Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Ratuj się kto może, idiota ministrem

Ratuj się kto może, idiota ministrem

Data: 2013-05-11 07:01:21
Autor: Przemysław M.
Ratuj się kto może, idiota ministrem



Minister finansów Jacek Rostowski zamierza już w przyszłym roku opodatkować
korzystanie ze służbowego samochodu. Od pensji pracownika mającego firmowe
auto pracodawca będzie zmuszony odliczyć od 45 do nawet 90 zł miesięcznie,
a budżet państwa w ten sposób zyska co roku co najmniej kilkaset milionów
złotych. Dlaczego jednak nie nałożyć podatku od wszystkiego, co "służbowe"?
Od telefonu, przez zużyte do pracy kartki, po wypijaną kawę, a nawet zużyte
przybory toaletowe. Ministrze Rostowski, oto nasz poradnik przygotowany
specjalnie dla Ciebie.

Skoro coś z nazwy i przeznaczenia jest służbowe, jak więc możliwe, by
państwo chciało byśmy za używanie tego płacili podatek? To, co każdemu z
nas wydaje się kuriozalne, w ocenie ministra finansów Jacka Rostowskiego
okazuje się tymczasem znakomitym pomysłem na podreperowanie budżetu państwa
w czasie, gdy i nad Wisłą zaczynamy odczuwać skutki globalnego kryzysu
gospodarczego. Na początek resort finansów chce więc zarobić na tych
pracujących Polakach, którzy dostali od pracodawcy służbowe auto. Już teraz
powinni oni odnotowywać taki specyficzny przychód na podstawie rynkowych
cen wynajmu aut. Od przyszłego roku Jacek Rostowski chce jednak, by podatek
dochodowy od służbowego auta był jasno określony.

W wyliczeniu tego, ile posiadający służbowe auto Polacy muszą dokładać do
budżetu państwa pomaga Ministerstwu Finansów resort gospodarki. Dzięki
wysiłkom ministra Janusza Piechocińskiego określono, że za służbowe auto
państwu powinno należeć się 45 zł miesięcznie. Właśnie taką kwotę każdego
miesiąca pracodawca będzie więc zmuszony odliczyć od pensji poruszającego
się służbowym samochodem pracownika. Może być to znikoma kwota dla
prezesów, którzy korzystają ze służbowych limuzyn. O wiele mocnej odczuć
mogą nowy podatek jednak np. dostawcy, którzy przemieszczają się
małolitrażowym autem miejskim i zarabiają poniżej średniej krajowej.
Najdotkliwiej odczują ten podatek ci, których służbowe auto ma silnik o
pojemności większej niż 2000 cm. Od mocnych aut państwo chce bowiem co
miesiąc aż 90 zł.

Miliony leżą na ulicy

Biorąc pod uwagi setki tysięcy samochodów służbowych, które jeżdżą po całym
kraju, Ministerstwo Finansów właśnie znalazło sposób, by zarobić
niebagatelną w trudnych czasach sumę co najmniej kilkaset milionów złotych
rocznie. Dziwne zatem, że minister Rostowski nie zebrał się na odwagę i nie
planuje jednocześnie ze służbowymi autami nowym podatkiem objąć wszelkie
narzędzia pracy, które można uznać za równie wielką fanaberię i luksus, jak
służbowe auto. W zatroskaniu o kondycję budżetu państwa postanowiliśmy więc
w naTemat przygotować dla Jacka Rostowskiego listę kilku najłatwiejszych do
opodatkowania rzeczy, które zwykle są "służbowe", a przy odrobinie
kreatywności urzędników fiskusa ich użytkowanie można uznać za przychód.

Tak z pewnością jest przecież ze służbowym telefonem. Pod koniec ubiegłego
roku Naczelny Sąd Administracyjny zestawił zresztą samochód i telefon
służbowy w jednej grupie, przyznając rację fiskusowi, iż ma pełne prawo do
ścigania tych, którzy nie odnotowują w swoim zeznaniu podatkowym, że zwykle
telefonują na koszt pracodawcy. Tu resort finansów nie popisuje się jednak
do tej pory kreatywnością. Zamiast brać pod uwagę to, ile dany obywatel
oszczędza dzięki telefonowi służbowemu, ministerstwo powinno na wzór
rozwiązania z autami wprowadzić zryczałtowaną kwotę. Zależną na przykład od
tego, jak dużą rozdzielczość ma ekran urządzenia. Panuje moda na coraz
większe smartfony, więc pole do podatkowego popisu jest genialne.

Bez wątpienia minister Jacek Rostowski powinien też zająć się "służbowym"
jedzeniem. Skoro o opodatkowanie auta i telefonu, z których korzystamy
wykonując naszą pracę wynika z faktu, iż są to "świadczenia otrzymane w
naturze i inne nieodpłatne świadczenia" ze strony pracodawcy, równie
racjonalne powinno być opodatkowanie służbowej kawy. W ten sposób resort
finansów i Urzędy Skarbowe udowodniłyby, że również chcą wesprzeć budżet
państwa, w którym mamy coraz większą dziurę. Wtedy dołożyć mogliby się w
ogóle wszyscy polscy urzędnicy. Mając za sobą krótki epizod pracy w
urzędzie mogę zapewnić Pana Ministra, że ilość kawy do opodatkowania jest
gigantyczna, bo to właśnie ceremoniał jej zaparzania decyduje o rytmie
urzędniczej pracy. Tu też warto pensję pomniejszać o podatek zależny od
wielkości ulubionego kubka.

Służbowy jest i papier toaletowy...

Są tacy, którzy z pracy otrzymują komputer i ich państwo powinno
przykładnie łup... opodatkowywać oczywiście w zależności od mocy
obliczeniowej procesora i wielkości komputerowego ekranu. W erze cyfrowej
państwo nie powinno jednak przymykać oka na nieodpłatne, czy też
przekazywane w naturze świadczenia w postaci notatników i ryz służbowego
papieru. Oczywiście dokładnie kwoty powinni ministrowi finansów wyliczyć
specjaliści resortu gospodarki, ale w redakcji roboczo proponujemy, by
odliczać na poczet podatku co miesiąc 5 zł za mały notatnik, do nawet 50 zł
za zużycie kilku ryz papieru w formacie A4. Jeszcze więcej powinni uczciwie
oddawać państwu ci rozrzutni i nie szanujący wycinanej zieleni architekci i
inżynierowie. Za nietypowe, wielkie formaty służbowego papieru.

Ministrze Rostowski, opodatkować możesz przecież setki innych służbowych
rzeczy. Świadczenia w naturze i nieodpłatne każdy z nas codziennie pobiera
przecież nawet w służbowej toalecie. Bądźmy szczerzy, nikt nie przychodzi
do firmy z własnym papierem toaletowym, mydłem i wodą, a w zeznaniach
podatkowych nie wspominają ani słowem, że tyle zyskują. Skoro z taką
łatwością wspomogliśmy budżet opodatkowując tak wiele wewnątrz, rozejrzyjmy
się zatem na zewnątrz firmy. A tam do opodatkowania od służbowego stojak,
do którego za darmo szef pozwala nam przyczepiać rower po podstawiany po
pracowników autokar, którym jadą do zakładu...
Jakub Noch

Ratuj się kto może, idiota ministrem

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona