Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Strzeliła Merkel w plecy tuska

Strzeliła Merkel w plecy tuska

Data: 2014-05-20 12:09:26
Autor: Mark Woydak
Strzeliła Merkel w plecy tuska



Nie wszystko złoto, co się świeci. To stare polskie porzekadło jak ulał
pasuje do relacji polsko-niemieckich. W oficjalnej rządowej propagandzie słyszymy o idylli i osobistej długoletniej przyjaźni łączącej Frau Angelę Merkel i pana Donalda Tuska. W praktyce okazuje się, że relacje III RP i RFN przypominają ulicę jednokierunkową: korzyści dla Berlina, koszty dla Warszawy.

Ostatnio szefa PO i szefa rządu spotkały w tym obszarze dwa zimne
prysznice. Co charakterystyczne, spotkały go ze strony politycznych
przyjaciół z tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim i tej samej partii na poziomie europejskim: Europejskiej Partii Ludowej. Chodzi oczywiście o ugrupowanie kanclerz Angeli Merkel i niemieckiego komisarza do spraw energetyki Günthera Oettingera.

Choć politycy PO już parę tygodni temu rytualnie odtrąbili kolejny
„wielki”, „przełomowy” i „historyczny” sukces premiera Tuska, którego
pielgrzymka (rajd jałmużny?) po Europie miała przynieść „wiekopomny efekt” w postaci powstania wspólnej polityki energetycznej – to bezprecedensowe „gesty Kozakiewicza” ze strony szefowej rządu RFN i delegowanego przez nią reprezentanta Berlina w Komisji Europejskiej nie pozostawiały złudzeń. Niemcy mogą pogadać z Tuskiem o wspólnej polityce energetycznej na poziomie ogółu, ale szczegóły i konkrety wyobrażają sobie zupełnie inaczej.

Trampkarza za ucho

Można złośliwie zauważyć, że Niemcy mają już wspólną politykę energetyczną – ale z Moskwą. Przecież Gazociąg Północny jest tego wymownym przykładem. Ale nie tylko. Sprzedaż spółek córek i części aktywów Rosjanom przez niemiecki moloch energetyczny RWE (obecny przecież w Polsce) jest też dowodem na energetyczną oś Berlin−Moskwa.

Co ciekawe, twarde deklaracje niemieckiej kanclerz i niemieckiego komisarza mają miejsce tuż przed wyborami europejskimi – a więc w momencie kluczowym dla przyszłości i spójności PO. Czyżby tradycyjny niemiecki parasol nad „przyjacielem Donaldem” został złożony?

Do tego jeszcze ambasador RFN w Warszawie Rolf Nikel w wywiadzie udzielonym redaktorowi Przemysławowi Szubartowiczowi z TVP Info, co prawda o wspólnej polityce energetycznej nie powiedział nic konkretnego, ale za to pochwalił kontrowersyjny dla wielu, a nawet chyba większości Polaków, film „Nasze matki, nasi ojcowie”. Powiedział, że ten antypolski paszkwil może być… podstawą do porozumienia między naszymi narodami! To już tupet pomieszany z
głupotą!

Czyżby Berlin nie stawiał już na Platformę Obywatelską i jej lidera? Może. Jednak chyba ważniejsze dla oceny tych faktów jest to, że RFN dość stanowczo bije po łapach premiera Tuska, aby pokazać, że trampkarz nie powinien wtrącać się w sprawy rozgrywane na boisku przez poważnych
zawodników.

Może po prostu lider koalicji PO-PSL zapomniał się i wyszedł z roli.
Opowiadane przez niego banialuki o katarskim inwestorze dla polskiej
stoczni nie były dla Berlina problemem − raczej przedmiotem anegdot o
naiwnych Polakach, którymi łatwo rządzić. Ale już zabranie głosu na tematy strategiczne, choćby miało miejsce wyłącznie przed wyborami i całkowicie na wyborczy użytek, było dla strony niemieckiej nie do przyjęcia. To zupełnie tak, jakby kapela grająca przed oczekiwanym występem znanego bandu nie chciała zejść ze sceny, wyśpiewując imitację cudzych przebojów. Takich rzeczy nie akceptuje ani ekstraklasa muzyczna, ani polityczna.

Cichy układ niemiecko-niemiecki

I jeszcze jedna zagadka. Moja dobra i wpływowa niemiecka znajoma z CDU
przekonywała mnie z ogniem w oczach, że nie ma mowy o tajnym układzie
niemiecko-niemieckim − wbrew Europie Południowej − czyli o cichym
wspieraniu przez Merkel kandydatury rodaka, szefa PE, socjalisty Martina Schulza, w wyborach na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Mimo że mam wyrobioną opinię na zdecydowaną większość tematów w polityce międzynarodowej, to w tej sprawie nie mam jasnego poglądu. Jeśli bowiem PO rozpaczliwie walczy o mandaty w tej kampanii, to strzały w plecy w wykonaniu Berlina mogą nie tylko zaważyć na gorszym wyniku Platformy, ale też całej frakcji Europejskiej Partii Ludowej w wyborach 25 maja A.D. 2014. Przecież to może również, w sytuacji gdy europejscy chadecy i europejscy socjaliści idą w sondażach dosłownie łeb w łeb, przesądzić o porażce EPL (z CDU, PO i PSL) oraz zwycięstwie lewicy. A to oznaczałoby zwiększenie szans na numer 1 w KE dla Martina Schulza.

Zatem co jest grane? Czy powodowana niemieckimi interesami pani kanclerz chce Niemca na stanowisku szefa eurokomisji, ale żeby nie wzbudzić wściekłości swoich chadeckich kolegów z Europy, w finezyjny sposób popiera krajana, a nie po linii partyjnej Europejskiej Partii Ludowej Jeana-Claude’a Junckera z Luksemburga? A może jednak jest inaczej i sprawa bliskiej współpracy ekonomiczno-politycznej Berlina i Moskwy, także w zakresie energetyki, jest dla naszego zachodniego sąsiada tak ważna, że nawet przedwyborcze popiskiwania Donalda Tuska o wspólnej unii energetycznej wzbudziły odruch niechęci u patronów premiera III RP? Tym
bardziej że do tej pory szef rządu PO-PSL, delikatnie mówiąc, nie
przejawiał własnej inicjatywy i ograniczał się niemal wyłącznie do
wspierania koncepcji Berlina. Nawet tych koncepcji, które choć dobre dla
Niemiec, były ewidentnie szkodliwe dla polskich interesów, jak pakiet
klimatyczny, Muzeum Wypędzonych czy Gazociąg Północny. Przy pierwszej z
tych spraw premier Donald Tusk był wręcz rzecznikiem RFN‑u, a przy drugiej i trzeciej milczał, pozostawiając Berlinowi wolne pole gry.

Kulisy popadnięcia Tuska w niełaskę Frau Kanzlerin są zapewne równie
pasjonujące, jak nagła niechęć Niemki Katarzyny Anhalt-Zerbst − carycy
Rosji – do niektórych swoich dotychczasowych „faworytów”...

Data: 2014-05-21 03:59:51
Autor: stevep
Strzeliła Merkel w plecy tuska
W dniu .05.2014 o 19:09 Mark Woydak <markwoydak@outlook.com> pisze:




Nie wszystko złoto, co się świeci. To stare polskie porzekadło jak ulał
pasuje do relacji polsko-niemieckich. W oficjalnej rządowej propagandzie  słyszymy o idylli i osobistej długoletniej przyjaźni łączącej Frau  Angelę Merkel i pana Donalda Tuska. W praktyce okazuje się, że relacje  III RP i RFN przypominają ulicę jednokierunkową: korzyści dla Berlina,  koszty dla Warszawy.

Ostatnio szefa PO i szefa rządu spotkały w tym obszarze dwa zimne
prysznice. Co charakterystyczne, spotkały go ze strony politycznych
przyjaciół z tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim i tej samej  partii na poziomie europejskim: Europejskiej Partii Ludowej. Chodzi  oczywiście o ugrupowanie kanclerz Angeli Merkel i niemieckiego komisarza  do spraw energetyki Günthera Oettingera.

Choć politycy PO już parę tygodni temu rytualnie odtrąbili kolejny
„wielki”, „przełomowy” i „historyczny” sukces premiera Tuska, którego
pielgrzymka (rajd jałmużny?) po Europie miała przynieść „wiekopomny  efekt” w postaci powstania wspólnej polityki energetycznej – to  bezprecedensowe „gesty Kozakiewicza” ze strony szefowej rządu RFN i  delegowanego przez nią reprezentanta Berlina w Komisji Europejskiej nie  pozostawiały złudzeń. Niemcy mogą pogadać z Tuskiem o wspólnej polityce  energetycznej na poziomie ogółu, ale szczegóły i konkrety wyobrażają  sobie zupełnie inaczej.

Trampkarza za ucho

Można złośliwie zauważyć, że Niemcy mają już wspólną politykę  energetyczną – ale z Moskwą. Przecież Gazociąg Północny jest tego  wymownym przykładem. Ale nie tylko. Sprzedaż spółek córek i części  aktywów Rosjanom przez niemiecki moloch energetyczny RWE (obecny  przecież w Polsce) jest też dowodem na energetyczną oś Berlin−Moskwa.

Co ciekawe, twarde deklaracje niemieckiej kanclerz i niemieckiego  komisarza mają miejsce tuż przed wyborami europejskimi – a więc w  momencie kluczowym dla przyszłości i spójności PO. Czyżby tradycyjny  niemiecki parasol nad „przyjacielem Donaldem” został złożony?

Do tego jeszcze ambasador RFN w Warszawie Rolf Nikel w wywiadzie  udzielonym redaktorowi Przemysławowi Szubartowiczowi z TVP Info, co  prawda o wspólnej polityce energetycznej nie powiedział nic konkretnego,  ale za to pochwalił kontrowersyjny dla wielu, a nawet chyba większości  Polaków, film „Nasze matki, nasi ojcowie”. Powiedział, że ten antypolski  paszkwil może być… podstawą do porozumienia między naszymi narodami! To  już tupet pomieszany z
głupotą!

Czyżby Berlin nie stawiał już na Platformę Obywatelską i jej lidera?  Może. Jednak chyba ważniejsze dla oceny tych faktów jest to, że RFN dość  stanowczo bije po łapach premiera Tuska, aby pokazać, że trampkarz nie  powinien wtrącać się w sprawy rozgrywane na boisku przez poważnych
zawodników.

Może po prostu lider koalicji PO-PSL zapomniał się i wyszedł z roli.
Opowiadane przez niego banialuki o katarskim inwestorze dla polskiej
stoczni nie były dla Berlina problemem − raczej przedmiotem anegdot o
naiwnych Polakach, którymi łatwo rządzić. Ale już zabranie głosu na  tematy strategiczne, choćby miało miejsce wyłącznie przed wyborami i  całkowicie na wyborczy użytek, było dla strony niemieckiej nie do  przyjęcia. To zupełnie tak, jakby kapela grająca przed oczekiwanym  występem znanego bandu nie chciała zejść ze sceny, wyśpiewując imitację  cudzych przebojów. Takich rzeczy nie akceptuje ani ekstraklasa muzyczna,  ani polityczna.

Cichy układ niemiecko-niemiecki

I jeszcze jedna zagadka. Moja dobra i wpływowa niemiecka znajoma z CDU
przekonywała mnie z ogniem w oczach, że nie ma mowy o tajnym układzie
niemiecko-niemieckim − wbrew Europie Południowej − czyli o cichym
wspieraniu przez Merkel kandydatury rodaka, szefa PE, socjalisty Martina  Schulza, w wyborach na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Mimo że  mam wyrobioną opinię na zdecydowaną większość tematów w polityce  międzynarodowej, to w tej sprawie nie mam jasnego poglądu. Jeśli bowiem  PO rozpaczliwie walczy o mandaty w tej kampanii, to strzały w plecy w  wykonaniu Berlina mogą nie tylko zaważyć na gorszym wyniku Platformy,  ale też całej frakcji Europejskiej Partii Ludowej w wyborach 25 maja  A.D. 2014. Przecież to może również, w sytuacji gdy europejscy chadecy i  europejscy socjaliści idą w sondażach dosłownie łeb w łeb, przesądzić o  porażce EPL (z CDU, PO i PSL) oraz zwycięstwie lewicy. A to oznaczałoby  zwiększenie szans na numer 1 w KE dla Martina Schulza.

Zatem co jest grane? Czy powodowana niemieckimi interesami pani kanclerz  chce Niemca na stanowisku szefa eurokomisji, ale żeby nie wzbudzić  wściekłości swoich chadeckich kolegów z Europy, w finezyjny sposób  popiera krajana, a nie po linii partyjnej Europejskiej Partii Ludowej  Jeana-Claude’a Junckera z Luksemburga? A może jednak jest inaczej i  sprawa bliskiej współpracy ekonomiczno-politycznej Berlina i Moskwy,  także w zakresie energetyki, jest dla naszego zachodniego sąsiada tak  ważna, że nawet przedwyborcze popiskiwania Donalda Tuska o wspólnej unii  energetycznej wzbudziły odruch niechęci u patronów premiera III RP? Tym
bardziej że do tej pory szef rządu PO-PSL, delikatnie mówiąc, nie
przejawiał własnej inicjatywy i ograniczał się niemal wyłącznie do
wspierania koncepcji Berlina. Nawet tych koncepcji, które choć dobre dla
Niemiec, były ewidentnie szkodliwe dla polskich interesów, jak pakiet
klimatyczny, Muzeum Wypędzonych czy Gazociąg Północny. Przy pierwszej z
tych spraw premier Donald Tusk był wręcz rzecznikiem RFN‑u, a przy  drugiej i trzeciej milczał, pozostawiając Berlinowi wolne pole gry.

Kulisy popadnięcia Tuska w niełaskę Frau Kanzlerin są zapewne równie
pasjonujące, jak nagła niechęć Niemki Katarzyny Anhalt-Zerbst − carycy
Rosji – do niektórych swoich dotychczasowych „faworytów”...
Do budy kundlu.

--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Strzeliła Merkel w plecy tuska

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona