Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Stadionowa POrażka

Stadionowa POrażka

Data: 2013-04-29 00:12:02
Autor: Przemysław M.
Stadionowa POrażka

Na zawsze będziemy dokładać do Euro 2012?

 Nowe stadiony miały dać polskiej piłce nożnej nowy impuls do rozwoju.
Kibice mieli zasiadać na nich tłumnie, a miasta i właściciele klubów
zarabiać krocie nie tylko na meczach, ale także na komercyjnych imprezach i
wynajmie powierzchni biurowych. Okazało się, że znakomita większość nowych
polskich stadionów przynosi straty, trzeba do nich dokładać kolejne miliony
i nie wiadomo, czy kiedykolwiek zarobią choćby na swoje utrzymanie.
Co stadion, to problem. W Warszawie Narodowy ma już drugiego od Euro 2012
operatora i czwartego szefa. W Poznaniu Lech nie chce płacić ustalonej z
miastem sumy za korzystanie z obiektu, a nawet nie reguluje rachunków za
prąd i wodę. We Wrocławiu władze miasta wyrzuciły pierwszego operatora, a
teraz ładują miliony złotych w upadającą drużynę Śląska, której nie chce
finansować jej drugi współwłaściciel - Zygmunt Solorz. W Gdańsku pierwszy
operator nie zorganizował ani jednej imprezy poza meczami Lechii Gdańsk i
zostawił po sobie długi. Śląski w Chorzowie wciąż jest rozgrzebaną budową,
której dokończenie będzie tańsze niż... rozebranie tego, co już wybudowano.

Wrocław imprezowy

Wrocław do zarządzania stadionem wynajął początkowo amerykańską firmę SMG.
Organizacja tysięcy imprez na świecie dla 50 mln widzów rocznie była
wystarczającą rekomendacją. I rzeczywiście, Amerykanie wzięli się do pracy
i zorganizowali kilka koncertów i imprez. Wrocław miał walkę Tomasza Adamka
z Witalijem Kliczką, mecze Japonia - Brazylia, turniej Polish Masters z
udziałem czterech znanych drużyn piłkarskich, koncert Queen, George'a
Michaela i zawody Monster Trucków. Tylko ta pierwsza i ostatnia impreza
zakończyła się minimalnym zyskiem, reszta przyniosła wielomilionowe straty.
Najwięcej miasto musiało dopłacić do turnieju piłkarskiego. Na mecze
rozdano za darmo 35 tys. biletów, bo nikt nie chciał ich kupować.

Za swoje usługi SMG pobierało od Wrocławia wynagrodzenie - 9 mln zł. W
końcu miasto umowę wypowiedziało i powołało swoją spółkę do kierowania
stadionem - Wrocław 2012. Za "brak nadzoru nad imprezami na stadionie"
zdymisjonowany został wiceprezydent Michał Janicki. Podjęło też decyzję o
poważnym ograniczeniu liczby imprez, które miały się na stadionie odbywać.
Skoro każda przynosiła stratę, to już lepiej nie robić nic.

Zaoszczędzone pieniądze się przydadzą. Śląsk utrzymuje się bowiem tylko
dzięki budżetowi miasta. Gdyby nie to, że dostał od Wrocławia kilkunaście
milionów złotych, straciłby płynność finansową i musiałby się wycofać z
ligi. Właścicielami klubu są miasto i Zygmunt Solorz. Twórca Polsatu nie
chce jednak utrzymywać Śląska z własnej kieszeni. Zespół miał korzystać z
zysków galerii handlowej, która miała powstać przy stadionie. Żaden bank
nie chciał jednak skredytować inwestycji. Miasto stoi więc pod ścianą, musi
utrzymywać piłkarzy, by ktokolwiek zechciał na ogromny stadion miejski
przyjść i zapłacić za bilety.

Mimo to Wrocław 2012 zachowuje pełen optymizm: - Stadion zacznie na siebie
zarabiać w 2017 roku - poinformował rzecznik spółki Adam Burak. - W tym
roku zabraknie nam 19,5 mln zł - dodaje.

Gdańsk bezimprezowy

W Gdańsku pierwszym operatorem została Lechia Gdańsk (właściwie jej spółka
córka - Lechia Operator). Piłkarski klub nie zorganizował żadnej imprezy
komercyjnej, znalazł chętnych na zaledwie kilka lóż i zostawił po sobie
tylko długi - 6 mln zł. Obiekt przejęły więc miasto i jego spółka. Zaczęła
od spłaty długów po poprzednikach. Nowi szefowie miejskiej spółki Arena
Gdańsk Operator obiecują, że stadion zacznie zarabiać na siebie za trzy,
cztery lata. Pierwszy koncert - występ Jennifer Lopez - przyniósł ponoć
dochód.

- W Gdańsku będziemy potrzebować od trzech do czterech lat, by stadion był
rentowny - twierdzi Borys Hymczak ze spółki Arena Gdańsk Operator.

Gdańsk i tak jest w lepszej sytuacji niż inne stadiony wybudowane na Euro
2012. Przynajmniej wykorzystał okazję i sprzedał prawa do nazwy stadionu
PGE za 35 mln zł na pięć lat. Wszystkie negocjacje dotyczące sprzedaży
nazwy podjęte w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie zakończyły się jak dotąd
fiaskiem.

Lech nie chce płacić

Poznań zorganizował tylko koncert Stinga na swoją inaugurację i...
wystarczy. Do imprezy trzeba było dopłacić 3 mln zł. Obecny operator
obiektu - Lech Poznań (a właściwie jego spółka córka Marcelin Management) -
nie ma zamiaru organizować żadnych imprez poza meczami piłkarskimi. Cześć
mieszkańców miasta - tych niezainteresowanych piłką nożna - poczuła się
oszukana. Stadion był bowiem budowany z miejskiej kasy jako obiekt
wielofunkcyjny, a nie tylko boisko piłkarskie.

Lech za wybudowany kosztem 750 mln zł stadion ma płacić 3,1 mln zł rocznie
miastu, ale nie wywiązuje się z umowy. W tym roku POSiR (Poznańskie Ośrodki
Sportu i Rekreacji) musiał nawet regulować opłaty za prąd i wodę zużywaną
na stadionie. Lech chce płacić mniej za wynajem stadionu. W marcu zaczęły
się negocjacje. O ich wyniku na razie nic nie wiadomo.

W ostatnim tygodniu wybuchła kolejna afera. Okazało się, że pod jednym z
sektorów pękają słupy konstrukcyjne. Wykonawca nie zamontował podkładek
umożliwiających swobodne kurczenie i rozkurczanie się konstrukcji, a
zastąpił je zwykła papą. Sektor został zamknięty, bo wymaga naprawy.

W Poznaniu mają także ogromne problemy z murawą. Trwa nie chce rosnąć, bo
za bardzo zacieniają ją trybuny.

Czterech szefów Narodowego

Można zażartować, że na stadionie Narodowym w Warszawie szefowie zmieniają
się w tempie zasuwania dachu. Od połowy ubiegłego roku stadion miał już
czterech szefów - Rafała Kaplera, Roberta Wojtasia, Michała Prymasa
(wszyscy z Narodowego Centrum Sportu) i obecnie rządzącego Marcina Herę,
prezesa spółki PL.2012+. Pierwszy wsławił się gigantyczną odprawą (570 tys.
zł po trzech latach pracy), drugi aferą dachową (dach przed meczem Polska -
Anglia został otwarty i mecz nie mógł się odbyć z powodu obfitych opadów
deszczu, a Wojtaś nie potrafił przekonać UEFA i PZPN, by go zasunąć przed
opadami). Trzeci pracował tylko niecałe trzy miesiące. Ten ostatni
poinformował ostatnio, że z 65 ekskluzywnych lóż, na których stadion miał
zarabiać 20 mln zł rocznie, wynajęto cztery, a i z tych czterech trzy
dopiero w ostatnich tygodniach. Te liczby obrazują, jak trzech kolejnych
szefów przespało swoje urzędowanie. Sam wynajem lóż i powierzchni
komercyjnej wystarczyłby, by stadion nie przynosił strat.

- Stadion Narodowy zacznie zarabiać przy sprzyjających okolicznościach w
2014, a na pewno w 2015 roku - zapewnia Ministerstwo Sportu i Turystyki. Na
razie budżet państwa musi dołożyć w tym roku do Narodowego 20 mln zł.

Śląska katastrofa

Ciągnąca się 17. rok przebudowa Stadionu Śląskiego ma zostać ukończona za
dwa lata. To ostatnia decyzja sejmiku. Długo nie było wiadomo, co dalej z
obliczoną na 55 tys. miejsc dla widzów inwestycją. Dwa lata temu prace
zostały wstrzymane po tym, jak elementy łączące liny podtrzymujące
konstrukcję dachu zaczęły pękać. Ekspertyzy wykazały, że zostały źle
wykonane. Przeprojektowanie dachu, wykonanie nowych elementów, wzmocnienie
konstrukcji podtrzymującej dach ma kosztować dodatkowe 121 mln zł. Cała
inwestycja zamknie się kwotą 583 mln zł. Jednym z argumentów za
kontynuowaniem inwestycji był fakt, że rozbiórka tego, co już zbudowano,
pociągnie większe koszty niż dokończenie budowy.

Stadion jeszcze nie powstał, a już jest krytykowany. Przede wszystkim
chodzi o znaczne oddalenie boiska od trybun. Stadion będzie miał bowiem
bieżnię do rozgrywania zawodów lekkoatletycznych.

Wisła wyprowadza się z Krakowa

W Krakowie na stadion Wisły miasto wydało 540 mln zł, ale wciąż nie doszło
do porozumienia z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem. Władze miejskie
chcą, aby Wisła płaciła za wynajem 7 mln zł rocznie (połowę w gotówce,
połowę jako wymiana barterowa za reklamę Krakowa). Cupiał nie chce się
zgodzić i zapowiada wynajmowanie boiska i części trybun tylko na mecze.
Administracja klubu miałaby się przenieść do Katowic, a piłkarze
trenowaliby w Myślenicach albo na innym boisku w Małopolsce.

Tak jak na innych polskich stadionach, cały czas jest problem, by znaleźć
firmy, które chciałyby się przenieść do biur przygotowanych na stadionie.

Kibiców coraz mniej

Zupełną mrzonką okazały się też przewidywania, że nowe stadiony przyciągną
na trybuny tysiące nowych kibiców. Średnia frekwencja w tym sezonie (8,1
tys.) jest nie tylko niższa od tej sprzed roku (8,7 tys.), ale także od tej
dwa lata temu (8,4 tys.). Większość klubów, które grają na największych
nowo wybudowanych stadionach - Legia, Lechia, Śląsk i Wisła - notują niższą
liczbę widzów na trybunach niż przed rokiem. Tylko Lech jest tu wyjątkiem.

I trudno się spodziewać, by w kolejnych latach było lepiej, choć nowe
stadiony powstają m.in. w Gliwicach, Zabrzu i Białymstoku. Poziom ligi, co
widać po wynikach polskich drużyn w europejskich pucharach, zamiast
podnosić się, spada. Polacy nowe stadiony już sobie obejrzeli, teraz
chcieliby zobaczyć coś więcej.

Stadionowa POrażka

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona