które odbiegają od rzeczywistości. Jest tam np. informacja, że w 2013 r. upadło 285 czy 287 firm, natomiast jeśli sięgniemy do rocznika statystycznego GUS, to zobaczymy, że był to rok rekordowy pod względem upadłości, a liczba firm, które zniknęły, sięga 1350. Ten bilans nie stanowiłby jednak pełnej analizy bez sięgnięcia do okresu przedakcesyjnego, a więc do czasu dostosowywania polskiego prawa i gospodarki do unijnych wymogów. To wówczas zlikwidowano całą masę dużych przedsiębiorstw państwowych. W ślad za tym zniknęły setki tysięcy miejsc pracy.

Jeżeli zaś chodzi o ostatnie siedem lat, nie jest to żaden Eden. Dług publiczny wzrósł ponaddwukrotnie, ogromne straty poniósł też sektor samorządowy. Przemiany, jakie widzimy na polskiej wsi czy w naszych miastach czy miasteczkach, nie są efektem unijnych dotacji, ale pieniędzy budżetowych czy kredytów, które trzeba oddać z odsetkami. Jeżeli obsługę długu krajowego liczymy w dziesiątkach miliardów złotych, to przy sporządzaniu bilansu nie należy zapominać o kosztach, które ponosimy my sami, kosztach, które będą ponosić także nasze dzieci i wnuki.

Skąd zatem bierze się to samouwielbienie rządu Donalda Tuska?

– Owszem, do Polski docierają pieniądze unijne, ale mówienie o rekordach to mocna przesada. Dzięki negocjacjom rządu PiS ze śp. Grażyną Gęsicką w poprzednim rozdaniu Polska otrzymała 82,6 miliarda euro. Tylko czy może aż jedna trzecia z tej sumy była spłacona w formie składki. Jeżeli zaś mówimy o nowej perspektywie finansowej UE negocjowanej przez rząd Donalda Tuska i sumie wyższej o niecałe 10 miliardów złotych, to miejmy na względzie również wzrost składki o ponad 20 miliardów.

Głoszenie w raportach i robienie wielkiego wydarzenia, że Polska jest największym beneficjentem środków unijnych, jest zwyczajnie nadużyciem. Któż bowiem jak właśnie nie Polska – kraj największy powierzchniowo i pod względem liczby ludności wśród biednych krajów wspólnoty – powinien otrzymywać te środki. Jeżeli natomiast policzymy całe to wsparcie w przeliczeniu na jednego mieszkańca, to jesteśmy dopiero na siódmym miejscu. Takie są fakty, dlatego wpadanie w samouwielbienie i mydlenie oczu Polakom, że to wszystko to wielkie osiągnięcia i zasługi obecnej ekipy, jest zwyczajnie nieuczciwe.

Czym wobec ostatnich wydarzeń dotyczących embarga na polską wieprzowinę jest Wspólna Polityka Rolna w UE?

– Wspólna Polityka Rolna, zważywszy, jak inne kraje UE dogadują się ponad naszymi głowami z Rosją w zakresie eksportu produktów rolnych, a u nas jest poważny problem nie tylko z wieprzowiną, ale także z jabłkami, których na rynek wschodni eksportowaliśmy ok. 1,2 miliona ton rocznie, to zwyczajnie fikcja.

Warto też zastanowić się, jak ta Wspólna Polityka Rolna ma się do dyskryminacji polskiego rolnika wynikającej z różnicy dopłat, których stosunek wynosi 1 do 3 na naszą niekorzyść. Fikcją jest także wspólna polityka energetyczna, o której marzył Donald Tusk, którego pomysł został wyrzucony do kosza przez lokomotywy UE, a sam premier wyśmiany. Należy też zwrócić uwagę na to, jak w tym kontekście ma się także bezpieczeństwo energetyczne, jeśli przy projekcie gazociągu Nord Stream przebiegającego pod dnem Bałtyku nikt nawet nie spytał nas o zdanie.

Jak wygląda ta jedność europejska, widać też chociażby po cenach gazu, który we Francji, w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii jest o jedną trzecią tańszy niż u nas. Spójrzmy też na zlikwidowane w myśl prawa unijnego stocznie w Polsce, a wraz z nimi szereg zakładów kooperujących, podczas gdy do tych przepisów nie zastosowali się Niemcy czy Francuzi. To najlepiej pokazuje nasze miejsce w szeregu, a ambicje premiera Tuska, które mają się nijak do rzeczywistości, bardziej nam szkodzą niż działają na naszą korzyść.

Jakie są dokonania polskiej polityki zagranicznej?

– Żadne. Działania premiera Tuska i ministra Sikorskiego można określić jako sny o potędze. Owszem, próbowano polskiemu społeczeństwu wmówić, że to dwaj czołowi politycy, z którymi liczy się cała Europa. Tymczasem z rankingów dowiadujemy się, że obaj są osobami zupełnie nierozpoznawalnymi na arenie międzynarodowej, a premier Tusk, owszem, zajmuje trzecie miejsce, ale od końca. To Komisja Europejska zdecydowała, a wystraszony Tusk poszedł na to, że Program ochrony przed powodzią w dorzeczu Górnej Wisły, który obejmuje pięć województw: podkarpackie, małopolskie, śląskie, świętokrzyskie i lubelskie, został wysadzony w powietrze.

Tym sposobem rządowy program, po czterech latach funkcjonowania, ma zastąpić tzw. masterplan dla całego dorzecza Wisły i całego dorzecza Odry. Powstaje pytanie: kto i kiedy przygotuje ten masterplan, za jakie pieniądze i czy będzie to podmiot polski czy zagraniczny? Kiedy zostanie zaprojektowany zbiornik Kąty-Myscowa i inne zbiorniki czy poldery, które raz na zawsze mogłyby rozwiązać problem zagrożenia powodziowego i pozwoliłyby tysiącom ludzi normalnie żyć. To są fakty, wobec których mówienie, że to przynależność do UE uratowała polską gospodarkę przed recesją, jest bzdurą.

Owszem, był wzrost, ale bynajmniej nie było to zasługą rządu premiera Tuska, ale drobnych i średnich przedsiębiorców oraz samorządów. Natomiast że można się rozwijać bez przynależności do UE, najpewniej pokazała Turcja, gdzie zanotowano wzrost gospodarczy na poziomie 7-10 proc. Przy czym warto pamiętać, że dopiero wzrost na poziomie powyżej 4 proc. daje możliwość tworzenia nowych miejsc pracy. To działania tego rządu doprowadziły do masowej emigracji wielu młodych, wykształconych Polaków, a kolejna fala związana z emigracją, tym razem do Szwajcarii, przed nami. Nie są to zatem sukcesy, ale porażki tego rządu.

To dość marny obraz Polski na arenie międzynarodowej…

– Niestety dziś z Polską na arenie międzynarodowej nikt się nie liczy. Nie jesteśmy traktowani jako silny partner, ale jako ubogi krewny i to w każdym obszarze. To sprawia, że Polska jest ogrywana przez innych. Próbuje się nie tylko wpływać na naszą gospodarkę, ale – coraz bardziej skutecznie – także na nasze wartości, dzięki którym Polska przetrwała w trudnych czasach zaborów. Mamy zatem do czynienia z odzieraniem nas z wartości, z historii, a rząd premiera Tuska biernie się temu wszystkiemu przygląda w imię tzw. poprawności.

Jak oceniłby Pan działania polskiej dyplomacji, gdy chodzi o konflikt na Ukrainie i nasze relacje z Rosją?

– Nasze relacje z Rosją są najgorsze od lat, najgorsze, jakie tylko można sobie wyobrazić. Rosja nie traktuje nas poważnie. To zasługa naszej polityki, ale także polityki naszych niby-partnerów zagranicznych. Premier Tusk macha sobie szabelką, tymczasem inni dogadują się z Rosją.

Wystarczy tylko wspomnieć stanowisko prezydenta Hollande'a, który stwierdził, że nic takiego się nie wydarzyło, żeby Francja przerywała realizację kontraktu na budowę dwóch okrętów wojennych dla Rosji. To pokazuje, że możliwości oddziaływania polskiej dyplomacji i premiera Tuska są żadne. Jeżeli chodzi o Ukrainę, to trzeba przypomnieć, że Polska była pierwszym krajem, który uznał niepodległość tego kraju. W naszym interesie jest silna, demokratyczna Ukraina, także jako bufor naszego bezpieczeństwa w obliczu dążeń Putina do odbudowania dawnego rosyjskiego, a później sowieckiego imperium. Polsce powinno zależeć, żeby do odbudowy tego imperium nie doszło. Patrząc na nasze sąsiedztwo z Ukrainą, trzeba też patrzeć pod kątem nacjonalizmu, jaki został umocniony na Majdanie w Kijowie, a który jest szczególnie żywy na zachodniej Ukrainie, blisko naszych granic.

Wicepremier Elżbieta Bieńkowska, która ostatnio gościła na Podkarpaciu, niechętnie wspominała o przeszłości. Bardziej skupiając się na przyszłości, mówiła m.in. o nowej perspektywie finansowej UE i kolejnych pieniądzach także dla Podkarpacia. Jak w rzeczywistości wygląda finansowe wsparcie rządu PO – PSL dla Podkarpacia?

– Wicepremier Bieńkowska nie ma rzeczywiście czym się pochwalić, jeśli chodzi o pozytywne działania dla Podkarpacia, stąd nic dziwnego, że zamiast o przeszłości, woli mówić o tym, co będzie, a więc dawać obietnice, które nic nie kosztują i często nie podlegają rozliczeniu. Przypomnę, że 2 lutego 2008 r. minister Bieńkowska wycięła wszystkie 12 projektów rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego dotyczących szeroko pojętej ochrony środowiska na Podkarpaciu, w tym zbiornik retencyjny Kąty-Myscowa oraz inne zabezpieczenia przeciwpowodziowe, tłumacząc, że były to inwestycje niedostatecznie przygotowane.

O tym dziś wicepremier nie chce pamiętać, może jednak przypomni sobie, co powiedziała w jednym ze swoich wywiadów dla „Wysokich obcasów” – dodatku Gazety Wyborczej także w 2008 r., twierdząc, że skończył się czas nadmiernego preferowania woj. podkarpackiego i że trzeba wrócić do normalności. Zgodnie z tą zapowiedzią minister Bieńkowska wróciła do normalności, tzn. do strzyżenia Podkarpacia. Nie należy też brać na poważnie powtarzane przez wicepremier bzdury, że dzięki środkom unijnym czy środkom z budżetu państwa Podkarpacie niweluje różnice w rozwoju. Fakty są zgoła inne. Wystarczy tylko porównać rocznik statystyczny z 2001 r. z danymi za 2012 r., gdzie widać wyraźnie, że różnice rozwojowe między Podkarpaciem a innymi regionami Polski jeszcze bardziej się pogłębiły.

Mógłby Pan podać jakieś konkrety?

– Proszę bardzo. Autostrada A4 przebiegająca także przez Podkarpacie miała być gotowa przed Euro 2012. Tymczasem mamy rok 2014 a odcinek Rzeszów Wschód – Jarosław wciąż nie jest zakończony. Podobnie zaniechana została droga ekspresowa S19 między Rzeszowem a Lublinem. Nie wiadomo, co będzie także z drogą ekspresową S74 łącząca Sulejów i Nisko, o której Elżbieta Bieńkowska nawet się nie zająknęła. To tylko kilka faktów, które pokazują, że mimo PR-owskiej sieczki rzeczywistość serwowana przez ekipę Tuska skrzeczy.

Coraz bardziej aktywne jest także PSL, które w kampanii próbuje przekonać ludzi, że wciąż jest partią chłopską. Tymczasem jakoś cicho o embargu na wieprzowinę czy o konsekwencjach zakazu wędzenia tradycyjnych wędlin, gdzie PSL ma sporo na sumieniu…

– Lista zaniedbań tej tzw. partii chłopskiej jest oczywiście dłuższa niż wspomniane przez pana kwestie embarga i szukania alternatywnych rynków zbytu na naszą wieprzowinę, owoce, czy chociażby sprawa polskich wędliniarzy i wyrobów wędzonych, w tym również serów i ryb, w obronie których rząd i kolejni odpowiedzialni ministrowie rolnictwa nie potrafią się wstawić i załatwić sprawy na forum Komisji Europejskiej. PSL i „jedynka” tego ugrupowania na podkarpackiej liście, minister pracy i polityki społecznej Kosiniak-Kamysz w swoich wojażach po regionie nie mówi, że to właśnie koalicyjne PSL kobietom pracującym na roli podniosło o 12 lat wiek emerytalny, a pozostałym kobietom o 7 lat, a mężczyznom o 2 lata. To także osobista zasługa ministra Kamysza, bo kto inny jak nie on referował w imieniu rządu ten pomysł. Jego argumentacja, jaka padła wówczas z mównicy sejmowej, że kobiety będą szczęśliwsze i zdrowsze, że mogą dłużej pracować, chyba nie wymaga komentarza.

Z kolei w sprawie polskich wędzonek niemalże wzrusza mnie troska ministra Sawickiego – ponoć reprezentanta polskiej wsi, jaką wykazuje wobec polskich obywateli, których chce uchronić przed szkodliwością wyrobów wędzonych. Tymczasem od specjalistów dowiedziałem się, że wędzonki, aby stały się szkodliwe dla organizmu, to dorosły człowiek musiałby zjeść dziennie 6 kg wędzonych wędlin przez półtora roku. Przyznam, że nie znam nikogo, kto byłby w stanie przynajmniej zbliżyć się do takiego wyniku. No, chyba że pan minister, którego możliwości w tym zakresie nie znam…

Tak czy inaczej te naloty dywanowe na Podkarpacie, zarówno ze strony polityków PO, jak i PSL mają służą temu, aby partia Donalda Tuska zdobyła w tym regionie jakikolwiek mandat w wyborach do Parlamentu Europejskiego.


Data: 2014-05-22 03:25:42
Autor: stevep
Propagandowa sieczka tuska
W dniu .05.2014 o 05:33 Mark Woydak <markwoydak@outlook.com> pisze:


Za nami 10 lat członkostwa w Unii Europejskiej i prawie siedem lat  władzy ekipy premiera Tuska. Jak wygląda bilans tych rządów na gruncie  polskim?

– Ostatnio pojawiają się raporty przygotowywane przez ekipę Donalda  Tuska, raporty, które odbiegają od rzeczywistości. Jest tam np.  informacja, że w 2013 r. upadło 285 czy 287 firm, natomiast jeśli  sięgniemy do rocznika statystycznego GUS, to zobaczymy, że był to rok  rekordowy pod względem upadłości, a liczba firm, które zniknęły, sięga  1350. Ten bilans nie stanowiłby jednak pełnej analizy bez sięgnięcia do  okresu przedakcesyjnego, a więc do czasu dostosowywania polskiego prawa  i gospodarki do unijnych wymogów. To wówczas zlikwidowano całą masę  dużych przedsiębiorstw państwowych. W ślad za tym zniknęły setki tysięcy  miejsc pracy.

Jeżeli zaś chodzi o ostatnie siedem lat, nie jest to żaden Eden. Dług  publiczny wzrósł ponaddwukrotnie, ogromne straty poniósł też sektor  samorządowy. Przemiany, jakie widzimy na polskiej wsi czy w naszych  miastach czy miasteczkach, nie są efektem unijnych dotacji, ale  pieniędzy budżetowych czy kredytów, które trzeba oddać z odsetkami.  Jeżeli obsługę długu krajowego liczymy w dziesiątkach miliardów złotych,  to przy sporządzaniu bilansu nie należy zapominać o kosztach, które  ponosimy my sami, kosztach, które będą ponosić także nasze dzieci i  wnuki.

Skąd zatem bierze się to samouwielbienie rządu Donalda Tuska?

– Owszem, do Polski docierają pieniądze unijne, ale mówienie o rekordach  to mocna przesada. Dzięki negocjacjom rządu PiS ze śp. Grażyną Gęsicką w  poprzednim rozdaniu Polska otrzymała 82,6 miliarda euro. Tylko czy może  aż jedna trzecia z tej sumy była spłacona w formie składki. Jeżeli zaś  mówimy o nowej perspektywie finansowej UE negocjowanej przez rząd  Donalda Tuska i sumie wyższej o niecałe 10 miliardów złotych, to miejmy  na względzie również wzrost składki o ponad 20 miliardów.

Głoszenie w raportach i robienie wielkiego wydarzenia, że Polska jest  największym beneficjentem środków unijnych, jest zwyczajnie nadużyciem.  Któż bowiem jak właśnie nie Polska – kraj największy powierzchniowo i  pod względem liczby ludności wśród biednych krajów wspólnoty – powinien  otrzymywać te środki. Jeżeli natomiast policzymy całe to wsparcie w  przeliczeniu na jednego mieszkańca, to jesteśmy dopiero na siódmym  miejscu. Takie są fakty, dlatego wpadanie w samouwielbienie i mydlenie  oczu Polakom, że to wszystko to wielkie osiągnięcia i zasługi obecnej  ekipy, jest zwyczajnie nieuczciwe.

Czym wobec ostatnich wydarzeń dotyczących embarga na polską wieprzowinę  jest Wspólna Polityka Rolna w UE?

– Wspólna Polityka Rolna, zważywszy, jak inne kraje UE dogadują się  ponad naszymi głowami z Rosją w zakresie eksportu produktów rolnych, a u  nas jest poważny problem nie tylko z wieprzowiną, ale także z jabłkami,  których na rynek wschodni eksportowaliśmy ok. 1,2 miliona ton rocznie,  to zwyczajnie fikcja.

Warto też zastanowić się, jak ta Wspólna Polityka Rolna ma się do  dyskryminacji polskiego rolnika wynikającej z różnicy dopłat, których  stosunek wynosi 1 do 3 na naszą niekorzyść. Fikcją jest także wspólna  polityka energetyczna, o której marzył Donald Tusk, którego pomysł  został wyrzucony do kosza przez lokomotywy UE, a sam premier wyśmiany.  Należy też zwrócić uwagę na to, jak w tym kontekście ma się także  bezpieczeństwo energetyczne, jeśli przy projekcie gazociągu Nord Stream  przebiegającego pod dnem Bałtyku nikt nawet nie spytał nas o zdanie.

Jak wygląda ta jedność europejska, widać też chociażby po cenach gazu,  który we Francji, w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii jest o jedną  trzecią tańszy niż u nas. Spójrzmy też na zlikwidowane w myśl prawa  unijnego stocznie w Polsce, a wraz z nimi szereg zakładów kooperujących,  podczas gdy do tych przepisów nie zastosowali się Niemcy czy Francuzi.  To najlepiej pokazuje nasze miejsce w szeregu, a ambicje premiera Tuska,  które mają się nijak do rzeczywistości, bardziej nam szkodzą niż  działają na naszą korzyść.

Jakie są dokonania polskiej polityki zagranicznej?

– Żadne. Działania premiera Tuska i ministra Sikorskiego można określić  jako sny o potędze. Owszem, próbowano polskiemu społeczeństwu wmówić, że  to dwaj czołowi politycy, z którymi liczy się cała Europa. Tymczasem z  rankingów dowiadujemy się, że obaj są osobami zupełnie  nierozpoznawalnymi na arenie międzynarodowej, a premier Tusk, owszem,  zajmuje trzecie miejsce, ale od końca. To Komisja Europejska  zdecydowała, a wystraszony Tusk poszedł na to, że Program ochrony przed  powodzią w dorzeczu Górnej Wisły, który obejmuje pięć województw:  podkarpackie, małopolskie, śląskie, świętokrzyskie i lubelskie, został  wysadzony w powietrze.

Tym sposobem rządowy program, po czterech latach funkcjonowania, ma  zastąpić tzw. masterplan dla całego dorzecza Wisły i całego dorzecza  Odry. Powstaje pytanie: kto i kiedy przygotuje ten masterplan, za jakie  pieniądze i czy będzie to podmiot polski czy zagraniczny? Kiedy zostanie  zaprojektowany zbiornik Kąty-Myscowa i inne zbiorniki czy poldery, które  raz na zawsze mogłyby rozwiązać problem zagrożenia powodziowego i  pozwoliłyby tysiącom ludzi normalnie żyć. To są fakty, wobec których  mówienie, że to przynależność do UE uratowała polską gospodarkę przed  recesją, jest bzdurą.

Owszem, był wzrost, ale bynajmniej nie było to zasługą rządu premiera  Tuska, ale drobnych i średnich przedsiębiorców oraz samorządów.  Natomiast że można się rozwijać bez przynależności do UE, najpewniej  pokazała Turcja, gdzie zanotowano wzrost gospodarczy na poziomie 7-10  proc. Przy czym warto pamiętać, że dopiero wzrost na poziomie powyżej 4  proc. daje możliwość tworzenia nowych miejsc pracy. To działania tego  rządu doprowadziły do masowej emigracji wielu młodych, wykształconych  Polaków, a kolejna fala związana z emigracją, tym razem do Szwajcarii,  przed nami. Nie są to zatem sukcesy, ale porażki tego rządu.

To dość marny obraz Polski na arenie międzynarodowej…

– Niestety dziś z Polską na arenie międzynarodowej nikt się nie liczy.  Nie jesteśmy traktowani jako silny partner, ale jako ubogi krewny i to w  każdym obszarze. To sprawia, że Polska jest ogrywana przez innych.  Próbuje się nie tylko wpływać na naszą gospodarkę, ale – coraz bardziej  skutecznie – także na nasze wartości, dzięki którym Polska przetrwała w  trudnych czasach zaborów. Mamy zatem do czynienia z odzieraniem nas z  wartości, z historii, a rząd premiera Tuska biernie się temu wszystkiemu  przygląda w imię tzw. poprawności.

Jak oceniłby Pan działania polskiej dyplomacji, gdy chodzi o konflikt na  Ukrainie i nasze relacje z Rosją?

– Nasze relacje z Rosją są najgorsze od lat, najgorsze, jakie tylko  można sobie wyobrazić. Rosja nie traktuje nas poważnie. To zasługa  naszej polityki, ale także polityki naszych niby-partnerów  zagranicznych. Premier Tusk macha sobie szabelką, tymczasem inni  dogadują się z Rosją.

Wystarczy tylko wspomnieć stanowisko prezydenta Hollande'a, który  stwierdził, że nic takiego się nie wydarzyło, żeby Francja przerywała  realizację kontraktu na budowę dwóch okrętów wojennych dla Rosji. To  pokazuje, że możliwości oddziaływania polskiej dyplomacji i premiera  Tuska są żadne. Jeżeli chodzi o Ukrainę, to trzeba przypomnieć, że  Polska była pierwszym krajem, który uznał niepodległość tego kraju. W  naszym interesie jest silna, demokratyczna Ukraina, także jako bufor  naszego bezpieczeństwa w obliczu dążeń Putina do odbudowania dawnego  rosyjskiego, a później sowieckiego imperium. Polsce powinno zależeć,  żeby do odbudowy tego imperium nie doszło. Patrząc na nasze sąsiedztwo z  Ukrainą, trzeba też patrzeć pod kątem nacjonalizmu, jaki został  umocniony na Majdanie w Kijowie, a który jest szczególnie żywy na  zachodniej Ukrainie, blisko naszych granic.

Wicepremier Elżbieta Bieńkowska, która ostatnio gościła na Podkarpaciu,  niechętnie wspominała o przeszłości. Bardziej skupiając się na  przyszłości, mówiła m.in. o nowej perspektywie finansowej UE i kolejnych  pieniądzach także dla Podkarpacia. Jak w rzeczywistości wygląda  finansowe wsparcie rządu PO – PSL dla Podkarpacia?

– Wicepremier Bieńkowska nie ma rzeczywiście czym się pochwalić, jeśli  chodzi o pozytywne działania dla Podkarpacia, stąd nic dziwnego, że  zamiast o przeszłości, woli mówić o tym, co będzie, a więc dawać  obietnice, które nic nie kosztują i często nie podlegają rozliczeniu.  Przypomnę, że 2 lutego 2008 r. minister Bieńkowska wycięła wszystkie 12  projektów rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego dotyczących szeroko  pojętej ochrony środowiska na Podkarpaciu, w tym zbiornik retencyjny  Kąty-Myscowa oraz inne zabezpieczenia przeciwpowodziowe, tłumacząc, że  były to inwestycje niedostatecznie przygotowane.

O tym dziś wicepremier nie chce pamiętać, może jednak przypomni sobie,  co powiedziała w jednym ze swoich wywiadów dla „Wysokich obcasów” –  dodatku Gazety Wyborczej także w 2008 r., twierdząc, że skończył się  czas nadmiernego preferowania woj. podkarpackiego i że trzeba wrócić do  normalności. Zgodnie z tą zapowiedzią minister Bieńkowska wróciła do  normalności, tzn. do strzyżenia Podkarpacia. Nie należy też brać na  poważnie powtarzane przez wicepremier bzdury, że dzięki środkom unijnym  czy środkom z budżetu państwa Podkarpacie niweluje różnice w rozwoju.  Fakty są zgoła inne. Wystarczy tylko porównać rocznik statystyczny z  2001 r. z danymi za 2012 r., gdzie widać wyraźnie, że różnice rozwojowe  między Podkarpaciem a innymi regionami Polski jeszcze bardziej się  pogłębiły.

Mógłby Pan podać jakieś konkrety?

– Proszę bardzo. Autostrada A4 przebiegająca także przez Podkarpacie  miała być gotowa przed Euro 2012. Tymczasem mamy rok 2014 a odcinek  Rzeszów Wschód – Jarosław wciąż nie jest zakończony. Podobnie zaniechana  została droga ekspresowa S19 między Rzeszowem a Lublinem. Nie wiadomo,  co będzie także z drogą ekspresową S74 łącząca Sulejów i Nisko, o której  Elżbieta Bieńkowska nawet się nie zająknęła. To tylko kilka faktów,  które pokazują, że mimo PR-owskiej sieczki rzeczywistość serwowana przez  ekipę Tuska skrzeczy.

Coraz bardziej aktywne jest także PSL, które w kampanii próbuje  przekonać ludzi, że wciąż jest partią chłopską. Tymczasem jakoś cicho o  embargu na wieprzowinę czy o konsekwencjach zakazu wędzenia tradycyjnych  wędlin, gdzie PSL ma sporo na sumieniu…

– Lista zaniedbań tej tzw. partii chłopskiej jest oczywiście dłuższa niż  wspomniane przez pana kwestie embarga i szukania alternatywnych rynków  zbytu na naszą wieprzowinę, owoce, czy chociażby sprawa polskich  wędliniarzy i wyrobów wędzonych, w tym również serów i ryb, w obronie  których rząd i kolejni odpowiedzialni ministrowie rolnictwa nie potrafią  się wstawić i załatwić sprawy na forum Komisji Europejskiej. PSL i  „jedynka” tego ugrupowania na podkarpackiej liście, minister pracy i  polityki społecznej Kosiniak-Kamysz w swoich wojażach po regionie nie  mówi, że to właśnie koalicyjne PSL kobietom pracującym na roli podniosło  o 12 lat wiek emerytalny, a pozostałym kobietom o 7 lat, a mężczyznom o  2 lata. To także osobista zasługa ministra Kamysza, bo kto inny jak nie  on referował w imieniu rządu ten pomysł. Jego argumentacja, jaka padła  wówczas z mównicy sejmowej, że kobiety będą szczęśliwsze i zdrowsze, że  mogą dłużej pracować, chyba nie wymaga komentarza.

Z kolei w sprawie polskich wędzonek niemalże wzrusza mnie troska  ministra Sawickiego – ponoć reprezentanta polskiej wsi, jaką wykazuje  wobec polskich obywateli, których chce uchronić przed szkodliwością  wyrobów wędzonych. Tymczasem od specjalistów dowiedziałem się, że  wędzonki, aby stały się szkodliwe dla organizmu, to dorosły człowiek  musiałby zjeść dziennie 6 kg wędzonych wędlin przez półtora roku.  Przyznam, że nie znam nikogo, kto byłby w stanie przynajmniej zbliżyć  się do takiego wyniku. No, chyba że pan minister, którego możliwości w  tym zakresie nie znam…

Tak czy inaczej te naloty dywanowe na Podkarpacie, zarówno ze strony  polityków PO, jak i PSL mają służą temu, aby partia Donalda Tuska  zdobyła w tym regionie jakikolwiek mandat w wyborach do Parlamentu  Europejskiego.

Do budy podszywający się kundlu.

--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Propagandowa sieczka tuska

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona