Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Socjotechnika

Socjotechnika

Data: 2012-05-12 12:05:39
Autor: u2
Socjotechnika
... czy kto i jak nami manipuluje :

http://janpinski.nowyekran.pl/post/61613,kto-i-jak-nami-manipuluje

Manipulowanie informacją jest dziś głównym sposobem prowadzenia
polityki. Omówię najważniejsze stosowane przez polityków "chwyty"



Projekt uchwały Sejmu wzywającej Rosję do oddania wraku prezydenckiego
samolotu, to „zdrada narodowa”, „adres do cara”, „targowica”. Leszek
Miller, jako premier, samodzielnie, bez wiedzy i zgody prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego, sprowadził do Polski CIA i pozwolił jej
torturować podejrzanych o terroryzm. Rząd chce zlikwidować wszystkie
przywileje emerytalne. Służba Bezpieczeństwa tworzyła spisy agentów na
podstawie list lokatorów. Katastrofa w Smoleńsku to skutek brawury
pilotów („tak lądują debeściaki”) i nacisków pijanego szefa wojsk
lotniczych. To tylko najbardziej jaskrawe przykłady prób manipulowania
opinią publiczną w ostatnich tygodniach.

Większość z wyżej wspomnianych publikacji nie powstała przypadkowo. Była
efektem działań politycznych spin doktorów, którzy coraz większymi
garściami korzystają z metod wpływu na społeczeństwo opracowanych przez
tajne służby. Pionierem zarządzania przez opinią publiczną w ten sposób
były służby sowieckie. Dziś ich know-how stosowane jest na porządku
dziennym.



Środki aktywne

Najskuteczniejszą bronią z arsenału tajnych służb używanymi w polityce
są tzw. środki aktywne. To przekazywanie starannie wyselekcjonowanych
prawdziwych informacji w celu wywołania fałszywego obrazu
rzeczywistości. Najlepszą ilustracją wykorzystania tego środka było
zamieszanie medialne, które stworzył rząd wokół funduszu kościelnego.
Szumnie zapowiadana i głoszona likwidacja ma przynieść...89 mln zł.
Wydatki państwa to ponad 330 mld (miliardów!) zł. Gołym okiem widać, że
groźba likwidacji funduszu kościelnego nie miała celów ekonomicznych,
tylko polityczne.

       Pod przykryciem tej wojny na razie udaje się Tuskowi spokojnie
ukrywać fakt, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych splajtował. Od
kilkudziesięciu lat miliony Polaków rozpoczynały płacenie składek ZUS
licząc, że odpowiednio w wieku 65 i 60 lat (kobiety) rozpoczął
odbieranie pieniędzy. Teraz nagle rząd zapowiada "reformę". Ma ona
polegać na tym, że dłużej płacimy składki i krócej je odbieramy. Gdyby
podobny "wał" próbowała zrobić prywatna ubezpieczalnia skończyłoby się
na zawiadomieniu prokuratury.

Przy okazji zadymy z Kościołem, którą wywołał Tusk umknęła wszystkim
informacja, że plany podwyższenia wieku emerytalnego były oparte na
błędnej (starej!) prognozie demograficznej. Proponowane przez rząd
zmiany nie wystarczą do utrzymania systemu. Taktyka zastosowana przez
Tuska jest stara jak świat. Ten sposób, w Polsce określany swojsko jako
metoda "na zająca". Kilka lat temu zastosowanie jej w polityce pokazał
satyryczny film Barry'ego Levinsona "Wag the Dog" ("Fakty i akty"). W
przededniu wyborów ubiegający się o reelekcję prezydent USA zostaje
oskarżony o molestowanie małoletniej. Za radą swego doradcy postanawia
wywołać fikcyjną wojnę z Albanią ("Dlaczego Albania? A dlaczego nie?"),
by odwrócić uwagę obywateli od obyczajowego skandalu - to w skrócie
fabuła tego głośnego filmu.

Jeszcze lepiej ten sam mechanizm pokazuje niedawno emitowany serial o
burmistrzu Chicago "Boss". Główny bohater, skuteczny, cyniczny gracz
polityczny, staje na krawędzi swojej politycznej kariery. Gdy wybucha
skandal o korupcyjnym podłożu z jego udziałem, burmistrz zleca podległym
mu służbom nalot na charytatywną klinikę prowadzoną przez jego córkę,
które nielegalnie przekazywała leki potrzebującym. Cel jest prosty.
Zamieszanie, zmiana tematu, pokazanie, że w imię obrony dobra
publicznego jest gotowy poświęcić rodzinę. A, że to nie prawda? Ważne,
aby lud to kupił.



Agenci wpływu

Najważniejszym działaniem, którym wpływa się na społeczeństwo jest
dezinformacja. Obecnie szerzy się ją przez rozpowszechnianie
prawdziwych, ale zmanipulowanych informacji, albo takich, które nie
podlegają natychmiastowej weryfikacji. Do dystrybucji takich „prawd” i
„półprawd” używani są agenci wpływu. Nie chodzi bynajmniej o osoby
posiadające rejestrację i status agenta (aczkolwiek nie jest to
wykluczone). Najlepiej oddaje dziś tą funkcję słowo autorytet. System
korzystania z agentów wpływu (autorytetów, elit|) do perfekcji opanowały
sowieckie służby. Dlatego do dzisiaj nie została rozliczona kolaboracja
z sowieckim okupantem, ponieważ ucierpiałyby na tym zbyt mocno elity i
ich spadkobiercy. Większość agentów wpływu jest świadoma celów, do
których jest używana. W zamian otrzymuje prestiżowe nagrody, stypendia,
możliwość publikowania w mediach za sowitym wynagrodzeniem itp. Jest
jednak kategoria, która daje się wykorzystywać za darmo. To tzw.
„pożyteczni idioci”. Nie trzeba ich werbować, płacić itp. Sami zrobią to
czego się od nich oczekuje.

Każde ugrupowanie polityczne stara się mieć swoich „agentów wpływu”.
Specyfiką polskiej sceny politycznej jest świadome lansowanie medialnych
bohaterów. Takimi ludźmi do zadań specjalnych są m.in. Stefan
Niesiołowski w Platformie (przejął tą funkcję od Janusza Palikota), Adam
Hofman w PiS (od niedawna), Eugeniusz Kłopotek w PSL. W SLD rolę tą, z
braku lepszych kandydatów pełni sam Leszek Miller. Chociaż każdą z tych
osób trudno nazwać powszechnie uznanym autorytetem, to media reagują
praktycznie na każde, nawet najgłupsze i prowokacyjne ich wypowiedzi.
Rządząca PO wykorzystuje Stefana Niesiołowskiego do siania zamętu i
odwracania uwagi społeczeństwa, na przykład gdy rząd albo premier ma
kłopoty. Najlepszym przykładem są ostatnie pyskówki z jego udziałem,
których celem jest „przykrycie” nieudolności śledztwa w sprawie
katastrofy smoleńskiej i rządowych planów grabieży obywateli zwanych dla
niepoznaki „reformą emerytalną”.

Z tworzeniem agentów wpływu trzeba uważać. Do 2010 r. w ten sposób był
wykorzystywany przez Platformę Janusz Palikot. Szybko jednak zrozumiał,
że popularność, którą dzięki swojej roli zdobywa można użyć do budowania
własnej siły politycznej i „zerwał się ze smyczy”. Podobną porażkę
zaliczył PiS. Po sukcesach Palikota postanowiono wykreować tam Nelli
Rokitę, ale przeceniono możliwość jej kontrolowania. Skutkiem były
nieuzgodnione z centralą „detonacje”, szkodzące wizerunkowi partii.



Nieoczekiwana zmiana ról

Majstersztykiem zastosowania środków aktywnych była sprawa Beaty
Sawickiej. Jak zauważył dr Dominik Smyrgała (wykładowca akademicki, były
pracownik Służby Kontrwywiadu Wojskowego) rozegrano ją według tzw.
schematu zmiany kontekstu. Polega on na tym, że nie neguje się istnienia
jakiegoś zjawiska, ale przedstawia się je w takim świetle, aby zwrócić
uwagę na inne fakty. Mimo ewidentnych dowodów na prymitywną korupcję
posłanki PO, udało się uzyskać inny obraz sytuacji. Sawicką pokazano
jako zapłakaną, skrzywdzoną, uwiedzioną przez bezdusznego agenta CBA
kobietę. Zamiast dowodów na korupcję opozycji dostaliśmy dowód na
niemoralność i opresyjność rządów PiS. Ujawnienie tej sprawy tuż przed
wyborami w 2007 r. zamiast ponieść notowania PiS zwiększyło rozmiary
wyborczej porażki tej partii.

Tę samą metodę zastosowano, wywołując zamieszanie wokół aneksu do
raportu z likwidacji WSI. Operację rozpoczęto od publikacji w mediach
plotek o rzekomej możliwości nabycia jego kopii za milion złotych.
Nikomu nie przeszkadzało, że rewelacje prasowe pochodziły od byłych
oficerów WSI, którzy nie przeszli weryfikacji. Posłużono się tu
rozpowszechnianiem niesprawdzalnej nieprawdy. Chociaż nikomu kopii
aneksu nie udało się nabyć, to przecież mogła istnieć taka możliwość.
Chodziło o zaszczepienie odbiorcy podświadomego przekazu do, że aneks do
raportu WSI można kupić. Z biegiem czasu sięgnięto po bardziej radykalne
środki, przygotowując grunt pod działania prokuratury. Do mediów
przekazywano częściową prawdę, informując, że przedłuża się weryfikacja
żołnierzy WSI. Manipulowano jednak powodami tego zjawiska, zarzucając
weryfikatorom brak kompetencji i opieszałość. Nie wspominano przy tym o
faktycznych przyczynach, czyli zablokowaniu kancelarii tajnej, braku
certyfikacji systemu informatycznego i problemach z poświadczeniami
bezpieczeństwa, za które weryfikatorzy nie odpowiadali. Celem operacji
było przygotowanie gruntu pod rewizje ABW u weryfikatorów (miały miejsce
w maju 2008 r.). Pretekstem było badanie sprawy rzekomego wycieku aneksu
i oferty pozytywnej weryfikacji za pieniądze. W ten sposób całkowicie
fałszywa informacja posłużyła za pretekst do rozprawy ze środowiskiem,
które próbowało ocenić i zweryfikować dorobek wojskowych tajnych służb.
A także przeciąć nici wiążącą WSI z Rosją.

Prymitywne bombardowanie opinii publicznej kłamstwami, których nie można
zweryfikować, jest bardzo skuteczną metodą. Przykładem jest chociażby
stosowane przez Rosję oskarżanie Polaków o mord na bolszewickich jeńcach
z wojny 1920 r. Chociaż jest to oczywisty fałsz, to przeciętny
„konsument” mediów polskich i rosyjskich (o zagranicznych nie
wspominając!) nie jest w stanie go zweryfikować.



Fałszywe oskarżanie liberalizmu

Podręcznikowym przykładem manipulacji sloganami jest termin „narodowy
socjalizm”. Większość ludzi, nie tylko w Polsce, nie zdaje sobie sprawy
z tego, że III Rzesza była państwem socjalistycznym. Uważają nazizm,
czyli narodowy socjalizm, za ustrój radykalnie prawicowy. W Polsce z
podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w trakcie ostatnich kampanii
wyborczych i wiązało się ono z podziałem na część solidarną i liberalną.
Chociaż Polska od 1989 r. plasuje się bardzo nisko w rankingach wolności
gospodarczej (jak słusznie zauważył Kazik Staszewski, mieliśmy
transformację socjalizmu totalitarnego w koncesyjno-etatystyczny),
wszystkie ciemne strony systemu gospodarczego III RP określono mianem
liberalizmu. Jak się wydaje, zamierzeniem spin doktorów PiS było
stworzenie negatywnego obrazu uchodzącej za liberalną Platformy
Obywatelskiej - jako współodpowiedzialnej za całe społeczne zło
transformacji ustrojowej. Samo nazywanie PO partią liberalną także nie
do końca odpowiada prawdzie. Jak na ironię, jedyne ekipy w Polsce, które
dokonywały obniżek podatków (fundamentalny warunek liberalizmu
gospodarczego), to rządy Mieczysława Rakowskiego (jeszcze
komunistyczny), Leszka Millera i Jarosława Kaczyńskiego.



Fałszowanie historii

Obiektem manipulacji na niespotykaną skalę jest w Polsce kwestia
rozliczeń z okresem PRL. Do manipulowania postrzeganiem rozliczeń z
przeszłością w Polsce wykorzystuje się całe spektrum metod
dezinformacji. Trzy z nich zasługują na szczególną uwagę: tzw. części
równe, części nierówne i generalizacja. Pierwsza polega na tym, że
opinie czytelników lub osób poproszonych o komentarz publikuje się w
takich samych proporcjach, niezależnie od ich faktycznej liczby, co
nadaje prezentowanej sprawie pozory obiektywności. Metoda druga jest
podobna. Polega na tendencyjnym prezentowaniu argumentów jednej strony.
O ile więc sondaże nie wskazują na przewagę przeciwników lustracji, o
tyle w wielu mediach dominują ich poglądy. Generalizacja z kolei polega
na tym, że wnioski z pojedynczych spraw są rozciągane na całość
zjawiska. Na przykład społeczeństwo jest przekonywane, że otwarcie do
publicznego wglądu archiwów IPN dotknie wszystkich w jednakowym stopniu.
W ten sam schemat wpisują się hasła w stylu „wszyscy musieli jakoś żyć”,
„cała bezpieka fałszowała archiwa”, „akta IPN są kserowanymi w pośpiechu
świstkami”.

Dziś osoby uchodzące w Polsce za autorytety czynią wiele starań, aby
skompromitować ideę lustracji (np. wspomniana Maria Dmochowska). Podają
przy tym argumenty nacechowane emocjonalnie, a często zupełnie fałszywe.
Poznanie prawdy o własnej przeszłości jest nazywane nienawiścią,
barbarzyństwem, pogwałceniem godności i praw człowieka. Ujawnione
przykłady współpracy z bezpieką są traktowane jako nieistotne i
nieszkodliwe. Na historyków, którzy napisali książkę o życiowych losach
Lecha Wałęsy, wylewa się kubły pomyj. Próbuje się także wpływać na
zagraniczną opinię publiczną. Nieżyjący już prof. Bronisław Geremek,
publicznie odmawiając złożenia oświadczenia lustracyjnego, na forum
międzynarodowym sugerował, że w Polsce łamane są podstawowe standardy
europejskie. Jednocześnie nie wspomniał ani słowem, że w państwach
takich jak Czechy i Niemcy przeprowadza się dogłębną lustrację, odkąd
tylko komunizm upadł.

Jednym z głównych zadań diabła jest przekonanie potencjalnych ofiar, że
diabły nie istnieją. Wtedy można działać już do woli - pisał angielski
pisarz Carl Staples Lewis w „Listach starego diabła do młodego”. Na polu
działania tajnych służb oznacza to potrzebę przekonania ludzi, że
mówienie o zakulisowych działaniach, inspiracjach, dezinformacji i
agentach wpływu to teorie spiskowe. A w te – jak wiemy – nie wypada
wierzyć. Podobnie postępują dziś firmy public relations i specjaliści od
wizerunku polityków, którzy skutecznie manipulują opinią publiczną, ale
starają się to ukryć. Warto pamiętać, że komuniści byli tak skuteczni,
że na Zachodzie widziano w nich obrońców pokoju, a nie bezlitosnych
zbrodniarzy, którymi byli. Podobnie dzieje się w Polsce, gdy ze zwykłych
zbrodniarzy tworzy się tragicznych bohaterów historii, z kapusiów -
patriotów oszukujących bezpiekę, a ze skorumpowanych polityków -
niewinne ofiary służb.



Tekst opublikowany w tygodniku "Najwyższy Czas!"

Socjotechnika

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona