Data: 2013-05-05 01:13:20 | |
Autor: Przemysław M. | |
Rozlazła się platforma oszustów | |
Jarosław Gowin został wyrzucony z rządu, bo stał się niebezpieczny zarówno dla Donalda Tuska, jak i dla prawniczych sitw i ich mocodawców Oczywiście Jarosław Gowin nie wyleciał z rządu za jakiekolwiek kłopotliwe dla premiera Tuska wypowiedzi w sprawie zarodków. Wyleciał za hardość wobec Donalda Tuska i rzucenie mu rękawicy, czyli zapowiedź kandydowania na przewodniczącego partii i generalnie uprawiania polityki bez światłych rad oraz patronatu Ukochanego Przywódcy. Gdyby Gowin był tylko kontestatorem, nic by mu się nie stało. On stał się jednak buntownikiem, a tacy kończą nie tylko poza rządem, ale i poza Platformą. Jedynym tolerowanym buntownikiem jest Grzegorz Schetyna, bo ma zaplecze w partyjnych dołach i oficjalnie nigdy hardo przeciwko Donaldowi Tuskowi nie występuje. Przynajmniej tak, by premier odbierał to jako zuchwałość czy agresję. Rozmowa premiera z ministrem sprawiedliwości nie była ani miła, ani kulturalna. Była brutalna i szczera do bólu. Padały groźby w obie strony i słowa niemiłe. Padały oskarżenia o rozbijanie partii i dążenie do przedterminowych wyborów, które Platformę doprowadzą do zguby. Każdy z rozmówców winił o to tego drugiego. Rozmowa zakończyła się głośno, czyli krzykami. Jarosław Gowin wychodził od premiera bardzo wzburzony i w podobnym nastroju zostawił Donalda Tuska. Szef rządu nie wiedział więc, co jego minister zrobi, gdy zaczynał konferencje prasową. I w mowie ciała Donalda Tuska widać było emocje przewalające się kilkanaście minut wcześniej przez jego gabinet. Donald Tusk już wcześniej wyrzuciłby Jarosława Gowina, ale nie miał rozeznania, jak liczna grupa za nim stoi. Po różnych dziwnych figurach takich posłów jak John Godson, Donald Tusk upewnił się, że Jarosław Gowin nie ma dość sił, aby dokonać rokoszu i pozbawić rządową koalicję większości w Sejmie. Pewny tego nie jest, ale uznał, że może zaryzykować. Tym bardziej że ochoczo na Gowina wsiadł Grzegorz Schetyna, co oznaczało, że bunt nie byłby szeroki. Poza tym Donald Tusk jest przekonany, że jego siła pacyfikacyjna wobec partyjnych rywali jest tak wielka, iż nikt mu nie podskoczy, co strasznie irytuje przede wszystkim Grzegorza Schetynę. Jarosław Gowin na konferencji prasowej po ogłoszeniu dymisji nie zapowiedział buntu, nie czynił też osobistych wycieczek pod adresem premiera. Przypomniał, że zastał katastrofę w sądownictwie i starał się jej przeciwstawić. Generalnie dziękował współpracownikom i chwalił swego następcę. Nie ujawnił nic ze swoich planów. Nie stracił nad sobą panowania. Nie chciał powiedzieć ani słowa za dużo. Dlaczego Gowin musiał odejść, poza tym, że stał się dla Donalda Tuska zagrożeniem w partii? Musiał odejść, bo mimo urzędowania trwającego tylko półtora roku naraził się prawniczym lobby, kartelom, klanom i koteriom. Jako człowiek spoza prawniczej korporacji nie bał się robić tego, czego bali się prawnicy. Oczywiście nic wielkiego zrobić nie zdążył, ale kierunek zmian przeraził prawniczą korporacje, a właściwie sitwy, bo zagroził ich interesom. To bardzo wpływowe środowiska, mające równie wpływowych przyjaciół w innych korporacjach. I mające swoich mocodawców w najważniejszych grupach interesów, przez co także swoje ścieżki dostępu do Donalda Tuska i swoje sposoby wymuszenia na nim tego, na czym tym środowiskom zależy. Jarosław Gowin celowo został przez Donalda Tuska zrobiony ministrem, żeby mając wiele pracy stępił swój polityczny temperament wymierzony m.in. w szefa partii. Donald Tusk świadomie wpuścił też Jarosława Gowina na różne korporacyjne miny i wmanewrował w konflikty ze środowiskiem prawniczym. Żeby mu utrzeć nosa i przysporzyć problemów. Gowin okazał się jednak wyjątkowo twardy i wytrwały. A kiedy zaczynał wygrywać i zyskiwać zarówno sympatię w partii, jak i w części korporacji prawniczej, premier dostrzegł, że swego rywala nie osłabił, a wzmocnił. Dlatego Gowin musiał zostać wyrzucony. Dymisja z rządu to jednak tylko przegrana bitwa z punktu widzenia Jarosława Gowina. Donald Tusk sądzi zaś, że Gowin się nie odgryzie, bo został skutecznie spacyfikowany. Przez jakiś czas będzie więc trwała zimna wojna między obu politykami, potem wojna pozycyjna, a wybuch otwartego konfliktu będzie zależał od tego, komu puszczą nerwy bądź uzna, że warto wypowiedzieć gorącą wojnę. Mamy więc spokój po bitwie i zbrojenie się do decydującej rozgrywki. Stanisław Janecki |
|