Data: 2011-12-03 18:04:45 | |
Autor: Przemysław W | |
Smutna twarz kurdupla. | |
Po raz pierwszy w demokratycznej Polsce były premier - a mieliśmy ich 14 po 1989 r. - stanął przed sądem w karnym procesie. To precedensowe zdarzenie dotknęło Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS. Nie zajęło jednak należnego miejsca we wczorajszych internetowych serwisach, nie znajdzie się też na nagłówkach dzisiejszych gazet. A moim zdaniem jest warte felietonu
Dla porządku: Kaczyński nazwał swojego byłego ministra Janusza Kaczmarka "agentem śpiochem", zarzucił mu, że "tkwił w układzie" i "blokował śledztwa". Kaczmarek odpowiedział prywatnym aktem oskarżenia. Brak zainteresowania mediów - ledwo dwie kamery, kilku piszących dziennikarzy - oznacza coś więcej niż znużenie sporami sądowymi obu panów (od półtora roku toczą spór cywilny w tej samej sprawie). Kaczyński przyzwyczaił się do czerpanych z żargonu służb specjalnych metafor. Jego język inwektyw, pełen niedookreśleń spowszechniał. Nie ciekawi. Pewną niestosowność tworzy użycie przez Kaczmarka w obronie przed pomówieniem Kaczyńskiego art. 212. Przepisu o karnej odpowiedzialności za słowo, którym często gnębieni są dziennikarze, który ogranicza wolność wypowiedzi. Ale rozumiem Kaczmarka, bo chciałby on usłyszeć w końcu o faktach, które stały za słowami prezesa. Idąc do sądu karnego, Kaczmarek próbuje go zmusić do aktywnej obrony. Przez wyłożenie kart na stół - o rzekomo przekręconych śledztwach, o naciskach, którym miał ulegać, w końcu o tajnej organizacji, która ulokowała Kaczmarka w rządowych ławach, konkretnie - z datami i nazwiskami. Na wiele Kaczmarek liczyć nie może. Publiczność jest bez szans na wyrobienie sobie zdania o tej sprawie. Prezes PiS znowu zasłonił się tajemnicą - sąd utajnił proces na jego wniosek. Gdy przed relegowaniem z sali rozpraw w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy patrzyłem na ściętą niepewnością twarz Jarosława Kaczyńskiego, przemknęła mi myśl: oto historia III Rzeczypospolitej zatacza koło. Wspomnienia wywołał sam Kaczyński, podając dwa adresy, na które sąd ma mu wysyłać wezwania: Aleje Jerozolimskie 125/127 i Nowogrodzka 84/86. Przed oczyma stanęły: neon "Expressu Wieczornego" w Alejach, kiedyś popularnej warszawskiej popołudniówki, drukarnie peerelowskiego RSW Prasa-Książka-Ruch na zapleczu. Dwa związane ze sobą adresy, pod którymi powstać miał koncern medialny pod skrzydłami założonej przez Kaczyńskiego w 1990 r. Fundacji Prasowej Solidarności. Skończyło się na przejęciu od państwa gruntów bez przetargu, rozparcelowaniu nieruchomości między sieć spółek, przepływach finansowych między państwowym bankiem a Fundacją Prasową, między fundacją a pierwszą partią Kaczyńskiego - Porozumieniem Centrum. To w tamtych latach Kaczyński mówił do partyjnego (PC) aktywu: "Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli". Skończyło się to wszystko pierwszym karnym procesem Jarosława Kaczyńskiego. Trwał kilka lat i z przyczyn formalnych skończył się umorzeniem. Proces ten zwiastował wieloletni polityczny niebyt prezesa (w 1993 r. PC nie weszło do parlamentu). A obecny? Zamyśliłem się, szukając odpowiedzi w smutnej twarzy Kaczyńskiego. Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,10752320,Jaroslaw_Kaczynski_smutna_ma_twarz.html#ixzz1fUZU4jpv Przemek -- Wyścig na radykalizm rozpadającego się PiS i Solidarnej Polski nie służy debacie (Paweł Graś) |
|