Data: 2012-07-18 08:54:50 | |
Autor: mkarwan | |
Sławomir Petelicki - nie lubię ludzi, którzy się sadzą | |
Fragment wywiadu z gen. S. Petelickim opublikowanym w Playboyu nr 01, 2011 rok.
Tekst Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke. P- Spotykamy się w dniu opublikowania sensacyjnych materiałów Wikileaks. S.P.- Opublikowanych dzięki ludziom dobrej woli. Władze państwowe i ich tajne służby właśnie tracą monopol na tak zwane przecieki kontrolowane, które mają na celu przykrywanie błędów polityków. P- Co to znaczy? S.P.- Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o tak zwanym świecie równoległym. Wiecie, jaka jest moja ulubiona akcja Mossadu? P- Uwolnienie zakładników na lotnisku w Entebbe? S.P.- Ta jest na pewno najbardziej znana. Ale moja ulubiona to akcja "Cygaro". Na pewno o niej słyszeliście. P- Taki był kryptonim? S.P.- Nie znam prawdziwego kryptonimu. Nazwę "Cygaro" wymyśliłem sam. Pamiętacie, w jaki sposób prezydent Clinton zabawiał się z Moniką Lewinsky? P- O cygarze wpychanym tu i tam oraz o sukience naznaczonej nasieniem wiedzą chyba wszyscy. S.P.- Myślicie, że taka zwykła dziewczyna, zwykła stażystka trzymałaby przez długi czas sukienkę, na którą kapnęła kropla prezydenckiej spermy? A może chciała oprawić ją sobie w ramki i powiesić na ścianie? Na taką wielbicielkę Clintona mi nie wyglądała. P- Sugeruje pan, że Lewinsky była izraelską agentką? S.P.- Wcale tego nie sugeruję. Zdziwiłbym się, gdyby tak było. Dla mnie to sprytna i inteligentna osoba, która na dodatek przeżywała duży stres, pod którego wpływem strasznie utyła. Mimo to, przeprowadziła perfekcyjną operację. Co nie świadczy zbyt dobrze o tym bufonie. Clinton, wieczny fircyk w zalotach, który sprowadzał sobie fryzjerów z Hollywood, zamiast zajmować się sprawami wagi państwowej, tak mocno nadepnął na odcisk dzielnym ludziom w Izraelu i w swojej własnej armii, że kiedy wyszła na jaw ta głupia sprawa ze stażystką, wszyscy z zadowoleniem patrzyli, jak piękniś idzie na dno. Clinton załatwił się sam. Gdyby był lubiany, nie doszłoby do tego. A tak, wszyscy wojskowi bardzo się cieszyli. Według mnie było to klasyczne porozumienie ponad podziałami, taki swoisty włoski strajk. P- Bardzo ciekawa koncepcja. Ale jaki jest związek z Wikileaks? S.P.- Przecież romanse na szczytach władzy tuszuje się z dziecinną łatwością! Ale Bill Clinton tak bardzo zdenerwował ludzi dobrej woli, że pozwolili mu zbłaźnić się przed całym światem. Ludzie, którzy sami wielokrotnie narażali życie i brali udział w wielu niebezpiecznych akcjach, postanowili dać się rozwinąć tej sprawie w wielką aferę. Ci sami ludzie dostarczają teraz materiały do Wikileaks. Bo chyba nie wierzycie w bajki o tym, że do tajnych amerykańskich depesz dotarł genialny haker. Takie rzeczy odbywają się zupełnie inaczej. P- Na zasadzie kopiuj-wklej. S.P.- Otóż to! Bo jest zwykły świat i świat równoległy. W tym drugim poruszają się ludzie znający największe tajemnice i mający do nich klucze. Wystarczy, że w odpowiednim momencie skopiują to, co trzeba. I bardzo dobrze, że od czasu do czasu ktoś taki pokazuje politykom, że pensje płacą im podatnicy. W ten sposób daje im znać, że opinia publiczna może w każdej chwili poznać ich niecne sprawki. Przecieki w Wikileaks - dopóki nie wiążą się z zagrożeniem czyjegoś życia i zdrowia - przyniosą całemu światu wiele pożytku. Polityka będzie dzięki nim bardziej transparentna, a politycy będą się mieli na baczności. P- Za co Izrael chciał się mścić na Clintonie? S.P.- Mossad namierzył w Jordanii terrorystę, który odpowiadał za śmierć wielu osób. Postanowili wypróbować na nim nowy killerski środek - taki spray: psika się i cel schodzi na serce, bez śladu działania czynników zewnętrznych. Terrorysta, którego planowano w ten sposób zlikwidować, miał nerwowy tik - machał na bok głową. I kiedy agent Mossadu psiknął mu w twarz, ten akurat machnął głową i dostał w ucho, zamiast w nos. Trucizna zadziałała, ale nie od razu. Chłopina wyzionął ducha w szpitalu po kilku dniach. Ze sprawy zrobiła się wielka afera, bo z jakichś powodów Clinton postanowił się za nim ująć i zaczął żądać od premiera Izraela odtrutki. Oczywiście jej nie dostał. A dodatkowo był na tyle arogancki, że w mediach nawrzeszczał na Benjamina Netanjahu - this guy is impossible! (ten facet jest niemożliwy!). Biedak pewnie nie wiedział, że Netanjahu dowodził izraelską Deltą - Sayeret Matkal, a jego starszy brat Jonatan zginął dowodząc wspomnianą przez panów operacją "Piorun" w Entebbe. P- Dlaczego amerykańskie służby nie chroniły prezydenta przed Lewinsky? S.P.- Bo to Clinton odpowiada za śmierć żołnierzy w czasie słynnej akcji w Mogadiszu. Kto widział Helikopter w ogniu, wie, o co chodzi. Przed akcją proszono prezydenta, żeby zezwolił na użycie GunShipa 130, czyli Herculesa, który daje ścianę pionowego ognia. Wtedy można by było zamknąć całą dzielnicę i spokojnie przeprowadzić zaplanowane działania. Clinton się nie zgodził. Przez tego pyszałka zginęło ponad tysiąc miejscowych oraz 19 amerykańskich żołnierzy. Zanim akcja z Lewinsky wyszła na jaw, CIA poinformowało prezydenta, że dziewczyna ma izraelski podsłuch. Ale jemu to nie przeszkadzało. Dalej do niej wydzwaniał i uprawiał seks przez telefon. Nawet z nią żartował, że podobno podsłuchuje ich jakaś ambasada. Z jednej strony są więc ludzie, którzy narażają życie swoje i swoich żołnierzy, a z drugiej - taki nieodpowiedzialny lowelas. I co się stało? Nikt mu nie pomógł. Wszyscy z radością patrzyli, jak przekonuje telewidzów,że "blow job" to nie seks. P- Politycy wydają się więc jedynie marionetkami w rękach wywiadu i służb. S.P.- W cywilizowanych krajach tak nie jest. Oficerowie wywiadu i sił specjalnych narażają życie dla swoich krajów. Niestety większość polityków dba jedynie o swój image. Na przykład całkiem niedawno w Polsce, aby poprawić wizerunek ministra Bogdana Klicha, MON dopuścił się karygodnego ujawnienia tajnej operacji polskich komandosów w Afganistanie. Przeciek do jednego z dzienników oficjalnie potwierdził pełnomocnik MON ds. Afganistanu. Spowoduje to akcje odwetowe Talibów wobec zwykłych żołnierzy, a ministrowi Bogdanowi Klichowi i tak to nie pomoże. Natomiast a propos marionetek. Niedawno kilku psychiatrów wysłało do mnie oficjalny list, ażebym przestał obrażać ich zawód, nazywając naszego ministra obrony narodowej - psychiatrą, ponieważ pan Klich nie ukończył tej specjalizacji. A ponadto lekarze uważają że, ma on "syndrom wesołej kukiełki" - jest podobno taka jednostka chorobowa. Mam to na piśmie i nie boję się procesu. Twierdzę, że minister Klich działa na szkodę naszej armii i powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Przede wszystkim za te wszystkie katastrofy. Nie może być tak, że ludzie tracą życie przez czyjeś nieudacznictwo. Nasze wojsko w tej chwili wygląda jak wrak samolotu w Smoleńsku. A to, że mamy przecieki z MON-u, potwierdza moją teorię o ludziach dobrej woli. Przecież tam pracuje bardzo wiele osób, które wiedzą co się dzieje i mają tego dość. Ostatnio z wojskowej prokuratury przekazano do jednego z tygodników pięćdziesiąt siedem tomów tajnych akt śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Parę dni wcześniej arogancki minister wmawiał społeczeństwu, że lotniska zapasowe były przygotowane, a tu nagle tygodnik publikuje tajny stenogram rozmowy w MON, z której wynika, że już po katastrofie w nieudolny sposób próbowano te "zapasowe lotniska" wpisywać do dokumentów. Ludziom dobrej woli w prokuraturze nie podobało się to, że przez nieudaczników zginęli między innymi bardzo szanowani w wojsku generałowie. Zupełnie tak, jak Amerykanie z otoczenia prezydenta, mieli dość arogancji prezydenta. P- "Ludzie dobrej woli", jak ich pan nazywa, mogą być niesłychanie niebezpieczni dla nas wszystkich. S.P.- To politycy są niebezpieczni dla nas wszystkich. Są przyzwyczajeni do składania obietnic bez pokrycia, kłamania na każdym kroku i opowiadania bullshitów. Gdy w Polsce rząd coś sknoci w mediach jako przykrywka pojawiają się "nowe sensacyjne informacje" w sprawie Krzysztofa Olewnika lub Marka Papały. Farsa! To, z czym mamy teraz do czynienia w związku z Wikileaks, jest naprawdę super. Politycy w końcu zastanowią się, co robią w ukryciu przed opinią publiczną. P- A co robią? S.P.- Na przykład tworzą czarne listy. Sam byłem na takiej liście za rządów PiS-u. Była też druga lista z nazwiskami tych, których chcieli aresztować. Sporządzali je Ziobro ze Święczkowskim, który w biurze trzymał broń maszynową. Tak się chłopak obawiał o siebie, że nawet zrobił sobie szyby kuloodporne w oknach wychodzących na dziedziniec MSWiA. P- To wszystko brzmi jak jakieś fantasmagorie, mity. S.P.- Ale to prawda. Macierewicz założył nawet podsłuch Radkowi Sikorskiemu, który w ich rządzie był ministrem obrony. Kiedy Jarosław dowiedział się, że Sikorski od czasu do czasu się ze mną spotyka, wezwał go do siebie i zabronił mu jakichkolwiek kontaktów z generałem Petelickim. Po pewnym czasie Radek przysłał mi prześmiewczy mail - "Fatwa się skończyła". W post scriptum dodał - "Panie Antoni, proszę zameldować premierowi o tym ostatecznym dowodzie mojej nielojalności". P- Wie pan, kto jeszcze był na tej czarnej liście? Wiem, że byłem ja. Nie moją rolą jest zdradzanie innych nazwisk. P- Pański "ulubieniec" Paweł Graś (rzecznik prasowy rządu - przyp. red.) też tam był? S.P.- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam (śmiech). Z Pawłem Grasiem sprawa jest prosta. Albo jest się w radzie Fundacji GROM, albo jest się dozorcą u Niemca (Paweł Graś mieszka wraz z rodziną w zabytkowym pałacyku w Zabierzowie pod Krakowem. "Opiekuje się" nieruchomością należącą do niemieckiego przedsiębiorcy Paula Roglera - przyp. red.). Dlatego zrezygnowaliśmy z pana Grasia. Swego czasu wysyłałem mu smsy typu: "Odśnież dach, bo się Niemiec wkurzy". Pan premier jednak uważa, że dozorca może być rzecznikiem rządu. Dla mnie istotne jest, czy pan Graś dorabia w rządzie, czy dorabia u Niemca. Jako obywatel i podatnik chciałbym to po prostu wiedzieć. P- Delikatnie mówiąc, nie przepada pan za politykami. S.P.- Bo nie lubię ludzi, którzy się sadzą. Od razu rozpoznaję faceta, który w podbramkowych sytuacjach wymięknie. Takie bullshity w teorii, a ucieczki w praktyce najczęściej obserwuję wśród naszych polityków. To tak jakby porównywać generała McChrystala z Grasiem. Przecież od razu widać, kto jest przyzwyczajony do kłamania. Ostatnio bardzo mi się spodobały słowa Pawła Kukiza, że powinno się doprowadzić do tego, żeby Kaczor i Donald znaleźli się tam, gdzie ich miejsce - czyli w Disneylandzie. więcej w http://wywiadowcy.pl/gen-slawomir-petelicki/ |
|