Data: 2009-05-21 17:19:24 | |
Autor: multivatinae | |
Ryzy sepleniacy pozorant | |
Pozorowane działania premiera
Okoliczności i przebieg debaty w sprawie przyszłości Stoczni Gdańsk i w ogóle przemysłu stoczniowego odsłonił rzeczywiste intencje rządu w tej nader ważnej kwestii dla rozwoju polskiej gospodarki. Przede wszystkim należy zaznaczyć, iż pomysłodawcą zorganizowania spotkania był przewodniczący Solidarności Stoczni Gdańsk Roman Gałęzewski, a nie strona rządowa. Jak w takim razie wytłumaczyć to, że przedstawiciele Solidarności i OPZZ odmówili wzięcia udziału w debacie? Stało się tak, gdyż strona rządowa zawłaszczyła niejako samą ideę dialogu ze stoczniowcami, narzucając warunki spotkania i jego skład. Wydaje się, że zaproszenie na debatę przedstawicieli związków sprzyjających zasadniczo polityce rządu było pewnego rodzaju prowokacją obliczoną na skłócenie środowisk związkowych i uniemożliwienie wymiany rzeczowych i konkretnych argumentów. Można się teraz zastanawiać, czy należało ulegać tej prowokacji i rezygnować z próby przedstawienia swoich opinii. Znane jest przecież powiedzenie, iż nieobecni nie mają racji. Związkowcy wprawdzie odmówili wzięcia udziału w spotkaniu, jednakże wielokrotne pokazywanie podczas debaty pustych miejsc mogło wywrzeć wrażenie, iż przedstawiciele głównych sił związkowych nie mają nic do powiedzenia, nie są zdolni do merytorycznej dyskusji, zaś ich jedynym atutem są agresywne manifestacje uliczne. A przecież jest to nieprawdziwy i krzywdzący stereotyp stoczniowca awanturnika, jaki PO stara się rozpowszechniać, żeby zasłonić swoją nieporadność i brak pomysłu na utrzymanie tak strategicznej dla naszego kraju gałęzi przemysłu, jaką jest przemysł stoczniowy. W czasie debaty, która nawiasem mówiąc, w ogóle nie powinna się odbyć z uwagi na nieobecność głównych dyskutantów, zabrakło konkretnych i rzeczowych pytań pod adresem premiera. Ci, którzy przybyli na to spotkanie, nie pytali o to, jaka konkretnie pomoc publiczna, w jakiej wysokości została udzielona Stoczni Gdańsk. To, że pojęcie tzw. pomocy publicznej jest dość szerokie, nie znaczy bynajmniej, iż nie można jej liczbowo wyrazić. Kiedy premier określił sprzedaż stoczni szczecińskiej i gdyńskiej wielkim manewrem, można było zapytać, kto tak naprawdę je wykupił. Firma United International Trust trudni się pośrednictwem, a więc pomogła w zakupie tych zakładów, szkoda tylko, że nie wiadomo, komu i czy są jakiekolwiek gwarancje na wznowienie produkcji statków. Brak też było pytań odnośnie do miejsca przemysłu stoczniowego w strategii (zakładając, że takowa w ogóle jest) rozwoju gospodarczego kraju. Pominięcie tych i wielu innych istotnych kwestii pozwoliło premierowi na wypowiedzi nazbyt ogólnikowe i demagogiczne. Szef rządu usiłował pokazać, iż robi wszystko, co możliwe, aby uratować przemysł stoczniowy. Jednak fakty wskazują na niską efektywność tych działań, także przyszłość tych ważnych dla gospodarki kraju zakładów stoi w dalszym ciągu pod znakiem zapytania. Wypowiedzi premiera ujawniły nadto słabość koncepcyjną rządu, czyli brak ogólnej wizji i kierunku rozwoju gospodarczego Polski. Dlatego właśnie działania pozbawione dostatecznej determinacji i przekonania co do znaczenia tej gałęzi gospodarki niewiele dają, gdy idzie np. o obronę stoczni gdańskiej czy w ogóle przemysłu stoczniowego. Słowem, takie działania zdają się być pozorowane, gdyż i tak wszystko zależy (oczywiście zdaniem rządzących) od uznania czołowych komisarzy unijnych. W takiej sytuacji premierowi nie pozostaje nic innego, jak zachować dobrą i przekonującą minę do gry, której wynik nie jest jeszcze ostatecznie przesądzony. Okoliczności związane z formą i organizacją niedawnej debaty - która notabene wydaje się elementem tej gry - oraz jej przebieg raczej nie napawają optymizmem. W tej sytuacji większą wagę należy przywiązywać nie do oficjalnych deklaracji, okrągłych słówek i złotych intencji, ale do rzeczywistych działań i faktów. Dr Witold Landowski -- |
|