Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Ryza platfusiarska kukielka

Ryza platfusiarska kukielka

Data: 2009-05-21 17:22:51
Autor: multivatinae
Ryza platfusiarska kukielka

Spotkanie premiera Donalda Tuska z przedstawicielami dwóch marginalnych i - jak
się okazało - wazeliniarskich wobec rządu związków zawodowych stoczni gdańskiej:
Okrętowca i Związku Inżynierów i Techników Okrętowych, było wyłącznie zabiegiem
propagandowym. Najprawdopodobniej obawiano się, że brak zainteresowania rządu
planowaną likwidacją stoczni gdańskiej mógłby negatywnie zaważyć na notowaniach.
Poza tym trwa kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego, była więc okazja
się pokazać. Premier wysłał do społeczeństwa przekaz, że jak zwykle jest
osobiście przejęty tematem, a rząd panuje nad sytuacją w polskim przemyśle
okrętowym. Spotkanie przypominało okolicznościowe nasiadówki I sekretarza partii
z aktywem robotniczym skupionym w związkach zawodowych całkowicie kontrolowanych
przez władzę. Jedna strona udawała zaangażowanie w pracę, a druga troskę władzy
o dobro załogi. Podobnie było na dziedzińcu Politechniki Gdańskiej, na którym
prawdziwy był jedynie wahadłowy zegar odmierzający stracony czas, przy okazji
potwierdzając, że ziemia jednak się kręci.

Niestety, ziemia w Polsce kręci się wokół Platformy Obywatelskiej i rządu
Donalda Tuska. Oni z kolei kręcą się wokół Komisji Europejskiej, do której
premier odwoływał się kilkanaście razy, jak sekretarz partii do przyjaźni ze
Związkiem Radzieckim. Porównanie to nie jest bynajmniej zabiegiem retorycznym.
Profesor Kazimierz Z. Poznański z Uniwersytetu Waszyngtona w Seattle, jeden z
pierwszych naukowców, który pisał o tzw. transformacji postkomunistycznej w
Polsce i innych krajach dawnego bloku sowieckiego, zauważa, że scenariusz budowy
kapitalizmu w tych krajach ma swoje źródła nie tyle w liberalnej myśli, co w
doktrynie marksowskiej. Chodzi o model gospodarki kapitalistycznej, jaki
budowany jest od 20 lat w Polsce. Jest to sprowadzany do kraju kapitalizm, w
którym nie ma własnego kapitału i rodzimych kapitalistów. Trudno przecież uznać
ponad 2 miliony małych rodzimych prywatnych firm za kapitalistyczne. Zatrudniają
najczęściej jedną lub dwie osoby z bliskiej czy dalszej rodziny. Są to bardziej
zakłady rzemieślnicze, które komuna także jakoś tolerowała, bo nie przeszkadzały
w budowie socjalizmu, a nawet łagodziły ten siermiężny system. Nadal
najliczniejsza jest, jak przed 20 laty, klasa robotnicza, pracownicy najemni,
których jedynym kapitałem jest świadczenie najemnej pracy w kraju i za granicą.

Podporządkowanie polskiej gospodarki zagranicznym inwestorom było i jest nadal
głównym celem większości polskich rządów po 1989 roku. Ślepa wiara w skuteczność
prywatyzacji odbiera kolejnym pokoleniom Polaków szanse wpływania na bieg
wydarzeń gospodarczych w kraju.

Jak powszechnie wiadomo, Polska pozbyła się swojej własności, budowanej
samodzielnie przez lata, za niewiele, bo 10 procent jej wartości. Wciąż trwa
oddawanie zagranicznym firmom możliwości tworzenia zysku od dochodów z branż,
które stanowiły i nadal stanowią o sile państwa w świecie. W ten sposób Polska
stopniowo pozbywa się swojej gospodarczej i faktycznej suwerenności.

Spotkanie na Politechnice Gdańskiej nasuwa jeszcze jedną refleksję. Skoro
państwo nie jest zainteresowane rozwijaniem własnego przemysłu okrętowego, który
w sposób naturalny napędza gospodarkę, to po co nam utrzymywanie przez
podatników, w tym emerytów i rencistów, kosztownych uczelni, jak np.
Politechnika Gdańska z Wydziałem Budowy Okrętów, oraz instytucji badawczych
związanych z przemysłem stoczniowym. Podążając za logiką naszych
pseudoliberałów, należy postawić pytanie, dlaczego państwo ma płacić na naukę,
badania i rozwój w tym obszarze, skoro wykształceni fachowcy trafią potem
wyłącznie do prywatnych obcych firm, przysparzając im zysków. To jeszcze jeden
dowód na to, że importowanym do Polski kapitalistom robi się kolejne prezenty, a
Polska nic z tego nie ma. Idąc dalej, po co nam prawie 35 tysięcy profesorów
różnych specjalności oraz 125 tysięcy pracowników badawczo-rozwojowych? Czy za
ich wykształcenie i utrzymanie nie powinny zapłacić firmy zagraniczne, w tym
także ta firma wydmuszka z Antyli Holenderskich, która ma podobno uratować
stocznię gdańską?
Od 20 lat obserwujemy likwidację polskiej gospodarki pod hasłem prywatyzacji,
uwolnienia państwa od niepotrzebnego balastu, a podatników od finansowania
deficytowych przedsięwzięć. Szukamy za wszelką cenę zagranicznego właściciela,
pomijając własnych obywateli, własne cele i potrzeby. Nie stworzono szansy, by
mógł zaistnieć rodzimy system poszerzający możliwości inwestowania polskich
obywateli wspólnie z polskim państwem, które mogłoby zaoferować pożyczki,
kredyty, obligacje, fundusze celowe itp. Brzmi to paradoksalnie, ale polski
przemysł okrętowy był zaliczany do najprężniej rozwijających się na świecie, a
działo się to w warunkach zniewolenia systemem, którego hegemon czerpał z Polski
niemałe zyski. Jednak produkcja była i - co najważniejsze - praca w Polsce, u
siebie, na miejscu.

Jeżeli rządzący nie potrafią sobie poradzić z gospodarką, niech spróbują jedynie
naśladować kraj, w który są przecież zapatrzeni, naszego zachodniego sąsiada.
Wystarczy, by polska gospodarka rozwijała się według tych samych reguł i zasad
co niemiecka, a na pewno będzie lepiej. Chyba że nie o to chodzi.

Wojciech Reszczyński





--


Ryza platfusiarska kukielka

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona