Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Rudy niemiec i niepodlego

Rudy niemiec i niepodlego

Data: 2013-11-11 05:10:52
Autor: Mark Woydak
Rudy niemiec i niepodlego

Nauka historii to dla polskiego rządu absolutny przeżytek. Jest
nieefektywna i trąci złym duchem przeszłości. Nadszedł czas wprowadzenia
nowoczesnych „lekcji historii i społeczeństwa”, dzięki którym Polacy zaczną
patrzeć szerzej, widzieć więcej i rozumieć bardziej. Tak przynajmniej
twierdzi rząd Donalda Tuska, a kto jak kto, ale on doskonale wie dokąd
zmierza. Przyznać trzeba, że konsekwencja i bezwzględna determinacja
zdobycia założonego celu to jego mocne strony. Powiązanie przyczyny ze
skutkiem powinno więc otrzeźwić wszystkich, którzy żywili jeszcze choć cień
nadziei, że postawa premiera w sprawie reformy edukacyjnej ulegnie zmianie.

Przypomnijmy więc raz jeszcze wiekopomną refleksję, jaką Donald Tusk
podzielił się z czytelnikami „Znaku” w 1987 roku:

    Polskość jako zadany temat... Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A
tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy
i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie
miesiące, zwycięstwa klęski. Zwycięstwa?

    Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od
urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co
pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten
wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych
rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z
bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.
Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia,
pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego
nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię…

Tak oto spowity kajdanami polskości, zbuntowany wobec historii własnego
narodu, pogrążony w kompleksie własnej „nienormalności” Donald Tusk
cierpiał przez ponad dwadzieścia lat. W chwili, gdy spłodził tę wyjątkowo
ważną z dzisiejszej perspektywy refleksję, był wykształconym
trzydziestolatkiem. Ba, był nawet absolwentem historii, mającym w swoim
dorobku pracę magisterską, dotyczącą kształtowania się legendy Józefa
Piłsudskiego w przedwojennych czasopismach. Tak podaje w biogramach. Jak
było w rzeczywistości do końca nie wiadomo, bo Uniwersytet Gdański blokuje
dostęp do wybitnego dzieła swojego absolwenta.

Po ponad dwóch dekadach noszenia na barkach tego nieznośnego brzemienia
polskości, Donald Tusk, zagrabiwszy za pomocą lisiego sprytu, pozycję
główno-dowodzącego-nad-i-pod, postanowił zrzucił wreszcie ciężar, który tak
go upokarzał przez lata. Co więcej, postanowił rozprawić się z nawiązką,
spalić jak pudło niechcianych zdjęć ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr
niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń, przekazywany z pokolenia na
pokolenie przez zarazę polskiej edukacji. Konsekwentny i stanowczy
powierzył tę przyjemność równie konsekwentnej minister Hall. W ideę wpisała
się także ochoczo, może nieco cicha i nieśmiała, ale nad wyraz oddana
minister Szumilas. Dobrana pod kolor grupa ekspertów, wyjątkowo sprawnie
zatwierdzała kolejne etapy rozprawiania się z tym bolesnym dla premiera
„niechcianym tematem” polskości. Czyszczą do samego końca, jak w
psychoterapii. Byle pozbyć się tego wstrętnego poczucia „nienormalności”.
A że nienormalność to wielka, premier wie doskonale. Co rusz przypominają
mu o tym protestujący obrońcy polskiej szkoły, gotowi się zagłodzić w imię
zachowania pamięci o „husarii i ułanach, powstańcach i marszałkach, Dzikich
Pól i Jasnej Góry”…

Słuchać ich premier nie zamierza. Woli patrzeć w przyszłość. Co widzi? Poza
stołkiem w Brukseli niewiele pewnie.

W przyszłość patrzą też i inni. Jarosław Kaczyński mówił o niej na przykład
podczas sejmowej debaty na temat referendum emerytalnego:

    80 proc. bogactwa społecznego najwyżej rozwiniętych narodów to jest to,
co znajduje się w głowach obywateli. Jeżeli będziemy mieli taki stan
oświaty, jaki jest obecnie, to szanse na wzrost gospodarczy będą bardzo
niewielkie. To jest dostarczenie ludzi do niskopłatnych prac na Zachód, do
bogatszych od nas państw

- przestrzegał.

Przyczynę publicznego głoszenia takich bredni przez prezesa Donald Tusk zna
Doskonale. Wiadomo przecież, że Piłsudski szkodzi. Tym bardziej więc brnie
w swoim dążeniu do normalności, którą dać może jedynie odcięcie się od tych
martyrologicznych rojeń. Wolność jest w cenie przecież, co z tego że
rozumiana z perspektywy karuzeli w szynszylej klatce. Byle było wygodnie,
syto i estetycznie. Byle było przyjemnie i bez tych wielkich słów, które
wystarczająco uwierały premier już 25 lat temu.

    Tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią
kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę; Bóg, Honor i Ojczyzna
(wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i
umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach
przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy
Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi

- wyznawał w swojej obywatelskiej spowiedzi na łamach „Znaku”.

Z codzienną konsekwencją jednak odcinał się od wpajanych mu w serce zasad.
Dziś, kiedy ma już demiurgiczny wpływ na rzeczywistość, chce oszczędzić
narodowego balastu kolejnym pokoleniom. Nie będzie wkładał im na barki
sienkiewiczowskich bredni, nie będzie mamił ich Mickiewiczem, legionami i
Piłsudskim. Nie chce, by musieli się dręczyć rozbiorami i powstańczym
Baczyńskim. Żyć trzeba, w przyszłość patrzeć, cieszyć się codziennością.
Oto kierunek sukcesu. A że słuszny, wystarczy spojrzeć na osiągnięcia
najbliższej rodziny premiera, wychowanej zgodnie z jego wydestylowaną
recepturą. Sukces Kasi Tusk mówi sam za siebie. Wystarczy zajrzeć na jej
blog. Od razu życie staje się prostsze. Rysuje się z niego także wyraźny
model edukacyjny, o czym świadczy niemal każdy, a szczególnie ostatni jej
wpis:

    Nie zawsze byłam molem książkowym. Powiem więcej, do czasu "Kamieni na
szaniec", przeczytanych w czwartej klasie szkoły podstawowej, nie lubiłam
czytać. Przebrnięcie przez "Janka muzykanta" było traumatycznym przeżyciem
(chociaż pewnie pouczającym, ale nie skłaniającym do dalszych odkryć
literackich), a "Krzyżacy" ułatwiali zasypianie szybciej niż szklanka
ciepłego mleka. Całe szczęście, zaraz po wzruszającej książce Aleksandra
Kamińskiego, mama zmusiła mnie do przeczytania Harry'ego Pottera, co
przekonało mnie, że "gruba książka nie znaczy nudna książka".

Można więc kwestionować przepis premiera Tuska na sukces? Po co komu
traumatyczna przygoda z Sienkiewiczem, skoro „Harry Potter” świetnie
otwiera horyzonty i doskonale buduje światopogląd? Trochę więcej ufności
dla premiera, Rodacy!

Data: 2013-11-11 12:23:29
Autor: Mark Woydak
Rudy niemiec i niepodległość
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i
marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma
juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych
cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i
wyleniały ze starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny
powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański
obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:96jsacli5hxl.3mfcepld20tq.dlg40tude.net...

Nauka historii to dla polskiego rządu absolutny przeżytek. Jest
nieefektywna i trąci złym duchem przeszłości. Nadszedł czas wprowadzenia
nowoczesnych „lekcji historii i społeczeństwa”, dzięki którym Polacy zaczną
patrzeć szerzej, widzieć więcej i rozumieć bardziej. Tak przynajmniej
twierdzi rząd Donalda Tuska, a kto jak kto, ale on doskonale wie dokąd
zmierza. Przyznać trzeba, że konsekwencja i bezwzględna determinacja
zdobycia założonego celu to jego mocne strony. Powiązanie przyczyny ze
skutkiem powinno więc otrzeźwić wszystkich, którzy żywili jeszcze choć cień
nadziei, że postawa premiera w sprawie reformy edukacyjnej ulegnie zmianie.

Przypomnijmy więc raz jeszcze wiekopomną refleksję, jaką Donald Tusk
podzielił się z czytelnikami „Znaku” w 1987 roku:

   Polskość jako zadany temat... Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A
tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy
i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie
miesiące, zwycięstwa klęski. Zwycięstwa?

   Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od
urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co
pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten
wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych
rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z
bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.
Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia,
pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego
nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię…

Tak oto spowity kajdanami polskości, zbuntowany wobec historii własnego
narodu, pogrążony w kompleksie własnej „nienormalności” Donald Tusk
cierpiał przez ponad dwadzieścia lat. W chwili, gdy spłodził tę wyjątkowo
ważną z dzisiejszej perspektywy refleksję, był wykształconym
trzydziestolatkiem. Ba, był nawet absolwentem historii, mającym w swoim
dorobku pracę magisterską, dotyczącą kształtowania się legendy Józefa
Piłsudskiego w przedwojennych czasopismach. Tak podaje w biogramach. Jak
było w rzeczywistości do końca nie wiadomo, bo Uniwersytet Gdański blokuje
dostęp do wybitnego dzieła swojego absolwenta.

Po ponad dwóch dekadach noszenia na barkach tego nieznośnego brzemienia
polskości, Donald Tusk, zagrabiwszy za pomocą lisiego sprytu, pozycję
główno-dowodzącego-nad-i-pod, postanowił zrzucił wreszcie ciężar, który tak
go upokarzał przez lata. Co więcej, postanowił rozprawić się z nawiązką,
spalić jak pudło niechcianych zdjęć ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr
niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń, przekazywany z pokolenia na
pokolenie przez zarazę polskiej edukacji. Konsekwentny i stanowczy
powierzył tę przyjemność równie konsekwentnej minister Hall. W ideę wpisała
się także ochoczo, może nieco cicha i nieśmiała, ale nad wyraz oddana
minister Szumilas. Dobrana pod kolor grupa ekspertów, wyjątkowo sprawnie
zatwierdzała kolejne etapy rozprawiania się z tym bolesnym dla premiera
„niechcianym tematem” polskości. Czyszczą do samego końca, jak w
psychoterapii. Byle pozbyć się tego wstrętnego poczucia „nienormalności”.
A że nienormalność to wielka, premier wie doskonale. Co rusz przypominają
mu o tym protestujący obrońcy polskiej szkoły, gotowi się zagłodzić w imię
zachowania pamięci o „husarii i ułanach, powstańcach i marszałkach, Dzikich
Pól i Jasnej Góry”…

Słuchać ich premier nie zamierza. Woli patrzeć w przyszłość. Co widzi? Poza
stołkiem w Brukseli niewiele pewnie.

W przyszłość patrzą też i inni. Jarosław Kaczyński mówił o niej na przykład
podczas sejmowej debaty na temat referendum emerytalnego:

   80 proc. bogactwa społecznego najwyżej rozwiniętych narodów to jest to,
co znajduje się w głowach obywateli. Jeżeli będziemy mieli taki stan
oświaty, jaki jest obecnie, to szanse na wzrost gospodarczy będą bardzo
niewielkie. To jest dostarczenie ludzi do niskopłatnych prac na Zachód, do
bogatszych od nas państw

- przestrzegał.

Przyczynę publicznego głoszenia takich bredni przez prezesa Donald Tusk zna
Doskonale. Wiadomo przecież, że Piłsudski szkodzi. Tym bardziej więc brnie
w swoim dążeniu do normalności, którą dać może jedynie odcięcie się od tych
martyrologicznych rojeń. Wolność jest w cenie przecież, co z tego że
rozumiana z perspektywy karuzeli w szynszylej klatce. Byle było wygodnie,
syto i estetycznie. Byle było przyjemnie i bez tych wielkich słów, które
wystarczająco uwierały premier już 25 lat temu.

   Tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią
kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę; Bóg, Honor i Ojczyzna
(wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i
umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach
przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy
Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi

- wyznawał w swojej obywatelskiej spowiedzi na łamach „Znaku”.

Z codzienną konsekwencją jednak odcinał się od wpajanych mu w serce zasad.
Dziś, kiedy ma już demiurgiczny wpływ na rzeczywistość, chce oszczędzić
narodowego balastu kolejnym pokoleniom. Nie będzie wkładał im na barki
sienkiewiczowskich bredni, nie będzie mamił ich Mickiewiczem, legionami i
Piłsudskim. Nie chce, by musieli się dręczyć rozbiorami i powstańczym
Baczyńskim. Żyć trzeba, w przyszłość patrzeć, cieszyć się codziennością.
Oto kierunek sukcesu. A że słuszny, wystarczy spojrzeć na osiągnięcia
najbliższej rodziny premiera, wychowanej zgodnie z jego wydestylowaną
recepturą. Sukces Kasi Tusk mówi sam za siebie. Wystarczy zajrzeć na jej
blog. Od razu życie staje się prostsze. Rysuje się z niego także wyraźny
model edukacyjny, o czym świadczy niemal każdy, a szczególnie ostatni jej
wpis:

   Nie zawsze byłam molem książkowym. Powiem więcej, do czasu "Kamieni na
szaniec", przeczytanych w czwartej klasie szkoły podstawowej, nie lubiłam
czytać. Przebrnięcie przez "Janka muzykanta" było traumatycznym przeżyciem
(chociaż pewnie pouczającym, ale nie skłaniającym do dalszych odkryć
literackich), a "Krzyżacy" ułatwiali zasypianie szybciej niż szklanka
ciepłego mleka. Całe szczęście, zaraz po wzruszającej książce Aleksandra
Kamińskiego, mama zmusiła mnie do przeczytania Harry'ego Pottera, co
przekonało mnie, że "gruba książka nie znaczy nudna książka".

Można więc kwestionować przepis premiera Tuska na sukces? Po co komu
traumatyczna przygoda z Sienkiewiczem, skoro „Harry Potter” świetnie
otwiera horyzonty i doskonale buduje światopogląd? Trochę więcej ufności
dla premiera, Rodacy!

Data: 2013-11-11 15:19:13
Autor: Marek Czaplicki
Rudy niemiec i niepodległość
Mark Woydak pisze na pl.soc.polityka w dniu poniedziałek, 11 listopada 2013 12:10:

    80 proc. bogactwa społecznego najwyżej rozwiniętych narodów to jest
    to,
co znajduje się w głowach obywateli. Jeżeli będziemy mieli taki stan
oświaty, jaki jest obecnie, to szanse na wzrost gospodarczy będą bardzo
niewielkie. To jest dostarczenie ludzi do niskopłatnych prac na Zachód, do
bogatszych od nas państw

Słuchajta go. Łon wie co gada. Osiemdziesiąt procent, a nawet sto zawartości swego portfela dają mu ludzie w podatkach. :-)

Rudy niemiec i niepodlego

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona