Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Strach Tuska

Strach Tuska

Data: 2012-04-28 18:26:10
Autor: u2
Strach Tuska
... objawia sie jego straszeniem i strasznym wygladem, wyglada juz jak
niemiecki ciec :

http://niezalezna.pl/27557-strach-tuska-rozmowa-z-antonim-macierewiczem

“Fakt, że państwo polskie zrzeka się swojej suwerenności, premier Donald
Tusk i podległy mu aparat próbują przysłonić, przykryć agresją, atakiem
i groźbami. W tym działaniu ludzie ci przypominają władze z okresu PRL –
Gomułka i inni sekretarze PZPR zastępowali brak argumentów przemocą. Tak
jest zawsze, gdy władza państwa pogodzi się z rolą wasala” – mówi Antoni
Macierewicz, poseł PiS, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds.
wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, w rozmowie z Leszkiem Misiakiem i
Grzegorzem Wierzchołowskim.

Premier Tusk, odnosząc się do wypowiedzi na temat katastrofy, m.in.
dotyczących wybuchu, zaczął straszyć („żarty się kończą”), prokurator
Seremet dyskredytuje tezy niezależnych naukowców o eksplozji, w sukurs
idą im dziennikarze mainstreamowi, m.in. Monika Olejnik, która
„utwardziła” brzozę. O czym ten nagły kontratak świadczy, Pana zdaniem?
To jest reakcja wskazująca na narastający strach władzy. Nie ma
wątpliwości, że wyniki badań zespołu parlamentarnego ds. katastrofy
smoleńskiej, także to, co od dłuższego czasu robią niezależne media,
m.in. „Gazeta Polska”, „Gazeta Polska Codziennie” (myślę także o
publikacji „Gazety Polskiej” – książce pt. „Musieli zginąć”, która
podsumowuje państwa dotychczasową wiedzę o katastrofie smoleńskiej), a
także audycje nadawane w telewizji Trwam, Radiu Maryja, artykuły w
„Naszym Dzienniku” – to wszystko wywołało strach. Jestem zażenowany, gdy
widzę, że tak reagują nie tylko politycy z premierem Donaldem Tuskiem na
czele, którzy czują na sobie brzemię odpowiedzialności za to, co się
stało, i już niemal histerycznie próbują się bronić. Wtórują im
mainstreamowi publicyści i dziennikarze. Ale ze szczególnym niepokojem
stwierdzam, iż presji ulegają także prokuratorzy. Niekompetencja takich
wypowiedzi przez lata będzie ciążyła na ich wizerunku. Zapamiętamy, że
to prezydent Bronisław Komorowski nakazywał prokuratorom zamknięcie
śledztwa. Niektórzy z nich deklarowali, że zgadzają się z tezami, jakich
od nich oczekują rządzący politycy.

Co było zapalnikiem, który wywołał ten histeryczny strach?
Powodem, według mnie, była reakcja naukowców, w tym także przychylnych
dotąd środowisku politycznemu Donalda Tuska. Prezes Polskiej Akademii
Nauk, prof. dr hab. Michał Kleiber wezwał, i to na łamach „Gazety
Wyborczej”, do powołania międzynarodowej komisji specjalistów. Uznał, że
wyniki badań dotyczące okoliczności i przyczyn katastrofy przedstawione
przez zespół parlamentarny wymagają merytorycznej dyskusji oraz analizy,
i to przez osoby, które będą całkowicie niezależne od różnych – nie
tylko politycznych – uwarunkowań polskich. Drugą osobą jest prof. dr
hab. Marek Żylicz, specjalista od międzynarodowego prawa lotniczego,
członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, przypomnę –
główny ekspert prawny komisji ministra Jerzego Millera. Profesor Żylicz
zaapelował 17 kwietnia br., także na łamach „Gazety Wyborczej”, o
powołanie nowej państwowej komisji badania wypadków lotniczych lotnictwa
państwowego z udziałem specjalistów z zespołu parlamentarnego.

Ale nie ma odzewu na te apele…
Jest. Odpowiedzią na głos obu uczonych, a także zespołu parlamentarnego
i milionów Polaków, którzy od dawna chcą powołania międzynarodowej
komisji, jest brutalny i gwałtowny atak premiera Tuska oraz niespotykane
w historii polskiego parlamentaryzmu słowa prezydenta Bronisława
Komorowskiego, który wydał polecenie prokuraturze, żeby jak najszybciej
zamknęła śledztwo. Prezydent każe je zakończyć, ponieważ Polacy
zaczynają dochodzić do prawdy. To dowód, że do świadomości obecnej
władzy dotarło, iż grunt usuwa im się spod nóg. Polacy przestali wierzyć
bezkrytycznie w ich teorie na temat katastrofy. Że nawet bliscy ekipie
rządzącej prawnicy i naukowcy – przypomnę, że prof. Michał Kleiber był
ministrem w rządzie SLD – widzą, iż tego przekazu, jaki sformułowali
szefowa MAK, pani Anodina oraz szef polskiej komisji, minister Jerzy
Miller, nie da się dalej utrzymać. Świadomość blamażu teorii
„brzozowych” Anodiny i Millera zatacza coraz szersze kręgi
międzynarodowe i nie można ich dłużej propagować.

Dalsze milczenie polskiego środowiska naukowego może też pośrednio
wpływać na opinię o nim na arenie międzynarodowej.
Presja polityczna w Polsce i presja rosyjska nie mogą tłumaczyć
bezczynności naszego świata naukowego i bezkrytycznego przyjmowania
absurdalnych przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. Tylko nieliczni
przedstawiciele środowisk naukowych włączyli się do badań naszego
zespołu i naszych ekspertów zagranicznych.

A polska władza zareagowała na apele własnego środowiska naukowego
groźbami, atakami na ekspertów zespołu i na Pana, a także próbą
zdyskredytowania ustaleń niezależnych ekspertów.
Brutalność reakcji polityków Platformy Obywatelskiej przeniosła się
także do mediów. Stąd opinie pani redaktor Moniki Olejnik o miękkiej
brzozie, stąd reakcje innych dziennikarzy, którzy bez końca odwołują się
do raportu Millera i powtarzają jego nieprawdziwe tezy. Rządzący liczą
na to, że może uda się jeszcze zagłuszyć prawdę, kogoś zastraszyć,
znaleźć okoliczności, które odsuną w czasie poznanie tej prawdy. Widzę
bezskuteczność i jałowość takich działań. Im szybciej premier Tusk i
jego podwładni pozwolą dojść do prawdziwych przyczyn i okoliczności
tragedii smoleńskiej, ujawnić je, tym będzie to korzystniejsze zarówno
dla nich, jak i dla całego społeczeństwa polskiego i dla polskiej racji
stanu. I chcę wierzyć, że ich winą jest tylko odpowiedzialność za to, iż
dali się wciągnąć w tę dramatyczną sytuację.

Wymycie do połysku części wraku nie spotkało się ani z notą
protestacyjną rządu, ani z oświadczeniem prokuratury, że wystosowała
ostry protest w tej sprawie…
Prokurator generalny Andrzej Seremet postanowił wysłać do Rosjan
zapytanie w tej sprawie.

To wydaje się zbyt delikatnym posunięciem.
To prawda. Co więcej, prokurator generalny deklaruje zakończenie
śledztwa bez zbadania głównych dowodów! A przecież kodeks postępowania
karnego wyraźnie mówi, że do zamknięcia śledztwa konieczne jest
uwzględnienie wszystkich dowodów.

Doradca prezydenta Komorowskiego, Tomasz Nałęcz, stwierdził beztrosko,
że wrak Tu-154 nie jest już dowodem. Nie zauważyliśmy zdecydowanych
głosów oburzenia telewizji ani mediów mainstreamu, że Rosja znów niszczy
dowody, a rząd milczy. Jeśli tak ewidentne upokarzanie Polski przy
otwartej kurtynie nie wzbudza oburzenia, to co może go wywołać?
Mamy do czynienia z sytuacją, w której media prorządowe i niektóre
instytucje państwowe – m.in. prokuratura – zostały przywołane do
porządku przez władzę związaną z Platformą Obywatelską; wydano
dyspozycje, jak powinny postępować w sprawie smoleńskiej, czyli, de
facto, dyspozycje, iż mają bronić rosyjskiej tezy dotyczącej przyczyn
katastrofy. To obrazuje zakres ograniczenia suwerenności Polski. Taka
sytuacja nie miała prawa się wydarzyć, bez względu na różnice ideowe
między rządzącymi a opozycją. Państwo, które nie potrafi albo nie chce
zabezpieczyć dowodów niezbędnych w prowadzonym śledztwie – wraku i
oryginałów czarnych skrzynek – zrzeka się swojej suwerenności. Premier
Donald Tusk i podległy mu aparat fakt ten próbuje przysłonić, przykryć
agresją, atakiem i groźbami. W tym działaniu ludzie ci przypominają
władze z okresu PRL – Gomułka i inni sekretarze PZPR brak argumentów
zastępowali przemocą. Tak jest zawsze, gdy władza państwa pogodzi się z
rolą wasala.

I gdy, jak w tym przypadku, wisi nad nią strach przed oskarżeniem o
współudział, przyczynienie się do katastrofy.
Chcę podkreślić, że my nie mówimy, iż to był zamach, chociaż tego nie
wykluczamy. Kończymy badać fizyczne okoliczności katastrofy dotyczące
np. eksplozji. Dopiero podejmujemy analizę tego, co ją spowodowało i czy
przyczyny te mogły mieć związek z jakimikolwiek działaniami politycznymi.

Premier Donald Tusk powiedział, że katastrofa smoleńska obrasta
kłamstwami tych, którzy chcą wmówić Polakom, że była ona „wynikiem
zamachu i spisku”. Wśród tych kłamstw Tusk wymienił „tezę o rozdzieleniu
wizyt” premiera i prezydenta przez rząd PO.
To przykład, jak można, korzystając z podporządkowania władzy większości
mediów, zaprzeczać oczywistym faktom. Zespół parlamentarny, korzystając
z materiałów Kancelarii Prezydenta, a częściowo także Kancelarii
Premiera, analizował sprawę rozdzielenia wizyt. Opublikowaliśmy w
„Białej Księdze” cały zbiór dokumentów na ten temat. Przypomnę tylko
niektóre. Pierwszy to oświadczenie wiceministra Jacka Najdera z MSZ,
który publicznie stwierdził, że już w grudniu 2009 r. rząd podjął
decyzję, iż odbędą się dwie odrębne wizyty – 7 kwietnia i 10 kwietnia, i
że rozpoczęto przygotowania do tych wizyt. Istnieje domniemanie, że był
to wynik rozmowy premierów Tuska i Putina na Wybrzeżu na przełomie
sierpnia i września 2009 r. Tematem tego spotkania była polityczna
propozycja rosyjskiego premiera, by Polska włączyła się do sojuszu
niemiecko-rosyjskiego, który miał stać się alternatywą polityczną Europy
zastępującą Unię Europejską. Taka propozycja została wtedy zgłoszona
publicznie na łamach „Gazety Wyborczej” przez Putina. Warunkiem była
rezygnacja z domagania się przez Polskę, by Rosja uznała zbrodnię
katyńską za zbrodnię ludobójstwa. Platforma Obywatelska przystała na te
warunki i od tamtej pory daje temu wyraz na arenie zarówno krajowej, jak
i międzynarodowej. Te rozmowy zaowocowały także decyzją, że będzie
oddzielne spotkanie Putina z Tuskiem w kwietniu 2010 r., i że to premier
Tusk będzie główną osobą w kontaktach rosyjsko-polskich.
Drugi dokument, który warto przywołać, pochodzi ze stycznia 2010 r. Jest
to sprawozdanie z posiedzenia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, na
którym została podjęta decyzja o wspólnej wizycie. Dokument ten zawiera
dekretację ministra Tomasza Arabskiego: „akceptuję 10 kwietnia 2010 r.
jako datę wspólnej wizyty”.
Trzeci istotny dokument pochodzi z 23 marca 2010 r. Jest to zapis rozmów
dyplomatów rosyjskich z dyplomatami ministra Radosława Sikorskiego.
Stronę rosyjską reprezentował wówczas Siergiej Nieczajew, szef
departamentu III europejskiego MSZ Rosji, stronę polską – wiceminister
Andrzej Kremer. Na pytanie strony rosyjskiej, czy planowana jest wizyta
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, strona polska odpowiedziała, że nic na
ten temat nie wie. Nieczajew stwierdził więc, że w takim razie strona
rosyjska nie będzie zabezpieczała wizyty prezydenta, zabezpieczy tylko
wizytę premiera Tuska. Ten dokument pokazuje grę, jaką prowadził Donald
Tusk. Z jednej strony ustalał z Putinem, że będą dwie wizyty, a
przewodniczącemu ROPWiM, Andrzejowi Przewoźnikowi, który nie
uczestniczył w tych zakulisowych planach politycznych, sugerował, że
odbędzie się jedna wizyta. W rozmowach z Rosjanami premier Tusk i jego
współpracownicy jasno stwierdzali, że będą dwie wizyty, i jednocześnie
zaakceptowali zapowiedź Rosjan, iż ci nie zapewnią polskiemu
prezydentowi bezpieczeństwa.
Te dokumenty zostały opublikowane rok temu, są publicznie dostępne i na
nic zda się próba przekonywania teraz, że przebieg tych ustaleń był inny.

Powiedział Pan: „Jak będziemy znali nazwisko człowieka, od którego pan
minister Sikorski dowiedział się zaraz po katastrofie, że wszyscy
zginęli, to będziemy wiedzieli dużo więcej o tym, kto naprawdę jest
odpowiedzialny za tę straszliwą tragedię”. Czy istnieją przesłanki
wskazujące, kto mógł tę wiedzę Sikorskiemu przekazać?
Możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że Sikorski nie
dowiedział się tego z Centrum Operacyjnego MSZ. Centrum ma obowiązek,
zgodnie z przepisami prawa, monitorować najważniejsze wydarzenia
międzynarodowe, w tym także przebieg polskich oficjalnych delegacji
państwowych, a więc i delegacji prezydenta RP. Tego dnia – jak nam
dzisiaj już wiadomo – zablokowane zostały wszystkie serwery komputerowe
MSZ. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero dwa lata później – MSZ ukrywało
ten fakt nie tylko przed opinią publiczną, ale także przed
przedstawicielami Sejmu RP. To pokazuje, że załamanie struktur państwa
związane z tragedią smoleńską było dużo głębsze, niż się wydawało. Otóż
minister Radosław Sikorski poinformował o tragedii Centrum Operacyjne
MSZ o godz. 9:02, czyli 20 minut po katastrofie. Minister nie dowiedział
się więc o tym, co wydarzyło się pod Smoleńskiem od swoich urzędników w
kraju i nie przekazał mu tej informacji także ambasador RP w Moskwie
Jerzy Bahr (Bahr zeznał, że minister już wcześniej, przed rozmową z nim,
wiedział o katastrofie). Wiadomo, że przez cały czas lotu Tu-154M 101
odbywały się między MSZ Rosji i kierownictwem Ambasady RP w Moskwie, w
szczególności z Tomaszem Turowskim, rozmowy i negocjacje, gdzie
prezydent ma wylądować. To wynika m.in. z informacji zastępcy ambasadora
w Rosji, Piotra Marciniaka, który powiedział, że ok. godz. 8 czasu
rosyjskiego, czyli niedługo po starcie polskiego samolotu z Okęcia,
przekazano mu polecenie, by udał się na lotnisko moskiewskie Wnukowo, bo
tam ma wylądować Tu-154. Takie dyspozycje wydał mu Tomasz Turowski,
który był, de facto, osobą podejmującą decyzje we wszystkich sprawach,
zarówno technicznych, jak i politycznych, związanych z wizytą prezydenta
Lecha Kaczyńskiego. Wiemy, że kontroler Paweł Plusnin z lotniska w
Smoleńsku próbował odesłać polski samolot na lotnisko Wnukowo, ale
zwierzchnicy z Moskwy nie wyrazili na to zgody. Jak widać, ustalenia
dotyczące lotu polskiego samolotu trwały do końca. W moim przekonaniu,
tak ważne decyzje musiały być konsultowane na bieżąco z ministrem
Sikorskim. Sądzę, że szef polskiego MSZ dowiedział się o katastrofie
bezpośrednio od Rosjan. Uważam, że jest sprawą pierwszoplanową
przesłuchanie ministra Sikorskiego w sprawie przegotowania wizyty, jak
również negocjacji i rozmów prowadzonych w trakcie lotu Tu-154 – powinny
one dostarczyć nam informacji niezbędnych do identyfikacji po stronie
rosyjskiej ośrodka, który ostatecznie podejmował decyzję o lądowania i
naprowadzaniu polskiego samolotu.

Prokurator Seremet w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” tłumaczy, że
prokurator Krzysztof Parulski i inni prokuratorzy przebywając na miejscu
katastrofy, nie mogli zabezpieczyć tego miejsca. Seremet mówi: „Byli w
obcym państwie. Mieli wezwać GROM i go bronić?”. A przecież wiadomo –
jak zeznał zastępca ambasadora w Moskwie, Piotr Marciniak – ambasador
Bahr miał zwracać się do Rosjan w sprawie ograniczenia akcji rosyjskich
służb wyłącznie do ratowania i uznania miejsca za eksterytorialne.
Jednak polska ambasada nie wyegzekwowała tego. Prokurator Seremet nie
wyjaśnia, czy prokuratura ustaliła, kto odpowiada za to zaniechanie.
Ten wywiad biorę „w nawias”, bo on w ogóle w takim kształcie nie
powinien zostać opublikowany. Nie potrafię np. przyjąć do wiadomości, że
polscy prokuratorzy nie mogli uczestniczyć w sekcjach zwłok. Mogli,
czego dowodem jest ich udział w sekcji zwłok śp. Prezydenta. Prokurator
Parulski, ówczesny szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie wydał
podwładnym dyspozycji, by uczestniczyli w innych sekcjach. W nocy z 10
na 11 kwietnia 2010 r. odbyła się narada prokuratorów polskich i
rosyjskich, podczas której m.in. ustalono wspólne przesłuchania.
Prokuratura rosyjska była początkowo otwarta na działania razem z
Polakami. Prokurator Parulski postąpił w sposób sprzeczny z przepisami
k.p.k., tym samym popełnił przestępstwo. Przestępstwem była także
rezygnacja z sekcji zwłok po przywiezieniu ciał ofiar katastrofy do
Polski. Obowiązek wykonania wtedy sekcji wynikał także z faktu, że część
ciał była sfragmentaryzowana i niezidentyfikowana. Te szczątki
sprowadzono do Polski dopiero w końcu kwietnia 2010 r. i podobno
skremowano, bez zbadania ich przez polskich biegłych. Mogły to być ciała
– i takie jest racjonalne wytłumaczenie – tych osób, które najbardziej
ucierpiały, ponieważ były najbliżej miejsca eksplozji. Być może badania
nie potwierdziłyby hipotezy o eksplozji. Prokuratura zezwalając na
zniszczenie dowodów, zaprzepaściła bezpowrotnie jednoznaczne
stwierdzenie tego faktu. W tej sprawie należy wyciągnąć konsekwencje
karne wobec odpowiedzialnego za tę decyzję prokuratora Parulskiego.
Analizując skutki takiego postępowania dla ustalenia przyczyn
katastrofy, nie mogę pominąć też innej kwestii – szacunku dla zmarłych i
ich rodzin.

Prokurator Seremet w wymienionym wywiadzie odnosi się do konkluzji dwóch
wybuchów: „Czy można formułować tezy kategoryczne [o zamachu – red.],
nie mając wraku i czarnych skrzynek?”. Zarazem na końcu tego samego
wywiadu mówi, że śledztwo może się zakończyć, zanim Rosjanie oddadzą nam
wrak i skrzynki. Oznacza to, że prokuratura chce zamknąć śledztwo bez
poznania prawdy.
Cały ten wywiad, a szczególnie ten fragment, świadczy o ogromnym
stresie, w jakim znajduje się prokuratura, i o naciskach, jakim jest
poddawana. Nie wierzę, by prokurator generalny RP zaakceptował
zakończenie śledztwa przed powrotem do Polski głównych dowodów – wraku i
czarnych skrzynek. Byłoby to złamanie prawa. O stresie i naciskach –
moim zdaniem – świadczą wypowiedzi także innych prokuratorów, którzy
jednego dnia mówią, że wykluczają zamach, a innego – że teza o zamachu
jest wciąż brana pod uwagę. Dają sygnał opinii publicznej, że wskazanie
premiera lub prezydenta albo decyzja Rady Ministrów, jak np. ta w
sprawie dopuszczenia do sekcji eksperta Michaela Badena, są dla nich
wiążące. Chociaż z punktu widzenia prawa takie wskazania są niedopuszczalne.

Prokurator Seremet pytany przez „GW”, czy pod kątem wybuchu badany był
również wrak, odpowiada, że to Rosjanie badali wrak i wybuch wykluczyli.
Oznacza to, że polscy eksperci wraku nie badali, choć argument, że go
badali, jest bez przerwy podnoszony.
Wiadomo, że nie badali. Jest na ten temat jasne stwierdzenie Macieja
Laska i 14 innych ekspertów oraz Edmunda Klicha, który pisze o tym w
swojej najnowszej książce.

Edmund Klich w „Kontrwywiadzie” RMF FM przyznał, że wersja o zamachu
powinna być sprawdzona zarówno przez MAK, jak i przez zespół Jerzego
Millera („uważam, że to powinno być sprawdzone”). Ta wypowiedź wskazuje,
że strona polska tego nie badała. Mimo to prokurator Seremet twierdzi,
że badania były. Były badania części ubrań…
Nie wiemy nawet, jakie części ubrań, do kogo należały te ubrania, w
jakich miejscach znajdowali się ludzie, których kawałki ubrań badano,
jak prowadzone były te badania itd. To gra słowna polegająca na
tworzeniu pozorów, pewnego wrażenia, które dostarcza „amunicji”
propagandystom, którzy skrzętnie cytują takie wypowiedzi.

Klich stwierdził też, że już na początku dochodzenia pojawiła się presja
„z góry”, aby winę zrzucić na pilotów. Czy prokuratura nie powinna po
takim oświadczeniu zająć się z urzędu wykryciem tych, którzy wywierali
presję? Przecież to oznacza, że kierowano śledztwo na fałszywy tor.
Nie chodzi tylko o słowa Klicha. Mamy też materialny dowód – nagranie
rozmowy Edmunda Klicha z Bogdanem Klichem, podczas której rozważają, jak
ukryć dowód rosyjskiej winy. Prokuratura, mimo doniesienia o
przestępstwie, uznała, że nie będzie się tym zajmowała. To dowód, że to
śledztwo jest sterowane.

Prokurator generalny w przywoływanym wywiadzie odnosi się do sprawy
umyślnie złego sprowadzenia na ziemię pilotów przez kontrolerów
rosyjskich, którzy pozwolili im zejść do 50 m. Według Szeremeta,
zeznania dwóch pilotów jaka na ten temat „zweryfikowane zostały, gdy
biegli z IES odczytali zapis rejestratora głosów w kokpicie. Tam słychać
100 m. Gdy odtworzyliśmy im nagranie, dostrzegli sprzeczność i przyjęli
to do wiadomości”. Co oznacza: przyjęli do wiadomości?
Z tej wypowiedzi nie wynika, czy piloci jaka zmienili swoje zeznania,
czy tylko przyjęli do wiadomości informację o 100 m i podtrzymali
zeznania. Niestety, ta wypowiedź może zostać wykorzystana do różnych
manipulacji z nagraniami magnetofonowymi z wieży w Smoleńsku, które są
teraz w Rosji przesłuchiwane. Wyniki tych badań prokuratura ma dostać
dopiero w przyszłym miesiącu.

Jak ocenia Pan perspektywy śledztwa smoleńskiego?
Przeżywamy teraz niezwykle silny atak polityczny i prokuratorzy temu
atakowi się poddają. Ale to minie. Zespół parlamentarny będzie dalej
prowadził badania i wierzę, że prokuratorzy otrząsną się i podejmą
właściwe działania, a naukowcy przypomną sobie o swoich powinnościach. I
wtedy dojdziemy do prawdy o katastrofie smoleńskiej.

Data: 2012-04-28 19:16:37
Autor: Tymon
Strach Tuska

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4f9c1a25$0$1209$65785112news.neostrada.pl...
.. objawia sie jego straszeniem i strasznym wygladem, wyglada juz jak
niemiecki ciec :

http://niezalezna.pl/27557-strach-tuska-rozmowa-z-antonim-macierewiczem

Patrząc na A.Macierewicza można miec obawy czy facet jest zdrowy psychicznie. Facet wygląda jak pracownik zakładu pogrzebowego. Ty pewnie też.

BomBel

Strach Tuska

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona