Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Szczyt klimatycznej histerii

Szczyt klimatycznej histerii

Data: 2013-11-12 05:25:03
Autor: Mark Woydak
Szczyt klimatycznej histerii

Szczyt klimatycznej histerii

W genialnej powieści Bolesława Prusa „Faraon” jest kapitalna scena, kiedy
to kapłani starożytnego Egiptu w oparciu o swą wiedzę astronomiczną oraz
nieświadomość ludu egipskiego wykorzystują zaćmienie słońca w swojej walce
z młodym faraonem – reformatorem.

W porównaniu do czasów opisywanych przez powieściopisarza wiele się
zmieniło. Niepomiernie wzrosła wiedza szerokich kręgów ludzkości, w tym
także wiedza z dziedziny astronomii. Dziś nikomu już nie uda się użyć
zaćmienia słońca jako instrumentu politycznego. Nowa epoka wymaga, aby
stawiać ludzkość wobec nowych wyzwań. Od wielu już lat rolę taką spełnia
globalne ocieplenie.

Terminem tym określa się datowane od połowy XX stulecia podwyższenie
temperatury powietrza występujące na powierzchni ziemi i oceanów. Szacuje
się, że w okresie 1906-2005 średnia temperatura na ziemi mogła wzrosnąć w
przedziale między 0,74 a 0,18 st. Celsjusza. Za wzrost temperatury
odpowiedzialne są gazy cieplarniane, które powodują zjawisko, które zostało
jeszcze na początku XIX wieku określone jako efekt cieplarniany. Zaliczono
do nich parę wodną – odpowiedzialną w 36-66 proc. za efekt cieplarniany (a
przy uwzględnieniu chmur nawet 85 proc.,), dwutlenek węgla (9-26 proc.
odpowiedzialności), metan (4-9 proc.) oraz ozon (3-7 proc.).

Głównym winowajcą okrzyknięty został jednak dwutlenek węgla, a za jego
pośrednictwem człowiek. On to bowiem zainicjował w końcu XVIII wieku epokę
uprzemysłowienia, która opierała się na węglu kamiennym, którego spalanie
miało spowodować z kolei wzrost zawartości CO2 w atmosferze ziemskiej o 31
procent.

Teza o postępującym globalnym ociepleniu została zaakceptowana przez
większość gremiów naukowych świata, a zwłaszcza przez środowiska naukowe i
polityczne państw najwyżej gospodarczo rozwiniętych, a więc te, które swego
czasu przodowały w dziele industrializacji, a co za tym idzie – i w emisji
dwutlenku węgla.

Niewygodna, ale czy prawda?

Wokół zagrożenia ociepleniem globalnym rozpętano szeroką akcję
propagandową, której czołowym eksponentem w świecie polityki był Al Gore,
wiceprezydent Stanów Zjednoczonych w okresie prezydentury Billa Clintona. Z
jego udziałem i w oparciu o jego książkę został w 2006 r. nakręcony film
dokumentalny zatytułowany „Niewygodna prawda”, w sugestywny sposób
przedstawiający kataklizmy, jakie przyniesie ludzkości globalne ocieplenie.

Wkrótce jednak doczekał się on repliki. W 2007 r. Brytyjczyk Martin Durkin
nakręcił film „Globalne ocieplenie – wielkie oszustwo”. Podważał on główną
tezę zwolenników globalnego ocieplenia, że za jego pojawienie się
odpowiedzialny jest człowiek i jego działalność przemysłowa. Zarzucał też
środowiskom naukowym, że ich opowiedzenie się za antropogeniczną genezą
zjawiska ocieplenia powodowane jest względami materialnymi: na badania nad
tym problemem wyasygnowano mnóstwo pieniędzy, a sponsorzy oczekiwali
takich, a nie innych wyników.

Trzeba jednak powiedzieć, że także w świecie nauki nie brak krytycznych
wypowiedzi na temat globalnego ocieplenia. Na gruncie polskim dał tego
dowody nieżyjący już prof. Zbigniew Jaworowski. Podkreślał on, że głównym
sprawcą tzw. efektu cieplarnianego nie jest wcale dwutlenek węgla, a para
wodna.

Przypominał także, że efekt cieplarniany jest dobrodziejstwem dla
ludzkości. To dzięki niemu rozwinęło się i trwa życie na planecie Ziemia.
Gdyby nie on, średnia temperatura na Ziemi wynosiłaby -18 st. C, zamiast
obecnych +15 stopni. Daleki był także od demonizowania dwutlenku węgla. To
gaz życia – przekonywał. Zawarty jest w roślinach i innych organizmach
żywych, gdyby nie on, nie byłoby także życia na Ziemi.

Przemawiając zaś przed komisją Senatu USA, stwierdził, że teza o znacznym
wzroście dwutlenku węgla w atmosferze, począwszy od początku ery
uprzemysłowienia, bierze się z nieprawidłowo dokonanej oceny zawartości
tego gazu w powietrzu w dobie przedindustrialnej. „Główną podstawą histerii
klimatycznej – pisał w 2008 r. – stały się raporty IPCC (Intergovernmental
Panel on Climate Change) uznawane w Brukseli za księgi święte”.

Warto dodać, że na czele owego Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu
stoi Rajendra Pachauri, z wykształcenia inżynier kolejnictwa. We wrześniu
2008 r. zaapelował on do ludzkości o ograniczenie spożycia mięsa, albowiem
jego produkcja odpowiada za 18 proc. emisji gazów cieplarnianych, w
szczególności metanu pochodzącego od bydła – rzeźnego i mlecznego.

Redukcja CO2

Mimo że natura globalnego ocieplenia nie została dokładnie określona i że
nie został rozstrzygnięty podstawowy dylemat: kto lub co odpowiada za jego
występowanie, uruchomiona została ogromna machina propagandowo-polityczna
ukierunkowana na walkę z nim. Przyniosła ona zresztą konkretne rezultaty.
Głównym z nich jest słynny protokół z Kioto wynegocjowany w grudniu 1997
roku. Wszedł on w życie w 2005 roku. Na jego mocy kraje-sygnatariusze
zobowiązały się do redukcji do 2012 r. własnych emisji gazów cieplarnianych
co najmniej o 5 proc. w stosunku do poziomu emisji z 1990 roku. Protokół
zawiera także możliwość, w przypadku niedoboru bądź nadwyżki emisji tych
gazów, wymiany handlowej polegającej na odsprzedaży lub odkupieniu limitów
od innych krajów. Według przewidywań, protokół z Kioto ma przynieść
redukcję średniej temperatury globalnej pomiędzy 0,02 st. C a 0,28 st. C do
roku 2050.

Ogólnie planowana redukcja jest jednak znacznie wyższa, aż o 29 proc., a
ponadto zróżnicowana. Dla Unii Europejskiej wynosi ona 8 proc., dla USA – 7
proc., dla Japonii – 6 proc., a dla Rosji – 0 procent. Natomiast w wypadku
Australii i Islandii dopuszczono nawet wzrost emisji.

Polska miała obniżyć swoją emisję o 6 proc. w porównaniu do poziomu z roku
1988, który przyjęto jako rok bazowy dla byłych krajów socjalistycznych.
Ponieważ jednak z powodu zmiany struktury gospodarki narodowej w okresie
transformacji emisja gazów w Polsce zmniejszyła się w latach 1988-2001 aż o
33 proc., otworzyła się szansa, że Polska może zarobić na handlu swoimi
nadwyżkami. Szansę tę utrąciła jednak Komisja Europejska, która zdecydowała
w marcu 2005 r. o ograniczeniu Polsce przyznanych jej wcześniej limitów.

Argumentowała ona, że przyznanie Polsce zbyt wysokich limitów
doprowadziłoby do masowej sprzedaży limitów przez polskie przedsiębiorstwa,
co mogłoby doprowadzić do spadku ceny za tonę emisji dwutlenku węgla i w
konsekwencji zniechęcałoby innych do proekologicznych inwestycji.

Stany Zjednoczone, największy emitent gazów cieplarnianych, nie
ratyfikowały protokołu z Kioto, uważając, że przyniosłoby to poważne szkody
ich gospodarce. Kierowały się także tym, że prężnie rozwijające się
gospodarki Chin i Indii są wyłączone spod restrykcji protokołu w zakresie
emisji gazów.

Prezydent George Bush stwierdził, że protokół jest nieuczciwym i
nieskutecznym sposobem walki ze zmianą klimatu. Podjęto jednak w Stanach
kroki na rzecz ograniczenia emisji gazów i osiągnięto rezultaty lepsze niż
w UE. Ograniczenia emisji w USA wyniosły 14 t na jednego mieszkańca,
podczas gdy w UE 12 t. Równocześnie w Chinach emisja gazów wzrosła o 205 t
na głowę, a w Indiach 100 ton. W praktyce zatem skuteczność protokołu
oceniana jest jako bliska zeru. Ogółem emisja CO2 od roku bazowego wzrosła
o ok. 49 procent.

Mimo tych niepowodzeń zwolennicy walki ze zmianą klimatu nie ustają w
swoich działaniach. Wyrazem ich wysiłków jest opracowany przez UE pakiet
klimatyczny, na przyjęcie którego zgodził się w 2008 r. rząd Donalda Tuska.
Obowiązuje on od stycznia 2013 roku. Potocznie określany jest on jako 3 x
20 i obejmuje: ograniczenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost
o 20 proc. efektywności energetycznej, a także osiągnięcie 20-procentowego
udziału energii produkowanej z odnawialnych źródeł energii. Istotne
postanowienia dotyczą handlu emisjami.

Zaplanowano stopniowe wprowadzenie systemu aukcyjnego. Zniesiono bezpłatne
przydziały emisji od roku 2013 w sektorze energetycznym, a od roku 2020 w
innych branżach.

Ubezwłasnowolnieni

Postanowienia pakietu szczególnie mocno uderzą w Polskę, której energetyka
w 95 proc. opiera się na węglu. Przyjmując, że prognozowana cena 1 t
dwutlenku węgla może wynieść 175 zł, będziemy musieli zapłacić rocznie 26
mld zł za emisję tego gazu. Przełoży się to na gwałtowny wzrost cen energii
elektrycznej, co zwiększy skalę ubóstwa Polaków. Równocześnie wysokie ceny
energii elektrycznej pogorszą konkurencyjność polskiej gospodarki, co z
kolei zaowocuje masowym bezrobociem.

„Kto kontroluje energię, ten kontroluje świat” – stwierdził swego czasu
wybitny geopolityk francuski gen. Pierre-Marie Gallois. Problem walki z
globalnym ociepleniem sprowadza się w istocie do tego, z jakiego rodzaju
energii będziemy korzystali. Polsce w niedwuznaczny sposób sugeruje się,
ażeby zrezygnowała ze swojego narodowego bogactwa, jakim są ogromne pokłady
węgla kamiennego i brunatnego, i przestawiła się na drogi, importowany gaz
ziemny. Równocześnie nie ustają wysiłki mające na celu zniechęcenie jej do
wykorzystania innych posiadanych przez nią bogactw, takich jak geotermia i
gaz łupkowy.

Cel tych zabiegów jest jasny. Pewien rosyjski ekspert trafnie to ujął: nie
można kontrolować klimatu, ale można kontrolować gospodarkę słabszych
krajów. A kontrola gospodarki oznacza także kontrolę polityczną, ma też na
celu hamowanie rozwoju. Baczna obserwacja pozwala bowiem nawet na
polityczną identyfikację środowiska natchnionych ekologów. Kontrola taka
jest ponadto powiązana z ekonomiczną eksploatacją. Energia elektryczna
produkowana z węgla jest prawie dwukrotnie tańsza niż z gazu ziemnego i
farm wiatrowych, czterokrotnie tańsza niż z siłowni wykorzystujących
energię słoneczną.

Polska musi zatem wypracować własną strategię energetyczną bazującą na
posiadanym przez nas potencjale. Towarzyszyć jej musi racjonalna ochrona
środowiska naturalnego. W tym celu należy zintensyfikować prace nad
podziemną gazyfikacją węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego (z fazy
studyjnej powinny one przejść do fazy przemysłowej), przyspieszyć
eksplorację złóż gazu łupkowego i wspierać geotermię.

Data: 2013-11-12 16:48:18
Autor: Mark Woydak
Szczyt klimatycznej histerii
PiS-owski PSYCHOPATA podpisujący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek m.in. Prinzlaff Herrlich) piszacy z mx05.eternal-september.org
uzywajacy czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to FAŁSZYWKA!. Fakt, ze podszywa sie pod moje dane
swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina
dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla
niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich
chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze
starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny
powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański
obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--


Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:q2rpitr2kari.ugj5725xq8yb.dlg40tude.net...

Szczyt klimatycznej histerii

W genialnej powieści Bolesława Prusa „Faraon” jest kapitalna scena, kiedy
to kapłani starożytnego Egiptu w oparciu o swą wiedzę astronomiczną oraz
nieświadomość ludu egipskiego wykorzystują zaćmienie słońca w swojej walce
z młodym faraonem – reformatorem.

W porównaniu do czasów opisywanych przez powieściopisarza wiele się
zmieniło. Niepomiernie wzrosła wiedza szerokich kręgów ludzkości, w tym
także wiedza z dziedziny astronomii. Dziś nikomu już nie uda się użyć
zaćmienia słońca jako instrumentu politycznego. Nowa epoka wymaga, aby
stawiać ludzkość wobec nowych wyzwań. Od wielu już lat rolę taką spełnia
globalne ocieplenie.

Terminem tym określa się datowane od połowy XX stulecia podwyższenie
temperatury powietrza występujące na powierzchni ziemi i oceanów. Szacuje
się, że w okresie 1906-2005 średnia temperatura na ziemi mogła wzrosnąć w
przedziale między 0,74 a 0,18 st. Celsjusza. Za wzrost temperatury
odpowiedzialne są gazy cieplarniane, które powodują zjawisko, które zostało
jeszcze na początku XIX wieku określone jako efekt cieplarniany. Zaliczono
do nich parę wodną – odpowiedzialną w 36-66 proc. za efekt cieplarniany (a
przy uwzględnieniu chmur nawet 85 proc.,), dwutlenek węgla (9-26 proc.
odpowiedzialności), metan (4-9 proc.) oraz ozon (3-7 proc.).

Głównym winowajcą okrzyknięty został jednak dwutlenek węgla, a za jego
pośrednictwem człowiek. On to bowiem zainicjował w końcu XVIII wieku epokę
uprzemysłowienia, która opierała się na węglu kamiennym, którego spalanie
miało spowodować z kolei wzrost zawartości CO2 w atmosferze ziemskiej o 31
procent.

Teza o postępującym globalnym ociepleniu została zaakceptowana przez
większość gremiów naukowych świata, a zwłaszcza przez środowiska naukowe i
polityczne państw najwyżej gospodarczo rozwiniętych, a więc te, które swego
czasu przodowały w dziele industrializacji, a co za tym idzie – i w emisji
dwutlenku węgla.

Niewygodna, ale czy prawda?

Wokół zagrożenia ociepleniem globalnym rozpętano szeroką akcję
propagandową, której czołowym eksponentem w świecie polityki był Al Gore,
wiceprezydent Stanów Zjednoczonych w okresie prezydentury Billa Clintona. Z
jego udziałem i w oparciu o jego książkę został w 2006 r. nakręcony film
dokumentalny zatytułowany „Niewygodna prawda”, w sugestywny sposób
przedstawiający kataklizmy, jakie przyniesie ludzkości globalne ocieplenie.

Wkrótce jednak doczekał się on repliki. W 2007 r. Brytyjczyk Martin Durkin
nakręcił film „Globalne ocieplenie – wielkie oszustwo”. Podważał on główną
tezę zwolenników globalnego ocieplenia, że za jego pojawienie się
odpowiedzialny jest człowiek i jego działalność przemysłowa. Zarzucał też
środowiskom naukowym, że ich opowiedzenie się za antropogeniczną genezą
zjawiska ocieplenia powodowane jest względami materialnymi: na badania nad
tym problemem wyasygnowano mnóstwo pieniędzy, a sponsorzy oczekiwali
takich, a nie innych wyników.

Trzeba jednak powiedzieć, że także w świecie nauki nie brak krytycznych
wypowiedzi na temat globalnego ocieplenia. Na gruncie polskim dał tego
dowody nieżyjący już prof. Zbigniew Jaworowski. Podkreślał on, że głównym
sprawcą tzw. efektu cieplarnianego nie jest wcale dwutlenek węgla, a para
wodna.

Przypominał także, że efekt cieplarniany jest dobrodziejstwem dla
ludzkości. To dzięki niemu rozwinęło się i trwa życie na planecie Ziemia.
Gdyby nie on, średnia temperatura na Ziemi wynosiłaby -18 st. C, zamiast
obecnych +15 stopni. Daleki był także od demonizowania dwutlenku węgla. To
gaz życia – przekonywał. Zawarty jest w roślinach i innych organizmach
żywych, gdyby nie on, nie byłoby także życia na Ziemi.

Przemawiając zaś przed komisją Senatu USA, stwierdził, że teza o znacznym
wzroście dwutlenku węgla w atmosferze, począwszy od początku ery
uprzemysłowienia, bierze się z nieprawidłowo dokonanej oceny zawartości
tego gazu w powietrzu w dobie przedindustrialnej. „Główną podstawą histerii
klimatycznej – pisał w 2008 r. – stały się raporty IPCC (Intergovernmental
Panel on Climate Change) uznawane w Brukseli za księgi święte”.

Warto dodać, że na czele owego Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu
stoi Rajendra Pachauri, z wykształcenia inżynier kolejnictwa. We wrześniu
2008 r. zaapelował on do ludzkości o ograniczenie spożycia mięsa, albowiem
jego produkcja odpowiada za 18 proc. emisji gazów cieplarnianych, w
szczególności metanu pochodzącego od bydła – rzeźnego i mlecznego.

Redukcja CO2

Mimo że natura globalnego ocieplenia nie została dokładnie określona i że
nie został rozstrzygnięty podstawowy dylemat: kto lub co odpowiada za jego
występowanie, uruchomiona została ogromna machina propagandowo-polityczna
ukierunkowana na walkę z nim. Przyniosła ona zresztą konkretne rezultaty.
Głównym z nich jest słynny protokół z Kioto wynegocjowany w grudniu 1997
roku. Wszedł on w życie w 2005 roku. Na jego mocy kraje-sygnatariusze
zobowiązały się do redukcji do 2012 r. własnych emisji gazów cieplarnianych
co najmniej o 5 proc. w stosunku do poziomu emisji z 1990 roku. Protokół
zawiera także możliwość, w przypadku niedoboru bądź nadwyżki emisji tych
gazów, wymiany handlowej polegającej na odsprzedaży lub odkupieniu limitów
od innych krajów. Według przewidywań, protokół z Kioto ma przynieść
redukcję średniej temperatury globalnej pomiędzy 0,02 st. C a 0,28 st. C do
roku 2050.

Ogólnie planowana redukcja jest jednak znacznie wyższa, aż o 29 proc., a
ponadto zróżnicowana. Dla Unii Europejskiej wynosi ona 8 proc., dla USA – 7
proc., dla Japonii – 6 proc., a dla Rosji – 0 procent. Natomiast w wypadku
Australii i Islandii dopuszczono nawet wzrost emisji.

Polska miała obniżyć swoją emisję o 6 proc. w porównaniu do poziomu z roku
1988, który przyjęto jako rok bazowy dla byłych krajów socjalistycznych.
Ponieważ jednak z powodu zmiany struktury gospodarki narodowej w okresie
transformacji emisja gazów w Polsce zmniejszyła się w latach 1988-2001 aż o
33 proc., otworzyła się szansa, że Polska może zarobić na handlu swoimi
nadwyżkami. Szansę tę utrąciła jednak Komisja Europejska, która zdecydowała
w marcu 2005 r. o ograniczeniu Polsce przyznanych jej wcześniej limitów.

Argumentowała ona, że przyznanie Polsce zbyt wysokich limitów
doprowadziłoby do masowej sprzedaży limitów przez polskie przedsiębiorstwa,
co mogłoby doprowadzić do spadku ceny za tonę emisji dwutlenku węgla i w
konsekwencji zniechęcałoby innych do proekologicznych inwestycji.

Stany Zjednoczone, największy emitent gazów cieplarnianych, nie
ratyfikowały protokołu z Kioto, uważając, że przyniosłoby to poważne szkody
ich gospodarce. Kierowały się także tym, że prężnie rozwijające się
gospodarki Chin i Indii są wyłączone spod restrykcji protokołu w zakresie
emisji gazów.

Prezydent George Bush stwierdził, że protokół jest nieuczciwym i
nieskutecznym sposobem walki ze zmianą klimatu. Podjęto jednak w Stanach
kroki na rzecz ograniczenia emisji gazów i osiągnięto rezultaty lepsze niż
w UE. Ograniczenia emisji w USA wyniosły 14 t na jednego mieszkańca,
podczas gdy w UE 12 t. Równocześnie w Chinach emisja gazów wzrosła o 205 t
na głowę, a w Indiach 100 ton. W praktyce zatem skuteczność protokołu
oceniana jest jako bliska zeru. Ogółem emisja CO2 od roku bazowego wzrosła
o ok. 49 procent.

Mimo tych niepowodzeń zwolennicy walki ze zmianą klimatu nie ustają w
swoich działaniach. Wyrazem ich wysiłków jest opracowany przez UE pakiet
klimatyczny, na przyjęcie którego zgodził się w 2008 r. rząd Donalda Tuska.
Obowiązuje on od stycznia 2013 roku. Potocznie określany jest on jako 3 x
20 i obejmuje: ograniczenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost
o 20 proc. efektywności energetycznej, a także osiągnięcie 20-procentowego
udziału energii produkowanej z odnawialnych źródeł energii. Istotne
postanowienia dotyczą handlu emisjami.

Zaplanowano stopniowe wprowadzenie systemu aukcyjnego. Zniesiono bezpłatne
przydziały emisji od roku 2013 w sektorze energetycznym, a od roku 2020 w
innych branżach.

Ubezwłasnowolnieni

Postanowienia pakietu szczególnie mocno uderzą w Polskę, której energetyka
w 95 proc. opiera się na węglu. Przyjmując, że prognozowana cena 1 t
dwutlenku węgla może wynieść 175 zł, będziemy musieli zapłacić rocznie 26
mld zł za emisję tego gazu. Przełoży się to na gwałtowny wzrost cen energii
elektrycznej, co zwiększy skalę ubóstwa Polaków. Równocześnie wysokie ceny
energii elektrycznej pogorszą konkurencyjność polskiej gospodarki, co z
kolei zaowocuje masowym bezrobociem.

„Kto kontroluje energię, ten kontroluje świat” – stwierdził swego czasu
wybitny geopolityk francuski gen. Pierre-Marie Gallois. Problem walki z
globalnym ociepleniem sprowadza się w istocie do tego, z jakiego rodzaju
energii będziemy korzystali. Polsce w niedwuznaczny sposób sugeruje się,
ażeby zrezygnowała ze swojego narodowego bogactwa, jakim są ogromne pokłady
węgla kamiennego i brunatnego, i przestawiła się na drogi, importowany gaz
ziemny. Równocześnie nie ustają wysiłki mające na celu zniechęcenie jej do
wykorzystania innych posiadanych przez nią bogactw, takich jak geotermia i
gaz łupkowy.

Cel tych zabiegów jest jasny. Pewien rosyjski ekspert trafnie to ujął: nie
można kontrolować klimatu, ale można kontrolować gospodarkę słabszych
krajów. A kontrola gospodarki oznacza także kontrolę polityczną, ma też na
celu hamowanie rozwoju. Baczna obserwacja pozwala bowiem nawet na
polityczną identyfikację środowiska natchnionych ekologów. Kontrola taka
jest ponadto powiązana z ekonomiczną eksploatacją. Energia elektryczna
produkowana z węgla jest prawie dwukrotnie tańsza niż z gazu ziemnego i
farm wiatrowych, czterokrotnie tańsza niż z siłowni wykorzystujących
energię słoneczną.

Polska musi zatem wypracować własną strategię energetyczną bazującą na
posiadanym przez nas potencjale. Towarzyszyć jej musi racjonalna ochrona
środowiska naturalnego. W tym celu należy zintensyfikować prace nad
podziemną gazyfikacją węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego (z fazy
studyjnej powinny one przejść do fazy przemysłowej), przyspieszyć
eksplorację złóż gazu łupkowego i wspierać geotermię.

Szczyt klimatycznej histerii

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona