Data: 2013-04-08 00:37:02 | |
Autor: Marek Woydak | |
Rzdowe synekury | |
Rady nadzorcze spółek z udziałem Skarbu Państwa „przytuliły” setki działaczy PO i PSL i karmią je comiesięcznymi pensjami. Kto i za ile zasiada w takich radach? Opisujemy to i podajemy nazwiska. Szpitale mimo długów dają premie dyrektorom. Politycy wynagradzają się na wszystkich państwowych posadach, co wyliczamy im poniżej podając kwoty hańby. Jednym zdaniem: rząd konsekwentnie realizuje hasło „Teraz k… my!” i jest w tym naprawdę dobr I pomyśleć, że jedną z obietnic premiera Donalda Tuska była deklaracja z expose w 2007 r., gdzie złotousty „Amber Donek” obiecywał zakończenie „politycznego procederu zawłaszczania spółek z udziałem skarbu państwa”. Co z tej obietnicy zostało? Obietnica. Zapytaliśmy Ministerstwo Skarbu Państwa ile w ogóle jest członków Rad Nadzorczych w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Odpowiedź przyszła tego samego dnia. Można ją streścić w dwóch słowach: nie wiemy. Literalnie zaś ministerstwo odpowiedziało „Naszej Polsce” w następujący sposób: „Resort skarbu nie posiada zestawienia organów podmiotów nadzorowanych przez inne jednostki, np. przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej czy innych ministerstw, agencji” (odpowiedź na pytania „NP” z 19 marca br. Wystosowana przez Wydział Prasowy Biura Komunikacji Społecznej Ministerstwa Skarbu Państwa). Rady Nadzorcze i Agencje Pod koniec zeszłego roku „Puls Biznesu” dokonał analizy składów Rad Nadzorczych i zarządów spółek z udziałem Skarbu Państwa. Wyniki są przerażające. Po pięciu latach rządów Platformy Obywatelskiej rady zostały w dużej mierze zdominowane przez polityków PO, ich rodziny i znajomych. Często stanowiska w radach obsadzano osobami nie mającymi żadnego doświadczenia w branży, którymi zajmują się spółki. Zadziałała zasada klucza politycznego. Przez pięć lat skoligaceni z PO działacze zarobili z racji piastowanych funkcji w spółkach SP około 200 mln zł. Warto dodać, ze lista beneficjentów nie jest pełna. Co prawda, po ujawnieniu afery taśmowej w PSL i nepotyzmem w spółkach, Donald Tusk zapowiedział rozpoczęcie publicznej debaty nad projektem ustawy o nadzorze właścicielskim, która miałaby znacząco ograniczyć skalę upartyjnienia władz firm i agencji, utrzymywanych z pieniędzy podatników, ale znowu na zapowiedziach się skończyło. „Puls Biznesu” opublikował nawet listę 428 osób skoligaconych z PO i czerpiących zyski z państwowych posad w spółkach SP i agencjach rządowych. Spółdzielnia Grada Przytoczymy jedynie kilka nazwisk z listy 428 osób związanych z PO z towarzystwa byłego ministra Skarbu Państwa Aleksandra Grada, jako ilustrację do całego procederu okupowania spółek i agencji rządowych: Aleksander Grad, prezes PGE Energia Jądrowa i PGE EJ1, były poseł PO i minister skarbu w pierwszym rządzie Donalda Tuska. W związanych z PGE spółkach znalazło posadę ponad 50 polityków z Platformy Obywatelskiej! Zdzisław Gawlik, wiceprezes PGE Energia Jądrowa i PGE EJ1, były wiceminister skarbu (zastępca Aleksandra Grada), kandydat PO w wyborach do Senatu. Razem z Gradem kierują teraz firmami jądrowymi… Marzena Piszczek, wiceprezes PGE Energia Jądrowa i PGE EJ1, szefowa rad nadzorczych PKO BP, Azotów Tarnów i PZU dobra znajoma byłego ministra skarbu Aleksandra Grada z PO. Franciszek Adamczyk, szef rady nadzorczej Bumaru, członek rady nadzorczej KGHM, były senator PO i członek gabinetu politycznego byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Maciej Bogucki, zastępca dyrektora biura zarządu w Krajowej Spółce Cukrowej, członek rad nadzorczych spółek z grup Bumar-Waryński i PGNiG, były radny PO warszawskiej dzielnicy Praga Południe, członek gabinetu politycznego byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Michał Dzięba, członek rad nadzorczych: PGE GiEK, Naftoport i KGHM Metraco, bliski współpracownik i członek gabinetu politycznego byłego ministra skarbu z PO Aleksandra Grada. Dorota Gajewska-Grad, dyrektor biura komunikacji i rzecznik prasowy PGE Dystrybucja, synowa byłego ministra skarbu z PO Aleksandra Grada. Jacek Goszczyński, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu, Agro-Mana (grupa PHN), Towarowej Giełdy Energii, członek rad nadzorczych EW Turów i Ciechu, dobry znajomy i współpracownik byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Jak wyliczył „Puls Biznesu” na liście działaczy PO, zarabiających ‘na państwowym’, jest dwóch byłych ministrów (Aleksander Grad, Zbigniew Derdziuk) i jedenastu wiceministrów (Zdzisław Gawlik, Marcin Idzik, Lilla Jaroń, Adam Leszkiewicz, Andrzej Panasiuk, Zbigniew Rapciak, Joanna Schmid, Radosław Stępień, Maciej T., Jacek Weksler, Krzysztof Żuk), czterech senatorów PO (Jan Michalski, Franciszek Adamczyk, Stanisław Bisztyga, Tadeusz Maćkała) oraz jedenastu posłów (Jarosław Charłampowicz, Marcin Kierwiński, Lucjan Pietrzczyk, Krystyna Poślednia, Leszek Cieślik, Józef Klim, Adam Krupa, Michał Marcinkiewicz, Jan Tomaka, Łukasz Tusk, Marek Zieliński). Podobną listę można skonstruować pod kątek pociotek w spółkach i agencjach tym razem związanych z PSL. Tyle, że o ile ludowcom dostało się po aferze taśmowej, to familia Platformy na synekurach ma się nadal świetnie. Kominówka nie pomaga Kominówka omijana jest nie tylko w szpitalach. Nie ma problemu z jej obejściem także w różnych spółkach Skarbu Państwa. Do zwiększenia zarobków prezesów spółek potrzebna jest tylko życzliwość członków rad nadzorczych, a te jakie mamy, widzieliśmy wyżej. Pułap płacowy, czyli tzw. ustawa „kominowa” to poziomy płac komercyjnych podmiotów państwowych. Prawo to miało ukrócić niebotyczne honoraria upolitycznionych zarządów spółek… Ustawa ustalała maksymalną wysokość wynagrodzenia kadry zarządzającej tymi jednostkami według różnych stanowisk do sześciokrotności przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce (ok. 22 tys. zł). W praktyce jednak wystarczy, że zgodę na ominięcie kominówki wyrazi rada nadzorcza firmy, a prezes założy działalność gospodarczą i z własnej kieszeni kupi ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej z tytułu zarządzania spółką. Tak wygląda w skrócie mechanizm ominięcia przepisów i taki scenariusz jest po prostu bardzo często realizowany. NFZ W 2012 r. na premie dla urzędników pracujących w warszawskiej centrali NFZ wydano aż 1 milion 800 tys. złotych. Pieniądze za swoją pracę otrzymało 280 urzędników - to oznacza, że średnia premia wynosiła dokładnie 6 tys. 428 złotych i 57 groszy. Co więcej, gigantyczne premie to nie jedyna gratyfikacja, na jaką mogą liczyć urzędnicy z centrali funduszu. Pomimo fatalnej sytuacji służby zdrowia szefostwo NFZ rozdaje nie tylko premie, ale również nagrody. W ubiegłym roku średnia nagroda wypłacona w Funduszu na jednego pracownika to kolejne 3 tys. zł. A jaki był mechanizm wydatkowania tych pieniędzy? Jak najbardziej legalny. Nie były to nawet pieniądze „extra”. Środki te NFZ określił w rocznym planie finansowym. A więc w 2013 r. możemy spodziewać się powtórki z rozrywki. Szpitale Jak podał „Dziennik Gazeta Prawna”, w tym roku łączne zadłużenie publicznych szpitali już przekroczyło 10 mld zł. Ale dla ich szefów to nie jest powód, aby nie wziąć za to nagrody. No pewnie, wszak przykład idzie z góry o czym piszemy niżej. Przyznawanie „ekstra” kasy pomimo, że w placówkach nie ma środków na leczenie dzieci, umierających pacjentów czy konieczne zabiegi ratujące życie to norma. Co gorsza, służby zdrowia nie ominęła plaga nominacji dyrektorskich z politycznego klucza. „DGP” przeprowadził sondę w szpitalach zarządzanych przez powiaty, niektóre miasta oraz urzędy marszałkowskie, a także w szpitalach klinicznych. Z jednej strony premię dla dyrektorów szpitali ogranicza ustawa kominowa (omijana także w służbie zdrowia), ale i tak może ona osiągnąć trzykrotność pensji, czyli ok. 40 tys. zł. Rząd oczywiście dostrzega problem, mówi o planowanej zmianie formy prawnej szpitali, co ukróciłoby nieadekwatnie przyznawane premie, ale zmiany te mają się rozpocząć dopiero w tym roku… a więc w przyszłości, czyli zapewne nigdy. No ale, żeby nie słodzić tak lekarzom. Ich stawki zarobkowe w porównaniu zwłaszcza z dwoma innymi grupami zawodowymi zatrudnionymi w szpitalach (technicy i salowe) nie są małe. Tyle, że protestujący lekarze czy pielęgniarski o techników czy salowe jakoś się solidarnie nie upominają… Rząd, Sejm, Senat, czyli tzw. góra Ryba psuje się od głowy. To, że gdzieś w Suwałkach prezesem PKS zostaje Leszek Cieślik, były poseł PO czy że w Łodzi zastępcą WORD zostaje Tomasz Kacprzak, członek rady krajowej PO, szef rady miasta Łodzi i były szef partyjnej młodzieżówki PO to tylko lustrzane odbicie tego co robią politycy na Wiejskiej. Posady polityczne w całej Polsce, premie, nagrody i dojenie tego państwa do maksimum na dole jest egzemplifikacją tego co dzieje się na górze. O tym zaś pisaliśmy wielokrotnie, a więc przypominamy jedynie w krótkim resume dotyczącym ekstra kasy za „ciężką pracę” naszej „peowskiej” wierchuszki. Sejm Niedawno Polska żyła aferą nagrodową w prezydium Sejmu. Marszałek i wicemarszałkowie otrzymali nagrody za 2012 rok - łącznie 245 tys. Nagrodzili się nawzajem: Ewa Kopacz (PO), Cezary Grabarczyk (PO), Eugeniusz Grzeszczak (PSL), Marek Kuchciński (PiS), Jerzy Wenderlich (SLD) oraz Wanda Nowicka (Ruch Palikota). Senat Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz w 2010 r. zarobił więcej niż prezydent, bo 311 tysięcy złotych, a na tę pulę złożyły się także sowite premie. W 2010 r. otrzymał dwie nagrody w wysokości 150 proc. miesięcznego wynagrodzenia oraz jedną w wysokości 100 proc. (ok. 64 tys. zł). Podobnie zaszalał w 2012 r. informując, że przyznał nagrody, bo wicemarszałkowie pracują dużo intensywniej niż zwykli senatorowie. Wicemarszałkowie Senatu otrzymali 200 proc. wysokości swojego miesięcznego wynagrodzenia, a marszałek - 350 proc. Premier Tusk Kilka dni po aferze premiowej z Ewą Kopacz w roli głównej, główny moralizator i hipokryta kraju, Donald Tusk, pouczał, że politycy powinni rozumieć, że nie mogą dawać sobie nagród, gdy nie mogą dać ludziom podwyżek. Nikt lepiej niż on by tego nie ujął. Problem w tym, że w czasie kiedy Tusk zasiadał w Prezydium Sejmu przyjął 180 tys. zł nagród! Gwoli przypomnienia, w latach 2002-2005 Donald Tusk był wicemarszałkiem Sejmu. W związku z piastowaną funkcją w tym okresie otrzymał 180 tys. zł nagród. Prezydent Komorowski Bronisław Komorowski ostatniego dnia pełnienia funkcji marszałka sejmu dostał nagrodę wynoszącą 22 tys. zł. Tak na rozchodne… Oczywiście nagrody przydziela sobie Prezydium Sejmu, a więc marszałek i wicemarszałkowie musieli się formalnie razem obdarować. Warto przypomnieć nazwiska i kwoty (niektóre powtarzają się ze sprawy marszałek Kopacz): Komorowski - 22 tys. zł. Jego następca Grzegorz Schetyna (PO) - 36 tys. zł. Wicemarszałkowie Sejmu Ewa Kierzkowska (PSL), Stefan Niesiołowski (PO), Jerzy Wenderlich (SLD) oraz Marek Kuchciński (PiS) od 32 tys. zł do aż 50 tys. zł. MW |
|