Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Spisienie to zaraza.

Spisienie to zaraza.

Data: 2011-04-05 16:14:43
Autor: cirrus
Spisienie to zaraza.
# Spisienie to zaraza. Genialny termin wprowadził Wojciech Mazowiecki, na łamach "Polityki". Objawem jest szczególny populizm i intelektualna tandeta. Dewastowanie proporcji. Mieszanie arcyważnego z nieważnym. Zmienianie tematu z merytorycznego na emocjonalny. Ustanawianie kryteriów, których w innych sprawach się nie stosowało. Przyjmowanie pozycji ofiary połączone z sugestią, że urojona krzywda dotyka nie tylko cierpiącej za miliony "ofiary", ale każdego i wszystkich.
Kiedy u szczytu PiS-owskich histerii (krzesełkowych itp.) prowadzone na Helu rozmowy "ostatniej szansy" między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem nie przyniosły PiS-owi sukcesu, Jarosław Kaczyński poskarżył się, że gdy zadzwonił do brata, w tle usłyszał premiera mówiącego o nim per "potwór". W odpowiedzi Tusk nazwał byłego premiera "ciasteczkowym potworem". Polska mówiła o tym zamiast o meritum.
Ten sam schemat zastosował Leszek Balcerowicz, gdy po porażce w starciu z ministrem finansów skarżył się, że Rostowski mówił mu po imieniu, łamiąc wcześniejszą umowę. Znów Polska tym żyła, zanim - dzięki mailom i SMS-om - okazało się, że umowy nie było.
"Potwór" miał być dowodem, że bracia Kaczyńscy to baranki, ofiary agresywnego i nienawistnego Tuska. "Leszku-gate" miała być dowodem, że Balcerowicz to szlachetna ofiara łamiącego umowy, niewiarygodnego szulera Rostowskiego.
Wyglądało, że to podyktowany emocjami incydent. Spisienie idzie jednak jak tsunami.
Kiedy ktoś sobie publicznie pozwolił na nieuprzejmą albo żartobliwą uwagę pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, natychmiast podnosił się chór PiS-owskich zawodzeń, że naruszono majestat, obyczaje, kodeks karny, nawet konstytucję. Chór nie miał podobnej refleksji, gdy palono kukłę prezydenta Wałęsy, gdy Kwaśniewskiego nazywano "porno-prezydentem", gdy prezydenta Komorowskiego dotykały obraźliwe słowa. Bo spisienie sprawia, że reguły obowiązują tylko, gdy są doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi.
Teraz pięciu weteranów polskiej polityki (Leszek Balcerowicz, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Stępień, Tadeusz Syryjczyk i Janusz Steinhoff) ogłosiło pod auspicjami FOR apel do prezydenta o upublicznienie ekspertyz, na których zamierza oprzeć decyzję w sprawie ustawy o OFE. Apel jak apel. Ale uzasadnienie...
"Sytuacja, w której ekspertyzy, które mają być podstawą podjęcia tak zasadniczej decyzji przez Prezydenta, nie byłyby dostępne społeczeństwu, przeczyłaby zasadzie przejrzystości i uczciwości debaty publicznej na temat stanowienia prawa" - twierdzą weterani. Nie dyskutuję z tezą. Ale praktyka legislacyjna jej przeczy. Jeśli więc jest ona prawdziwa, to mamy tysiące ustaw z nieprawego (a może niekonstytucyjnego) łoża.
Co sprawiło, że weterani doznali konstytucyjnego olśnienia? Bo nie było słychać ich oburzonego głosu 11 lat temu, gdy prezydent podpisał ustawę o OFE, nie publikując żadnej ekspertyzy, ani teraz, gdy się okazało, jak bardzo kłamliwa była propaganda, która reformę o połowę obniżającą przyszłe emerytury prezentowała jako sposób na luksusową starość pod palmami.
Weterani nie pytają, czy oszustwo, którego skutków bronią, nie naruszało "zasady przejrzystości i uczciwości debaty publicznej na temat stanowienia prawa", ani czy wobec skali nadużycia obowiązująca ustawa jest konstytucyjna, i nie apelują o skierowanie jej do Trybunału. Podobnie jak o to nie pytali i nie apelowali, gdy uchwalano tysiące innych ustaw, które nie naruszały interesów potężnego biznesu.
Kiedy podrzędni eksperci jawnie opłaceni przez OFE głoszą ryzykowne tezy wygodne dla zleceniodawców, jest mi najwyżej przykro, że dewaluują się stopnie naukowe. Gdy jednak na oczach wszystkich spisieniu ulegają tej rangi weterani, mam poczucie bolesnej publicznej straty. Trudno się z nią pogodzić, bo ich pozycja to nasza wspólna przeszłość, na którą rzucają cień. Niestety, trzeba tę stratę przyjąć do wiadomości. Jako przestrogę przed wciąż krążącą zarazą. #
Ze strony:
http://tiny.pl/hd4ch

--
stevep

Data: 2011-04-05 17:47:23
Autor: abc
Spisienie to zaraza.
Genialny termin wprowadził Wojciech Mazowiecki

Nie jestem entuzjastą "siły spokoju", a tym bardziej jego "genialnego"
potomstwa.

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2011-04-05 19:18:01
Autor: raff
Spisienie to zaraza.

"cirrus" <cirrus@tinvalid.tkdami.net> wrote in message news:inf84r$ar9$1news.vectranet.pl...
# Spisienie to zaraza. Genialny termin wprowadził Wojciech Mazowiecki, na łamach "Polityki". Objawem jest szczególny populizm i intelektualna tandeta. Dewastowanie proporcji. Mieszanie arcyważnego z nieważnym. Zmienianie tematu z merytorycznego na emocjonalny. Ustanawianie kryteriów, których w innych sprawach się nie stosowało. Przyjmowanie pozycji ofiary połączone z sugestią, że urojona krzywda dotyka nie tylko cierpiącej za miliony "ofiary", ale każdego i wszystkich.
Kiedy u szczytu PiS-owskich histerii (krzesełkowych itp.) prowadzone na Helu rozmowy "ostatniej szansy" między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem nie przyniosły PiS-owi sukcesu, Jarosław Kaczyński poskarżył się, że gdy zadzwonił do brata, w tle usłyszał premiera mówiącego o nim per "potwór". W odpowiedzi Tusk nazwał byłego premiera "ciasteczkowym potworem". Polska mówiła o tym zamiast o meritum.
Ten sam schemat zastosował Leszek Balcerowicz, gdy po porażce w starciu z ministrem finansów skarżył się, że Rostowski mówił mu po imieniu, łamiąc wcześniejszą umowę. Znów Polska tym żyła, zanim - dzięki mailom i SMS-om - okazało się, że umowy nie było.
"Potwór" miał być dowodem, że bracia Kaczyńscy to baranki, ofiary agresywnego i nienawistnego Tuska. "Leszku-gate" miała być dowodem, że Balcerowicz to szlachetna ofiara łamiącego umowy, niewiarygodnego szulera Rostowskiego.
Wyglądało, że to podyktowany emocjami incydent. Spisienie idzie jednak jak tsunami.
Kiedy ktoś sobie publicznie pozwolił na nieuprzejmą albo żartobliwą uwagę pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, natychmiast podnosił się chór PiS-owskich zawodzeń, że naruszono majestat, obyczaje, kodeks karny, nawet konstytucję. Chór nie miał podobnej refleksji, gdy palono kukłę prezydenta Wałęsy, gdy Kwaśniewskiego nazywano "porno-prezydentem", gdy prezydenta Komorowskiego dotykały obraźliwe słowa. Bo spisienie sprawia, że reguły obowiązują tylko, gdy są doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi.
Teraz pięciu weteranów polskiej polityki (Leszek Balcerowicz, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Stępień, Tadeusz Syryjczyk i Janusz Steinhoff) ogłosiło pod auspicjami FOR apel do prezydenta o upublicznienie ekspertyz, na których zamierza oprzeć decyzję w sprawie ustawy o OFE. Apel jak apel. Ale uzasadnienie...
"Sytuacja, w której ekspertyzy, które mają być podstawą podjęcia tak zasadniczej decyzji przez Prezydenta, nie byłyby dostępne społeczeństwu, przeczyłaby zasadzie przejrzystości i uczciwości debaty publicznej na temat stanowienia prawa" - twierdzą weterani. Nie dyskutuję z tezą. Ale praktyka legislacyjna jej przeczy. Jeśli więc jest ona prawdziwa, to mamy tysiące ustaw z nieprawego (a może niekonstytucyjnego) łoża.
Co sprawiło, że weterani doznali konstytucyjnego olśnienia? Bo nie było słychać ich oburzonego głosu 11 lat temu, gdy prezydent podpisał ustawę o OFE, nie publikując żadnej ekspertyzy, ani teraz, gdy się okazało, jak bardzo kłamliwa była propaganda, która reformę o połowę obniżającą przyszłe emerytury prezentowała jako sposób na luksusową starość pod palmami.
Weterani nie pytają, czy oszustwo, którego skutków bronią, nie naruszało "zasady przejrzystości i uczciwości debaty publicznej na temat stanowienia prawa", ani czy wobec skali nadużycia obowiązująca ustawa jest konstytucyjna, i nie apelują o skierowanie jej do Trybunału. Podobnie jak o to nie pytali i nie apelowali, gdy uchwalano tysiące innych ustaw, które nie naruszały interesów potężnego biznesu.
Kiedy podrzędni eksperci jawnie opłaceni przez OFE głoszą ryzykowne tezy wygodne dla zleceniodawców, jest mi najwyżej przykro, że dewaluują się stopnie naukowe. Gdy jednak na oczach wszystkich spisieniu ulegają tej rangi weterani, mam poczucie bolesnej publicznej straty. Trudno się z nią pogodzić, bo ich pozycja to nasza wspólna przeszłość, na którą rzucają cień. Niestety, trzeba tę stratę przyjąć do wiadomości. Jako przestrogę przed wciąż krążącą zarazą. #
Ze strony:
http://tiny.pl/hd4ch

-- stevep

No fajnie, Stefek, ale co wlasciwie chciales powiedziec ? Bo ja tu widze samo zatwardzenie...

R.

Data: 2011-04-06 15:10:32
Autor: cirrus
Spisienie to zaraza.
Użytkownik "raff" <patagonia2389@onet.pl> napisał w wiadomości news:infisg$vl9$1news.onet.pl...
"cirrus" <cirrus@tinvalid.tkdami.net> wrote in message
news:inf84r$ar9$1news.vectranet.pl...
# Spisienie to zaraza. Genialny termin wprowadził Wojciech Mazowiecki,
na  łamach "Polityki". Objawem jest szczególny populizm i
intelektualna tandeta.  Dewastowanie proporcji. Mieszanie arcyważnego
z nieważnym. Zmienianie tematu  z merytorycznego na emocjonalny.
Ustanawianie kryteriów, których w innych  sprawach się nie stosowało.
Przyjmowanie pozycji ofiary połączone z  sugestią, że urojona krzywda
dotyka nie tylko cierpiącej za miliony  "ofiary", ale każdego i
wszystkich. Kiedy u szczytu PiS-owskich histerii (krzesełkowych itp.)
prowadzone na Helu  rozmowy "ostatniej szansy" między Lechem
Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem nie  przyniosły PiS-owi sukcesu,
Jarosław Kaczyński poskarżył się, że gdy  zadzwonił do brata, w tle
usłyszał premiera mówiącego o nim per "potwór". W  odpowiedzi Tusk
nazwał byłego premiera "ciasteczkowym potworem". Polska  mówiła o tym
zamiast o meritum. Ten sam schemat zastosował Leszek Balcerowicz, gdy
po porażce w starciu z  ministrem finansów skarżył się, że Rostowski
mówił mu po imieniu, łamiąc  wcześniejszą umowę. Znów Polska tym żyła,
zanim - dzięki mailom i SMS-om -  okazało się, że umowy nie było.
"Potwór" miał być dowodem, że bracia Kaczyńscy to baranki, ofiary
agresywnego i nienawistnego Tuska. "Leszku-gate" miała być dowodem, że
Balcerowicz to szlachetna ofiara łamiącego umowy, niewiarygodnego
szulera  Rostowskiego.
Wyglądało, że to podyktowany emocjami incydent. Spisienie idzie jednak
jak  tsunami.
Kiedy ktoś sobie publicznie pozwolił na nieuprzejmą albo żartobliwą
uwagę  pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, natychmiast podnosił
się chór  PiS-owskich zawodzeń, że naruszono majestat, obyczaje,
kodeks karny, nawet  konstytucję. Chór nie miał podobnej refleksji,
gdy palono kukłę prezydenta  Wałęsy, gdy Kwaśniewskiego nazywano
"porno-prezydentem", gdy prezydenta  Komorowskiego dotykały obraźliwe
słowa. Bo spisienie sprawia, że reguły  obowiązują tylko, gdy są
doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi. Teraz pięciu weteranów
polskiej polityki (Leszek Balcerowicz, Włodzimierz  Cimoszewicz, Jerzy
Stępień, Tadeusz Syryjczyk i Janusz Steinhoff) ogłosiło  pod
auspicjami FOR apel do prezydenta o upublicznienie ekspertyz, na
których  zamierza oprzeć decyzję w sprawie ustawy o OFE. Apel jak
apel. Ale  uzasadnienie... "Sytuacja, w której ekspertyzy, które mają
być podstawą podjęcia tak  zasadniczej decyzji przez Prezydenta, nie
byłyby dostępne społeczeństwu,  przeczyłaby zasadzie przejrzystości i
uczciwości debaty publicznej na temat  stanowienia prawa" - twierdzą
weterani. Nie dyskutuję z tezą. Ale praktyka  legislacyjna jej
przeczy. Jeśli więc jest ona prawdziwa, to mamy tysiące  ustaw z
nieprawego (a może niekonstytucyjnego) łoża. Co sprawiło, że weterani
doznali konstytucyjnego olśnienia? Bo nie było  słychać ich oburzonego
głosu 11 lat temu, gdy prezydent podpisał ustawę o  OFE, nie
publikując żadnej ekspertyzy, ani teraz, gdy się okazało, jak  bardzo
kłamliwa była propaganda, która reformę o połowę obniżającą przyszłe
emerytury prezentowała jako sposób na luksusową starość pod palmami.
Weterani nie pytają, czy oszustwo, którego skutków bronią, nie
naruszało  "zasady przejrzystości i uczciwości debaty publicznej na temat
stanowienia  prawa", ani czy wobec skali nadużycia obowiązująca ustawa
jest  konstytucyjna, i nie apelują o skierowanie jej do Trybunału.
Podobnie jak o  to nie pytali i nie apelowali, gdy uchwalano tysiące
innych ustaw, które nie  naruszały interesów potężnego biznesu.
Kiedy podrzędni eksperci jawnie opłaceni przez OFE głoszą ryzykowne tezy
wygodne dla zleceniodawców, jest mi najwyżej przykro, że dewaluują się
stopnie naukowe. Gdy jednak na oczach wszystkich spisieniu ulegają tej
rangi  weterani, mam poczucie bolesnej publicznej straty. Trudno się z
nią  pogodzić, bo ich pozycja to nasza wspólna przeszłość, na którą
rzucają cień.  Niestety, trzeba tę stratę przyjąć do wiadomości. Jako
przestrogę przed  wciąż krążącą zarazą. #
Ze strony:
http://tiny.pl/hd4ch
-- stevep
No fajnie, Stefek, ale co wlasciwie chciales powiedziec ? Bo ja tu widze
samo zatwardzenie...
R.

Jak masz zatwardzenie to stękaj, najlepiej naśladuj tenisistki- Szarapową i Azarenko.

--
stevep

Spisienie to zaraza.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona