Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Stoczniowy biznes Tuska i Grada

Stoczniowy biznes Tuska i Grada

Data: 2012-09-18 16:47:13
Autor: u2
Stoczniowy biznes Tuska i Grada
.... czyli historia polskiej prywatyzacji :

http://www.polishclub.org/2012/09/17/krzysztof-losz-historia-prywatyzacji-polskiego-przemyslu/

Od 1990 do końca ubiegłego roku, jak informuje w oficjalnym raporcie
Ministerstwo Skarbu Państwa, przekształceniami własnościowymi objęto 5
tys. 992 państwowe przedsiębiorstwa. Gdy prywatyzacja startowała,
państwo było właścicielem około 8,5 tys. zakładów.

Pierwszym akordem skoku na majątek wypracowany przez kilka pokoleń
Polaków było uwłaszczenie się komunistycznej nomenklatury. Skala tego
złodziejstwa była ogromna – w latach 1988-1989 powstało około 12 tys.
spółek, które na bazie państwowego majątku zakładali dyrektorzy zakładów
przy współudziale członków rodzin, urzędników i działaczy partyjnych. To
ze spółek nomenklaturowych wyrosły fortuny ludzi, spośród których wielu
jest dziś obecnych na listach najbogatszych. Inną formą wysysania
aktywów z państwowych firm były przedsięwzięcia typu joint venture, w
które zaangażowały się firmy zagraniczne lub polonijne – zakładane
często przez komunistyczne służby specjalne.

Balcerowicz wzywa do wyprzedaży

Wyprzedaż za bezcen majątku narodowego była bardzo istotnym elementem
programu Leszka Balcerowicza. Wicepremier – minister finansów w rządzie
Tadeusza Mazowieckiego, a potem Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego
Buzka – ochoczo wdrażał w Polsce pomysły amerykańskiego spekulanta
George´a Sorosa i ekonomisty Jeffreya Sachsa oraz Międzynarodowego
Funduszu Walutowego i Banku Światowego: połączenia finansowej terapii
szokowej z wyprzedażą firm państwowych. Balcerowicz naciskał na szybką
prywatyzację, osoby krytykujące wyprzedaż majątku, pokazujące oszustwa,
patologie przy prywatyzacji nazywał demagogami, populistami, szkodnikami
itp.

Pierwszy minister przekształceń własnościowych Waldemar Kuczyński (Unia
Wolności) co prawda szybko odszedł, bo wraz z premierem Tadeuszem
Mazowieckim (grudzień 1990), ale przygotował przedpole dla swojego
następcy Janusza Lewandowskiego (KLD, potem UW, teraz PO) – ministra w
rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Hanny Suchockiej
(1992-1993). To Lewandowski stał się “znakiem firmowym” prywatyzacji,
zarzucano mu potem wielokrotnie łamanie prawa przy przekształceniach
własnościowych, zaniżanie wartości sprzedawanych zakładów. Do sądu
trafiła sprawa prywatyzacji dwóch krakowskich spółek: Techmy i
KrakChemii, ale po wielu latach i kilku procesach obecnego
eurodeputowanego PO uniewinniono. Premier Jan K. Bielecki i inni
politycy KLD nie kryli swojej dewizy, że “pierwszy milion trzeba
ukraść”, uważali, iż to po prostu koszt transformacji. Nic więc
dziwnego, że byli przez Polaków nazywani nie liberałami, a aferałami. A
hasło KLD z kampanii wyborczej w 1993 r. “Milion nowych miejsc pracy”
przerobiono na “Milion nowych afer”.

Oddam zakład za półdarmo

W lipcu 1990 r. parlament przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw
państwowych, otwierając drogę także sprzedaży majątku narodowego w obce
ręce. Inwestorzy domagali się, aby przy procesie prywatyzacji pracowały
firmy doradcze, ale takich w pierwszych latach transformacji w Polsce
nie było – więc wynajmowano zagraniczne, które kazały sobie słono płacić
za usługi. Ekonomista dr Ryszard Ślązak wyliczył, że np. w 1994 r.
wynagrodzenie dla doradców sięgnęło prawie 7 proc. wpływów z
prywatyzacji. Zdarzało się też nieraz, że więcej zapłacono doradcy, niż
uzyskano ze sprzedaży. Skrajnym przykładem są Zakłady Papiernicze w
Kostrzynie nad Odrą, które sprzedano za 80 zł (!), a za doradztwo
ministerstwo dostało fakturę na ponad 80 tys. dolarów.

Ten przykład pokazuje inną poważną patologię: powszechną praktyką było
zaniżanie wartości sprzedawanego przedsiębiorstwa. Obowiązywała
propaganda, że “firma jest warta tyle, ile inwestor jest gotów za nią
zapłacić”. Urzędnicy celowo np. zaniżali wartość gruntów lub całkowicie
pomijali je przy wycenie. Dlatego bardzo nowoczesne zakłady celulozowe w
Kwidzynie, produkujące np. ponad połowę papieru gazetowego w Polsce,
sprzedano za 120 mln dolarów – to niewiele, bo gdyby amerykański
inwestor chciał zbudować taki zakład w szczerym polu, musiałby wydać
zapewne dużo więcej niż 500 mln dolarów.

Z kolei Elektrownia Połaniec, o mocy 1800 MW, została sprzedana przez
ministra Emila Wąsacza z AWS Belgom z Electrabela w dwóch transzach
(2000-2003) za blisko 250 mln dolarów. Tymczasem na Zachodzie
przyjmowano, że nabywca powinien zapłacić przynajmniej 1 mln dolarów za
1 MW mocy, czyli w przypadku Połańca powinno to być 1,8 mld dolarów (!).

W latach 90. Niemcy, Francuzi, Irlandczycy, Belgowie wykupili za
kilkaset milionów złotych nasze cementownie, co stanowiło ułamek ich
wartości. Skutek był taki, że zamknięta została Cementownia w Wierzbicy,
bo jej modernizacja dla Lafarge była nieopłacalna, a my mieliśmy
najdroższy cement w Europie.

A jak było z Polskimi Hutami Stali? Pojedynczo nasze huty nie stanowiły
wielkiej siły, więc słusznie przeprowadzono ich konsolidację (Huta
Katowice, Sendzimira, Cedler i Florian). Szybko jednak PHS zostały
sprzedane przez ministra Wiesława Kaczmarka (SLD) hinduskiemu koncernowi
Mittal, który zapłacił za niego zaledwie 6 mln zł (!), przejmując 70
proc. rynku, choć do tego doszło, jak mówił rząd, 3 mld zł długów
(prawdopodobnie inwestor wynegocjował i tak redukcję długu z
wierzycielami). W kolejnych latach Mittal dostał jednak aż 2,5 mld zł
pomocy publicznej, więc w praktyce państwo polskie jeszcze zapłaciło
inwestorowi za to, że przejął kontrolę nad hutami.

Wiesław Kaczmarek w 2002 r. sprzedał za 1,5 mld zł STOEN niemieckiemu
RWE, co przez większość ekspertów zgodnie zostało uznane za cenę
kilkakrotnie zaniżoną. Niewiele brakowało, a za marne pieniądze kontrolę
nad polskim rynkiem cukru przejęliby za rządów Buzka Niemcy i Francuzi.
Tylko determinacji części posłów AWS, w tym Elżbiety Barys, Gabriela
Janowskiego, Adama Bieli, Mariana Dembińskiego, Tomasza Wójcika,
Zdzisława Pupy, zawdzięczamy powstanie Polskiego Cukru, który zdążył
jeszcze zachować około 40 proc. rynku. Co dla inwestorów było
najważniejsze, to fakt, że przejmowali chłonny polski rynek i pozbywali
się potencjalnych konkurentów. Niejednokrotnie chodziło też o kupienie
polskiej firmy, aby ją zwyczajnie zniszczyć i zamknąć. Już w 1998 r.
prof. Andrzej Karpiński z PAN alarmował, że Polska straciła przemysł
elektrotechniczny, bo nasze firmy zostały przez nowych właścicieli
zlikwidowane.

Nie mamy banków

Innym przykładem wyprzedaży za półdarmo państwowego majątku jest
prywatyzacja sektora bankowego, która rozpoczęła się już w 1991 roku.
Zagranicznych właścicieli znalazły prawie wszystkie banki komercyjne,
częściowo sprywatyzowany jest też PKO BP. To wszystko spowodowało, że
zagraniczny sektor bankowy opanował około 80 proc. rynku. Dla przykładu
w Niemczech, Francji czy Włoszech udział zagranicznych banków w rynku
jest symboliczny, wynosi co najwyżej około 10 procent. W dodatku zrobili
to bardzo tanio, bo trudno za dobry interes uznać 6,5 mld zł, jakie
Włosi z UniCredit zapłacili za Pekao SA, albo nieco ponad 2 mld zł,
które za BZ WBK zapłacili Irlandczycy z AIB – wartość tych banków była
kilka razy wyższa.

Z kolei za 30 proc. akcji PZU Eureko i BiG Bank Gdański zapłaciły ponad
3 mld zł, choć grupa była warta wtedy co najmniej 30-50 mld złotych.
Minister Emil Wąsacz wybrał wówczas inwestora bez zgody rządu i w
atmosferze skandalu został zdymisjonowany. Kulisy tej prywatyzacji
odsłoniła sejmowa komisja śledcza, a Wąsacza postawiono przed Trybunałem
Stanu (także za sprzedaż Domów Towarowych Centrum po zaniżonej cenie).

Friedman ostrzegał

Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych
gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku
1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1
mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a
w 1994 – 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy
także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB – w 1994 r. był on niższy
o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.

Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków
jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat
Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży
polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je “niemal za nic” i nic na tym
nie zyskamy. – Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w
Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie – mówił
Friedman w wywiadzie dla “Res Publiki”.

Stoczniowy biznes Tuska i Grada

Ogromnym skandalem okazała się w ostatnich latach prywatyzacja przemysłu
stoczniowego. Rząd Donalda Tuska nie chciał obronić stoczni przed
decyzjami Komisji Europejskiej o zwrocie pomocy publicznej, co skazywało
je na upadek. W tym samym czasie Niemcy hojnie dotowali swoje stocznie
(ponad 300 mln euro) i ani myśleli przejmować się groźbami Brukseli.
Tymczasem u nas zgodzono się na bankructwo stoczni, a minister
Aleksander Grad gorączkowo szukał dla nich inwestora i “znalazł go” tuż
przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Stocznie miał
kupić tajemniczy inwestor z Kataru, którego jednak nikt nigdy nie zobaczył.

Taki obrót sprawy był na rękę rządzącym. Stocznie, zwłaszcza ta w
Gdańsku, były symbolem zwycięstwa “Solidarności”, jedności narodowej i
oporu społecznego, także w III RP. Doprowadzając do zniszczenia wielkie
zakłady stoczniowe zatrudniające tysiące ludzi, władze likwidowały także
potencjalne ogniska sprzeciwu wobec polityki rządu.

Oszukani Polacy

Polska prywatyzacja jest pełna afer. I słusznie większości Polaków
kojarzy się ze złodziejstwem. Dopiero po latach dowiadujemy się o roli
różnego typu lobbystów w rodzaju Marka D., Gromosława C. czy ludzi z
holdingu Jana Kulczyka zaangażowanych przy prywatyzacji TP SA.

Za sztandarowy przykład aferalnej prywatyzacji trzeba uznać Program
Powszechnej Prywatyzacji z połowy lat 90., który miał z milionów Polaków
uczynić właścicieli. Jego pomysłodawcą był minister Janusz Lewandowski,
a realizacją zajął się Wiesław Kaczmarek. Program zakończył się klapą,
Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI) zarządzające ponad 500 firmami po
kolei bankrutowały, wyprzedając za grosze wiele przedsiębiorstw. Polacy
nie zyskali nic, ci, którzy w odpowiednim czasie sprzedali swoje
świadectwo udziałowe (trzeba było za nie zapłacić 20 zł), mogli dostać
za nie najwyżej 100 zł, a NFI nazwano najdroższą porażką III RP.
Pieniądze zarobiła na tym grupa biznesmenów i polityków, często
uciekających się do korupcji i innych przestępczych działań.

Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą
celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano,
pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności.

Krzysztof Losz

Za: INFONURT2, 15 wrzesnia 2012

Data: 2012-09-18 17:42:09
Autor: Przemysaw M.
Stoczniowy biznes Tuska i Grada
Dnia Tue, 18 Sep 2012 16:47:13 +0200, u2 napisa(a):

... czyli historia polskiej prywatyzacji :

Poczytaj sobie o spce Telegraf. Przydatne tez bd:
http://mufti.polacy.eu.org/2652/prawo-i-sprawiedliwosc-srebrny-uklad/.

Cmok! ;-)

--

Musimy pamita, e aby zwyciy, trzeba pamita o maksymie
 Jzefa Pisudskiego  zwyciy i spocz na laurach to klska, by
 zwycionym, a nie ulec to zwycistwo  - powiedzia Jarosaw Kaczyski.

Stoczniowy biznes Tuska i Grada

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona