Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Spadkobiercy Urbana

Spadkobiercy Urbana

Data: 2014-11-26 21:01:59
Autor: Mark Woydak
Spadkobiercy Urbana
Spadkobiercy Urbana. Misja dziennikarska a'la PRL

Przez ostatnie tygodnie w mainstreamowych mediach kwitnie festiwal
propagandy, jakiej nie powstydziłby się Jerzy Urban, rzecznik prasowy junty
Wojciecha Jaruzelskiego. Po ostatnich wyborach prezydenckich wydawało się,
że bardziej nie można już manipulować i kłamać. Teraz się okazuje, że nie
ma takiej miary, która w przybliżeniu choćby określała granice prorządowej
propagandy.
 Czwartek, 20 listopada. W Radiu Zet Monika Olejnik rozmawia ze Zbigniewem
Ziobrą, liderem Solidarnej Polski. – Pan prezydent mówi, że ci, którzy
stawiają pytanie o ważność takich wyborów i ich wiarygodność, to szaleńcy.
Prezydent obraża ludzi. Powinien napić się trochę zimnej wody i zaprosić na
rozmowy, bo jest od tego, by rozmawiać z ludźmi i strzec porządku
konstytucyjnego, a nie obrażać tych, którzy mają słuszne powody do takich
emocji – mówi Ziobro. Jego wypowiedź spotyka się z wyjątkowo gwałtowną
reakcją Olejnik, która przerywa rozmowę, krzycząc: – Wie pan, ja panu
proponuję, żeby pan się napił zimnej wody i kończymy dzisiaj rozmowę.
Koniec! Koniec!

Reductio ad Kaczyński                                                                               Poniedziałek, 25 listopada. W studiu TVN24 Andrzej Morozowski rozmawia z
Jerzym Stępniem, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, który na samym
początku mówi, że wybory zostały wiarygodnie przeprowadzone. Rozmowa szybko
zbacza na inny wątek. Rozmówcy skupiają się na zastrzeżeniach, jakie ma
Jarosław Kaczyński co do wyborów, których to zastrzeżeń nie podziela sędzia
Stępień. Następnie Morozowski obwieszcza widzom, że Jerzy Stępień jest
„trochę” człowiekiem Lecha Kaczyńskiego, gdyż został przez niego powołany
na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. – Chcę zaznaczyć, że nie jest panu
obcy sposób myślenia formacji politycznej braci Kaczyńskich – mówi
Morozowski, reagując na irytację Stępnia na przypisanie mu konotacji
PiS-owskich. Ten jednak nie daje za wygraną i tłumaczy widzom, że prezydent
nie miał innego wyjścia i chociaż wybrał go na prezesa TK, to nie był z
tego zadowolony. Morozowski kończy ten wątek słowami: „Ale wybrał pana”, po
czym przechodzi do ostatnich wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego związanych z
wyborami. Rozmowa kończy się wnioskiem, że trzeba zrobić coś z Państwową
Komisją Wyborczą, ale dopiero po wyborach prezydenckich i parlamentarnych,
jak będzie spokój i więcej czasu.

Goebbelsowskie inspiracje

Te dwa przykłady z ostatnich dni tylko pozornie nie mają ze sobą nic
wspólnego. W rzeczywistości pokazują sposób działania dziennikarzy, którzy
czy to przez „walkę wręcz” (Monika Olejnik), czy „łagodną perswazję”
(Andrzej Morozowski) jednoznacznie określają sposób działania mainstrea­mu.
Najbardziej wprawiony w stosowaniu tych technik jest z pewnością Jacek
Żakowski. Stwierdził np., że „po katastrofie smoleńskiej nasiliło się
radykalnie bezpośrednie polityczne zaangażowanie wielu dziennikarzy”. – My
musimy się jako dziennikarze bronić, ale musimy też bronić się przed sobą –
twierdził. To „bronienie dziennikarzy przed sobą” to faktycznie frontalna
nagonka na jakikolwiek wyraz sprzeciwu wobec aktualnej władzy. Nie można
krytykować Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego,
nie można podawać w wątpliwość wyników wyborów, nie można dociekać, co
naprawdę stało się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. ani ustalać, co
wcześniej robił rząd Donalda Tuska, żeby zmarginalizować wizytę prezydenta
Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Zebranych w cyklu „Tydzień w szczujniach”
(czyli mediach konserwatywnych) tekstów Wojciecha Czuchnowskiego,
publikowanych na łamach „Gazety Wyborczej”, nie powstydziłby się „Der
Stürmer”. I podobnie jak ów propagandowy magazyn stanowił kluczowy
mechanizm w narodowo-socjalistycznej maszynerii propagandowej III Rzeszy,
tak teraz w Polsce tę rolę odgrywają prorządowe media.

Wymowne milczenie

Nie można nie wspomnieć, że władza i sprzyjające jej media tworzą system
naczyń połączonych. Przecież to właśnie mainstreamowe media od lat
otrzymują nieustającą kroplówkę finansową w postaci rządowych ogłoszeń. W
październiku parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa pod
przewodnictwem posła PiS‑u Adama Kwiatkowskiego przedstawił w Sejmie raport
na temat wydatków KPRM i ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w środkach
masowego przekazu w latach 2008–2013. Okazało się, że w tym czasie wydatki
wszystkich ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w „Gazecie Wyborczej”
wyniosły prawie 7 mln zł, w tygodniku „Polityka” 600 tys. zł, a w tygodniku
„Newsweek” 562 tys. zł. Finansowe zasilenie szło także do telewizji: TVP
otrzymała 30 mln 850 tys. zł, TVN – 21 mln 905 tys. zł, Polsat – 9 mln 952
tys. zł.

Przypominam te informacje, ponieważ warto pamiętać o zależnościach
finansowych między władzą a mediami, zwłaszcza teraz, kiedy na rynku
medialnym mamy do czynienia z fatalną sytuacją i rosnącą armią bezrobotnych
dziennikarzy. Czy prorządowe media nagłośniły informacje o skierowaniu na
badania psychiatryczne niektórych zatrzymanych w PKW dziennikarzy, którzy
relacjonowali przebieg wydarzeń w Komisji? Czy jakakolwiek gazeta lub
stacja telewizyjna zasilana z rządowej kasy poinformowała, że odbywający
się w przyśpieszonym trybie proces zatrzymanych w PKW Grzegorza Brauna i
Hanny Dobrowolskiej prowadzi sędzia Iwona Konopka? Ta sama, która w 2011 r.
na karę bezwzględnego więzienia skazała brutalnie pobitego przez policjanta
uczestnika Marszu Niepodległości?

Przejażdżka z Urbanem

Gdy Prawo i Sprawiedliwość nie wpuściło na wieczór wyborczy dziennikarza
TVN‑u Jakuba Sobieniowskiego (który niejednokrotnie manipulował faktami w
swoich relacjach), w mainstreamowych mediach podniósł się zbiorowy lament.
Kiedy natomiast w siedzibie PKW aresztowano konserwatywnych dziennikarzy,
nie było niewygodnych pytań do minister spraw wewnętrznych Teresy
Piotrowskiej, nikt nie domagał się dymisji komendanta głównego policji
Marka Działoszyńskiego.

Patrząc na działania rządu w ciągu ostatnich siedmiu lat, mam wrażenie, że
całe towarzystwo z prorządowych mediów wsiadło do samochodu Jerzego Urbana
(jak Monika Olejnik w 1992 r.). A nauki płynące z tej przejażdżki są
nieustannie przekazywane: by się przekonać, że tak jest, wystarczy
chociażby włączyć TVN24 czy przeczytać „Gazetę Wyborczą”. Na szczęście
coraz mniej osób traktuje media mainstreamowe jako przekaźnik prawdy –
coraz częściej w przestrzeni publicznej można zobaczyć napisy „TVN/GW
kłamie” „Nie czytam GW, nie oglądam TVN”. Widać, że te media solidnie
zapracowały na pogardę i lekceważenie.

Data: 2014-11-27 01:14:35
Autor: leming.show
Spadkobiercy Urbana
uytkownik Mark Woydak napisa:

konstytucyjnego, a nie obraa tych, ktrzy maj suszne powody do takich
emocji - mwi Ziobro. Jego wypowied spotyka si z wyjtkowo gwatown
reakcj Olejnik, ktra przerywa rozmow, krzyczc: - Wie pan, ja panu
proponuj, eby pan si napi zimnej wody i koczymy dzisiaj rozmow.
Koniec! Koniec!


Przeca jedno i drugie to prawie rodzina.
Urban, Michnik, Olejnik na YT jedna klika.
"Ja chc skurwi nard polski" J.Urban


A gojce klaszczom na swoja zgube:)

Data: 2014-11-27 15:27:29
Autor: Mark_Woydak
Spadkobiercy Urbana
Ta ajza to PiS-owski podszywacz pod mj nick.

MW


Uytkownik <leming.show@gmail.com> napisa w wiadomoci news:f8e509a8-c183-4644-9f40-a07d38175ee4googlegroups.com...
uytkownik Mark Woydak napisa:

konstytucyjnego, a nie obraa tych, ktrzy maj suszne powody do takich
emocji - mwi Ziobro. Jego wypowied spotyka si z wyjtkowo gwatown
reakcj Olejnik, ktra przerywa rozmow, krzyczc: - Wie pan, ja panu
proponuj, eby pan si napi zimnej wody i koczymy dzisiaj rozmow.
Koniec! Koniec!


Przeca jedno i drugie to prawie rodzina.
Urban, Michnik, Olejnik na YT jedna klika.
"Ja chc skurwi nard polski" J.Urban


A gojce klaszczom na swoja zgube:)

Data: 2014-11-27 04:07:52
Autor: Mark_Woydak
Spadkobiercy Urbana
PODSZYWACZ pod mój nick, PiS-owska GNIDA i WESZ z
mx02.eternal-september.org; uzywający czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl
"Mark Woydak" <mark.woydak@forest.de> napisał w wiadomości
news:g9dx6stm66w7.1uhjjy61pcsj0.dlg40tude.net...
Spadkobiercy Urbana. Misja dziennikarska a'la PRL

Przez ostatnie tygodnie w mainstreamowych mediach kwitnie festiwal
propagandy, jakiej nie powstydziłby się Jerzy Urban, rzecznik prasowy
junty
Wojciecha Jaruzelskiego. Po ostatnich wyborach prezydenckich wydawało się,
że bardziej nie można już manipulować i kłamać. Teraz się okazuje, że nie
ma takiej miary, która w przybliżeniu choćby określała granice prorządowej
propagandy.

Czwartek, 20 listopada. W Radiu Zet Monika Olejnik rozmawia ze Zbigniewem
Ziobrą, liderem Solidarnej Polski. – Pan prezydent mówi, że ci, którzy
stawiają pytanie o ważność takich wyborów i ich wiarygodność, to szaleńcy.
Prezydent obraża ludzi. Powinien napić się trochę zimnej wody i zaprosić
na
rozmowy, bo jest od tego, by rozmawiać z ludźmi i strzec porządku
konstytucyjnego, a nie obrażać tych, którzy mają słuszne powody do takich
emocji – mówi Ziobro. Jego wypowiedź spotyka się z wyjątkowo gwałtowną
reakcją Olejnik, która przerywa rozmowę, krzycząc: – Wie pan, ja panu
proponuję, żeby pan się napił zimnej wody i kończymy dzisiaj rozmowę.
Koniec! Koniec!

Reductio ad Kaczyński

Poniedziałek, 25 listopada. W studiu TVN24 Andrzej Morozowski rozmawia z
Jerzym Stępniem, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, który na samym
początku mówi, że wybory zostały wiarygodnie przeprowadzone. Rozmowa
szybko
zbacza na inny wątek. Rozmówcy skupiają się na zastrzeżeniach, jakie ma
Jarosław Kaczyński co do wyborów, których to zastrzeżeń nie podziela
sędzia
Stępień. Następnie Morozowski obwieszcza widzom, że Jerzy Stępień jest
„trochę” człowiekiem Lecha Kaczyńskiego, gdyż został przez niego powołany
na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. – Chcę zaznaczyć, że nie jest panu
obcy sposób myślenia formacji politycznej braci Kaczyńskich – mówi
Morozowski, reagując na irytację Stępnia na przypisanie mu konotacji
PiS-owskich. Ten jednak nie daje za wygraną i tłumaczy widzom, że
prezydent
nie miał innego wyjścia i chociaż wybrał go na prezesa TK, to nie był z
tego zadowolony. Morozowski kończy ten wątek słowami: „Ale wybrał pana”,
po
czym przechodzi do ostatnich wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego związanych
z
wyborami. Rozmowa kończy się wnioskiem, że trzeba zrobić coś z Państwową
Komisją Wyborczą, ale dopiero po wyborach prezydenckich i parlamentarnych,
jak będzie spokój i więcej czasu.

Goebbelsowskie inspiracje

Te dwa przykłady z ostatnich dni tylko pozornie nie mają ze sobą nic
wspólnego. W rzeczywistości pokazują sposób działania dziennikarzy, którzy
czy to przez „walkę wręcz” (Monika Olejnik), czy „łagodną perswazję”
(Andrzej Morozowski) jednoznacznie określają sposób działania
mainstrea­mu.
Najbardziej wprawiony w stosowaniu tych technik jest z pewnością Jacek
Żakowski. Stwierdził np., że „po katastrofie smoleńskiej nasiliło się
radykalnie bezpośrednie polityczne zaangażowanie wielu dziennikarzy”. – My
musimy się jako dziennikarze bronić, ale musimy też bronić się przed
sobą –
twierdził. To „bronienie dziennikarzy przed sobą” to faktycznie frontalna
nagonka na jakikolwiek wyraz sprzeciwu wobec aktualnej władzy. Nie można
krytykować Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego,
nie można podawać w wątpliwość wyników wyborów, nie można dociekać, co
naprawdę stało się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. ani ustalać, co
wcześniej robił rząd Donalda Tuska, żeby zmarginalizować wizytę prezydenta
Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Zebranych w cyklu „Tydzień w szczujniach”
(czyli mediach konserwatywnych) tekstów Wojciecha Czuchnowskiego,
publikowanych na łamach „Gazety Wyborczej”, nie powstydziłby się „Der
Stürmer”. I podobnie jak ów propagandowy magazyn stanowił kluczowy
mechanizm w narodowo-socjalistycznej maszynerii propagandowej III Rzeszy,
tak teraz w Polsce tę rolę odgrywają prorządowe media.

Wymowne milczenie

Nie można nie wspomnieć, że władza i sprzyjające jej media tworzą system
naczyń połączonych. Przecież to właśnie mainstreamowe media od lat
otrzymują nieustającą kroplówkę finansową w postaci rządowych ogłoszeń. W
październiku parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa pod
przewodnictwem posła PiS‑u Adama Kwiatkowskiego przedstawił w Sejmie
raport
na temat wydatków KPRM i ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w środkach
masowego przekazu w latach 2008–2013. Okazało się, że w tym czasie wydatki
wszystkich ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w „Gazecie Wyborczej”
wyniosły prawie 7 mln zł, w tygodniku „Polityka” 600 tys. zł, a w
tygodniku
„Newsweek” 562 tys. zł. Finansowe zasilenie szło także do telewizji: TVP
otrzymała 30 mln 850 tys. zł, TVN – 21 mln 905 tys. zł, Polsat – 9 mln 952
tys. zł.

Przypominam te informacje, ponieważ warto pamiętać o zależnościach
finansowych między władzą a mediami, zwłaszcza teraz, kiedy na rynku
medialnym mamy do czynienia z fatalną sytuacją i rosnącą armią
bezrobotnych
dziennikarzy. Czy prorządowe media nagłośniły informacje o skierowaniu na
badania psychiatryczne niektórych zatrzymanych w PKW dziennikarzy, którzy
relacjonowali przebieg wydarzeń w Komisji? Czy jakakolwiek gazeta lub
stacja telewizyjna zasilana z rządowej kasy poinformowała, że odbywający
się w przyśpieszonym trybie proces zatrzymanych w PKW Grzegorza Brauna i
Hanny Dobrowolskiej prowadzi sędzia Iwona Konopka? Ta sama, która w 2011
r.
na karę bezwzględnego więzienia skazała brutalnie pobitego przez
policjanta
uczestnika Marszu Niepodległości?

Przejażdżka z Urbanem

Gdy Prawo i Sprawiedliwość nie wpuściło na wieczór wyborczy dziennikarza
TVN‑u Jakuba Sobieniowskiego (który niejednokrotnie manipulował faktami w
swoich relacjach), w mainstreamowych mediach podniósł się zbiorowy lament.
Kiedy natomiast w siedzibie PKW aresztowano konserwatywnych dziennikarzy,
nie było niewygodnych pytań do minister spraw wewnętrznych Teresy
Piotrowskiej, nikt nie domagał się dymisji komendanta głównego policji
Marka Działoszyńskiego.

Patrząc na działania rządu w ciągu ostatnich siedmiu lat, mam wrażenie, że
całe towarzystwo z prorządowych mediów wsiadło do samochodu Jerzego Urbana
(jak Monika Olejnik w 1992 r.). A nauki płynące z tej przejażdżki są
nieustannie przekazywane: by się przekonać, że tak jest, wystarczy
chociażby włączyć TVN24 czy przeczytać „Gazetę Wyborczą”. Na szczęście
coraz mniej osób traktuje media mainstreamowe jako przekaźnik prawdy –
coraz częściej w przestrzeni publicznej można zobaczyć napisy „TVN/GW
kłamie” „Nie czytam GW, nie oglądam TVN”. Widać, że te media solidnie
zapracowały na pogardę i lekceważenie.


Data: 2014-11-27 07:27:54
Autor: U2
Spadkobiercy Urbana
Smęcisz pierdzik, Urban to stary pierdun i jego puszczanie bąków jest tyle samo warte co rządy peło. Nadejdzie czas zapłaty!

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forest.de> napisał w wiadomości grup dyskusyjnych:g9dx6stm66w7.1uhjjy61pcsj0.dlg@40tude.net...
Spadkobiercy Urbana. Misja dziennikarska a'la PRL

Przez ostatnie tygodnie w mainstreamowych mediach kwitnie festiwal
propagandy, jakiej nie powstydziłby się Jerzy Urban, rzecznik prasowy junty
Wojciecha Jaruzelskiego. Po ostatnich wyborach prezydenckich wydawało się,
że bardziej nie można już manipulować i kłamać. Teraz się okazuje, że nie
ma takiej miary, która w przybliżeniu choćby określała granice prorządowej
propagandy.

Czwartek, 20 listopada. W Radiu Zet Monika Olejnik rozmawia ze Zbigniewem
Ziobrą, liderem Solidarnej Polski. – Pan prezydent mówi, że ci, którzy
stawiają pytanie o ważność takich wyborów i ich wiarygodność, to szaleńcy.
Prezydent obraża ludzi. Powinien napić się trochę zimnej wody i zaprosić na
rozmowy, bo jest od tego, by rozmawiać z ludźmi i strzec porządku
konstytucyjnego, a nie obrażać tych, którzy mają słuszne powody do takich
emocji – mówi Ziobro. Jego wypowiedź spotyka się z wyjątkowo gwałtowną
reakcją Olejnik, która przerywa rozmowę, krzycząc: – Wie pan, ja panu
proponuję, żeby pan się napił zimnej wody i kończymy dzisiaj rozmowę.
Koniec! Koniec!

Reductio ad Kaczyński

Poniedziałek, 25 listopada. W studiu TVN24 Andrzej Morozowski rozmawia z
Jerzym Stępniem, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, który na samym
początku mówi, że wybory zostały wiarygodnie przeprowadzone. Rozmowa szybko
zbacza na inny wątek. Rozmówcy skupiają się na zastrzeżeniach, jakie ma
Jarosław Kaczyński co do wyborów, których to zastrzeżeń nie podziela sędzia
Stępień. Następnie Morozowski obwieszcza widzom, że Jerzy Stępień jest
„trochę” człowiekiem Lecha Kaczyńskiego, gdyż został przez niego powołany
na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. – Chcę zaznaczyć, że nie jest panu
obcy sposób myślenia formacji politycznej braci Kaczyńskich – mówi
Morozowski, reagując na irytację Stępnia na przypisanie mu konotacji
PiS-owskich. Ten jednak nie daje za wygraną i tłumaczy widzom, że prezydent
nie miał innego wyjścia i chociaż wybrał go na prezesa TK, to nie był z
tego zadowolony. Morozowski kończy ten wątek słowami: „Ale wybrał pana”, po
czym przechodzi do ostatnich wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego związanych z
wyborami. Rozmowa kończy się wnioskiem, że trzeba zrobić coś z Państwową
Komisją Wyborczą, ale dopiero po wyborach prezydenckich i parlamentarnych,
jak będzie spokój i więcej czasu.

Goebbelsowskie inspiracje

Te dwa przykłady z ostatnich dni tylko pozornie nie mają ze sobą nic
wspólnego. W rzeczywistości pokazują sposób działania dziennikarzy, którzy
czy to przez „walkę wręcz” (Monika Olejnik), czy „łagodną perswazję”
(Andrzej Morozowski) jednoznacznie określają sposób działania mainstrea­mu.
Najbardziej wprawiony w stosowaniu tych technik jest z pewnością Jacek
Żakowski. Stwierdził np., że „po katastrofie smoleńskiej nasiliło się
radykalnie bezpośrednie polityczne zaangażowanie wielu dziennikarzy”. – My
musimy się jako dziennikarze bronić, ale musimy też bronić się przed sobą –
twierdził. To „bronienie dziennikarzy przed sobą” to faktycznie frontalna
nagonka na jakikolwiek wyraz sprzeciwu wobec aktualnej władzy. Nie można
krytykować Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego,
nie można podawać w wątpliwość wyników wyborów, nie można dociekać, co
naprawdę stało się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. ani ustalać, co
wcześniej robił rząd Donalda Tuska, żeby zmarginalizować wizytę prezydenta
Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Zebranych w cyklu „Tydzień w szczujniach”
(czyli mediach konserwatywnych) tekstów Wojciecha Czuchnowskiego,
publikowanych na łamach „Gazety Wyborczej”, nie powstydziłby się „Der
Stürmer”. I podobnie jak ów propagandowy magazyn stanowił kluczowy
mechanizm w narodowo-socjalistycznej maszynerii propagandowej III Rzeszy,
tak teraz w Polsce tę rolę odgrywają prorządowe media.

Wymowne milczenie

Nie można nie wspomnieć, że władza i sprzyjające jej media tworzą system
naczyń połączonych. Przecież to właśnie mainstreamowe media od lat
otrzymują nieustającą kroplówkę finansową w postaci rządowych ogłoszeń. W
październiku parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa pod
przewodnictwem posła PiS‑u Adama Kwiatkowskiego przedstawił w Sejmie raport
na temat wydatków KPRM i ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w środkach
masowego przekazu w latach 2008–2013. Okazało się, że w tym czasie wydatki
wszystkich ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w „Gazecie Wyborczej”
wyniosły prawie 7 mln zł, w tygodniku „Polityka” 600 tys. zł, a w tygodniku
„Newsweek” 562 tys. zł. Finansowe zasilenie szło także do telewizji: TVP
otrzymała 30 mln 850 tys. zł, TVN – 21 mln 905 tys. zł, Polsat – 9 mln 952
tys. zł.

Przypominam te informacje, ponieważ warto pamiętać o zależnościach
finansowych między władzą a mediami, zwłaszcza teraz, kiedy na rynku
medialnym mamy do czynienia z fatalną sytuacją i rosnącą armią bezrobotnych
dziennikarzy. Czy prorządowe media nagłośniły informacje o skierowaniu na
badania psychiatryczne niektórych zatrzymanych w PKW dziennikarzy, którzy
relacjonowali przebieg wydarzeń w Komisji? Czy jakakolwiek gazeta lub
stacja telewizyjna zasilana z rządowej kasy poinformowała, że odbywający
się w przyśpieszonym trybie proces zatrzymanych w PKW Grzegorza Brauna i
Hanny Dobrowolskiej prowadzi sędzia Iwona Konopka? Ta sama, która w 2011 r.
na karę bezwzględnego więzienia skazała brutalnie pobitego przez policjanta
uczestnika Marszu Niepodległości?

Przejażdżka z Urbanem

Gdy Prawo i Sprawiedliwość nie wpuściło na wieczór wyborczy dziennikarza
TVN‑u Jakuba Sobieniowskiego (który niejednokrotnie manipulował faktami w
swoich relacjach), w mainstreamowych mediach podniósł się zbiorowy lament.
Kiedy natomiast w siedzibie PKW aresztowano konserwatywnych dziennikarzy,
nie było niewygodnych pytań do minister spraw wewnętrznych Teresy
Piotrowskiej, nikt nie domagał się dymisji komendanta głównego policji
Marka Działoszyńskiego.

Patrząc na działania rządu w ciągu ostatnich siedmiu lat, mam wrażenie, że
całe towarzystwo z prorządowych mediów wsiadło do samochodu Jerzego Urbana
(jak Monika Olejnik w 1992 r.). A nauki płynące z tej przejażdżki są
nieustannie przekazywane: by się przekonać, że tak jest, wystarczy
chociażby włączyć TVN24 czy przeczytać „Gazetę Wyborczą”. Na szczęście
coraz mniej osób traktuje media mainstreamowe jako przekaźnik prawdy –
coraz częściej w przestrzeni publicznej można zobaczyć napisy „TVN/GW
kłamie” „Nie czytam GW, nie oglądam TVN”. Widać, że te media solidnie
zapracowały na pogardę i lekceważenie.


Data: 2014-11-27 07:59:58
Autor: Budzik
Spadkobiercy Urbana
Uytkownik Mark Woydak mark.woydak@forest.de ...

Spadkobiercy Urbana. Misja dziennikarska a'la PRL

Zodzieju, moze jednak podabys zrdo i autora tekstu?

Data: 2014-11-27 15:26:59
Autor: Mark_Woydak
Spadkobiercy Urbana
Przecie ta ajza to PiS-wski podszywacz pod mj nick. mie nie potrafi walczy na argumenty tylko jak UB/SB. Pfuuu!


MW


Uytkownik "Budzik" <budzik61@poczta.o.n.e.t.pl.nie.spam.oj> napisa w wiadomoci news:XnsA3F2567FE757Dbudzik61pocztaonetpl127.0.0.1...
Uytkownik Mark Woydak mark.woydak@forest.de ...

Spadkobiercy Urbana. Misja dziennikarska a'la PRL

Zodzieju, moze jednak podabys zrdo i autora tekstu?

Data: 2014-11-28 05:52:53
Autor: stevep
Spadkobiercy Urbana
W dniu .11.2014 o 04:01 Mark Woydak <mark.woydak@forest.de> pisze:

Spadkobiercy Urbana a la Kaczyński

Buda zawszony kundlu.
--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Spadkobiercy Urbana

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona