Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Specjalnie zostawili rzeczy na miejscu katastrofy?

Specjalnie zostawili rzeczy na miejscu katastrofy?

Data: 2010-05-07 10:04:28
Autor: Tomek
Specjalnie zostawili rzeczy na miejscu katastrofy?
Na miejscu tragedii pod Smolenskiem zostalo z premedytacja pozostawionych wiele istotnych czesci - uwaza Rafal Dzieciolowski wiceprezes zarzadu Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie".

Jak podkresla w "Naszym Dzienniku" Dzieciolowski, który byl kilka dni temu na smolenskim lotnisku, nie sa to czesci znalezione w duzym rozproszeniu od miejsca upadku tupolewa, które mogly gdzies umknac sledczym. "One znajdowaly sie dokladnie w miejscu upadku samolotu, czyli dokladnie tam, gdzie lezaly te duze fragmenty zabrane do rekonstrukcji tupolewa.

Takze kazdy, kto przyjezdza na miejsce katastrofy, trafia dokladnie tam, gdzie i my trafilismy. Jak juz mówilem, to nie jest tak, ze znalezlismy czesci, które umknely uwadze sledczych. My znalezlismy rzeczy, które z premedytacja zostaly tam pozostawione" - mówi Dzieciolowski. Twierdzi on na przyklad, ze natknal sie na fragment przypominajacy przewód paliwowy.

kg,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)



cytat z: http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/prasakrajowa/artykul160148.html



Artykul w ND:

Z Rafalem Dzieciolowskim, wiceprezesem zarzadu Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie", rozmawia Marta Ziarnik

Byl Pan przed kilkoma dniami w Smolensku na miejscu katastrofy. Jaki byl cel tej wizyty?
- Cele tej wizyty byly dwa. Pierwszym i podstawowym bylo oddanie holdu ofiarom katastrofy z 10 kwietnia. W tym tez celu wiezlismy ze soba kwiaty i znicze, które chcielismy zlozyc na miejscu tragedii. Byl z nami takze nasz zaprzyjazniony duchowny o. Bruno, którego prosilismy o to, by na miejscu odprawil Msze sw. za dusze zmarlych. Czesc osób, która leciala tym samolotem, to byli moi znajomi i wspólpracownicy. Nasza fundacja wspólpracowala m.in. z Maciejem Plazynskim - od czasu, kiedy zostal on prezesem Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", odbywalismy ze soba regularne spotkania. Osobiscie znalem Janusza Kurtyke. Swego czasu wspólpracowalem - w ramach pracy w fundacji - z Januszem Krupskim, a Andrzej Przewoznik byl przez lata czlonkiem rady fundacji. Oprócz tego mielismy w planie odwiedzenie nekropolii katynskiej - to jest przeciez naturalny cel podrózy kazdego Polaka. I chyba teraz tak juz bedzie, ze i jedno, i drugie miejsce beda ze soba na zawsze zwiazane i ze wycieczki jezdzace do Katynia beda tez zmierzaly na miejsce tragedii polskiego samolotu pod Smolenskiem. Dla mnie jest to calkowicie oczywiste, naturalne i zrozumiale.

Co Pan zobaczyl zaraz po przyjezdzie na miejsce katastrofy Tu-154M?
- Przyjechalismy tam od strony szosy, która prowadzi wzdluz lotniska. Zreszta wzielismy ze soba jedna z miejscowych Polek - która spotkalismy w centrum Smolenska - i ona byla naszym przewodnikiem. Razem z nia podjechalismy do tego miejsca, gdzie kladziono pierwsze kwiaty i wience, a pózniej blotnista sciezka szlismy na miejsce, gdzie upadl samolot. Pytalismy wczesniej te pania, czy bedziemy mogli tam wejsc, czy nie jest to czasem jakos odgrodzone i pilnowane przez straz. Uzyskalismy wówczas odpowiedz, ze nie ma tam juz dawno zadnej strazy i ze nikt tego nie pilnuje. Nasza przewodniczka wyjasnila nam, iz miejsce to bylo ochraniane dopóty, dopóki lezaly tam czesci samolotu, natomiast pózniej straze zniknely, tasmy zwinieto i wlasciwie teraz przez srodek tego terenu, na który upadl samolot, jest juz wydeptana sciezka. Kiedy przybylismy na miejsce, bylo juz tam wiele innych osób, w tym takze z Polski.

Czyli kazdy moze tam wejsc i przeszukiwac ten teren?
- Wolalbym nie uzywac slowa "przeszukiwac", poniewaz to nie jest tak, ze tam ludzie przyjezdzaja po to, by szukac szczatków. Nikt z nas bowiem nie wiedzial o tym, nawet sie tego nie spodziewal, ze tam jeszcze cokolwiek moze byc. Bylismy przekonani, iz teren zostal dokladnie sprawdzony przez sledczych i ze kazda srubka zostala odnaleziona, opisana i ze posluzy do dokladnej rekonstrukcji samolotu. Na programie Discovery widzialem rekonstrukcje amerykanskiego samolotu boeing 747, który zostal wysadzony w powietrze nad Lockerby, gdzie Amerykanie w hangarze ustawili ten samolot z kawalków, które z niego zostaly. To byla pieczolowicie zbudowana konstrukcja, która na pierwszy rzut oka przypominala jakiegos przedpotopowego gada, poniewaz te poszczególne elementy byly rozlaczne, poszarpane. Jednak w calosci stanowily jedna spójna konstrukcje maszyny. Dlatego tez bylem przekonany, ze kiedy przyjedziemy na miejsce, to przejdziemy obok tego terenu, pomodlimy sie za ofiary, a byc moze, korzystajac z obecnosci duchownego, odprawimy za nich Msze sw., zapalimy znicze, zlozymy kwiaty i pojedziemy do Katynia. Taki byl nasz poczatkowy zamysl. A tymczasem to, co zobaczylismy, absolutnie nami wstrzasnelo. Najpierw kolezanka zobaczyla fragment materialu w kaluzy paliwa lotniczego. Kiedy po niego siegnela, okazalo sie, iz to jest emblemat 36. Specjalnego Pulku Lotnictwa Transportowego. Dla nas to byl szok. Chwile pózniej zaczelismy sie dookola rozgladac i wówczas okazalo sie, ze tam co krok natykamy sie na jakies fragmenty samolotu i rzeczy osobiste ofiar.

Co dokladnie Panstwo znalezli?
- Poczawszy od takich duzych rzeczy, jak np. blach aluminiowych, okablowania, elementów drewnianych stanowiacych wyposazenie wnetrza samolotu, zawiasy, druty, kable. Sa tego setki i nawet nie potrafie ich nazwac. To nie jest tak, ze trzeba chodzic tam z lopata i je wyszukiwac. Po prostu gdy sie idzie, co chwile napotyka sie jakies czesci. Co prawda w wiekszosci sa to drobne fragmenty, ale widzielismy tez skrecony kawal aluminium, który przypominal mi fragment kabiny pilotów - bo to byly takie wregi z otworami. Ja sie co prawda nie znam na konstrukcji samolotów, ale wlasnie takie odnioslem wrazenie. Do tego byla przyczepiona od wewnatrz, od strony tej zielonej blachy, taka uszczelka z pianki nasaczona paliwem lotniczym. To wszystko sprawilo na wszystkich absolutnie upiorne wrazenie. Tam byli przypadkowi ludzie, a wsród nich jacys harcerze z Lodzi, trzech badz tez czterech kierowców tirów i osoby przybyle prywatnymi samochodami. Wszyscy patrzylismy sobie w oczy i wreszcie ktos zapytal: "Ludzie, jak to jest mozliwe?". Wtedy zaczelismy ze soba rozmawiac i okazalo sie, ze dwie godziny wczesniej inna grupa harcerzy znalazla cos, co wygladem przypominalo ludzka czaszke.

Czy to byl duzy kawalek?
- Tak. To byl pólokragly fragment kosci.

I co sie z nia pózniej stalo?
- Osoby te podobno zabraly te czesc czaszki do Polski, zeby próbowac przekazac ja sluzbom medycznym, prokuratorom, by dokonac identyfikacji.

Jakie byly Panstwa pierwsze odczucia po tym, co Panstwo znalezli i zobaczyli?
- Postanowilismy zebrac to, co naszym zdaniem moze pokazac Polakom, jak naprawde wyglada to miejsce katastrofy. Zabralismy wiec czesci, które, wedlug nas, powinny zostac badane w sledztwie. Chcialbym jeszcze podkreslic jedna rzecz, a mianowicie ze nie sa to czesci znalezione gdzies w duzym rozproszeniu od miejsca upadku tupolewa, które mogly gdzies umknac sledczym. Nie. One znajdowaly sie dokladnie w miejscu upadku samolotu, czyli dokladnie tam, gdzie lezaly te duze fragmenty zabrane do rekonstrukcji tupolewa. Takze kazdy, kto przyjezdza na miejsce katastrofy, trafia dokladnie tam, gdzie i my trafilismy. Jak juz mówilem, to nie jest tak, ze znalezlismy czesci, które umknely uwadze sledczych. My znalezlismy rzeczy, które z premedytacja zostaly tam pozostawione.

Co bylo wsród tych rzeczy?
- Przede wszystkim fragment - moim zdaniem - przewodu paliwowego, o który niemal sie nie potknalem, idac wzdluz sciezki. Jest to przewód o dlugosci okolo pól metra z trzema nakretkami. Kazda z tych nakretek jest zaplombowana osobna plomba. Z tego chociazby wzgledu mniemam, ze to nie moze byc fragment bez znaczenia. Nie kladzie sie bowiem plomb na czesciach, które nie maja znaczenia. Podobnych fragmentów na miejscu katastrofy jest mnóstwo. Ogladalem tez w TVP 1 program, w trakcie którego redaktor Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej" pokazal - co jest juz moim zdaniem rzecza calkowicie niewyobrazalna - panel wysuwania podwozia z kabiny pilotów, z przyciskami, a nawet kablami. Czyli element, który pozwoli prawdopodobnie odpowiedziec na pytanie, czy podwozie sie prawidlowo wysunelo itp. Jak to wszystko, co znalezlismy i nadal znajdujemy na miejscu katastrofy, ma sie do zapewnien, ze samolot bedzie skladany z najdrobniejszych kawalków? Ta czesc jest teraz w Polsce i z tego, co wiem, ma byc przekazana prokuraturze.

Jak wytlumaczyc pozostawienie tych elementów na miejscu katastrofy?
- Uwazam, ze bylo to swiadome. Jesli zas chodzi o cel, to wynika on z natury systemu rosyjskiego. Po prostu duze elementy samolotu faktycznie zabezpieczono, natomiast reszta nie miala juz dla nich znaczenia. Drobnymi elementami, w tym takze paskiem od zegarka, zdjeciami, paszportem jednej z ofiar, który odnalezlismy, czy tez kolczykiem, nikt sie juz nie przejmowal. Puszczono tam traktory na gasienicach, które mialy to wszystko wbic w ziemie. Prawdopodobnie pózniej zasypano by to warstwa swiezej ziemi, posadzono kwiaty i moze postawiono jakis pomnik i zapomniano by o tym. Tylko ze w naszych procedurach takie dzialanie po prostu nie miesci sie w glowie. Jest to bowiem zlamanie regul dochodzenia w momencie katastrofy samolotowej.

Podobno Rosjanie zbieraja czesci Tu-154 i sprzedaja Polakom przyjezdzajacym do Smolenska. Czy to prawda?
- Tak, to sa prawdziwe informacje. Miejscowi podchodzili do nas pózniej i proponowali nam kupno m.in. czesci samolotu, które wydobyli z miejsca katastrofy. Byly wsród nich równiez elementy kadluba dlugosci okolo 20-30 cm, za które chcieli od nas 100 euro. Z tego, co sie dowiedzielismy, jest to proceder dosc nagminny. Przy czym chce powiedziec jedna rzecz, mysle, ze nie bez znaczenia dla interpretacji tego, co sie tam dzieje. Mianowicie rozmawialem z kierowcami tirów i osobami, które przyjechaly tam z Polski. Zapewniam wiec, ze nikt nie pojechal tam kierowany tania ciekawoscia i checia przebierania w szczatkach samolotu i pamiatek. Przyjezdzaja oni do Katynia, a przy okazji chcieli odwiedzic miejsce katastrofy, by oddac hold ofiarom. To zas, co zobaczyli, wstrzasnelo nimi. I dlatego zbierali te czesci, gdyz byli przekonani, ze ich pozostawienie spowoduje, iz nikt juz sie o nich nie dowie. Ze one zostana tam, ze tak powiem, zmarnotrawione. A przeciez nas w Polsce uczula sie na to, ze kazdy element musi zostac zbadany. Ci ludzie brali te rzeczy nie dlatego, ze to sa pamiatki, ale dlatego, zeby upublicznic to, co stalo sie ich doswiadczeniem Smolenska. To sa ludzie, którzy w sposób spontaniczny zachowali sie tak, jak rozumieli, ze powinni sie zachowac. Jestem pelen podziwu dla ich postawy. Wracajac jeszcze do miejscowych, to musze powiedziec, iz po czesci moge ich zrozumiec. To sa bowiem bardzo biedni ludzie, którzy chca w jakis sposób troche zarobic.

Polscy politycy i prokuratorzy podkreslaja, ze zwykli Rosjanie sa wobec nas nastawieni przychylnie. Czy Pan tez odniósl takie wrazenie?
- Jesli chodzi o zwyklych Rosjan, to musze sie z tym zgodzic. Widac, ze po ludzku czuja oni solidarnosc z nami, ofiarami tej tragedii i ich rodzinami. Natomiast procedury dzialania instytucji rosyjskich, mam tu na mysli prokurature i sledczych, pozostawiaja - moim zdaniem - bardzo wiele do zyczenia. Cos takiego bowiem, co zobaczylismy na miejscu upadku polskiego tupolewa po ponad trzech tygodniach po katastrofie, nie miesci mi sie w glowie i w zadnych cywilizowanych standardach. Znalezlismy tam bowiem takze ludzkie szczatki.

Jest Pan pewien, ze to byl fragment ciala ofiary?
- Tak sadze. Co prawda nie robilismy badan DNA, ale nie uwazam, ze na miejscu katastrofy samolotu moglismy znalezc cos innego niz wlasnie fragment ciala ludzkiego. Ono bylo co prawda nie do zidentyfikowania - czyli nie potrafie powiedziec, czego to byla czesc - ale bez watpienia byl to kawalek ludzkiego ciala, kawalek ludzkiej tkanki. Bylo to nieco wieksze niz dlon. Poza tym widac bylo, ze wydobywala sie z niego krew. Towarzyszyl tez temu przerazajacy fetor.

I co z nim Panstwo pózniej zrobili?
- Najpierw to odkrycie wbilo nas w ziemie. Na szczescie byl z nami ksiadz. Pomodlilismy sie wiec i pogrzebalismy ten fragment w kawalku suchej ziemi.

Oznaczyli Panstwo w jakis sposób to miejsce?
- Nie. Wlasnie z tej obawy, ze ktos bedzie chcial je odkopac. Ale mam wrazenie, ze gdybym mial pojechac tam znów ze sledczymi, to odnalazlbym to miejsce. Wydaje mi sie, ze zrobilismy wszystko, co w tej sytuacji moglismy.

A czy Rosjanie rozmawiali z Panstwem na temat okolicznosci tej katastrofy? Czy mówili cos wiecej niz to, co twierdza media i rosyjscy prokuratorzy?
- Nie, nie mielismy czasu na rozmowy. Poza tym to, co zobaczylismy, bylo dla nas tak porazajace, ze w pewnym momencie chcielismy jak najszybciej stamtad wyjsc. Wszystko, co zobaczylismy, bylo strasznie przygnebiajace. Poza tym unoszacy sie zapach paliwa i ta gliniasta ziemia, w która sie zapadalismy, byly dodatkowo traumatycznym przezyciem. Czulismy sie tak, jakby nas nagle zrzucono w warunki frontowe. Dopiero nastepnego dnia, kiedy odwiedzilismy teren z drugiej strony i sfotografowalismy teren trasy dolotu z tymi wszystkimi scietymi drzewami, rozmawialismy troszke z miejscowymi Rosjanami. Opowiadali oni o tym, jak nisko ten samolot lecial i jak próbowal sie jeszcze poderwac ponad drzewa, i jak ostatecznie tracac koncówke skrzydla, przechylil sie na lewa strone i upadl do góry podwoziem. Tylko tyle sie dowiedzielismy od tych ludzi. Nie rozmawialismy bowiem ze swiadkami wypadku.

Dziekuje za rozmowe.



cytat z: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100507&typ=po&id=po41.txt

Specjalnie zostawili rzeczy na miejscu katastrofy?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona