Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i nienor malność normalności"

Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i nienor malność normalności"

Data: 2015-10-23 21:20:02
Autor: the_foe
Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i nienor malność normalności"
Jedną z metod okłamywania społeczeństwa przez PiS jest wymyślanie nieistniejących afer oraz przedstawianie rzeczy zupełnie normalnych tak, jakby były wielkim skandalem.

26 marca 2011 roku uprawomocnił się wyrok sądu Okręgowego w Warszawie, z którego wynika, iż słynna „inwigilacja prawicy”, którą przez lata straszyło nas PiS jako rzekomą zbrodnią „służb”, w ogóle nie miała miejsca. Co ciekawe, nie jest to jedyny przypadek powiadamiania przez polityków PiS o przestępstwach, do których nigdy nie doszło. Jest to wręcz stała metoda prowadzenia walki politycznej.

Przypomnijmy: Sąd Okręgowy orzekł, że instrukcja nr 0015/92 nie pozwalała na inwigilację prawicy. Orzeczenie to poparł Sąd Apelacyjny. Instrukcja 0015/92 powstała w sierpniu 1992 roku. Jej autorem był Piotr Niemczyk, wówczas dyrektor Biura Analiz i Informacji UOP. Według Jarosława Kaczyńskiego miała umożliwiać inwigilację ugrupowań prawicowych. Na jej podstawie miały również powstać komórki zajmujące się tym zadaniem w każdej z delegatur UOP w Polsce. Instrukcję ujawnił w marcu 1993 r. Jarosław Kaczyński, oskarżając UOP o inwigilację prawicy i rozpętując aferę na całą Polskę („szafa Lesiaka”, rzekome fałszowanie lojalki Kaczyńskiego itp.).

Sąd ocenił zeznania Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza w tej sprawie za „mało wiarygodne”, raczej insynuacje i konfabulacje niż fakty. Z kolei historyk IPN prof. Antoni Dudek zeznał, że: „nie są mu znane żadne fakty i okoliczności, które potwierdzałyby tezę, że na podstawie instrukcji 0015/92 była prowadzona inwigilacja partii prawicowych.” Tak oto słynna „inwigilacja prawicy” poległa w sądzie jak długa.

Wcześniej Jarosław Kaczyński wycofał z prokuratury powiadomienie o rzekomym sfałszowaniu, w ramach inwigilacji prawicy, jego lojalki znajdującej się w teczce SB. Można się domyślać, że uniknął w ten sposób ekspertyzy biegłych, która mogła wykazać autentyczność jego podpisu. Każdy, kto żył i działał w tamtych czasach, wie, że SB wprawdzie fałszowała dokumenty, ale nie takie, i nie wobec nikomu nieznanych osób bez znaczenia w ruchu oporu, a takim kimś był wówczas Jarosław Kaczyński. Sprawa fałszowania lojalki Kaczyńskiego od razu wyglądała na mało wiarygodną, bo nie było widać celu takiego działania, a dokument ten nie miał istotnego znaczenia. W sensie prawnym nie miał wręcz znaczenia żadnego. Tym bardziej nie miało żadnego sensu fałszowanie go w latach 90.

Zawiadamianie prokuratury i robienie gigantycznych politycznych awantur na temat zmyślonych przestępstw jest stałą metodą działania tej partii. Tu warto też przypomnieć rzekome zabójstwo pacjenta przez doktora Garlickiego i ogromną liczbę zarzutów korupcyjnych, które nie miały pokrycia w faktach. Zupełnie nieprawdziwe były zarzuty korupcyjne wobec dyrektora szpitala MON przy ul. Szaserów w Warszawie. Rzekomy handel organami przez transplantologów, który nigdy nie miał miejsca. PiS walczył wówczas ze środowiskiem lekarskim i ogólnie inteligencją.

Wcześniej miała miejsce „afera billboardowa”, czyli kłamstwo Jacka Kurskiego na temat rzekomego nielegalnego finansowania kampanii wyborczej PO przez firmę ubezpieczeniową. Jak wykazało postępowanie prokuratorskie i sądowe, nic takiego nie miało miejsca.

Kolejna sprawa to rzekome pobicie aktorki Anny Cugier-Kotki (ponoć przez bojówkę PO), na które brak jakichkolwiek dowodów, łącznie z tym, że nie stwierdzono śladów obrażeń. Brak świadków, brak obrażeń, brak potwierdzających nagrań monitoringu, a zeznania zainteresowanej nie trzymają się kupy.

Skoro jesteśmy przy pobiciach, to rzekomo jeden z „obrońców krzyża” miał zostać pobity pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i w skutek tego pobicia umrzeć. Prokuratura sprawę zbadała i stwierdziła, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, a żadnego pobicia nie było.

Przypomnijmy też próby sfabrykowania nieistniejących przestępstw i nawet fałszowania w tym celu dokumentów (afera gruntowa, afera hazardowa, afera Weroniki Marczuk-Pazury, rzekomy dom Jolanty Kwaśniewskiej w Kazimierzu...).

Na początku 2011 roku PiS oskarżyło państwo o rzekomą „inwigilację Lecha i Marii Kaczyńskich”. Prokuratura sprawę zbadała i stwierdziła, że żadnej inwigilacji nie było.

W związku z powyższym przypomnijmy o istnieniu następujących przepisów kodeksu karnego:

Art. 234. Kto, przed organem powołanym do ścigania lub orzekania w sprawach o przestępstwo, w tym i przestępstwo skarbowe, wykroczenie, wykroczenie skarbowe lub przewinienie dyscyplinarne, fałszywie oskarża inną osobę o popełnienie tych czynów zabronionych lub przewinienia dyscyplinarnego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 235. Kto, przez tworzenie fałszywych dowodów lub inne podstępne zabiegi, kieruje przeciwko określonej osobie ściganie o przestępstwo, w tym i przestępstwo skarbowe, wykroczenie, wykroczenie skarbowe lub przewinienie dyscyplinarne albo w toku postępowania zabiegi takie przedsiębierze, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

[...]

Art. 238. Kto zawiadamia o przestępstwie, lub o przestępstwie skarbowym organ powołany do ścigania wiedząc, że przestępstwa nie popełniono, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Pragniemy o tych przepisach przypomnieć w pierwszej kolejności prokuraturze. Może już pora zacząć z nich korzystać?

Niestety nie zawsze fałszywe afery pozostają bez skutków. Fałszywe oskarżenia wobec lekarzy transplantologów spowodowały (czasową, na szczęście) zapaść transplantologii. Co najmniej kilkanaście osób więcej zmarło nie doczekawszy się przeszczepów, bo społeczeństwu wmawiano, że jeden z najlepszych transplantologów bierze łapówki a inni handlują narządami – wystarczy porównać statystyki zgonów z czasu sprzed afery, po niej i samego jej okresu.

Skutkiem wziętych z sufitu oskarżeń był również najazd ABW na dom Barbary Blidy i jej samobójstwo. Politykom PiS chodziło o to, by uzyskać, jak to nazwali, „wyjście na SLD”.

Kolejną taką aferą była sprawa prof. Jana Widackiego, którego Jarosław Kaczyński, bez żadnych podstaw, nazywał „kwintesencją układu”. PiS starało się znaleźć urojony, nieistniejący w rzeczywistości „układ”, a dyspozycyjna politycznie prokuratura, podległa ministrowi Ziobrze, dostała niezwykłego zapału i na podstawie wysoce niewiarygodnych „dowodów” fałszywie oskarżyła Widackiego. Proces trwał sześć lat i skończył się uniewinnieniem. W międzyczasie działy się istne cuda w stylu IV RP.

Jan Widacki, adwokat, został oskarżony o podżeganie do fałszywych zeznań Sławomira Ratajczaka  kryminalisty siedzącego w więzieniu w Białymstoku. Ratajczak ni stąd, ni zowąd zeznał, że Widacki nakłaniał go do fałszywych zeznań na korzyść Danielaka („Malizny”). Wcześniej wysyła list do posła Zbigniewa Wassermana, gdzie sugeruje to samo. Dla każdego doświadczonego prokuratora powinno być jasne, że Ratajczak zwyczajnie kombinuje i nie ma na ten fakt żadnych dowodów. Ale nie prokuratura, która na licznych odprawach słyszała od Kaczyńskiego, że Widacki to „kwintesencja układu” (tak w czasie rozprawy zeznał Janusz Kaczmarek). Następnie Ratajczaka odwiedza w areszcie Dorota Kania – dziennikarka “Gazety Polskiej”. Zostawia mu kopię swojego artykułu. Zeznanie Ratajczaka pokrywa się później z treścią tego tekstu. Ciekawe, że wizyta Kani w areszcie nie jest odnotowana. Mało tego, Kania chwaliła się, że nagrała rozmowę z Ratajczakiem, choć wiadomo, że do aresztu nie wolno wnosić sprzętu nagrywającego. List Ratajczaka wychodzi z oddziału dla niebezpiecznych osadzonych bez żadnego odnotowania w ewidencji. Dociera do Sejmu, również nie odnotowany w żadnej ewidencji. Ratajczak przyznał później, że w prawdzie on ten list pisał, ale – jak się wyraził – nie on był jego autorem. Zgodnie z jego wersją – list był podyktowany. Tak mówił na rozprawie. Nie wiadomo, jak list dotarł do Wassermana, który jedną kopię dał obrońcom Dochnala, a drugą Dorocie Kani.

Na takich podstawach przez sześć lat ścigano i sądzono uczciwego człowieka, przy okazji oczerniając go w mediach. Sąd nie znalazł żadnych dowodów na prawdziwość oskarżenia. Swoją drogą, istnym kuriozum jest poseł przekazujący list przestępcy obrońcom innego oskarżonego przestępcy i dziennikarce otwarcie związanej z konkretną opcją polityczną.

Poza tworzeniem fałszywych „afer”, politycy i propagandziści PiS bardzo lubią przedstawiać rzeczy zupełnie normalne w taki tonem, jakby były skandalem.

Typowym przykładem było rozbuchanie pseudoafery, mającej polegać na tym, że prof. Leszek Balcerowicz zasiada w radzie fundacji swojej żony. Odbiorca, na którego jest to obliczone, nie musi wiedzieć, co to jest fundacja, co to jest rada fundacji (może ją mylić z radą nadzorczą w spółce, choć to zupełnie co innego). Z rzeczy zupełnie normalnej, moralnie neutralnej, zrobiono jakiś rzekomy niebywały skandal.
Były poseł PO, obecnie sojusznik PiS, Jarosław Gowin grzmiał po wyborach samorządowych w 2015 roku, w „Kropce nad i”:  „Wybory są sfałszowane”, bo jeden kandydat gdzieś tam dostał „o tysiąc procent więcej głosów niż w poprzednich wyborach”.

Przypomnijmy tym, co spali na lekcjach, co to jest procent. Z definicji jest to jedna setna. A co to jest „tysiąc procent”? 1000% x 0,01 = 10. Tysiąc procent to po prostu dziesięć. Ale dziesięć to tylko dziesięć, a „tysiąc procent” to jak to brzmi! To jest coś! Nie wiemy, ile głosów dostał ten kandydat, ale powiedzmy, że w poprzednich wyborach dostał 50, a w tych 550 (co dalej jest mało), ale dostał o tysiąc procent więcej! To ci dopiero!

Pracowicie eksploatowanym wątkiem jest to, że podsłuchani politycy PO rozmawiali w restauracji „przy ośmiorniczkach”. No istny skandal. W Polsce od dawna w restauracjach serwowana jest nie tylko kuchnia polska, ale i chińska, indyjska, tajska, francuska, meksykańska… Te ośmiorniczki to nic nadzwyczajnego, danie jak danie, na świecie spożywa je wielokrotnie więcej ludzi, niż kotlety schabowe. Żaden to luksus, tyle że nie z polskiej kuchni. No to co? Ale PiSowcy i niektórzy dziennikarze telewizyjni nigdy nie omieszkują dodać, że rozmawiali „przy ośmiorniczkach”.

Typowy wyborca PiS to człowiek kiepsko wykształcony, który w lepszych restauracjach nie bywa, za granicę nie jeździ, świata nie zna, więc dla niego te „ośmiorniczki” to niebywały luksus, a nie takie sobie danie, wcale nie jakieś wyszukane, tyle że z zagranicznej kuchni.

Wyjazd rządowej delegacji do Ameryki Południowej przedstawiano w propagandzie PiS tak, jakby był niepotrzebną prywatną wycieczką, niemalże nadużyciem. Donalda Tuska nazywano pogardliwie „słońcem Peru”. Wystawiono mu nawet ironiczny pomnik w inkaskiej czapce i z piłką w ręku. A przecież Słońce Peru to nazwa najwyższego odznaczenia, jakie może otrzymać cudzoziemiec. Nie sądzimy, by obywatele Arabii Saudyjskiej śmiali się z króla Abdullaha, odznaczonego Orderem Orła Białego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nazywali go na przykład wyskubanym orzełkiem..

Podamy jeszcze cztery przykłady manipulacji opinią publiczną związane z wyborami i obejmowaniem funkcji wybieralnych w państwie:

I. Po poprzednich wyborach parlamentarnych w 2011 r. PiS już po kilku dniach zaczęło głosić, że „Tusk jednoosobowo odwołał Schetynę (z funkcji marszałka Sejmu)”. Tymczasem Donald Tusk, premier poprzedniego rządu sprzed wyborów, wcale Grzegorza Schetyny nie „odwołał” a tym bardziej „jednoosobowo”. Schetynie po prostu skończyła się kadencja, bo kadencja Marszałka Sejmu kończy się wraz z kadencją Sejmu. Nie było żadnego „odwoływania”. Tym bardziej premier w ogóle nie ma kompetencji „odwoływania” Marszałka Sejmu. Może to zrobić tylko Sejm. Ale to nie przeszkadzało podnosić larum o rzekomo niedemokratycznych działaniach premiera. Podtrzymywali to larum niezbyt rozsądni dziennikarze, którzy wyraźnie nie czytali Konstytucji.

Grzegorz Schetyna rzeczywiście stracił stanowisko, ale w skutek upływu kadencji. Nowego (innego) marszałka wybrał Sejm w nowym składzie, ale mógł to zrobić dopiero na pierwszym posiedzeniu, które mogło się odbyć dopiero po orzeczeniu przez Sąd Najwyższy ważności wyborów. Ale larum podniesiono już kilka dni po wyborach i stworzono atmosferę zamachu stanu, podczas gdy całe wydarzenie było całkiem normalne. Żadna partia bowiem nie ma obowiązku zgłaszać na stanowisko tego samego kandydata, co w poprzedniej kadencji, ani też nowy Sejm nie ma obowiązku tego samego marszałka wybrać. W poprzednich kadencjach Sejmu, gdy rządził kto inny, kilkakrotnie zmieniano marszałków Sejmu i nikt z tego powodu nie dopatrywał się zamachu stanu i histerii nie urządzał, bo wówczas PiS nie miało interesu urządzania politycznej awantury.

II. Po tych samych wyborach, już po kilku dniach, Mariusz Błaszczak niemal codziennie głosił do kamer: minęło tyle to a tyle dni, „a Tusk jeszcze nie powołał rządu”. Przedstawiano to jak jakieś skandaliczne zaniedbanie i, niestety, nabierali się na to liczni dziennikarze, podniecając wrzawę.

Tymczasem Konstytucja jasno określa procedurę i związane z nią terminy:

1. PKW ogłasza wynik wyborów w terminie do 14 dni od wyborów;

2. protesty do Sądu Najwyższego w terminie 7 dni od ogłoszenia przez PKW;

3. SN ogłasza ważność wyborów w terminie do 90 dni od upływu terminu składania protestów;

4. Sejm zbiera się na pierwszym posiedzeniu;

5. prezydent desygnuje kandydata na premiera w ciągu 14 dni od pierwszego posiedzenia Sejmu;

6. desygnowany na premiera proponuje Sejmowi skład rządu w ciągu 14 dni od desygnowania i składa wniosek o udzielenie mu wotum zaufania;

7. Sejm powołuje rząd na najbliższym posiedzeniu;

8. prezydent wręcza nominacje;

9. premier zwołuje pierwsze posiedzenie rządu.

Jak widać, nawet przy maksymalnym skróceniu wymienionych terminów, nie da się odbyć całej procedury w czasie krótszym niż minimum 14 dni od zakończenia wyborów, a i to możliwe jest tylko wówczas, gdy każdy z wymienionych kroków zajmuje tylko jeden dzień (na drugi dzień po wyborach są wyniki, SN oddala wszystkie protesty już następnego dnia po terminie ich wnoszenia, Sejm zbiera się już dzień później i natychmiast prezydent desygnuje premiera, ten natychmiast proponuje skład rządu… W praktyce jest to mało prawdopodobne.

A tymczasem opowieści Błaszczaka bezmyślnie powtarzane w mediach miały miejsce jeszcze przed pierwszym posiedzeniem Sejmu, nawet przed ogłoszeniem ważności wyborów przez SN. Jakim cudem Donald Tusk miał „powołać rząd”, gdy nawet nie był jeszcze desygnowany na premiera? Mało tego, nie było nawet wiadomo, że wybory są ważne.

III. Po katastrofie smoleńskiej i śmierci Lecha Kaczyńskiego PiS podniosło wrzawę, że Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski „tak bardzo śpieszył się z objęciem funkcji pełniącego obowiązki prezydenta”. Tymczasem Konstytucja mówi wyraźnie, że od chwili śmierci prezydenta jego obowiązki pełni Marszałek Sejmu. Nie „obejmuje”, tylko już pełni. Nie ma żadnego „obejmowania”.

IV. Po wyborach 2011 roku, gdy wygrała PO, a wcześniej wybory prezydenckie wygrał Bronisław Komorowski, podniesiono (PiS oczywiście) larum, że nastąpi „monowładza”, będąca rzekomo wielkim zagrożeniem dla demokracji. Tymczasem to, że prezydent i rząd pochodzą z tego samego środowiska politycznego, nie jest niczym niezwykłym. Występuje to w wielu krajach demokratycznych, w USA jest wręcz normą konstytucyjną, a i w Polsce nie jest niczym dziwnym. Gdy przyjrzymy się temu w okresie od pierwszych powszechnych wyborów prezydenckich do dziś, zauważymy, że przeważnie tak właśnie było. Co więcej, gdy dziś zanosi się na to, że zarówno prezydent, jak i rząd będą z PiS, jakoś PiS nie lamentuje, iż grozi nam „monowładza”.

Powyższe cztery przykłady dobitnie pokazują, jak w sytuacjach zupełnie normalnych można u opinii publicznej wzbudzić poczucie rzekomej strasznej afery i niemal skandalu. Trzeba przyznać, że PiS we wmawianiu Polakom istnienia nieistniejących afer doszło do perfekcji.




--
@foe_pl

Data: 2015-10-23 13:40:02
Autor: bronek.tallar
Raport Ggaczy cz. 9 "Zmylone afery i nienormalno normalnoci"
W dniu pitek, 23 padziernika 2015 21:20:07 UTC+2 uytkownik the_foe napisa:
Jedn z metod okamywania spoeczestwa przez PiS jest wymylanie nieistniejcych afer oraz przedstawianie rzeczy zupenie normalnych tak, jakby byy wielkim skandalem.




Czciowo nawet si zgadzam, ale z caoci
da si wychwyci kto korzysta i nie jest to pis
tylko ci o ktrych mowi lepper i kaczor.


"Kaczyskiemu w jednym trzeba przyzna racj, za wszystkim stoj suby"


O potwierdzenie nietrudno, gazocig - wtopiony 1mdl, skoki - kradzie
2mld, przetargi na sprzt wojskowy potwierdzone przez tego co strzeli
sobie w policzek na konferencji prasowej i tamy Kalisz-Kwaniewski.



Skutek? Winnych brak jak byo brak winnych za klewski,
a kasy ni ma.


Idzie nowe.

Data: 2015-10-23 22:41:01
Autor: u2
Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i ni enormalność normalności"
W dniu 2015-10-23 o 22:40, bronek.tallar@gmail.com pisze:
W dniu pitek, 23 padziernika 2015 21:20:07 UTC+2 uytkownik the_foe napisa:
Jedn z metod okamywania spoeczestwa przez PiS jest wymylanie
nieistniejcych afer oraz przedstawianie rzeczy zupenie normalnych tak,
jakby byy wielkim skandalem.




Czciowo nawet si zgadzam, ale z caoci
da si wychwyci kto korzysta i nie jest to pis
tylko ci o ktrych mowi lepper i kaczor.


"Kaczyskiemu w jednym trzeba przyzna racj, za wszystkim stoj suby"


O potwierdzenie nietrudno, gazocig - wtopiony 1mdl, skoki - kradzie
2mld, przetargi na sprzt wojskowy potwierdzone przez tego co strzeli
sobie w policzek na konferencji prasowej i tamy Kalisz-Kwaniewski.



Skutek? Winnych brak jak byo brak winnych za klewski,
a kasy ni ma.


Idzie nowe.



Caujcie mnie wszyscy w dup

https://www.youtube.com/watch?v=EdmZYu9Lths

--
General Skalski o zydach w UB :

"Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa, Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie."

prof. PAN Krzysztof Jasiewicz o zydach :

"Zydow gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, ze sa narodem
wybranym. Czuja sie oni upowaznieni do interpretowania wszystkiego,
takze doktryny katolickiej. Cokolwiek bysmy zrobili, i tak bedzie
poddane ich krytyce - za malo, ze zle, ze zbyt malo ofiarnie. W moim
najglebszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Zydami, bo on do
niczego nie prowadzi... Ludzi, ktorzy uzywaj slow 'antysemita',
'antysemicki', nalezy traktowac jak ludzi niegodnych debaty, ktorzy
usiluja niszczyc innych, gdy brakuje argumentow merytorycznych. To oni
tworza mowe nienawisci".

Data: 2015-10-23 21:25:34
Autor: u2
Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i ni enormalność normalności"
W dniu 2015-10-23 o 21:20, the_foe pisze:
Jedną z metod okłamywania społeczeństwa przez PiS jest wymyślanie
nieistniejących afer




https://www.youtube.com/watch?v=Ti3XfAWTvy4&feature=youtu.be&t=384



Stille Nacht! Heilige Nacht!
Alles schläft. Einsam wacht
Nur das traute heilige Paar.
Holder Knab’ im lockigten Haar,
Schlafe in himmlischer Ruh!
Schlafe in himmlischer Ruh!



--
General Skalski o zydach w UB :

"Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa, Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie."

prof. PAN Krzysztof Jasiewicz o zydach :

"Zydow gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, ze sa narodem
wybranym. Czuja sie oni upowaznieni do interpretowania wszystkiego,
takze doktryny katolickiej. Cokolwiek bysmy zrobili, i tak bedzie
poddane ich krytyce - za malo, ze zle, ze zbyt malo ofiarnie. W moim
najglebszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Zydami, bo on do
niczego nie prowadzi... Ludzi, ktorzy uzywają slow 'antysemita',
'antysemicki', nalezy traktowac jak ludzi niegodnych debaty, ktorzy
usiluja niszczyc innych, gdy brakuje argumentow merytorycznych. To oni
tworza mowe nienawisci".

Raport Gęgaczy cz. 9 "Zmyślone afery i nienor malność normalności"

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona