Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.gory   »   Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji

Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji

Data: 2010-10-11 19:15:32
Autor: Waldek Brygier
Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji
Piękna pogoda i zapowiedź rychłej zimy zdopingowały mnie do wyprawy w Karkonosze. Czasami tak jest, że trzeba wyjechać służbowo, a że wyjazd ten to była po prostu sześciodniowa wędrówka po Karkonoszach (w większości po ich czeskiej części), to myślę, że nieobecność da się w ten sposób usprawiedliwić, a tym samym brak newsów na naszesudety.pl... Newsy pojawią się za chwilę, a tymczasem kilka uwag związanych z moim wyjazdem.

*Dzień 1.
Karpacz Górny - Polana - Pielgrzymy - Przełęcz Karkonoska - Špindlerův Mlýn*

Na samym początku podróży spotkała mnie zabawna sytuacja. Najpierw za Jelenią Górą, przy zjeździe na Mysłakowice, autobus pojechał dalej prosto, tzw. "obwodnicą". OK, pomyślałem, widocznie to kurs z pominięciem Mysłakowic i Kowar. Jakież było moje zdziwienie, gdy po chwili autobus zjechał na parking przy "Tyrolskiej Chacie", wrócił do skrzyżowania i pojechał na Mysłakowice. Jedziemy dalej i pan kierowca pyta jednej z pasażerek, czy wie, jak wjechać na kowarski dworzec? Pani coś tam wiedziała, poprowadziła go, ale w ten sposób, że wjechał nie na ten przystanek (tam są dwa przystanki, po dwóch stronach placu). No OK, w końcu jakby nie było, przystanek Kowary Dworzec PKP zaliczony. Jedziemy jeszcze chwilę, gdy na skrzyżowaniu autobus skręca w prawo, do centrum Kowar. Tu już musiałem zainterweniować, podszedłem do kierowcy, zawróciliśmy na placu koło kościoła, jeszcze raz wjechaliśmy na przystanek (tym razem po właściwej stronie) i dalej już na Karpacz. Szkoda, że nie zostałem przy kierowcy trochę dłużej, wtedy nie przegapiłby przystanku w Ściegnach :-)

Dawno nie byłem w schronisku "Odrodzenie", ale słyszałem że nieco się tam zmieniło. Nie miałem przyjemności co prawda zobaczyć pokoi, ale szczerze mówiąc część jadalna (barowa) nie zachwyciła mnie niczym szczególnym. Myślę, że niewiele się chyba jednak zmieniło. Na Sali, po opuszczeniu jej przez wycieczkową grupę małolatów, pozostało zaledwie kilka osób, a tymczasem po czeskiej stronie dość ciasno w lokalach, i to zarówno w piekielnie drogiej Špindlerovce, jak i w tańszych przybytkach...

*Dzień 2.
Špindlerův Mlýn - dolina Łaby (Labský důl) - Labska bouda - Martinovka - Petrovka - Špindlerův Mlýn*

Špindlerův Mlýn za dnia wygląda równie okazale, co w wieczornym blasku, jaki miałem okazję oglądać dzień wcześniej, po przybyciu do miasta. Labský důl okazały i robi wrażenie, mimo że, jak to w czeskim zwyczaju bywa, droga dość daleko wyasfaltowana. Łabski wodospad trochę rozczarowuje, ale i tak jest piękny, warto podejść tuż przed Labską boudą na mostek ponad wodospadem - dojście odbočką (robi to naprawdę niewiele osób, a warto!)

No i wreszcie sama Labska bouda, o której na naszych stronach też padło wiele dobrych i złych słów. Obiekt kolosalnych rozmiarów, to się zgadza, piękny nie jest, to też się zgadza, ale czy rzeczywiście konieczna jest jego rozbiórka? Jakoś nie zrobił na mnie aż tak złego wrażenia. Już gorzej w środku, bo poczułem się jak w socjalistycznej stołówce zakładowej. Brudny, zarośnięty facet przy kasie, ten wydający posiłki na tace już w znacznie lepszym stanie, ale widać, że nie stroni... Mnie to akurat nie przeszkadza, ale kontrast z taką np. Martinovką, którą odwiedziłem ciut później - znaczący! Tam czysto, schludnie, dużo drewna, kelnerzy w białych koszulach i ten piec w głównej Sali, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia :-)

Gdyby ktoś planował skorzystać z jakichkolwiek usług w Petrovce, kiedyś nagminnie i nielegalnie odwiedzanej przy wędrówce Szlakiem Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej, to niestety srogo się zawiedzie. Obiekt jakiś czas temu przeszedł w ręce prywatne i... szkoda, że tak się stało. Powybijane drzwi i szyby w oknach, hulający wewnątrz wiatr, bałagan i bród. Obiekt niby zamknięty, zakaz wstępu do niego, pojawiające się według napisów patrole - obraz nędzy i rozpaczy. I tylko widoki pozostały z tego miejsca niezmienne, czyli zapierające dech w piersiach...

*Dzień 3.
Vrchlabí - Přední Žalý - Rovinka - Šeřín - Černá skála - Labská - Špindlerův Mlýn*

W przewodniku Piotra Migonia i Jacka Potockiego (wyd. Ekograf) znajduje się opisana trasa dość podobna do mojej (różnią się w końcówce) i na wstępie znajduje się informacja, że to trasa bez możliwości posilenia się. Tymczasem sytuacja na szczęście zmieniła się i zarówno na Přednim Žalym, jak i na położonej kilka kilometrów dalej Rovince spokojnie można coś zjeść i napić się. Oba miejsca zaliczyłbym do kategorii większych bufetów z prostym żarełkiem, piwkiem, słodyczami, itp. Bufet na Žalym nie jest czynny codziennie poza sezonem, na Rovince cały rok, oprócz poniedziałków.

Z miejsc widokowych na trasie warto wspomnieć o wieży widokowej na Přednim Žalym, o kaplicy św. Anny i 14 Wspomożycieli w Kněžicach (piękna panorama Przedgórza Karkonoszy) oraz o skałach na Šeřínie. Nieco zawiodło mnie miejsce nazwane Labská vyhlidka, które wcale nie okazało się tak spektakularne jak punkt widokowy o podobnej nazwie w Czesko-Saskiej Szwajcarii (nie mówiąc już o tym, że Labská vyhlidka okazała się być... nazwą obiektu noclegowego). Samo Vrchlabí z koeli to miasto cudnej urody, ale nie miałem czasu na rozkoszowanie się jego pięknem - pozostawiłem sobie na następny raz (w sumie to już niedługo).

*Dzień 4
Špindlerův Mlýn - Svatý Petr - zbocza Kozich hřbetów - Krakonoš - Luční bouda - Dom Śląski - Czarny Grzbiet - Jelenka - zbocza Śnieżki - Śnieżka - Dom Śląski*

Trasa trochę poszarpana, ale do Domu Śląskiego dotarłem około godziny 13:00, więc szkoda było mi reszty dnia i poszedłem jeszcze na krótką wycieczkę, tym chętniej że tłumy przy schronisku były okropne... Ten dzień dał mi się mocno we znaki, GPS pokazał sumę podejść: 1597 m, a więc prawie Śniezka z poziomu morza.

Jeśli ktoś nie był w okolicach Kozich hřbetów, to gorąco polecam. Lepiej pójść żółtym szlakiem, tzw. Judeichovą cestą, bo widoki są wręcz porażające. Hrazený důl pod nogami robi wrażenie, a widok na jedyną w Sudetach grań z Krakonoša wart jest każdego wysiłku. W Luční boudzie warto zatrzymać się chociaż na chwilę, by przejrzeć wiszące w holu ilustracje dawnego schroniska i planów nowego, które zostały zrealizowane zaledwie w części - jeśli macie w pamięci wygląd Lučnej boudy, to dodajcie do tego jeszcze jedno potężne skrzydło. Przed boudą pojawił się piękny kamień z nazwiskami dawnej szlachty karkonoskiej i datami 1710 - 2010 (w serwisie niedługo opiszę, co to za daty i czego dotyczą).

Na koniec dnia czekała na mnie prawdziwa perełka. Wybrałem się do Jelenki, by potem zielonym szlakiem (tzw. Trawersem) pójść na zbocza Śnieżki i dalej żółtym wspiąć się wzdłuż wyciągu na jej szczyt. Gdy spojrzeć na mapę, szlak zielony nie wyróżnia się niczym szczególnym, ot mało ciekawy szlak, wyznakowany właściwie nie wiadomo po co. Tymczasem okazało się, że to szlak niezwykle widokowy i  na dodatek na fragment Karkonoszy, których trudno było mi rozszyfrować (przydała się mapa). Polecam ten szlak!

*Dzień 5.
Dom Śląski - Luční bouda - Výrovka - Chalupa na Rozcestí - Klínové boudy - Chalupa na Rozcestí - Liščí hora - Lesní bouda - Pec pod Sněžkou - Obří důl - Dom Śląski*

Kilka dni wcześniej kupiłem październikowy numer miesięcznika "Krkonoše" i przeczytałem w nim artykuł o żelastwie pozostawionym w Karkonoszach. Sporo miejsca było w artykule o spłonięciu Klínovki wraz z niezwykle zapadającym w pamięć zdjęciem, gdy się zawalała. Będąc niedaleko, musiałem niestety odwiedzić to miejsce. Niestety, bo to kilometr w jedną i tyle samo w drugą stronę, i na dodatek w dół. Warto jednak było. Po chacie nie ma śladu, ale widoki z tego miejsca zaliczam do najpiękniejszych w Karkonoszach...

Zresztą cały szlak, który tego dnia przeszedłem (no, może poza fragmentem w samym Pecu) uważam za niezwykle piękny. Ciekawostką jest Lesní bouda, już niemal u stóp Černej hory, w której gospodarze hodują owce i kozy, a wyroby z ich mleka sprzedawane są w boudowej restauracji. Miałem przyjemność zjeść kozi ser zapiekany w plastrach boczku z zieloną fasolką - było pyszne, ale... porcja nie zachwyciła mnie swoją wielkością. Niemniej jednak warto spróbować potraw z jagnięciny, czy z dodatkiem produkowanego tutaj nabiału.

Ponad Pecem, na Hnědym vrchu powstała nowa wieża widokowa. To tak dla informacji odwiedzających te tereny, bo sam na niej nie byłem - nie zdążyłem. Czynna codziennie od godz. 9:00-16:00, wstęp, co warto zauważyć, jest darmowy.

*Dzień 6.
Dom Śląski - dolina Łomniczki - Karpacz*

Dzień króciutki, bo obowiązki domowe już wzywały i ok. 14:00 musiałem być we Wrocławiu. Ze schroniska w dolinie Łomniczki poszedłem szlakiem żółtym przez Betonowy Most. Jeśli szukacie pięknej jesieni, to polecam ten odcinek, dzięki rosnącym tam bukom jest niezwykle kolorowo i przy okazji pusto, bo większość turystów wybiera z Karpacza GSS do doliny Łomniczki.


--
pozdrawiam
Waldemar Brygier
www.naszesudety.pl - Prawie wszystko o Sudetach. Zapraszam!
GG 415880

Data: 2010-10-11 23:32:19
Autor: Dawid Pastusiak
Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji
Waldek Brygier napsal(a):

[ciach]

Dzieki za relacje, niby mieszkam blisko, ale wciaz jeszcze duzo mi brakuje z czeskiej czesci Karkonosz.

Pozdrawiam

--
Dawid Pastusiak (Liberec)
http://www.dejw.estranky.cz
"Prostě Polsko, no. To rozumově nepochopíte, to můžete akorát milovat nebo nenávidět" T.H.

Data: 2010-10-14 11:52:27
Autor: Tomasz Sójka
Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji
Dnia Mon, 11 Oct 2010 19:15:32 +0200, Waldek Brygier napisał(a):

....
Dzień króciutki, bo obowiązki domowe już wzywały i ok. 14:00 musiałem być we Wrocławiu. Ze schroniska w dolinie Łomniczki poszedłem szlakiem żółtym przez Betonowy Most. Jeśli szukacie pięknej jesieni, to polecam ten odcinek, dzięki rosnącym tam bukom jest niezwykle kolorowo i przy okazji pusto, bo większość turystów wybiera z Karpacza GSS do doliny Łomniczki.

No wreszcie jakaś fajna relacja - Ty Waldek mógłbyś chyba dużo częściej
takie rzeczy wrzucać? Tylko sądząc po wstępie tekst był pisany na zlecenie
redakcji "naszesudety"? ;)
Pozdrawiam Tomek

Data: 2010-10-14 14:00:16
Autor: Waldek Brygier
Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji
Tomasz Sójka wrote:
Tylko sądząc po wstępie tekst był
pisany na zlecenie redakcji "naszesudety"? ;)

Redakcja to JA, można by rzec :-)
Na przyszłość wytnę wstęp...


--
pozdrawiam
Waldemar Brygier
www.naszesudety.pl - Prawie wszystko o Sudetach. Zapraszam!
GG 415880

Data: 2010-10-16 13:46:49
Autor: Marian Janaś
Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji
Waldek Brygier napisał
Jeśli ktoś nie był w okolicach Kozich hřbetów, to gorąco polecam. Lepiej pójść żółtym szlakiem, tzw. Judeichovą cestą, bo widoki są wręcz porażające.

Pierwszy raz byłem w okolicach Kozich hrbetów ponad 30 lat temu. Była to goła
skalista grań. Jakież było moje zdziwienie gdy parę lat temu byłem w tym samym
miejscu a ich grań pokrywała ciemna zieleń kosodrzewiny.

Pozdrawiam Marian Janaś --


Sześć dni w Karkonoszach i kilka refleksji

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona