Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Straszny rok Kościoła.

Straszny rok Kościoła.

Data: 2011-04-17 08:36:03
Autor: Przemysław W
Straszny rok Kościoła.
Od głównego rozgrywającego do goniącego resztkami sił urzędu. Od splendorów do pozycji oskarżonego. Po katastrofie smoleńskiej żadna instytucja nie zyskała tak wiele, by potem niemal wszystko to stracić
W pierwszych tygodniach po katastrofie Kościół nie mógł mieć więcej. Nadawał ton żałobie, wydawał się niezbędny, płakał z narodem. Poniekąd automatycznie stanął na pierwszym miejscu: przesłanie, że trzeba zwrócić się do Boga, było akceptowane w naturalny sposób. Głosy osobne, próby kontestacji monopolu Kościoła na żałobę przyjmowano z oburzeniem. Tak jak Olgi Tokarczuk, która pisała w "New York Timesie":

"W czasie, gdy nasz rząd modli się na kolanach, Kościół katolicki - jako depozytariusz anachronicznej mentalności - przejmuje monopol wspólnego przeżywania i rytuału. A ja mam dość budowania naszej tożsamości wokół marszów żałobnych i nieudanych powstań. Marzę o Polsce jako o nowoczesnym społeczeństwie, któremu znaczenie nadaje nie tragiczna historia, lecz indywidualne osiągnięcia, wiara we własne siły i pomysły na przyszłość".

Ojciec Maciej Zięba nazwał opinię Tokarczuk "nieprawdziwą, a co gorsza, niebezpieczną i niedobrą", równie skrajną (tyle że z drugiej strony) co wiersze Jarosława Marka Rymkiewicza o Polsce "wiezionej na lawecie".

Dzień największej chwały Kościoła to pogrzeb prezydenckiej pary na Wawelu. Przepych procesji, która szła głównymi ulicami królewskiego miasta, stał się symbolem symbiozy tronu i ołtarza.

Kardynał Dziwisz, godząc się na pochówek na Wawelu, obudził demony. Ale o tym, że cała konstrukcja runie, było wiadomo niemal od początku. Bo przecież o żadnej harmonii między państwem a Kościołem nie mogło być mowy. Od biskupów - znacznie częściej niż słowa pokrzepienia - można było usłyszeć rozliczenia z krytykami prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik już na mszy żałobnej ubolewał, że "naród przez własnych synów był niejednokrotnie boleśnie wyszydzany jako ten, który stróżem majestatu Rzeczypospolitej uczynił człowieka niepasującego do ich kryteriów współczesności".

Kościół wzmacniał też retorykę męczeńskiej śmierci ofiar smoleńskiej katastrofy. - To są męczennicy, którzy szli za wezwaniem historii, by tę historię dopełnić - mówił na pogrzebie jednego z tragicznie zmarłych bp Stanisław Stefanek. Chociaż o żadnym męczeństwie z teologicznego (ani żadnego innego) punktu widzenia nie może być mowy, niemal nikt z duchownych się nie odezwał. A histeria zwolenników teorii o zamachu otrzymała dobrą pożywkę.

Jesteś księdzem czy ubekiem?

Biskupi strzelili sobie samobójczą bramkę, dostrzegają to dziś także katolicy. Bo gdy żałobnicy po "upokarzanym i niszczonym" Lechu Kaczyńskim rozbili koczowisko pod Pałacem Prezydenckim, symboliczne rządy Kościoła się skończyły. Kiedy o krzyż przed Pałacem toczyła się regularna wojna, Kościół wciąż milczał. Hierarchowie nie protestowali, gdy Zbigniew Ziobro dla politycznych interesów używał słów Jana Pawła II o obronie krzyża. Za to bp Edward Frankowski grzmiał w "Naszym Dzienniku", że "usuwanie krzyża to uderzanie w polskość".

- Harcerze, którzy ustawili drewniany krzyż przed Pałacem, muszą przedstawić swoją koncepcję w sprawie jego dalszych losów - ogłosił rzecznik kurii warszawskiej. Kuria oczekiwała tego też od Kancelarii Prezydenta (bo krzyż stał na jej terytorium). Jakoś w dyskusji o krzyżach w publicznych szkołach - więc ulokowanych zdecydowanie nie na terytorium Kościoła - biskupi nie mieli takich skrupułów.

Trudno o większy dowód niekonsekwencji i bezradności - łatwiej bronić krzyża przed hipotetycznym zagrożeniem (dyrektorem szkoły czy Trybunałem w Strasburgu) niż grupą pokrzykujących słuchaczy Radia Maryja, których zachowanie z szacunkiem dla krzyża nie miało nic wspólnego.

Kościół został ostatecznie upokorzony na oczach całej Polski, gdy kard. Nycz zdecydował o przeniesieniu krzyża do kościoła św. Anny. Pytanie jednego z "obrońców" krzyża - "Jesteś księdzem czy ubekiem?" - rzucone do kapłana wysłanego pod krzyż przez metropolitę warszawskiego ujawniło słabość strategii Kościoła. Oto, jakiego katolicyzmu zostali nauczeni owi wierni - ekspansywnego, ale niepewnego swojej pozycji, stąd tropienie bliżej nieokreślonego wroga.

Czy nie w takiej konwencji utrzymane były od lat kazania wielu biskupów? Ta zbitka pobożności, emocji religijnych i martyrologii nie wzięła się przecież z powietrza - polskim katolikom wpoili ją biskupi i księża.

Powtarzanego pod krzyżem hasła: "Tylko pod tym znakiem Polak jest Polakiem" kilka miesięcy wcześniej użył mówił bp Andrzej Dzięga przy okazji wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie krzyży we włoskiej szkole. Z kolei abp Stanisław Gądecki w "Przewodniku Katolickim" pisał: "To, co dawny socjalizm narodowy i międzynarodowy starał się osiągnąć przy zastosowaniu brutalnej przemocy, teraz niektóre instytucje międzynarodowe starają się osiągnąć przy pomocy zideologizowanego prawa".

Może gdyby biskupi nie skupiali się tak bardzo na zagrzewaniu do walki i zamiast wymagać od wiernych "obrony" krzyża, prosili o szacunek i roztropność w traktowaniu świętego znaku, nie byłoby targowiska pod krzyżem.

Katolik musi na Kaczyńskiego

Katastrofa smoleńska przyniosła Kościołowi porażkę duszpasterstwa oblężonej twierdzy. W końcu posłuszeństwo Episkopatowi wypowiedzieli najwierniejsi z wiernych - środowiska Radia Maryja. Stacje informacyjne polujące na kuriozalne komentarze ludzi spod krzyża cytowały słynną panią Joannę tłumaczącą zebranym, że kard. Nycz "to nie cały Kościół". W ostatnim roku duchowni - przed wyborami prezydenckimi bez żadnych hamulców agitujący na mszach - wyhodowali na własnej piersi Kościół Jarosława Kaczyńskiego. Był to zryw porównywalny z rokiem 1991, kiedy Episkopat dał się wciągnąć w polityczną grę, aprobując nazwę stworzonego wokół ZChN komitetu wyborczego - Wyborcza Akcja Katolicka. Słynna wtedy była sprawa instrukcji wyborczej rozesłanej do parafii z nazwami komitetów wyborczych, na które powinien głosować katolik.

A co w ubiegłym roku skłoniło proboszcza z kościoła Matki Bożej Królowej Polski w Spale (Łódzkie), by przypominać z ambony, że wśród Polonii amerykańskiej zwyciężył Jarosław Kaczyński, a "pan marszałek Komorowski" w więzieniach? Albo proboszcza z Sokołów (Podlaskie), który przed pierwszą turą ostrzegł, że kto zagłosuje na Bronisława Komorowskiego, zgrzeszy?

Smoleńsk obudził w Kościele pokusę odbudowania Rzeczypospolitej Katolickiej, rozmodlonej, naznaczonej cierpieniem, Chrystusa narodów. Dlatego kandydata PiS wprost wsparli także niektórzy hierarchowie, jak bp Kazimierz Ryczan na antenie lokalnego radia. Jedynym biskupem, który ostro przeciwstawiał się takim poczynaniom duchowieństwa, był abp Józef Życiński: - To żenująca wizja katolickiego kraju, w którym straszy się, że kilkanaście milionów Polaków chodzi w stanie grzechu ciężkiego, bo oddali głos nie tak, jak ktoś sobie życzył.

Jego głos tak bardzo był nie w smak hierarchom "zaangażowanym", że złamano nawet świętą zasadę, by sporów w Episkopacie nie toczyć publicznie. Uwagę abp. Życińskiego, że "Matka Boska jest ponadpartyjna", bp Ryczan podsumował w Radiu Kielce słowami: "to stare cwaniactwo słowne".

Sokolscy księża cel osiągnęli: prezes PiS dostał 75 proc. głosów w gminie. W drugiej turze - 85 proc. Kaczyński święcił triumfy m.in. w Małopolskiem, Podkarpackiem. Przegrał Kościół.

Jak mówił "Gazecie" prof. Radosław Markowski, w badaniach powyborczych odnotowano "niebywały spadek poparcia dla poglądu, że Kościół powinien odgrywać znaczącą rolę publiczną". Stwierdzał: "Na stosowanej przez nas od lat 11-stopniowej skali odpowiedzi na to pytanie większość Polaków znalazła się w punkcie 1,37. To wynik bez precedensu, świadczący o całkowitym odrzuceniu przez Polaków mieszania się Kościoła w sprawy polityczne". Zauważył, że "w pierwszej turze wyborów kandydat Kościoła zyskał tylko 36 proc. głosów, chociaż znacznie większy odsetek Polaków chodzi do kościoła", co jego zdaniem dowodzi, że "Kościół musiał się Polakom niesłychanie narazić".

Nieposłuszni wierni

Skutki tego załamania autorytetu mogą być katastrofalne. Jest kwestią czasu, gdy polscy biskupi zostaną zmuszeni, by powtórzyć za arcybiskupem Montrealu kardynałem Jeanem-Claude'em Turcotte'em: "Nastał koniec katechezy w szkole! Koniec wypełnionych kościołów w niedzielę! Koniec epoki, gdy słowa Kościoła i jego sług stanowiły prawo". Przyczyną masowego odpływu ludzi z Kościoła w Quebecu w latach 60. i 70. było jego silne upolitycznienie. "Okazało się, że dla wielu katolicyzm był bardziej strukturą religijno-socjalną niż osobistą relacją z Panem Bogiem, która mogłaby się ostać, gdy przyszła modernizacja, industrializacja" - opowiadał "Gazecie" ks. Andrzej Draguła.



W kolejnych miesiącach po tragedii smoleńskiej Kościół zsuwał się jak po równi pochyłej, np. jesienną zapalczywą kampanią przeciwko in vitro, za którego popieranie abp Henryk Hoser straszył automatyczną ekskomuniką. W kwestii in vitro jak w żadnej innej widać, jak rozchodzą się drogi Kościoła i współczesnego społeczeństwa.

Z punktu widzenia Kościoła niepokojące powinny być nie tyle trudności w przeforsowaniu swojego stanowiska w Sejmie (popierany przez znaczną część duchowieństwa projekt ustawy zakazującej in vitro, wedle którego za wykonanie zapłodnienia pozaustrojowego lekarzowi groziłoby więzienie, przepadł w Sejmie dwukrotnie), ile "obywatelskie nieposłuszeństwo" wiernych. Deklaracji "jestem katoliczką po in vitro" w ostatnim czasie padło co najmniej kilka. Rzecz przed kilkunastoma laty nie do pomyślenia: ci, którzy w myśl nauczania Kościoła dopuszczali się przewinień, mówią o tym głośno, bo uważają, że mogą być katolikami, nie utożsamiając się z głosem Episkopatu.

Widać tu paradoksalnie podobieństwo do buntu pod krzyżem - w obu przypadkach autorytet biskupów zostaje podany w wątpliwość. Ale jedyną odpowiedzią Kościoła jest potępienie (in vitro) lub udawanie, że wszystko jest w porządku (bunt pod krzyżem).

Rozpadają się tradycyjne wartości, które znakomitej większości hierarchów były wpajane od dzieciństwa i na których próbowali budować instytucję polskiego Kościoła. Ślub przestał być świętością (plaga rozwodów), a urodzenie potomstwa nie jest już pierwszą powinnością kobiety. W tej rzeczywistości Episkopat porusza się po omacku, w niedającej się zatrzymać modernizacji upatrując dzieła szatana. Manichejski język Kościoła zbudowany na metaforze walki dobra (tradycyjna rodzina, niestosująca ani in vitro, ani antykoncepcji) ze złem (hołdowanie szeroko pojętym "liberalnym wartościom") trafia dziś w próżnię.

Balon pęknie?

Hierarchia nie przysporzyła sobie popularności także aferami w Komisji Majątkowej, które w ostatnim roku skończyły się zarzutami prokuratorskimi dla kilku współpracowników Kościoła w odzyskiwaniu utraconych majątków. W głowach katolików musiały zrodzić się pytania: dlaczego Komisja latami pracowała po cichu, poza społeczną kontrolą? Dlaczego Kościół korzysta z przywilejów, a nie ujmie się za prywatnymi właścicielami, którzy o zwrot mienia lub odszkodowanie walczą przez długie lata, często bez skutku? Dlaczego duchowni głośniej niż same nadużycia w Komisji krytykowali media, które te nieprawidłowości nagłaśniały?

Podejrzenie podwójnych standardów i fikcyjności zasady ewangelicznego ubóstwa sprawiło, że Kościół stracił kolejne punkty. Komentując sprawę Komisji Majątkowej, biskupi pogarszali sytuację, np. gdy sekretarz generalny Episkopatu bp Stanisław Budzik ubolewał nad "systemowym atakiem na Kościół", porównując go do czasów stalinowskich.

Dla coraz częściej potykającego się Kościoła wstrząsem był list legendarnego duszpasterza o. Ludwika Wiśniewskiego, w którym precyzyjnie wypunktował on wszystkie winy swojej instytucji: triumfalizm, podziały w Episkopacie, totalną inercję. Dominikanin nader celnie i gorzko określił polski Kościół: "Jest duży, kolorowy, imponujący - ale tak naprawdę jest sztucznie nadmuchany jak balon".

Po rozum do głowy

Wydaje się, że Kościół zrozumiał poniewczasie, jak wielki popełnił błąd, określając się politycznie po katastrofie smoleńskiej. Na początku marca biskupi z Rady Stałej Episkopatu - czyli 13 hierarchów na czele z przewodniczącym Episkopatu i prymasem - napisali dokument na rocznicę katastrofy smoleńskiej. Cytują w nim list św. Jakuba: "Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego. Kto oczernia brata swego lub sądzi go, uwłacza Prawu i osądza Prawo". Zaapelowali też: "Cmentarz nie może stać się naszą świątynią ani naszym domem". To musiał być policzek dla PiS budującego politykę na żałobie po Smoleńsku. Ale to również kontra wobec polityki większości hierarchów tuż po 10 kwietnia.

Janina Paradowska pisze w "Polityce", że w uroczystościach rocznicowych mocno zaakcentowano "rozdział tego, co cesarskie, od tego, co boskie", np. na warszawskich Powązkach odbyła się jedynie krótka modlitwa ekumeniczna. Może więc także władze państwowe wyciągnęły lekcję z ostatniego roku. Na pewno wyciągnął ją już wcześniej prezydent, oponując przeciwko mianowaniu biskupem polowym Wojska Polskiego propisowskiego ks. płk. Sławomira Żarskiego, który z ambony mieszał z błotem III RP, a wcześniej niemal zrównywał ofiary Smoleńska z oficerami pomordowanymi w Katyniu. Weto Bronisława Komorowskiego w półoficjalnych rozmowach z nuncjaturą to precedens. Wszak pierwszy punkt kodeksu rodzimych polityków (bez względu na barwy klubowe) brzmi: nie stawiać się Kościołowi.

Do okoliczności pogrzebu na Wawelu po raz pierwszy odniósł się kard. Stanisław Dziwisz. "Podkreślam, że to nie była moja inicjatywa" - powiedział na początku kwietnia w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. Dorzucił też, że w kontekście katastrofy smoleńskiej "nie ma mowy o męczeństwie", bo "z męczeństwem mamy do czynienia jedynie poprzez śmierć za wiarę". To głos cenny - kard. Dziwisz komentowania spraw publicznych unika jak ognia, ograniczając się do udzielania wspominkowych wywiadów o Janie Pawle II - ale mocno spóźniony.

Skąd ta wolta w Kościele? Jak tłumaczył mi niedawno prezes KAI Marcin Przeciszewski, biskupom zależy na poważnych przygotowaniach do majowej beatyfikacji Jana Pawła II, ale "obawiają się, że przypadająca kilka tygodni wcześniej rocznica smoleńska może tę jedność łatwo zburzyć".

Tymczasem - z czego biskupi zapewne zdają sobie sprawę - kult papieża raczej słabnie i majowa beatyfikacja może okazać się jednym z takich sztucznie nadmuchanych balonów, o których pisał o. Wiśniewski.

Ale biskupi nie mają pomysłu, jak promować nauczanie i życie tego, który był i ponoć jest największą dumą Polski. To kolejna zmarnowana szansa, bo chociaż z biegiem lat zainteresowanie papieżem będzie naturalnie topniało, w świadomości ludzi Jan Paweł II pozostanie dobrą twarzą katolicyzmu (niezależnie od krytyk niektórych aspektów jego pontyfikatu), ikoną. W końcu w historii Kościoła oprócz polskiego papieża była tylko jedna osoba, której dokładną godzinę śmierci zna cały świat - Chrystus.

Opowieść polskiego Kościoła o papieżu sprowadza się najczęściej do przedstawiania go jako obrońcy życia poczętego, co raczej mało kogo interesuje w czasach, gdy tzw. kompromis antyaborcyjny okazał się fikcją, prężnie za to działa aborcyjne podziemie. Biskupi nie potrafią wyjść poza najbardziej wyeksploatowane papieskie hasła o "cywilizacji miłości" i "cywilizacji śmierci", chociaż pontyfikat Jana Pawła II jest kopalnią tematów znacznie bardziej nośnych i przystających do dzisiejszego świata. Wystarczy wspomnieć apele papieża o "nową wyobraźnię miłosierdzia", solidarność z cierpiącymi i pokrzywdzonymi. W społecznej wyobraźni utrwala się inny obraz Kościoła, który niekoniecznie daje czy zachęca do dawania, ale sam bierze. Instytucji, która coraz bardziej się oddala, jest coraz bardziej obca.


http://wyborcza.pl/1,76498,9445380,Straszny_rok_Kosciola.html?as=2&startsz=x




Przemek

--

"Przemawiając w rocznicę katastrofy smoleńskiej, prezes PiS Jarosław Kaczyński wsparł insynuację poezją Zbigniewa Herberta. Zacytował słowa o zdradzonych o świcie, ale przezornie nie wspomniał o następnym wersie "Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej, oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz".

Data: 2011-04-17 10:52:20
Autor: cytryna
Straszny rok Kościoła.
Uwaga GWno, Kałecki pracuje na macę z masełkiem
http://wyborcza.pl/1,76498,9445380,Straszny_rok_Kosciola.html?as=2&startsz=x

Przemek, pastowanie sponsorowane


**************************************
Jeden cytat mówi wszystko:

"Może więc także władze państwowe wyciągnęły lekcję z ostatniego roku. Na
pewno wyciągnął ją już wcześniej prezydent, oponując przeciwko mianowaniu biskupem polowym Wojska Polskiego propisowskiego ks. płk. Sławomira Żarskiego, który z ambony mieszał z błotem III RP, a wcześniej niemal zrównywał ofiary Smoleńska z oficerami pomordowanymi w Katyniu. Weto Bronisława Komorowskiego w półoficjalnych rozmowach z nuncjaturą to precedens. Wszak pierwszy punkt kodeksu rodzimych polityków (bez względu na barwy klubowe) brzmi: nie stawiać się Kościołowi."

Potomek popa Szczynukowycza najchętniej posadziłby na tronie w ordynariacie
polowym jakiegoś polowego ordynusa z własnej szajki UWoli. Oni wygłaszaliby
homilie przyprawiające o "bul" i pozbawiające niewiernych "nadzieji". Ten facecik z budy Miszki jest bardzo niebezpieczny dla Polski i Polaków, ale chcieliście to macie skumbrie w tomacie, a na dodatek uwielbiana SOWE.

--


Data: 2011-04-17 10:58:47
Autor: heÂŽsk
Straszny rok Kościoła.
On Sun, 17 Apr 2011 08:36:03 +0200, Przemysław W <Brońmy RP przed
pisem@...pl> wrote:

Od głównego rozgrywającego do goniącego resztkami sił urzędu. Od splendorów do pozycji oskarżonego. Po katastrofie smoleńskiej żadna instytucja nie zyskała tak wiele, by potem niemal wszystko to stracić. [...]

 KK powinien podziekowac za ten"sukces" prezesowi PiS i Dziwiszowi.
 Pochowkiem na Wawelu i awantura z krzyzem zalatwili sie na cacy.



--

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Data: 2011-04-17 11:22:16
Autor: Przemysław W
Straszny rok Kościoła.

Użytkownik "heRsk" <co.za.bigbrednie@interia.pl> napisał w wiadomości news:dkalq6tpc1dath920v874kvhpcif3poip94ax.com...
On Sun, 17 Apr 2011 08:36:03 +0200, Przemysław W <Brońmy RP przed
pisem@...pl> wrote:

Od głównego rozgrywającego do goniącego resztkami sił urzędu. Od splendorów
do pozycji oskarżonego. Po katastrofie smoleńskiej żadna instytucja nie
zyskała tak wiele, by potem niemal wszystko to stracić. [...]

KK powinien podziekowac za ten"sukces" prezesowi PiS i Dziwiszowi.
Pochowkiem na Wawelu i awantura z krzyzem zalatwili sie na cacy.


Cóż to za instytucja jeśli potrafi jej zaszkodzić podgłupiasty "polityk" i równie głupi katabas?



Przemek

--

"Przemawiając w rocznicę katastrofy smoleńskiej, prezes PiS Jarosław Kaczyński wsparł insynuację poezją Zbigniewa Herberta. Zacytował słowa o zdradzonych o świcie, ale przezornie nie wspomniał o następnym wersie "Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej, oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz".

Data: 2011-04-17 11:36:43
Autor: pluton
Straszny rok Kościoła.

Cóż to za instytucja jeśli potrafi jej zaszkodzić podgłupiasty "polityk" i
równie głupi katabas?



Albo kawalek kauczukowej gumki.

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Data: 2011-04-17 14:44:23
Autor: sofu
Straszny rok Kościoła.

Użytkownik "pluton" <zielonadupax@gazeta.pl> napisał w wiadomości news:ioec3u$pc9$1inews.gazeta.pl...
>
Cóż to za instytucja jeśli potrafi jej zaszkodzić podgłupiasty "polityk" i
równie głupi katabas?



Albo kawalek kauczukowej gumki.


-- -- -- --

Co z ta gumka? Jaka gumkę masz na myśli?
-
Te zmienne nastoje społeczne względem Koscioła są wynikiem specyficznego "polskiego katolicyzmu" jaki panuje w Polsce.
Pomijając ludzi głęboko wierzacych i niezmiennie  identyfikujacych się z KRK, których jest niewielki procent, wiekszość traktuje wiarę powierzchownie
nie znając jej dogmatów, historii, itp. i nawet nie próbuje ich poznać. To jest cos co można by nazwac z braku lepszego określenia katolicyzmem lumpproletariackim. Wyciąga tylko z religii to co się w ten czy inny sposób podoba czyli symbolike i święta.
Mowa kotabasów jest dla nich (mimo że mówia po Polsku) niezrozumiała nie mniej niz za czasów gdy w kosciele mówiono po łacinie.
Z myślą o nich kotabasy zachowuja się bardziej jak szołmeni (celowo tak napisałem) niż kapłani. To doprowadza do tego, że Kosciół ulega takim samym ocenom i notowaniom jak artyści sceniczni i partie polityczne w jednym. Rozumieją to dogmatyczne i konserwatywne nurty Koscielne i stad kwik takich ABC-aków o potrzebie odwrotu od II Soboru. Ich recepta jest prosta: przejecie władzy w państwie, rządzenie nim bezposrednio lub pośrednio i głęboki autokratyczny zamordyzm jak z wieków średnich.
To dla tego taki ABC bredzi o jakimś kościelnym regencie. Chcą stworzycć cos w rodzju Iranu w Polsce.


sofu


sofu

Data: 2011-04-17 16:58:16
Autor: pluton
Straszny rok Kościoła.

Co z ta gumka? Jaka gumkę masz na myśli?
-



Wchodzi jakis dzieciak do apteki i mowi:
-poprosze gume.
-do żucia ?
-do życia to ja daje bez gumy.

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Data: 2011-04-17 19:44:42
Autor: Pinocchio II
Straszny rok Kościoła.

Użytkownik "heRsk" <co.za.bigbrednie@interia.pl> napisał w wiadomości news:dkalq6tpc1dath920v874kvhpcif3poip94ax.com...
On Sun, 17 Apr 2011 08:36:03 +0200, Przemysław W <Brońmy RP przed
pisem@...pl> wrote:

Od głównego rozgrywającego do goniącego resztkami sił urzędu. Od splendorów
do pozycji oskarżonego. Po katastrofie smoleńskiej żadna instytucja nie
zyskała tak wiele, by potem niemal wszystko to stracić. [...]

KK powinien podziekowac za ten"sukces" prezesowi PiS i Dziwiszowi.
Pochowkiem na Wawelu i awantura z krzyzem zalatwili sie na cacy.

W taim razie po jaką cholerę JarKacz wybudował kwaterę na Powązkach? Przywiduje eksmisję z Wawelu?

PhD

Straszny rok Kościoła.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona